Marzenia senne Iwony

aAaAaA
Fot. Greg Noo-Wak

Jeśli jest jakieś jedno słowo, które mogłoby opisać koncept Agaty Dudy-Gracz na interpretację Iwony, księżniczki Burgunda, byłoby to słowo „bardziej”.

Tu wszystko jest „bardziej”: bardziej sztuczne i bardziej erotyczne. Bardziej milcząca jest Iwona, bardziej niezdecydowany Filip, bardziej odpychający dwór, bardziej spaczeni przyjaciele księcia i tak dalej. Problem w tym, że to, co u Gombrowicza jest finezyjne – tu staje się bardziej niewidoczne; to, co sugerowane w podtekstach – tu jest bardziej niesłyszalne; to, co ciche, ale ważne – tu przemilczane bądź zagłuszone. To dość logiczne konsekwencje stosowania do tego dramatu estetyki, która stała się znakiem rozpoznawczym Agaty Dudy-Gracz. Mnożenie sztuczności i epatowanie szpetotą w opowiadaniu o świecie, który Gombrowicz wykreował i tak jako zdeformowany i odrażający, jest grą na stereotypach, a nie odkrywaniem nieoczywistego.

W spektaklu Agaty Dudy-Gracz Iwona jest postacią na granicy dwóch światów: przez większość spektaklu ma swoje miejsce na długim podeście wdzierającym się w widownię teatru: stamtąd wraz z publicznością ogląda to, co dzieje się na scenie. Jest trochę jak reżyser, bo klaśnięciami daje znak do zmiany oświetlenia i sceny, trochę zaś jak tytułowa postać z Alicji w krainie czarów – śni swoją alternatywną rzeczywistość. Śni siebie-Alicję, wpadającą do świata będącego we władaniu okrutnej Królowej Kier w czerwonej pelerynie i przeżywającą swoją podróż inicjacyjną.

To odczytanie fabuły Gombrowicza jako marzenia sennego Iwony jest pomysłem o dużym potencjale: to, co przytrafia się Iwonie, nie jest okrutną historią, przed którą chciałaby uciec, ale – przeciwnie – realizacją jej pragnień. Bo ta Iwona nie marzy o pięknych balach, sukniach i brylantowym diademie, ale o świecie spaczonym perwersją. Jej marzenie senne jest marzeniem seksualnym i niebezpiecznym. Taką ciemną grą mogącą prowadzić do najgorszego, ale pozwalającą uciec od zrzędzenia Matki („Dlaczego nie jeździsz na nartach? Dlaczego nie skaczesz o tyczce?”). Iwona wpadnie do dworskiego świata, jakby znalazła buteleczkę z napisem „Wypij mnie!” i ciastko z napisem „Zjedz mnie!”. Zobaczy wielkie flamingi, jakby czekające, by nimi zagrać w krykieta, pozna okrutną Królową, której nie będzie się bała, pozna pozostającego w cieniu małżonki Króla… I pozna księcia Filipa z kompanami. Wszyscy będą dziwacznie wyglądali i dziwacznie się zachowywali, ale właśnie to będzie Iwonę pociągało.

Niestety, pomysł szybko się wyczerpuje. Tymczasem mówione na scenie dialogi z Gombrowicza wytrwale domagają się zadania kluczowego pytania: czego od Iwony chce rzeczywistość dworu? I patrząc na towarzyszy księcia, którzy u Dudy-Gracz są raz mężczyznami, raz kobietami, myślałem o tej słynnej scenie z Poskromienia złośnicy Krzysztofa Warlikowskiego, gdy trzech transwestytów próbuje na siłę przebrać Kasię w nowe stroje (chcąc jednocześnie dostosować ją do oczekiwań męża), śpiewając: „W dżetach, żorżetach, welurach, welwetach, krezach i krepach, gorsach i gorsetach, tiulach, tiurniurach, w dredach i pierścionkach, w szalach, woalach, koronkach, kordonkach, w guzach, rajtuzach, adamaszkach i muszkach…”. U Agaty Dudy-Gracz też próbuje się dostosować młodą dziewczynę do nowego otoczenia i nowej roli, też jest narzeczony i narzeczona, są oczekiwania, przemoc i frustracja, transwestyci, a także tiule, woale, koronki, kordonki… Pozostaje kwestia pomysłu na poskromienie Iwony. I pytanie, czy ten pomysł jest ciekawy, czy nie.

I tu – niestety – pojawiają się wątpliwości, bo dramat Gombrowicza wydaje się w tym spektaklu jednak przede wszystkim pretekstem, aby pokazać widowisko z efektownym nawiasem śniącej Iwony-Alicji. Ale jej sen nie jest już ciekawy, bo Gombrowiczowska fabuła prezentowana jest tu na poziomie bardzo podstawowym: oto znudzony królewicz otoczony zdegenerowanym dworem i dziwaczną rodziną postanawia zabawić się kosztem biednej dziewczynki z ludu, a – znudziwszy się – dość łatwo godzi się z jej zabójstwem. Czy jednak odmienność Iwony, tej Gombrowiczowskiej, polega wyłącznie na jej niedostatku urody, majątku, manier i – przede wszystkim – braku seksualnej rozwiązłości? Dlaczego dwór chce wyeliminować jej inność? Co chce poskramiać? Przebieranie Szekspirowskiej Kasi w „dżety, żorżety, welury, welwety” nie było tylko sięganiem po kostium, ale – przede wszystkim – pytaniem o naturę współczesnej opresyjności. W tej Iwonie są „dżety i żorżety”, ale nie ma pytania.

I może właśnie z tego powodu im dłużej trwa spektakl, tym bardziej staje się niejednorodny – jakby aktorzy sami zaczynali szukać zasadności swojej obecności na scenie. O ile w pierwszych, pstrokatych i fajerwerkowych scenach umieli grać doskonale mechanicznie, o tyle później wnoszą na scenę aktorstwo spod innej gwiazdy, Też dobre, ale inne. Gdy pojawia się pomysł udławienia Iwony karasiami, Król (Ireneusz Czop) rozmawia z Szambelanem (Mariusz Jakus), jakby wcześniejsza feeria barw i formalnych zachowań upodabniających ten dwór do dworu Królowej Kier z Alicji w ogóle nie istniała: są skupieni, groteskę ogrywają bardzo realistycznie, a rozmawiają tak, jakby świadomie bawili się z formą lekkiej komedii pokazując przewrotność tekstu Gombrowicza. Ta konwersacja angażuje uwagę bardziej niż wcześniejsze, chłodne sceny. Najciekawszym epizodem (ale – ponownie – wbrew wymowie całości spektaklu) jest mistrzowska scena szaleństwa Królowej (Milena Lisiecka), gdy Małgorzata daje się unieść poetyckiej emfazie. Aktorka, już bez krzykliwych strojów, opatulona w sflaczałą kołdrę krępującą kroki, gra zdziwaczałą, samotną kobietę, wiodącą swój mało ważny żywot gdzieś na bocznym torze świata. Nie mam wątpliwości, że te nocne sceny z Królem, Szambelanem, Królową były reżysersko pomyślane jako kontrapunkt dla reszty spektaklu: aktorzy mieli pokazać siebie, ale bez monarszych szat. Jednak cała trójka (choć najbardziej zapewne Lisiecka) nie buduje prostej opozycji: wcześniej byliśmy lateksowi i doskonali, teraz jesteśmy bez kostiumu i mizerni. Nie. W tych etiudach (choć piszę o nich relatywnie wiele, są to jednak tylko małe cząstki spektaklu) mamy do czynienia ze złożonością roli, umiejętnością pokazania charakterystycznej psychologii Gombrowiczowskich postaci, świadomością natury teatralnej gry – gry wsłuchanej w widza. Owszem, Jakus częściej sięga po wypróbowane chwyty, za które lubi go publiczność, a Lisiecka z Czopem bardziej stronią od efekciarstwa. Niemniej wszyscy potrafią wprowadzić do tych scen olbrzymie skupienie i harmonię, przerwane kabaretowym „Dzień dobry!” Ignacego (zastępującym – po co?! – Gombrowiczowskie „Ha, Małgorzato!”).

Nie ma wątpliwości, że właśnie aktorstwo jest najsilniejszą stroną tego spektaklu. Milcząca, skupiona, wycofana Iwona (Iwona Dróżdż-Rybińska) potrafi równoważyć nachalność scenicznej jarmarczności. Marcin Korcz (Cyryl 1) mimo pokusy łatwej zabawy z wcielania się to w rolę mężczyzny, to w rolę kobiety, odnajduje zestaw drobnych znaków nadających jego postaciom spójność. A taka gra, pamiętająca nie tylko o wielkim geście, ale i o intymności, jest w tym spektaklu dużym wyczynem, bo albo można być zdominowanym przez krzykliwe projekcje wideo, albo przez krzykliwe piosenki, dołączone do spektaklu w sposób mechaniczny i ze słowami, których zrozumienie bywa trudne („Mój głos ma siłę / Twój chuja ma // I co teraz zrobisz / Nic nie zrobisz już” – czy tak brzmią wersy pierwszej zaśpiewki tego spektaklu? Chcę wierzyć, że czegoś nie dosłyszałem).

Spektakl miał premierę – poprzedzoną trzema pokazami przedpremierowymi – 19 stycznia na dużej scenie Jaracza. Biletów na premierę nie sprzedawano (była to impreza na wejściówki), a po premierze scenografię zdemontowano i schowano do magazynów (na równy miesiąc). Tak zaplanował teatr, a finansujący go Urząd Marszałkowski nie widzi w tym najwyraźniej nic złego. W każdym razie postanowił milczeć, gdy teatr – niczym Królowa Małgorzata – zdaje się mówić do widzów: „Może państwo zechcą obejrzeć tamto drzewo”

29-1-2014

Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi
Witold Gombrowicz
Iwona, księżniczka Burgunda
reżyseria, scenografia, kostiumy: Agata Duda-Gracz
muzyka: Maja Kleszcz, Wojciech Krzak
choreografia: Tomasz Wesołowski
obsada: Iwona Dróżdż-Rybińska, Katarzyna Cynke, Milena Lisiecka, Ireneusz Czop, Mariusz Jakus, Hubert Jarczak, Marcin Korcz, Krzysztof Wach, Marcin Włodarski
premiera: 19.01.2014

Iwona, księżniczka Burgunda, reż. A. Duda - Gracz, Teatr S. Jaracza w Łodzi

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr im. Stefana Jaracza w ŁodziTeatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.