Koniec świata?

aAaAaA

Kochane Aktorki, Kochani Aktorzy,

a właściwie wszyscy Aktorzy i wszystkie Aktorki! I ci przeze mnie kochani, i ci niekochani.

Jeśli ktoś twierdzi, że kocha wszystkich aktorów, z którymi pracował, to albo kłamie, albo pracował bardzo mało. Uczucia, jakie rodzą się we współpracy reżysera z aktorką/aktorem, bywają rozmaite.

Czasem jest to wzajemna fascynacja i sympatia, czasem oczarowanie, czasem podziw i wdzięczność, czasem rodzi się trwała przyjaźń, a czasem pozostaje tylko znużenie i irytacja. Na ogół jednak nikt na początku nie ma złej woli.

Bo niby dlaczego miałby mieć? Staje przed jakimś wyzwaniem – filmem, przedstawieniem, teatrem telewizji, słuchowiskiem – i chciałby zrealizować je najlepiej jak potrafi. I szuka sojuszników. Partnerów. Takich, którzy pomogą, wzbogacą pomysł, uwierzą w sens przedsięwzięcia.

I naturalnie, prawie każdy reżyser ma jakieś ograniczenia. Czasem nie może zaprosić kogoś z innego teatru, z innego miasta, zbyt drogiego.

Ma też swoje ograniczenia wewnętrzne, często bardzo poważne. Pierwsze ograniczenie – nie zna wszystkich aktorów w kraju.

Poza tym boi się zaryzykować, obsadzić kogoś zupełnie nieznanego, kogoś nielojalnego, kogoś niesprawdzonego.

Polskie kino bywa zresztą kłopotliwym na to dowodem. Jak to odpowiadał pewien mój przyjaciel na pytanie: „Kto gra w tym filmie?” – „Jak to kto ? Ci, co zawsze”.

Dlaczego? Bo jakichś dwóch tysięcy pozostałych aktorów reżyserzy po prostu nie znają.

To źle. Bardzo źle.

Reżyserzy castingowi, których jest kilkunastu w kraju, wiedzą znacznie więcej i mają większe doświadczenie, ale oni (choć są skarbem!) stanowią sito ostrożne i unikające ze zrozumiałych powodów nadmiernego ryzyka.

A świetni aktorzy na bankietach mówią: „Pamiętaj o mnie!”.

Postaram się. Czy mogą zrobić więcej?

Ano od niedawna mogą. Ruszył portal Aktorzy polscy, którego twórcą jest Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Od jakiegoś czasu wchodzę na ten portal i jestem z jednej strony zachwycony, a z drugiej –zdumiony.

Narzędzie – fantastyczne! Szukam kogoś, kto może zagrać w dialekcie śląskim, ma trzydzieści-trzydzieści pięć lat i jest wysokim brunetem? Klik , klik i jest kilku kandydatów.

Tylko gdzie ci aktorzy? Szukam tych, o których wiem, że są dobrzy, bardzo dobrzy, że zasługują na to, aby być znani, a nie do końca są. Wystukuję: Krzysztof Piątkowski – nie ma, Grzegorz Mielczarek – nie ma. Marcin Sianko – nie ma. Adam Biedrzycki – nie ma. Tomasz Augustynowicz – nie ma. Grażyna Misiorowska – nie ma. Hanna Bieluszko – nie ma. Lidia Popiel – nie ma. Dominika Bednarczyk – nie ma. Stanisław Biczysko – jest. Jeden jest.

Znudziło mi się. Nie sprawdzam, czy jest Gajos, bo jemu pewnie wszystko jedno, a dobrych aktorów, którzy nie mają zbyt dużo ofert pracy, znam ponad setkę. I widzę, że ci, którzy są w tym spisie, to na razie nieliczna grupa.

A gdzie agenci? Dlaczego nie rzucili się natychmiast na ten portal w imieniu swoich podopiecznych? Myślą, że każdy reżyser jest dostatecznie pracowity, by wejść na tych kilkanaście portali agencyjnych?

Nie. Nie wejdzie. Kochani agenci, w Waszym dobrze pojętym interesie jest, aby wszyscy Wasi klienci byli także na tym portalu. To nie jest konkurencja, tylko spis powszechny, spis, który pomoże wszystkim, niezależnie od zajmowanej pozycji zawodowej, i stanowi kupienie przysłowiowego losu na loterii. Dajcie szansę!

Dajcie szansę tym, którzy się wzajemnie szukają, przepełnieni dobrą wolą i wciąż pozbawieni wystarczająco sprawnych narzędzi, aby rzetelnie wykonać swoją pracę.

Grzech zaniechania to grzech poważny i aż wstyd, że muszę o tym pisać.

Wiele, wiele lat temu, w słusznie zapomnianym systemie były dwie niebieskie książki, które „Zespoły filmowe” wydały właśnie w celu zebrania na jednej liście nazwisk wszystkich żyjących aktorów. Bo komputerów nie było. Książki zaczytane. Poprzekreślane, wiadomo – ludzie umierają. Te książki to był majątek. Ukradłem jeden egzemplarz szefowi produkcji Potopu, Wilhelmowi Hollendrowi. (Po kilku latach przyznałem się i dostałem rozgrzeszenie).

Nikt nigdy się nie dowie, ile osób dzięki tym zaślinionym stronom znalazło pracę, ale pamiętam, że jeszcze przy telewizyjnej wersji Mistrza i Małgorzaty realizowanej przeze mnie w roku 1988 było to nasze podstawowe narzędzie.

Do dziś uważam, że wtedy znalazłem najlepszych. Kompletując inne obsady, nie zawsze mam tę pewność.

A teraz Stowarzyszenie Filmowców Polskich, ważna instytucja rynku filmowego, zakłada specjalny portal Aktorzy polscy i mało kto się zgłosił.

To już chyba koniec świata.

10-12-2014

Oglądasz zdjęcie 4 z 5