Ożenek Fania

aAaAaA
Fot. Krzysztof Bieliński

1.
W Fantazym na scenie warszawskiego Teatru Powszechnego aktorzy noszą bardzo ładne kostiumy zgodne z modą epoki. Scenografia w stylu realizmu bajkowego, sentymentalno-cukierkowa: ganek klasycyzującego pałacu, na proscenium kwitnący krzew georginii, dziś częściej nazywanych daliami, w głębi sceny grupa drzew tak malownicza, że aż prosi się o interwencję zarażonego hejtem drwala; trawnik z Castoramy, niezmiernie, jak się okaże, funkcjonalny. Piesek Steluni – prawdziwy, uroczy mops (wysoka pozycja na liście najpopularniejszych psich ras wśród korporacyjnej i hipsterskiej młodzieży) – ma świetne entrée i odnosi sukces ponad podziałami. Wszystko to, rzecz jasna, pastisz?

2.
Rzecznicki (Michał Czachor) kładzie akcent na ostatnie sylaby wyrazów. Wyjąwszy tę osobliwość generalnie – podobnie jak hrabiostwo Respektowie (Paulina Holtz i Grzegorz Falkowski) – urwał się z próby Fredry granego w jakimś mieszczańskim teatrze. Fantazy (Michał Sitarski) ma skłonność do przeciągania końcowych samogłosek. Z grubsza brzmi to tak: „ jakooo okręt rozbityyyyy naaaaa piaskuuuu siedziiii… i czekaaaaa…”. Na piątkowej premierze uznałam, że to skutek tremy i kłopotów z pamięcią, ale we wtorek było identycznie; może winę ponoszą liczne u Słowackiego wielokropki? Stelunia (młodziutka Nela Nykowska) cedzi każde słowo i nie przepuszcza żadnej nosówce, żadnemu „ś”, „ć”, „sz”, „cz”, „rz” i „ż” – tak jej kazano, nie ma cienia wątpliwości, a panienka jest przecie dobrze wychowana. Sposób artykulacji i ekspresyjna gestykulacja Dianny (Karolina Bacia) zdradzają, że ta młoda dama wzięła korki z aktorstwa u Idalii (o niej osobno). Jan (Mateusz Łasowski), wystylizowany na niedomytego brutala, pokrzykuje buńczucznie – płaskim głosem o matowej barwie. Wszystko to razem jest formą dźwiękowej przemocy, zastosowanej przez Zadarę wobec widowni. Być może nieświadomie. 

3.
Znają Państwo to uczucie? Nieco dłuższy pobyt w obcej strefie językowej ma ten skutek, że pierwszej fazie ponownego zanurzenia w mówionej polszczyźnie towarzyszą osobliwe efekty słuchowe: głoski łączą się w zgłoski w sposób imitujący brzmienie języka, z którego powracamy. Czegoś podobnego można doświadczyć po czterech godzinach fonicznej opresji w Powszechnym, a ofiarą tego fenomenu pada Mariusz Benoit. Przesterowana percepcja widza traci zdolność odbioru klasycznej formy, w efekcie finałowy monolog Majora przepływa obok. Wciąż mam w uszach wielkie role Benoit w Narodowym Grzegorzewskiego: w obu wersjach Nocy listopadowej, w Weselu i Sędziach, w Ślubie i Operetce, wreszcie – może przede wszystkim – w Nowym Bloomusalem; dlatego pomysł  zatrzaśnięcia Benoit w szufladzie „starego teatru” w najlepszym razie mogę uznać za przejaw braku instynktu (estetycznego i samozachowawczego).

4.
„Jam winna, żem tu całą jedną dobę chciała aktorką być…”. Idalia (Barbara Wysocka) kradnie show Fantazemu i całej reszcie. Jest główną rozgrywającą w tej intrydze. Ona jedna nieźle wychodzi na łamaniu reguł wersyfikacji i przesuwaniu akcentów – jak dla mnie mogłaby na tym poprzestać; ale ulega pokusie i do wypowiadanych kwestii dokłada gestykulację ilustrującą każde słowo, coś na kształt języka migowego zrozumiałego nawet dla opornych. I to jest, niestety, przekroczenie granicy, za którą rozciąga się królestwo maniery. W pierwszych dwóch aktach Wysocka-Idalia lekko irytuje, trzeci bierze bez jeńców, w czwartym przesadza z jazdą po bandzie i wkurza (jak ona wkurza!), w piątym znów ląduje na właściwym miejscu. Jest w Wysockiej jakaś zachłanność, tak jakby chciała udowodnić, że równocześnie może być Ireną Eichlerówną, Nicole Kidman, Kristin Scott Thomas i Keirą Knightley. Nie wiem, czy to konieczne – Barbara Wysocka jest „samowsobnie” bardzo dobrą aktorką. Swoją drogą Słowackiemu chyba się nie śniło, że Idalia tak się wyemancypuje.

5.
Pierwsze dwa akty: słaby Fredro. Akt trzeci, jako się rzekło, ustawia Wysocka. Czwarty i piąty są niby-postmodernistycznym dziwactwem z jazdą obowiązkową – sugestią lesbijskiej relacji między Idalią a Helenką, graną przez Annę Moskal (nie pierwszy raz teatr eksploatuje fizyczne podobieństwo aktorki do androgynicznej Tildy Swinton, której emploi na zawsze określił Orlando); do programu dodajmy także obowiązkowe używki, towarzyszące rendez-vous Fantazego i Idalii.

6.
W całym przedstawieniu Zadara wielokrotnie odwołuje się do środków filmowych, filmowe są zawieszenia akcji, światło, muzyka, analogia między XIX-wiecznym Podolem a amerykańskim Południem (ze słynnej ekranizacji Przeminęło z wiatrem). Nie tego się czepiam. Zarzut jest zgoła inny i poważny: otóż Zadara kompletne rozmija się z tonem Fantazego – widzi dramat, gdzie go nie ma, a komizm, finezję i ironię Słowackiego zabija za pomocą slapsticku i wygłupu. I nawet tego nie zauważa.

7.
Z punktu odmawiam odpowiedzi na pytanie, co reżyser miał na myśli. Bo nie wiem. Z teatru wychodziłam (dwukrotnie!) zmordowana, ale i zdezorientowania. Bez ryzyka mogę napisać, że Michałowi Zadarze spodobało się wystawianie tekstów integralnych (w Fantazym dokonano skrótów, wszakże to skróty nieznaczne i niezbyt istotne: nie pojawia się ksiądz Loga, choć, rzecz jasna, bywa wzmiankowany). Że nieodmiennie Zadara chwyta polszczyznę literalnie: kiedy mowa o „stosunkach” i „płodzeniu”, to w wersji scenicznej konotacje są seksualne, choć tekst i wrednie niejednoznaczna semantyka podsuwają inne tropy. Że o ile Hanuszkiewicz przeszedł do historii teatru polskiego za pomocą motocykli marki Honda, tak Zadara nie pierwszy raz dzieli się odkryciem, że bohaterowie dramatów romantycznych byli ludźmi jako i my, a zatem zmagali się z fizjologią. W Fantazym Zadary sposób oddawania moczu związany jest z zajmowaną pozycją społeczną: Kałmuk szczy chamsko i bezwstydnie, hrabia Dafnicki rosi trawnik ukradkiem, pod osłoną nocy, a Jan gasi żar ogniska śmiałą, mocną strugą.

8.
Teksty opublikowane w programie towarzyszącym przedstawieniu dostarczyłyby pretekstu do wielu polemik – ale mi się nie chce. Więc tylko jeden cytat (z dra Przastka): „Teatr PRL-u miał do dyspozycji dużo większe środki niż dzisiejszy, a mimo to nie wystawiono Dziadów w całości. Czyli myślano o Dziadach – i o całym romantyzmie – inaczej niż dziś”. Do skarbczyka.

1-07-2015

 

Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
Juliusz Słowacki
Fantazy
reżyseria: Michał Zadara
dramaturgia: Daniel Przastek
scenografia: Robert Rumas
kostiumy: Julia Kornacka
światło: Artur Sienicki
obsada: Karolina Bacia (AT), Mariusz Benoit, Michał Czachor, Grzegorz Falkowski, Paulina Holtz, Mateusz Łasowski, Anna Moskal, Nela Nykowska, Michał Sitarski, Barbara Wysocka, Kazimierz Wysota
premiera: 19.06.2015

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr Powszechny im. Zygmunta HübneraTeatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.