Operowe życie marionetek

La serva padrona (Służąca panią), reż. Lesław Piecka, Warszawska Opera Kameralna
aAaAaA

Warszawska Opera Kameralna ma teraz dobry czas. W ramach cyklu radi/O/pera, czyli koncertowych wykonań form operowych i oratoryjnych, transmitowanych przez Program II Polskiego Radia, w wieczór 18 lutego zaprezentowano Magdalenę u stóp Chrystusa Antonia Caldary (sprzed 1713 roku), gromadząc na estradzie Studia im. Witolda Lutosławskiego najlepsze z posiadanych sił artystycznych, a słuchaczom dając przeżycia rzadkiej siły. 26 lutego wznowiono z powodzeniem w teatrze WOK Turka we Włoszech Rossiniego, w Łazienkach zaś w tym samym dniu w Teatrze Stanisławowskim odbyła się premiera Sceny Marionetkowej WOK: La serva padrona Pergolesiego.

Dyrektor Jerzy Lach przywrócił tradycję takiej sceny, założoną w WOK w 1981 roku pod kierunkiem Lesława Piecki, wybitnego lalkarza. Przetrwała wówczas dekadę, przygotowała pięć premier. W polskim teatrze był to ewenement, ale w kulturze europejskiej historia opery marionetkowej sięga XVII wieku, o czym w programie obecnego przedstawienia WOK pisze Marek Waszkiel, historyk teatru lalkowego. Opery marionetkowe podobały się królowi Stanisławowi Augustowi, specjalnie dla takiej sceny dworskiej w Esterhazie komponował Józef Haydn. Mechaniczne lalki stanowiły też ulubioną rozrywkę Mozarta, co dokumentuje ekspozycja w jego domu rodzinnym w Salzburgu. Tam zresztą działa od ponad stu lat najsłynniejszy tego rodzaju teatr z operami w repertuarze: Salzburger Marionettentheater.  

Sam utwór La serva padrona Pergolesiego ma dla Warszawskiej Opery Kameralnej znaczenie szczególne. Właśnie tym małym arcydziełem Stefan Sutkowski w 1961 roku rozpoczął działalność tworzonego przez siebie teatru. Drobna buffa zagrana wtedy została w Filharmonii Narodowej i powtórzona właśnie w Teatrze Stanisławowskim z udziałem – bagatela! – Bogny Sokorskiej, Bernarda Ładysza i Bronisława Pawlika. Towarzyszył im kwintet smyczków i klawesyn, czyli taki skład instrumentów, jaki (najpewniej) dostosował do dwojga tylko solistów śpiewaków i mima 23-letni Giovanni Battista Pergolesi, tworząc swą Padronę w 1733 roku dla antraktów poważnej opery jako komediowe intermezza. W nich służąca („la serva”) Serpina postanawia wreszcie zostać panią („padrona”) w domu Uberta; przy pomocy niemego sługi Vesponego, którego przebiera za rzekomego narzeczonego, krewkiego Kapitana, wzbudza zazdrość Uberta, co doprowadza do upragnionej obietnicy zaślubin. WOK utrzymywała utwór w repertuarze (1977, 1986, 1988), zmieniały się tylko obsady. Ale zawsze, zgodnie z oryginałem, maleńka orkiestra liczyła sześciu instrumentalistów. Nie bardzo rozumiem, czemu teraz zespół Musicae Antiquae Collegium Varsoviense, grający w Teatrze Starej Pomarańczarni na dawnych instrumentach w stosownym stylu, miał w swym barokowym składzie aż dziesięć osób.

W operze marionetkowej istotny problem stanowi korelacja śpiewu i ruchu lalek. Wykorzystywanie muzyki nagranej ambitne teatry uważają za niegodne. Podczas dawnej lalkowej premiery WOK (1986) w sali gry stawał miniaturowy teatr z wyniesioną w górę odpowiednio małą sceną, przed nim zajmowali miejsca instrumentaliści, śpiewacy i mim. Gra, działania aktorskie i kostiumy żywych solistów odbijały niczym powiększające lustro grę, działania i kostiumy marionetek. Ten efekt jednoczesnych a identycznych dwóch teatrów, bliskiego i dalszego, dużego i małego był wielkim walorem tamtego przedstawienia – reżyserował je Lesław Piecka. Inne interesujące połączenie żywego planu i lalek w spektaklu La serva padrona w reżyserii Anety Groszyńskiej pokazali początkujący artyści w ramach Sceny Młodych WOK (2014). Dwoje solistów śpiewem i odpowiednim ruchem scenicznym wcielało się tam w figury sprytnej służącej i gderliwego jej pana, a na podłodze siedziały ich miniatury: dwie lalki. Mim nadawał im życie, pociągając za sznurki. Odgrywały wtedy własne scenki, przedrzeźniały aktorów, a nawet wchodziły z nimi w interakcje.    

Najnowszą Padronę WOK (2016) reżyserował ponownie Piecka, tworząc jeszcze inny model relacji. Para śpiewaków została ustawiona z boku sceny, nieco w cieniu. Pełne światło padało na rozkoszny teatrzyk w głębi. Po najprawdziwszej operowej uwerturze, granej, jak wymaga historyczny styl, to z werwą (forte), to cicho (piano), rozsuwała się kurtyna i Uberto w białej nocnej bieliźnie wstawał z łóżka. Dopominał się o śniadanie i w coraz większą wpadał złość. Sznurkami trzech marionetek poruszało ośmioro ukrytych lalkarzy, więc nie wiem, którzy z nich tak wiarygodnie kreowali akurat postać Uberta (zaprojektowaną plastycznie przez Iwonę Makowską). Miał on śliczne buciki, biegał po pokoju drobnymi kroczkami. W irytacji rzucał się na łóżko, podskakiwał do góry, kręcił głową, dzwonkiem bezskutecznie przywoływał Serpinę. W drugiej części, już w wytwornym ubiorze, bał się Kapitana, wzdragał przed wypłatą posagu, przeżywał rozterki, dłuższe stawiał kroki. Odkrywał, że przecież kocha Serpinę, czemu dawał wyraz w arii Precz, zdradliwe marzenie, Erosie, daj mi znak. Wtedy ze ścian wysuwały się ciekawskie głowy, a z góry spadały stukoczące skrzydełkami Amorki ze strzałami. Uberto oganiał się przed nimi rączkami jak przed chmarą miłosnych os, wreszcie – kapitulował. To on był królem wieczoru! W dodatku Sławomir Jurczak doskonale lekkim basem wzmacniał wyrazistość osoby Uberta, który w finale podawał dłoń Serpinie i śpiewał z nią duet Dla ciebie serce dzwoni, nie pytaj go już o nic; dzwonienie jej serca powtarzały echem pizzicata skrzypiec, a serca Uberta – pizzicata kontrabasu. Przez całe wieki publiczność domagała się bisów tego duetu… Serpina w strojnej sukni od początku zachowywała się jak dama i dostojnie przesuwała po scenie. Najmniej udana lalka Vesponego przedstawiała niedorostka z głupkowatą miną o wielkich uszach; zabrakło chyba też pomysłu na jego działania poza tymi, jakie wyznacza fabuła.

Przedstawienie toczyło się w języku polskim, co jest ewenementem w naszym dzisiejszym życiu operowym. Ale też dawne tłumaczenie Joanny Kulmowej zachowało naturalność i dowcip; wedle zapomnianej informacji poetka czerpała z wersji Alojzego Żółkowskiego, niegdyś sławnego aktora komika, a zarazem nader płodnego tłumacza sztuk – to on w końcu XVIII wieku bawił Warszawę w roli Uberta. Dyrygent Przemysław Fiugajski z niesłabnącą czujnością stapiał gestami głosy śpiewaków z dźwiękami instrumentów i akcją sceniczną marionetek. Lubiana solistka WOK Marta Boberska nie zawiodła wiernych słuchaczy; swój delikatny i pełen wdzięku popis miała w znanej arii Będziesz marzył o Serpinie. Spektakl zasługiwał na miano perfekcyjnego (no może poza jednym dźwiękiem sknoconym przez stremowaną prymistkę i tym, że przy zmianie dekoracji na scenie lalek „łoże” Uberta zahaczyło o drzwi…). Teatr Królewski był przepełniony. Wszystkim żal było rozstawać się z Ubertem, równie żywym jak jego widzowie. 

9-03-2016

Scena Marionetek Warszawskiej Opery Kameralnej
Giovanni Battista Pergolesi
La serva padrona/ Służąca panią
libretto: Gennaro Antonio Federico
przekład: Joanna Kulmowa
kierownictwo muzyczne, dyrygent: Przemysław Fiugajski
inscenizacja i reżyseria: Lesław Piecka
scenografia: Aleksander Maksymiak
projekty marionetek: Iwona Makowska
śpiewacy: Marta Boberska, Sławomir Jurczak
lalkarze: Elżbieta Bieda, Andrzej Bocian, Dominika Byrska, Magdalena Dąbrowska, Agnieszka Grębosz, Weronika Lewoń, Beata Łuczak, Piotr Michalski
Zespół Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej Musicae Antiquae Collegium Varsoviense
premiera: 26.02.2016

La serva padrona (Służąca panią), reż. Lesław Piecka, Warszawska Opera Kameralna
La serva padrona (Służąca panią), reż. Lesław Piecka, Warszawska Opera Kameralna

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Warszawska Opera KameralnaWarszawska Opera Kameralna

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.