Diagnoza z importu

aAaAaA
Fot. Bartłomiej Sowa

Łódź ma z Łodzią problem. A jeszcze większy problem z Łodzią ma Polska. Klajster nie jest o Łodzi, pokazuje zaś, jak bardzo w polskiej wizji Polski nie ma miejsca dla Łodzi. I jak bardzo ta polska wizja Polski nie jest zależna od prawicowej czy lewicowej autoidentyfikacji jej nosicieli. No i jak bardzo przyspawana jest do romantycznego paradygmatu. „Naród ginie, dlaczego? – aby wieszcz narodu/ Miał treść do poematu”.

Bohater tragiczny (Artur) szczęścia nie zaznaje, bo go nie ma w ojczyźnie (Łodzi). Lubo car (Prezes) wszędzie: wyciął drzew siedemdziesiąt, by budować w centrum miasta świątynię, ale lud, choć czuje – milczy, tak boi się cara, car zaś coraz mędrszy, srożej, głębiej Łódź krwawi… Car wszystkie ziarna z łódzkiego ogrodu chce zabrać… Zwłaszcza te z wegańskiego baru, w którym Artur pracuje… Neofaszystów nasyła, by cegłą okno w barze zbili i zastraszyli ostatnich uczciwych. Więc trwa przy Arturze już tylko jedna niewiasta (Nowa), tajemnicę swej krwi przed kochankiem kryjąc. I gdy miasto już zaśnie, w zamku ognie zgasną, tylko po wałach i po basztach straże, zakradnie się Artur do carskiego pałacu, by śmiertelne pchnięcie zadać… W komnatach, walcząc ze strachem, imaginacją i silną ręką cara ujrzy swoją ukochaną: oto jej sekret – car-wyzyskiwacz to Nowej familija. Jezus, Maryja!

Patrzyłem na tę historię z niejakim zadziwieniem. Bo mimo że rymami – rzecz jasna – nikt na scenie nie mówił, to czułem się trochę jak widz któregoś z dziewiętnastowiecznych łódzkich teatrów: oto krakowska czy warszawska trupa pod wodzą patriotycznego antreprenera próbuje przekonać publiczność przeklętego miasta do romantycznego repertuaru. Część widzów, a owszem, stara się śledzić z powagą mniejsze i większe improwizacje bohaterów. Część na byle gag (zwłaszcza o podtekście erotycznym) reaguje spazmatycznym śmiechem, jakby wcielając się w Reymontowskiego Müllera: „Zapłaciłem, to się bawię”. Zaś jeszcze inna część publiczności śledzi tę historię z podobnym grymasem, co mędrzec spoglądający przez szkiełko i oko na latającego na chmurze Kordiana: spogląda i pyta o fakty i zdrowy rozsądek. I o relację między jednym a drugim.

Cykl „miejskich” spektakli w Teatrze Nowym, jedno z najciekawszych wydarzeń w łódzkim teatrze ostatnich lat, najlepiej pokazuje, że potrzebujemy opinii z zewnątrz, by zrozumieć naszą odmienność albo by z tymi opiniami dyskutować.
A ta relacja jest w Klajstrze znów arcypolska i arcyromantyczna: zbiorowymi lękami gra się w ten sposób, by udowodnić, że wszystkim rządzi spisek (polityków i kapitalistów), a głównym wrogiem państwa stają się sami obywatele, których romantycznie samotny bohater szczerze nienawidzi, bo zaprzedali się carowi. Okazuje się oto, że największym przewinieniem, współczesną wersją kolaboracji z caratem, jest praca w korporacjach i zgoda na to, że bar będzie barem, a nie ośrodkiem konspiracyjnym, w którym powstałaby lokalna wersja ruchu oburzonych, coś w stylu Occupy Piotrkowska Street. I stąd już tylko krok od wizji wyludniającego się miasta: „Tu nie ma żadnych mężczyzn, wszyscy pomarli albo wyjechali” – słyszymy ze sceny i widzimy prosty związek między carem budującym swój pałac-świątynię a zapchanymi wagonami pociągu Telimena, zmierzającymi na Wschód: „Zmarszczył brwi – i tysiące kibitek wnet leci;/ Podpisał – tysiąc matek opłakuje dzieci”. Dosyć… Koniec z tym opisem.

Klajster w reżyserii Wojtka Klemma to kolejny spektakl Teatru Nowego mierzący się z Łodzią. Organizowany z dużą determinacją cykl jest jednym z najciekawszych głosów w dyskusji o mieście, bo – to naprawdę nieczęste – udało się Nowemu zachęcić twórców spoza Łodzi do mierzenia się z jej mitami. Robert Urbański i Jacek Głomb spektaklem Kokolobolo zabawili się w łodzian odkrywających przeszłość miasta: opowiedzieli historię miejscowego Robin Hooda, którą zrekonstruowali na podstawie kwerend w miejscowych bibliotekach i rozmów z ludźmi. Michał Zadara (Hotel Savoy Józefa Rotha) pokazał, jak nie-łodzianin czyta powieść napisaną przez nie-łodzianina, dowodząc między innymi, że powodem przyjazdu do miasta jednego z głównych bohaterów wcale nie musi być fetyszyzowana przez lokalnych patriotów magia miejsca. Lech Raczak (Bal w Operze Juliana Tuwima), w jakimś sensie podobnie do Michała Zadary, zafascynował się świetnym tekstem i wyjął go z naiwności łódzkocentrycznych interpretacji, przywracając go zwykłym czytelnikom. Na początku każdego z tych projektów była ciekawość.

A co jest na początku Klajstra? Uprzedzenie. I filozofia jak z listów o dzikusach słanych do Europy przez pierwszych kolonizatorów: z uproszczoną wizją odkrywanego świata i z nadzieją, że oto zyskuje się nowych poddanych i nowe ziemie, które powinny stać się terenem eksperymentu wprowadzenia nowej utopii.

Klajster nie jest o Łodzi, pokazuje zaś, jak bardzo w polskiej wizji Polski nie ma miejsca dla Łodzi.
Konstytucja tego nowego wspaniałego świata nie tyle afirmuje wspólne wartości, ile koncentruje się na tropieniu wrogów. Wrogiem są kapitaliści, politycy i katole: to pomnikiem ich działań i filozofii jest dla twórców spektaklu tajemnicza, mroczna i posępna świątynia „o gotyckim sklepieniu”, wznoszona przez wrogie siły w samym centrum miasta. Świątynia jest w Klajstrze metaforą bogatą w znaczenia: to wielki hipermarket na usługach międzynarodowych korporacji bez twarzy (to pewno aluzja do Manufaktury), to utopijny projekt infrastrukturalny polityków (to pewno aluzja do budowanego dworca Łódź Fabryczna), to wreszcie wielki kościół, z którego ambon wygłaszane będą mowy nienawiści o wysyłaniu wrogów ustroju na Madagaskar (nie wiem, do czego jest ta aluzja, bo chyba żadnego wielkiego kościoła w Łodzi się akurat nie wznosi). A przecież można by inaczej – dowiadujemy się ze sceny. Można by zbudować rajską Łódź, zawrócić kibitki z łódzkimi „wychodźcami”, wystarczyłyby tylko trzy reguły: niejedzenie mięsa, niewycinanie drzew i spółdzielnia socjalna jako jedyna akceptowalna forma prowadzenia działalności gospodarczej…

Napisałem, że ten spektakl jest nie tyle o problemie Łodzi z Łodzią, ile właśnie o problemie Polski z Łodzią. Doskonale obnaża, jak bardzo te dwa światy do siebie nie przystają, jak bardzo Polska nie czuje Łodzi i jak bardzo Polsce brakuje pomysłu na Łódź. Bo dominujący w Polsce romantyczny paradygmat nie sprawdza się w mieście, w którym kwestia polskości nigdy nie formowała tożsamości mieszkańców. Bo sentyment do polityki centralnego planowania (w spektaklu widoczny choćby w konstruowaniu postaci Babci, co kiedyś miała pracę, a w kapitalizmie by nie miała) jest właśnie tym mieście bardziej niebezpieczny niż w Warszawie czy Krakowie…
 
Co jest na początku Klajstra? Uprzedzenie.
Oglądając spektakl przez chwilę myślałem, że gdyby Klajster powstał dwadzieścia lat temu, byłby celną diagnozą. Szybko jednak otrzeźwiałem: Klajster jest jak najbardziej współczesny, ale nie mówi o współczesnej Łodzi czy nawet o współczesnym ładzie ekonomicznym: on ukazuje, jak na naszych oczach bankrutuje pewien sposób myślenia o różnych ustrojach społecznych – sposób, z którym wielu z nas wiązało duże nadzieje. Odkrywane (dość powierzchownie) w ciągu ostatnich kilkunastu lat uwagi filozofów neoliberalizmu o totalitarnych systemach ekonomicznych (czy to o komunizmie, czy – częściej i jak w tym spektaklu – o skrajnym kapitalizmie) nie rażą naiwnością w modnym klubie na Powiślu, bo otaczające ten klub miasto było (i jest) przez te systemy doświadczone w stopniu nieporównywalnie mniejszym niż Łódź.

Paradoksalnie – gdyby udało się wyłączyć ideologiczny koncept z tego spektaklu – Klajster teatralnie bywa ciekawy. Fragmentaryzacja fabuły, jakby demonstrowanie jej przez wciąż obecnych na scenie aktorów, tworzy ciekawy efekt kreacji w procesie. Wszystko w tym świecie właśnie się stwarza: wraz z narodzinami baru rodzą się konflikty, rodzi się miłość, rodzi się rozczarowanie, rodzi się bunt… Scenografia? I tu znów uderzamy głową w mur, bo pomysł, by w spektaklu o Łodzi budować przestrzeń gry, zasypując ją grubą warstwą tkanin, szmat i gałganów, jest znów operowaniem kliszą, za którą kryje się nie tyle banał, ile właśnie to samo myślenie, które – gdyby robiono spektakl o Afryce – kazałoby wysmarować aktorów pastą do butów i ubrać ich w kiecki z palmowych liści. Postkolonializm – warto to może przypomnieć – jest przede wszystkim sposobem myślenia, niekoniecznie definiowanym z perspektywy stosunku do niegdyś podbitych rejonów świata. Sposobem myślenia często nieuświadomionym.

Podobnie zresztą jak romantyczny paradygmat, przywoływany w tym tekście już wielokrotnie. Obrońcy Klajstra zarzucą mi pewnie, że spektakl jest łódzki, bo zrobiony jest – jak informują twórcy w notce zapowiadającej przedstawienie – w znacznej mierze przez osoby urodzone w Łodzi, choć dziś „dzielące los stu siedemdziesięciu tysięcy łódzkich wychodźców”, których – sugeruje się – wyjazd z miasta bardziej był związany z upadkiem przemysłu włókienniczego niż ze studiami i pracą w szkole, teatrze czy redakcji poza Łodzią. „Bo jesteś, jakim się rodzisz./ Żadne ograniczenia ani też wychowanie/ Nie mają takiej mocy/ Jak same narodziny,/ Jak pierwszy promień światła”. Ale wiara w namaszczenie pierwszym promieniem słońca jest także jedną z cech romantycznego paradygmatu (choć cytowany tu poemat wyszedł akurat spod pióra zrodzonego pod niemieckim niebem). Niemniej ja tej wiary nie podzielam. Tak samo jak nie uważam, że mówić o Łodzi mogą tylko ci, co tu się urodzili bądź co tu mieszkają. Cykl „miejskich” spektakli w Teatrze Nowym, jedno z najciekawszych wydarzeń w łódzkim teatrze ostatnich lat, najlepiej pokazuje, że potrzebujemy opinii z zewnątrz, by zrozumieć naszą odmienność albo by z tymi opiniami dyskutować. A czasem – w imię rozsądku – się z nimi nie zgodzić.

2-04-2014

Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi
Tomasz Cymerman
Klajster
reżyseria: Wojtek Klemm
dramaturgia: Igor Stokfiszewski
scenografia: Magdalena Gut
kostiumy: Julia Kornacka
choreografia: Maćko Prusak
kompozytor: Dominik Strycharski
obsada: Dominika Biernat, Mateusz Janicki, Joanna Król, Mirosława Olbińska, Kamila Salwerowicz, Sławomir Sulej, Piotr Trojan, Bartosz Turzyński
prapremiera: 27.03.2014

Klajster, reż. W. Klemm, Teatr Nowy w Łodzi

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr Nowy im. Kazimierza DejmkaTeatr Nowy im. Kazimierza Dejmka

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.