AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wielkie otwarcie

Teatrolog, krytyk teatralny, wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego (adiunkt w Katedrze Kultury i Sztuki w Instytucie Filologii Polskiej). Badawczo interesuje się dramaturgią współczesną i teatrem „nowej realności”. Publikowała m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Tygodnika Powszechnego”, „Teatru”, "Dialogu". Była kierownikiem literackim Teatru Muzycznego w Gdyni, Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu i Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni, a także kierownikiem literackim i dyrektorem programowym Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni. Współtworzyła również projekt Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Jest autorką książki Gra o zbawienie. O dramatach Tadeusza Słobodzianka.
A A A
Hamlet, Shakespeare's Globe,
fot. Greg Veit  

Wizjonerski koncept utytułowanego anglisty i badacza twórczości Szekspira, profesora Jerzego Limona, który prawie ćwierć wieku temu rozpoczął dzieło rekonstrukcji siedemnastowiecznej Szkoły Fechtunku – pierwszego teatru publicznego na ziemiach polskich, zbudowanego wedle założeń architektonicznych sceny elżbietańskiej, został wreszcie urzeczywistniony. Gdańsk zyskał nowoczesny, wielofunkcyjny obiekt, zarazem pierwszy od blisko czterech dekad teatr dramatyczny w Polsce wzniesiony od podstaw.

Gdański Teatr Szekspirowski działa w obszarze kultury od sześciu lat, kontynuując i rozwijając inicjatywy artystyczno-edukacyjne Fundacji Theatrum Gedanense, założonej w 1991 roku. Jednak oddanie do użytku imponującej inwestycyjnym rozmachem siedziby, wybudowanej według budzącego kontrowersje projektu włoskiego architekta Renato Rizziego, zainicjowało zupełnie nowy etap działalności tej instytucji, zmieniając jej tryb i skalę. Powstał duży, kosztowny w utrzymaniu obiekt, w który należy teraz tchnąć życie, projektując regularne działania uzasadniające sensowność tej inwestycji. Pierwsze spektakle i zdarzenia towarzysko-artystyczne zaprezentowane w nowo otwartej siedzibie Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego sprowokowały ożywione i pełne niepokoju dyskusje na temat formatu i sposobu funkcjonowania tej instytucji. I to nie tylko dlatego, że uroczystej inauguracji towarzyszył chaos organizacyjny, znaczony licznymi nieprzewidzianymi wypadkami, spośród których najbardziej spektakularna była ewakuacja szacownych gości, z premierem rządu na czele, zarządzona w związku z odkryciem w jednym z korytarzy podejrzanej walizki (jak się potem okazało, porzuconej przez niefrasobliwego pracownika technicznego).

Środowisko trójmiejskich teatrałów jest od tygodnia mocno poruszone. Dyrektorzy wiecznie niedoinwestowanych instytucji kultury z niepokojem czekają na informacje o przyszłorocznych budżetach, obawiając się obniżenia dotacji. Zapewne słusznie, bo pieniędzy do podziału raczej więcej nie będzie, toteż samorządy będą musiały wygospodarować środki na działalność nowej placówki, obcinając wsparcie pozostałym instytucjom, miejskim i marszałkowskim. Liczni artyści i specjaliści związani z teatrem ustawiają się w kolejce do dyrektora Limona jako potencjalnego pracodawcy, który ponoć podbija stawki oferowane na rynku kultury. Coś w tym musi być na rzeczy, bo ekipę Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego zasilili byli pracownicy trójmiejskich scen. Co najważniejsze jednak, ruszyła lawina pytań o miejsce i rolę nowego teatru w obszarze trójmiejskiej kultury, wzmocniona przez nieśmiałe postulaty zainicjowania publicznej debaty na ten temat. Pewnie jest ona potrzebna, choć z drugiej strony można powiedzieć, że pomysł pojawia się rychło w czas, wystawiając środowisku teatralnemu Wybrzeża niezbyt chlubne świadectwo. Gdański Teatr Szekspirowski już działa, i to w bardzo określonej formie, realizując wizje i ambicje swojego lidera, profesora Jerzego Limona, który wziął na siebie jednoosobową odpowiedzialność za kształt i jakość oferowanego programu.

Zapowiedzią kierunku, w jakim będzie zorientowany Gdański Teatr Szekspirowski, był z pewnością międzynarodowy festiwal dedykowany twórczości stratfordczyka, organizowany przez tę samą ekipę od 1997 roku – hołdujący raczej klasycznym wystawieniom Szekspira, z rzadka konfrontowanym z nowoczesnymi strategiami dramaturgicznymi, uwidocznionymi w „przepisywaniu” i dekonstruowaniu jego dzieła. Potwierdziły to wydarzenia inaugurujące sezon w nowo otwartym budynku, zdecydowanie zwrócone w stronę tradycyjnego teatru, obudowanego kontekstem jarmarczno-cyrkowych popisów, nagromadzonych w programie otwarcia.

Ten Hamlet sprawa wrażenie, jakby nie został w ogóle rozczytany przez reżysera, który nie postawił mu żadnych istotnych pytań.Szczególny honor przypadł aktorom Shakespeare’s Globe, którzy jako pierwsi zagrali na deskach gdańskiego teatru. Wybór ten należy przyjąć ze zrozumieniem – w końcu to nie tylko najbardziej znany zespół (obok Royal Shakespeare Company) kultywujący tradycję szekspirowską, ale na dodatek działa on także w zrekonstruowanym teatrze elżbietańskim. Jednak Hamlet przygotowany przez Dominica Dromgoole’a mocno rozczarował. Nie tylko swoją skromną oprawą inscenizacyjną, dostosowaną do warunków objazdowych (spektakl został stworzony z zamiarem pokazania go w ciągu dwóch lat w blisko sześćdziesięciu krajach). Mój sprzeciw budzi przede wszystkim „przezroczysta” interpretacja dramatu. Ten Hamlet sprawa wrażenie, jakby nie został w ogóle rozczytany przez reżysera, który nie postawił mu żadnych istotnych pytań, uzasadniających sięgnięcie po to dzieło „tu i teraz”. Dyrektor artystyczny The Globe zredukował swoje zadanie do rozwiązania elementarnego problemu, jaki wyniknął z ograniczenia obsady do dziewięciu aktorów (pod kątem planowanego tournée). Stąd zapewne pomysł, by dodać Szekspirowskiemu tekstowi ramę wędrownego, ludowego teatru, który dysponując skromnym instrumentarium musi poradzić sobie z wystawieniem potężnego, także pod względem liczby postaci, dzieła. Aktorzy ubrani w robocze drelichy, na które narzucali elementy „historycznego” kostiumu umownie kojarzące ich z granymi postaciami, przypominali po trosze rzemieślników ateńskich ze Snu nocy letniej, innej sztuki Szekspira, dublującej główne tematy w zdeformowanym lustrze amatorskiego teatru. Wyniknął z tego koncept podobny do tego, który buduje słynne Przedstawienie „Hamleta” we wsi Głucha Dolna, tyle że wyeliminowano zeń arcyważne społeczno-psychologiczne znaczenia uwypuklone przez wielopoziomową konstrukcję sztuki Ivo Brešana. Mógł imponować, co prawda, warsztat londyńskich aktorów, potwierdzony umiejętnością gry na różnych instrumentach, nie tylko muzycznych; czy sprawnością mimiczno-ruchową zademonstrowaną w zabawnej scenie „pułapki na myszy”, poprowadzonej z dwóch perspektyw dzięki użyciu prowizorycznej kurtynki (niewielki zespół musiał odegrać zarówno występ trupy aktorów, jak i reakcję elsynorskiego dworu). Z drugiej jednak strony drażniła retoryczność tego aktorstwa, jakby pozbawionego zakorzenienia w emocjonalno-psychicznym potencjale wykonawców, recytujących bezpiecznie swoje role. Może ten spektakl lepiej zaistniałby w wersji plenerowej, na którą został przygotowany. Jednak z niewiadomych powodów zagrano go w pudle sceny włoskiej (jednej z trzech, jakimi dysponuje gdański teatr), przy zapalonym na widowni świetle, które miało imitować… warunki naturalne. Paradoks bierze się stąd, że działo się to w budynku, który został wyposażony w otwierany dach jako element nawiązania do historycznego wzorca sceny podwórzowej zainstalowanej pod gołym niebem. Owszem, dach został otwarty, ale tylko na chwilę, żeby zademonstrować imponujące możliwości techniczne Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego…

Spektakl inauguracyjny odsłonił również jeden z podstawowych problemów, z jakim będą musieli zmierzyć się gospodarze nowego budynku. Z większości miejsc ulokowanych w bocznych galeriach na wszystkich trzech poziomach widoczność była ograniczona przez wysokie barierki i filary podtrzymujące całą konstrukcję widowni. Ci, którzy zajęli twarde ławy w lożach, pozbawione na dodatek oparcia (z wyjątkiem ostatniego rzędu), z zazdrością spoglądali na uprzywilejowanych VIP-ów, rozpostartych wygodnie w skórzanych fotelach na parterze. Problem w tym, że szczęśliwcy byli w zdecydowanej mniejszości, na parterze można bowiem ustawić maksymalnie sto kilkadziesiąt siedzeń, czyli niespełna jedną trzecią z 599 miejsc przewidzianych dla publiczności. Organizatorzy tłumaczą się, że widownia została zaprojektowana pod kątem sceny elżbietańskiej, wysuniętej głęboko poza ramę sceniczną, co znacznie poprawia komfort oglądania widzom usytuowanym na galeriach. Problem w tym, że na razie wszystkie zespoły prezentujące swoje spektakle w gmachu Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego wybierały wyłącznie scenę włoską (nie tylko The Globe, ale także The Gecko Theatre zaproszony w ramach Tygodnia Brytyjskiego z fascynującym wizualnie spektaklem Missing, zrealizowanym w języka teatru ruchu; czy Teatr Narodowy z Sofii inaugurujący Festiwal Szekspirowski Hamletem).

Może właśnie kłopoty z widocznością w zespoleniu z dość wysokimi cenami biletów są przyczyną tego, że na razie nie udaje się organizatorom zapełnić sali. Nawet na tak ważnym wydarzeniu, jak otwarcie 18. edycji Międzynarodowego Festiwalu Szekspirowskiego. Choć to scenariusz, który trudno było przewidzieć, warto nie tracić nadziei, że wkrótce Gdański Teatr Szekspirowski będzie przyciągał rzesze widzów.

1-10-2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: