Kołonotatnik 45: Składamy oferty

aAaAaA

1.
Gdyby części składowe Kołonotatnika miały swoje oddzielne tytuły, ten nazywałby się Z ostatniej chwili: Krystian Lupa Strikes Again!

28 stycznia bieżącego roku najsłynniejszy polski reżyser w rozmowie z Witkiem Mrozkiem dokonał brawurowej analizy nędzy repertuarowej, organizacyjnej i dyrekcyjnej Teatru Dramatycznego w Warszawie na łamach „Gazety Stołecznej”. Przyznał, że nie podoba mu się idea teatru środka, bo „w Warszawie to kamuflaż teatru od dziesięcioleci powielającego święte wartości mieszczańskiego gustu”. Było mu przykro, że za Słobodzianka nie gra się już jego spektakli, że zwolniono z zespołu „jego” aktorów. Prawie miesiąc później, bo 27 lutego, ale już w krakowskim dodatku „Gazety Wyborczej” Krystian Lupa, komunikując się z Rafałem Romanowskim przez Skype, poddał analizie psychologicznej twórczą osobowość Jana Klaty, zarzucił dyrektorowi Starego Teatru, że nie zna „innej przestrzeni relacji niż przestrzeń agresji”. Zawyrokował, że jego spektakle „parują złą energią”, zmiażdżył też pomysł na sezony tematyczne, zwłaszcza ten, który ma być poświęcony w przyszłości samemu Lupie. Było mu żal, że Rodzeństwo i Factory 2 znalazły się w teatralnej zamrażarce i dyrekcja Starego nie chce ich wysyłać na festiwale, utrudnia i uniemożliwia granie. Tak jak miesiąc wcześniej pomysł połączenia Teatrów na Woli, Dramatycznego i sceny Przodownik w jeden organizm Lupa nazwał ideą paranoiczną, tak teraz konkurs, w wyniku którego Klata został dyrektorem w Krakowie, nie zawahał się określić mianem „ustawionego”. Oba wywiady czyta się z wypiekami na twarzy, w wielu punktach można się z Lupą zgodzić i zastanowić, dlaczego także on postrzega te dwie dyskusyjne dyrekcje jako przykłady tego samego kryzysu teatralnego. Oczywiście, w obu przypadkach konflikt z dyrektorami i niezgoda Lupy na linię repertuarową obu scen, warszawskiej i krakowskiej, wynikają z osobistych pobudek i Lupa wcale tego nie ukrywa. Rozumiem ten żal. To były jego sceny. Jego widownie. Jego legenda. Wypchnięty, ma prawo do złych myśli i złości: nie chcecie mnie, nie gracie moich przedstawień, usuwacie lub marginalizujecie moich aktorów, więc odchodzę, walczę z wami, krytykuję wasze posunięcia. Lupa jest w swojej krytyce złośliwy i bezwzględny, uważa, że obaj panowie dyrektorzy zostali obsadzeni w niewłaściwych rolach. Nie mają predyspozycji do zarządzania zasobami ludzkimi ze względu na rozdęte ego i nieumiejętność bycia akuszerem cudzego sukcesu. Jednocześnie stary mistrz przyznaje, że on też byłby złym dyrektorem: kiedy skupia się na robieniu swoich przedstawień, wtedy świat dla niego znika.

W wywiadzie Romanowskiego między wierszami dostaje się także Grzegorzowi Jarzynie za niewłaściwe prowadzenie projektu Lupy w TR Warszawa, czyli Miasta snu. Grzesiek też pilnuje tylko swoich spraw, gra na siebie – zdaje się sugerować Lupa. Nie mam zamiaru polemizować z tezami reżysera, podoba mi się jego krytyczna konsekwencja, martwię się tylko, jaki teatr weźmie „pod lupę” w okolicach 26 marca, jeśli chciałby utrzymać rytm comiesięcznych demaskacji. Wreszcie dowiemy się, co Lupie przeszkadza w Teatrze Polskim we Wrocławiu? Albo na co choruje Narodowy Teatr w Wilnie, gdzie mistrz aktualnie pracuje? Czy Lupa już wie, co robią źle w Nowym Warlikowskiego? A Łaźnia Nowa? Co może się wykopyrtnąć u Szydłowskiego? Przepraszam, nie drwię z Lupy. Zachęcam go tylko w ten lekko żartobliwy sposób do diagnozowania sytuacji polskich teatrów, komentowania posunięć, sukcesów i krachów wszystkich ważnych polskich scen. Bo on to jednak robi z klasą i bazuje na swoim niekwestionowanym autorytecie artystycznym. Tyle pytań, tyle odpowiedzi czeka w kolejce. Czy Lupa wierzy, że Łysakowi się uda? Ile czasu ma jeszcze Wodziński? Jak uratować teatr w Opolu i kogo wprowadzić do łódzkiego Jaracza? Otóż to – w słusznych diagnozach Lupy brak mi najbardziej jednego elementu: programu pozytywnego. Jeśli władza błądzi, jeśli dyrektorów teatrów w kryzysie toczy rak omylności, podpowiedzmy im, co robić, jak myśleć, gdzie szukać rozwiązań. Czy jakieś hiszpańskie, szwajcarskie, austriackie, rosyjskie, litewskie rozwiązania systemowe pomogłyby? Lupa reżyserował lub zamierza reżyserować w tych krajach. Mówienie, że w Starym nie dzieje się najlepiej, to już trochę truizm; że środowisko nie akceptuje idei Słobodzianka w Dramatycznym – także. Co możemy dać tym scenom w zamian, jeśli te eksperymenty ludzko-programowe skończą się klęską? Tu Lupa milczy. Szkoda. Stary mistrz powie: „Nie jestem od tego. Mówię co boli, wy to leczcie”. Kilka podpowiedzi można jednak wydedukować z jego wywiadów. Teatry, w których repertuarach znajdują się spektakle Krystiana Lupy, mają się lepiej niż te, które z nich zrezygnowały. Aktorzy-uczniowie Lupy i reżyserzy z jego szkoły powinni więc pracować w jak największej liczbie placówek. Trudno się z tym nie zgodzić – wizja kilkunastu scen krajowych oferujących swoim widzom lekcje teatralne z Krystianem Lupą, utrzymujących potem blisko dekadę jego przedstawienia w repertuarze, jest także bliska memu sercu. Poważnie. Na Lupę by się chodziło, spektakle Lupy z różnych teatrów jeździłby po festiwalach polskich i zagranicznych i zarabiały pieniądze, jak zarabiać teraz będzie Wycinka. Który z naszych aktorów poza Andrzejem Sewerynem nie marzy, żeby pracować z Krystianem? Jaki młody reżyser nie chciałby mu asystować? Lupa jest o krok, mógłby być o krok od idei totalnej: osobistego uratowania jeśli nie wszystkich, to przynajmniej tych kilkunastu najlepszych polskich scen. Mógłby na to poświęcić najbliższe lata aktywności, zostawić wszędzie po sobie w Polsce pamiątkę, pomnik, wzór spektaklu dla potomnych. Żartuję – ale tylko trochę.

Kolejne zawirowania z obsadą posad dyrektorskich polskich teatrów są sygnałem, że władze samorządowe chcą wyczyścić niekorzystną dla nich strukturę zarządzania teatrami, wydawania teatralnych pieniędzy, komponowania repertuarów poszczególnych scen. To jest walka o władzę, a nie o pryncypia. Zdegradować pozycję dyrektora artysty na rzecz dyrektora menedżera. Wprowadzić prawie wszędzie swoich, posłusznych dyscyplinie budżetowej ludzi. O to chodzi i trudno się za to obrażać na urzędników. Mają do tego prawo. Ale artyści mogą kontratakować. Wziąć na siebie odpowiedzialność. Przedstawić koncepcje naprawcze. Na pytanie: „A kto nas uratuje?”, odpowiedzieć odważnie: „Ja!”. Dlatego złoszczę się, kiedy niby pro publico bono Strzępka i Demirski obalają Słobodzianka. Dobra, obalajcie, ale wypiszcie równocześnie na sztandarach, kogo chcecie w zamian, żeby nie było potem niespodzianek. Chcecie zmian, chcecie wizji – zgłoście swoje kandydatury, pokażcie swoje aspiracje, programy. Za krytyką Lupy także powinny pójść konkretne propozycje zmian systemowych i nazwisk ludzi, którzy je będą firmować. Skoro wie, kto źle prowadzi teatry, musi też Lupa wiedzieć, kto poprowadziłby je dobrze. Samo narzekanie, że jest źle, teatry zdychają, repertuar kwiczy, otwiera tylko decydentom pole manewru. Wygasną kadencje Klaty i Słobodzianka, a nowa albo stara władza zrobi w imię zmian i potrzebnych korekt wizerunkowych, co tylko zechce. I Teatr Dramatyczny „uratuje” Jacek Zembrzuski, a Stary Teatr – powiedzmy Adam Sroka. I nie są to w mojej opinii wcale surrealne scenariusze. Nie takie koncepcje widział i przedyskutował Klub Ronina.

2.
To się nazywa mieć nosa. Przeczuwałem, że bitwę dziennikarz śledczy Wacław Krupiński kontra dyrektor Jan Klata wygra nieustępliwy Krupiński. Guzik. Dziennikarz zadeklarował niedawno, że Stary omija teraz szerokim łukiem. Zredukował aktywność śledczą. Rozejm czy punkt dla Klaty? Wyzłośliwiałem się też nad modowo-polityczno-teatralnymi reportażami Anny Śmigulec, no i bach! Dopiero co dostała prestiżową nagrodę dziennikarską, wprawdzie za inny, naprawdę dobry tekst, ale zawsze. I jak tu ufać ludziom? Na jakie konie postawić? Tak samo jak człowiek kogoś pochwali, to zaraz ten pochwalony zrobi mu coś na złość. Wyściskany za dowcipne i lekkie teksty w „Wysokich Obcasach” Mike Urbaniak w jednej z kolejnych recenzji zaproponował aktorowi Jarosowi ni mniej, ni więcej tylko… romans. Nie wiem, czy Mike ma jakieś szanse, ale jest to niewątpliwie przełom w polskiej teatrologii. Dotąd kochaliśmy się w aktorach i aktorkach tylko platonicznie, sądząc, że niewiele różnią się one/oni od postaci fikcyjnych, albo wiedząc, że zwyczajnie nie mamy szans. Mike łamie tabu. Mike rozbija bank. Idzie na całość. Ani mi w głowie ganić młodego, kochliwego krytyka. Już czytając wywiad z Tomaszem Chrapustą miałem niejakie przeczucie, że Mike ewidentnie zarywa młodego aktora. Jak będzie tym razem? Wygra? Przegra? Jaros złamie mu serce? Także narzeczona aktora może mieć niejakie pretensje o publiczny charakter owej oferty, chyba że jest bardzo wyluzowana. Liczymy na kolejne doniesienia z linii frontu. Panie Mike’u, teraz nie można już się zatrzymać, skoro wszedł Pan w telenowelową konwencję. Czy Jaros przyjął kosz kwiatów? Czy kolia podesłana do garderoby dotarła do rąk aktora? Czy dyrekcja teatru zorientowała się, jaki skarb ma w swoim zespole, mroczny przedmiot pożądania krytyki polskiej, i czy w związku z tym aktor dostał podwyżkę? Przecież gdyby nie obecność Jarosa w obsadzie, recenzja Mike’a nie byłaby tak entuzjastyczna. Zdecydowanie by nie była.

3.
Portal e-teatr i Instytut Teatralny w erze po Macieju Nowaku nie przestają mnie zadziwiać. Oczywiście cieszy mnie, że e-teatr ogarnia wszystko. Notki prasowe, oświadczenia reżyserów, ogłoszenia castingowe, notki kryminalne, zapowiedzi repertuarowe. Że na tych samych prawach zamieszcza sążniste recenzje z prasy branżowej i notki wielkości paznokcia z kolorowych czasopism, no i oczywiście teatralne wpisy na blogach, nawet z tych najdziwniejszych. Ale chyba nie tylko ja mam wrażenie, że przy przedrukowywaniu wpisu (?)/recenzji (?) zamieszczonej na blogu Macieja Stroińskiego ze spektaklu Gyubal Wahazar w reżyserii Pawła Świątka jakaś granica została przekroczona. Recenzja (?)/wpis (?) jest krótka/i, przytoczmy ją więc w całości, ale z wytłuszczeniami…

Gyubal Wahazar w reżyserii Świątka daje radę na zdjęciach. Futurystyczny dance floor, który ponoć jest kościołem, i rasowo niepraktyczne ciuchy (»couture nie jest funkcjonalny!«) Konrada Parola, tego od Kleczewskiej. Na żywo fajne audio i Ojcze Nasz po hebrajsku zmontowane z »Księżniczką Mononoke«. Kobieton (Paulina Puślednik <3) tańczy dla mnie. Ten reżyser lubi symetrię umieszczoną w boksie; lubi, jest za nią lubiany, i już jakby musi. Młody, a taki określony. Duża scena dała mu tyle, że teraz ma DUŻO zamkniętych przestrzeni. Postaci zaczynają mówić i kończy się fajne. Ultramaniera: albo kazał grać »jak chcecie«, albo sami na to wpadli. I chcący niechcący żena. Adam Nawojczyk w swojej stałej roli: trochę przyaktarza, trochę się przegina, trochę nie wiadomo, co mówi. OK, groteska, tylko czemu ZAWSZE? Witkacy nie pomoże, bo tekst nie dociera: paradoksalnie to krzyku nie słychać. Trudno wyczaić, »o czym« to jest, bo widowisko daje po zmysłach, i to nie jest komplement. Paweł Świątek był boskim estetą, gdy montował »Pawia królowej«, swoje wczesne cudo. Ale wtedy to chyba Masłowska zapewniała fun, bo bez niej jest CIĘŻKO. Przyszła dekadencja - no wiemy, że »tak miało być«, i mamy to w pępku. Jeśli ktoś nie lubi Starego w jego obecnym kształcie, to niech pójdzie na »Gyubala« i się mu potwierdzi. A potem na »Pawia« oraz na »nie-boską«, żeby zmienić zdanie”.

Prawdopodobnie jest to pierwsza znana mi recenzja napisana w slangu. Maciej Stroiński z powodzeniem udaje, że pisze w języku obcym. Skraca rzeczowniki do absolutnego rdzenia, stosuje elipsy, pohukuje młodzieżowo. Przez jakiś czas podejrzewałem, że pisze po kaszubsku, ale nie, to chyba jednak jest wolapik. Nie zabraniam panu Stroińskiemu pisania o teatrze ani prowadzenia bloga, ale na litość boską!, czy e-teatr musi coś takiego nobilitować, linkować? Skoro blog Stroińskiego doczekał się linku, to pewnie prawem kaduka i analogii pojawi się w najbliższym czasie link do słynnej Nudografii? Czyli do strony poświęconej polskiej damskiej nagości w filmie, telewizji i teatrze, na dodatek bogato ilustrowanej? Odnaleźć się tam mogą wszystkie krajowe aktorki. Anonimowy autor zamieszcza tam również marne bo marne, ale opisy i analizy scen oraz meandrów kobiecej gry aktorskiej na golasa.

W recenzji (niech będzie, że to recenzja) pana Stroińskiego zastanowiło mnie najbardziej użycie znaczków przy nazwisku aktorki. Mądrzy ludzie wyjaśnili mi, że znak mniejszości w połączeniu z trójką oznacza serduszko, choć ja sugerowałem jednak jakąś kompozycję genitalną. Niech będzie, że to serduszko. Stroiński profetycznie pojął, że opisy roli, szukanie kilku pojemnych przymiotników na oddanie złożonej roli w krótkim tekście to syzyfowa praca, emotikon jest wygodniejszy w użyciu. Nie jest wieloznaczny, ale jednak oczkiem ku czytelnikowi mruga. Być może jesteśmy świadkami wynalezienia nowej formy krytycznej. Nowej postaci recenzji teatralnej. Ja sam mam na tym polu niejakie zasługi.

Kiedy powstawały „Didaskalia”, wymyśliłem rubrykę Plusy i minusy. Jeden autor mający do dyspozycji dwie kolumny pozytywów i negatywów przedstawienia, zalecane równoważniki zdań i wyliczenia. Zamiast nudnych opisów i hamletycznych wahań autora „dobre to czy złe”, czytelnik dostawał do ręki tabelę. Pięć elementów frapujących, trzy błędy inscenizacyjne. Wielka rola kontra pomyłki interpretacyjne, ilustracyjna muzyka i brzydka scenografia. Rubryka pożyła z dziesięć lat, długo po moim odejściu z „Didaskaliów”. W „Przekroju” była „kostka”. 1-6 zdań z argumentami za lub przeciw przedstawieniu, 1-6 cech odróżniających je od innych, kilka dowcipów, dwa spostrzeżenia. Małe, łatwe do złożenia i wciśnięcia między szpalty w zawsze narzekającym na brak miejsca dziale kultury w kolorowym tygodniku. Opowiadałem już kiedyś, jak Jacek Sieradzki pracował nad recenzją smsową, ale nie wiem, na jakim etapie prace utknęły. Stroiński jest radykalniejszy od nas. Zmierza do tego, żeby w ogóle odrzucić tekst oceniający, wartościujący. Zamiast słów – emotikon.

Życzę Jackowi Sieradzkiemu, żeby prowadził swój Subiektywny Spis Aktorów Polskich jak najdłużej, jeśli jednak pewnego dnia znudzi mu się ta zabawa, sukcesorem Jacka mógłby zostać Maciej Stroiński. Nazywałoby się to od tej pory Subiektywny Spis Aktorów Polskich w Wersji na Emotikony. Oto kilka sampli panu Maciejowi Strońskiemu pod rozwagę:
Dorota Segda w Nie-boskiej komedii  
Jaśmina Polak w Królu Learze 
Michał Czachor w Szczurach  
Magda Grąziowska w Dziejach grzechu 
Marcin Czarnik w Gyubalu Wahazarze 
Joanna Drozda – całokształt  
Martyna Kowalik w Rzeczy o banalności miłości 

Po co jakieś durne i przestarzałe uzasadnienia? Zdania, które zabierają miejsce? Sens bierze się z mrugania. Kojarzenia. Zsyntetyzowanych emocji. Przy trudniejszych rolach i wybitniejszych aktorach pan Stroiński miałby do dyspozycji kombinację kilku znaków:
Jan Englert w Dowodzie na istnienie drugiego       

Analiza roli Pauliny Puślednik w Gyubalu Wahazarze wyglądałaby więc następująco:
Paulina Puślednik 

Jeśli pan Stroiński rozwinąłby twórczo niektóre idee Mike’a Urbaniaka, zapis ten poza zachwytem nad rolą byłby również komunikatem dla aktorki: „Zadzwoń, jestem fajny, piszę bloga”.

Zaskakująca kariera tekstów Macieja Stroińskiego na portalu e-teatr pobudziła mnie do działania. Otóż wyznam Państwu, że mam od niedawna chomika.

Mój chomik też postanowił pisać o teatrze. Na moją osobistą prośbę redaktor Knychalska założy mu stronę, gdzie będzie mógł publikować swoje recenzje. Mam nadzieję, że e-teatr podlinkuje je natychmiast. Mój chomik ma na imię Stefan, zabieram go na każdą premierę, bo czuję się samotny na widowni. Stefan siedzi w kieszeni marynarki i wcina chrupki, wystawia łepek, jak go coś zaciekawi. Nie umie pisać, długopis trzyma w łapkach nieco nieporadnie, ale pyszczkiem wskazuje mi obrazki i literki na klawiaturze, które kojarzą mu się z przedstawieniem. Więc trochę mu pomagam, ale tylko trochę.

Oto próbka lakonicznych i rewolucyjnych recenzji mojego chomika. A był ostatnio ze mną na Gyubalu Wahazarze…

„Żena czy fan?

Tańce Pauliny Puślednik – chrup, chrup… Krzysztof Zawadzki zgrzyt, wibr, ua, rrr. Aktorki w kostiumach myszek – też miodzio! Zabawnisia – ser? Za dużo bum bum, panie reżyserze. Dramaturgia – ryp, aktorzy – hop, siup, widz: stuk-puk (w głowę). Scenografia – wydano dużo sałaty, ale chciałbym mieć taką klatkę! Lubię, jak w spektaklu coś się toczy po scenie. Świnki morskie wszystko czają!”

Szanowna pani dyrektor Buchwald, szanowny profesorze Kosiński. Mój chomik obiecuje regularne pisanie o teatrze – czy e-teatr jest zainteresowany linkowaniem jego bloga? Nie pożałujecie… Nie pożałujecie…

4-03-2015

Oglądasz zdjęcie 4 z 5