WC dwa kwadranse
Tytuł spektaklu wydawał się prowokujący, zwłaszcza w kontekście zapowiedzi wrocławskiej pornopremiery w Teatrze Polskim. Liczyłem na więcej niż męskie zabawy z kibelkiem i rolką papieru toaletowego.
Tematy toaletowe wydają się niespecjalnie teatralne, może nawet niespecjalnie intelektualne, choć Michał Witkowski wielokrotnie sugerował, iż wizyty m.in. w kultowym szalecie miasta, nieopodal Wrocławskiego Teatru Lalek, były źródłem inspiracji wysublimowanej prozy. Wcześniej odurzał czytelnika opisami intymnej przestrzeni toalety lub wykonywanych tam czynności Rabelais, Swift, a za mojej młodości Wojaczek. Mimo to poza płótnem Śmierć Marata mało który akt ablucji czy defekacji wydawał mi się metafizycznie olśniewający. Zabawny owszem, jak to w koszarach.
Co innego – jak się zdaje – odczuwają dzieci. Pojęcie skalanej nagości, szokująca poetyka pozbywania się ekskrementów, anus jako skaza piękna, wnętrze i zewnętrze ciała dla nich nie istnieją. Dziecięce ciało jest magiczną całością. Być może dlatego łazienka czy toaleta są przestrzeniami takiej samej zabawy jak każde inne miejsce. I ten – niejako przedkulturowy – punkt widzenia starali się praktykować na Scenie na Piętrze Tomasz Maśląkowski (aktor i reżyser spektaklu) oraz Grzegorz Mazoń (aktor i autor muzyki).
W przeciwieństwie do przestrzeni sceny o rozmiarach sporego pokoju kabiny WC są zazwyczaj wielkości metra kwadratowego i – poza tym, co się mnie kojarzy choćby z biografią George’a Michaela – zazwyczaj jedynym doznaniem egzystencjalnym zda się w nich stan swoiście aromatyzowanej klaustrofobii. Odór i ciasnota nie tylko deprymują, one naznaczają. Człowiek opuszczający kibelek wykonuje dość nieskoordynowane ruchy porządkujące powłoki i materie oraz wyraźnie łaknie tchu. Niekiedy umyje ręce i poprawi makijaż, jak to w Polsce.
Maśląkowski inscenizator sporo przeinaczył. Zamknął widzów w czarnym, dość dużym kubie czystego powietrza, odciętym od poduchowatych siedzisk bardzo dyskretnie przy podłodze szarym marginesem rur kanalizacyjnych spiętych w hetkę-pętelkę. Łatwiej opisać tego prostego gestu inscenizacyjnego się nie da. Oto powstało jakieś tam – iluzorycznie odgrodzone, i jest jakieś tu, w którym siedzimy, zważając, by nie rozdeptać ani nie rozczapierzyć na podłodze kilkumiesięcznych mikrusów, którzy pałętają się pomiędzy stopami rodziców, bo na widowni dominują pełne rodziny.
Na początku w mrocznej czasoprzestrzeni lśnią zatem dwie męskie postacie, niemal jak Pat i Pataszon, choć to teatr niemy, w szaro-srebrzystych garniturach. Oraz dwa mobilne, białe zestawy toaletowe z klasyczną spłuczką. Pozostałe rekwizyty to rolki białego papieru toaletowego, białe ręczniki oraz cztery gumowe ssawki do przepychania tego i owego. I odrobina dźwięków.
Zaczynamy od zabawy w swoistego berka-przedrzeźniacza – zgadujemy, kto za kim stoi, a raczej kto za kim biegnie, bo aktorzy – jak dzieci, jak dzieci – śmigają między sobą, walcząc o prymat w tym wyścigu donikąd. Jest slapstick, acz bezbolesny. To jeden, to drugi przoduje, aż do fizycznego szaleństwa, obficie roniąc pot z czoła, śmigając w coraz ciaśniejszych pętlach. Raz dokoła! Raz dokoła! Wtem – bęc! Po hamulcach! Stop! Zmiana obrazu.
Potem są striptizy – jak to w łazience – i animacje papierowo-rolkowe. Ożywają różne stwory o oczach wyłupiastych, prężą białe grzbiety robale-fale, wiją się wężowo taśmy bieli. A w tle nieustanna gimnastyka dwóch ciał. Awantury i wybryki, bo przecież mężczyźni w gatkach i podkoszulkach także są dość nietypowi podczas tej lekcji dokazywania. Są jeszcze porcelanowe potwory kłapiące paszczami-deskami klozetowymi. Zabawny spacer gimnastyków pełen przyklejanych do podłogi łap-ssawek. Wreszcie jakaś kiwająca się na głowie instalacja kosmiczna z tychże przepychaczy.
Dzieci jakoś w tę fonosferę wchodzą – słuchać śmichy-chichy, parsknięcia, rechoty, wybuchy śmiechu. Być może chciałyby podobnie dokazywać. Skala imponująca, energia jakoś powstrzymywana przez poduchową ciasnotę, więc czekamy na interaktywny finał. I tu czar pryska. Ten wyższy wnosi wory z rurami do składania i zaprasza na środek. Chłopaki ruszają żwawo, coś tam spinając w coś tam. Dziewczęta nieco nadąsane, ot, poobijały rurkę o rurkę i chcą do domu.
My z panną L. trafiliśmy na bankiet. Pan Dyrektor zapraszał. – Nie powiesz tacie? – usłyszałem od wnuczki. – Zjadłam trzy babeczki z kremem – zakręciła loczkami. – Nie powiem! – odszepnąłem. Wolę jednak kręcenie główką od pupy. Może się starzeję.
13-11-2015
galeria zdjęć Kręcipupa, reż. Tomasz Maśląkowski, Wrocławski Teatr Lalek ZOBACZ WIĘCEJ
Wrocławski Teatr Lalek
Kręcipupa
scenariusz, scenografia, reżyseria: Tomasz Maśląkowski
muzyka: Grzegorz Mazoń
choreografia: Maćko Prusak
obsada: Tomasz Maśląkowski, Grzegorz Mazoń
premiera 17.10.2015