Krwiste demony

The Turn of the Screw / Dokręcanie śruby, reż. Kamila Siwińska, Polska Opera Królewska w Warszawie
aAaAaA
fot. Natalia Kabanow

Twórczość Benjamina Brittena (1913-1976) w wolnym tempie przedziera się na polskie sceny. Skomponował trzynaście oper. Ich tematyka jest nietypowa, fabuła zagadkowa, postacie dziwne, partytury trudne do wykonania, a w nich język angielski kłopotliwy artykulacyjnie dla polskich śpiewaków. Nasze ambitne teatry pokonywały jednak te przeszkody. Zanim jeszcze utrwalił się zwyczaj realizacji oryginalnych wersji językowych, w Gdańsku w końcu lat pięćdziesiątych wystawiono po polsku operę Peter Grimes – o morzu i starszym rybaku (premierę w bieżącym sezonie zapowiada Teatr Wielki – Opera Narodowa). Niewiele później w Poznaniu pojawił się Mały kominiarczyk – pobawmy się w operę, pozycja dla dzieci. Poznański Teatr Wielki pozostał na długo „sceną Brittena”. W serii jego tytułów dano tam między innymi premiery Snu nocy letniej (wg Szekspira), a nawet ostatniego dzieła Brytyjczyka, jakim była Śmierć w Wenecji (wg Tomasza Manna). W Bytomiu wprowadzono na afisz operę komiczną Albert Herringi tym śladem poszły potem inne sceny. W Warszawie oglądano dawniej świetną kameralną Rzekę krzyczących ptaków (Curlew River) – jedną z Trzech przypowieści kościelnych,natomiast ostatnio Teatr Wielki przygotował w koprodukcji z Oslo operę Billy Budd (2019). Jej dramatyczna akcja dzieje się na statku wśród marynarzy, czyli przez dwa akty nie odzywa się żaden głos kobiecy, a muzyka rzadkiej jest piękności. Niestety publiczność stolicy nie wykazała zainteresowania tym niezwykłym utworem.

A jak było w Szczecinie? Opera na Zamku wystąpiła z polską premierą The Turn of the Screw (2016). To najbardziej bodaj tajemnicza z oper Brittena. Teraz sięgnęła po nią Polska Opera Królewska, dając wreszcie dobre tłumaczenie tytułu: Dokręcanie śruby. Przekład powieści Henry’ego Jamesa, kanwy libretta, nosi tytuł W kleszczach lęku, i taka jest treść opery oddająca metaforyczne dokręcanie śruby, narastanie lęku przy każdym jej obrocie. Padają określenia, że James napisał horror. Cóż jest zatem niesamowitego w tym utworze? Wszystko. Odnosi się wrażenie skłębionej chmury dźwięków i pochodu pośpiesznych zdarzeń, chociaż całość ma tylko dwa akty, w orkiestrze gra tylko trzynaścioro muzyków i wystarczy sześcioro solistów dla takich postaci jak dwa duchy, dwie osoby realne i dwoje dzieci z pogranicza tych dwu światów. Pedantyczną konstrukcję muzyczną Britten ściśle dopasował do słów, emocji i „obracających” się sytuacji. Czy ktoś to usłyszy, czy nie, dobrze chyba wiedzieć, że po temacie w Prologu następuje piętnaście krótkich instrumentalnych wariacji przywartych do piętnastu teatralnych scen; że podstawę wszelkich muzycznych kombinacji stanowi te same dwanaście dźwięków (to trochę słychać); że ze środka dobywa się trzynastogłosowa fuga, to znaczy kolejne instrumenty wkraczają z tą samą melodią; że zachodzą zmiany tonacji i że na końcu brzmi marszowa passacaglia. Zwracają też uwagę sygnały z orkiestry – celesty, fletu, kotłów, fortepianu (ze śmiesznymi ćwiczeniami gam i sonatiny), smyczków pizzicato, harfy, rożka angielskiego, fagotu, dzwonów, basklarnetu, a każdy z nich coś znaczy, mówi, wyraża, zapowiada, konkluduje.

W operze tak jest, że trochę się patrzy, a trochę słucha, rzadko zachodzi w odbiorze jedność teatru i muzyki. Britten swoim sposobem komponowania niejako ją wymusza. Kilkanaście lat temu miałam okazję obejrzeć The Turn of the Screw w Londynie, w reżyserii cenionego Davida McVicara. Przedstawienie w kolorycie chmurnej jesieni osnute było mglistym cieniem, nie wiadomo skąd wyłaniały się złe duchy panny Jessel i kamerdynera Quinta, którego głos brzmiał kusząco. Guwernantka wydawała się prawdziwie zagubiona, dwoje wątłych nastolatków w rolach dzieci śpiewało delikatnie i tak też grała mała orkiestra English National Opera. Natomiast w Warszawie jak za dotknięciem gałek telewizora doszło do pogłębienia wyrazistości obrazu, zaostrzenia kontrastu kolorów i nasilenia głośności. Scenografka Agata Skwarczyńska uprzedziła (wypowiedź w programie), że „tu nie ma duchów, są upiory, intensywne, pełne wigoru i bardziej rzeczywiste, niż ich żyjące ofiary” – może istotnie polskie demony w przeciwieństwie do brytyjskich powinniśmy identyfikować jako silne i konkretne? Toteż wysoki Quint (Rafał Żurek) z pełnym blasku tenorem nosił na sobie krwistą czerwień, a panna Jessel (Anna Wierzbicka), też w czerwieni, ze swym gniewnym sopranem miotała się po scenie. Był też, wprowadzony przez twórczynie premiery, demon trzeci: Lord (takie imię ma w programie). Milczał, ale tańczył; fenomenalnie. Gieorgij Puchalski bezszelestnie wyginał ciało w nieprawdopodobne kształty – długowłosy, w groźnym makijażu i czerwonym ubiorze pojawiał się często, jakby zarządzał tą całą sceniczną tajemnicą.

Postacie dzieci: Flory (Julita Mirosławska) i Milesa (Jakub Foltak) odtwarzali wokaliści dojrzali, tyle że oboje wciąż trzymali w dłoniach lalki niby symbol utraconego dzieciństwa. Głos Foltaka bardzo piękny, gładki, o chłopięcej barwie najlepiej wpasował się w wieloznaczną brittenowską koncepcję. Ale to jego dopadała śmierć i Lord wypychał ciało ze sceny. Pozostali śpiewali dość mocno, nie pozostawiając wątpliwości co do charakterów postaci. Anna Wolfinger jako Guwernantka uosabiać chyba miała każdego, kto znalazłby się, jak ona, w nieznanym otoczeniu; zaskoczenie wyrażała łagodnie, lecz gdy ogarniał ją strach, jej bogato rezonujący sopran niósł dramatyzm o przesadnym może wolumenie. Aneta Łukaszewicz ofiarnie grała starszą ochmistrzynię, panią Grose. Zadomowiona w dworze w Bly (miejsce akcji), nawykła do niespodzianych zachowań bywalczyni nabożeństw w miejscowym kościele – Łukaszewicz pewnym, dość jasnym mezzosopranem dopełniała sieci dźwięczących wokół sopranów, tenorów i różnobarwnych głosów instrumentów. Wiele komentarzy (cytowanych w programie) wskazywało na utratę niewinności dzieci jako główny problem zarówno powieści Jamesa, podstawy libretta, jak i opery Brittena. Przedstawienie najwidoczniej podążyło tym tropem, gdyż na biało-czarnych filmowych wizualizacjach same dzieci, bez dorosłych, biegały bądź chodziły w sobie tylko wiadomych celach. Ale nie jestem pewna, czy te wtręty niespójne z pozostałą estetyką spektaklu same z siebie, bez lektury programu, dobrze się tłumaczyły.

Zastanawiające, że wszystko razem w tym przedstawieniu wydawało się nowoczesne i współczesne zarazem, chociaż powieść ukazała się drukiem w końcu dziewiętnastego wieku, a opera powstała (na zamówienie weneckiego Biennale) i została wystawiona siedemdziesiąt lat temu. Może dlatego operowy Britten, tak odmienny od włoskiego, polskiego, francuskiego repertuaru naszych teatrów, nieprzerwanie kusi – realizatorki relacjonowanej tu premiery: dyrygentka Lilianna Krych i reżyserka Kamila Siwińska, przygotowały niedawno w Łazienkach udaną premierę jego Gwałtu na Lukrecji (2021, zob. moją relację na Teatralny.pl Los kobiety), a w Polskiej Operze Królewskiej już kiełkuje chęć na kolejny tytuł tego kompozytora.

04-11-2022

Polska Opera Królewska w Warszawie
Benjamin Britten
The Turn of the Screw / Dokręcanie śruby
libretto: Myfanwy Piper na podstawie powieści Henry’ego Jamesa
kierownictwo muzyczne, dyrygentka: Lilianna Krych
reżyseria, wizualizacje: Kamila Siwińska
scenografia, reżyseria świateł: Agata Skwarczyńska
choreografia, ruch sceniczny: Gieorgij Puchalski
obsada: Anna Wolfinger / Anna Farysej, Julita Mirosławska / Karolina Róża Kowalczyk, Jakub Folta / Marcin Dagaliński, Rafał Żurek / Jacek Szponarski, Aneta Łukaszewicz / Olga Rusin, Anna Wierzbicka / Aleksandra Klimczak, Gieorgij Puchalski
oraz Orkiestra Polskiej Opery Królewskiej
premiera: 22,23.10.2022 

The Turn of the Screw / Dokręcanie śruby, reż. Kamila Siwińska, Polska Opera Królewska w Warszawie
The Turn of the Screw / Dokręcanie śruby, reż. Kamila Siwińska, Polska Opera Królewska w Warszawie

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Polska Opera Królewska

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.