Plaża

Długi, reż. Karolina Kowalczyk, Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie
aAaAaA
fot. Natalia Królak

Leżeć na leżaku na plaży nad morzem. Słuchać wody i wiatru, dotykać słońca. Miła perspektywa. Nawet jeśli na plażę, na leżak i nad morze wchodzi się przez wąski pasaż umierania. Tak jak Irit (Joanna Przybyłowska). Wita ją tam Rafał (Jerzy Walczak), bohater opowiadania, które kiedyś napisała.

Nosi ono tytuł Długi i istnieje także w świecie poza sceną. Jego autorka, ocalała z Zagłady pisarka Irit Amiel, zmarła w zeszłym roku. W scenariuszu reżyserki Karoliny Kowalczyk i dramaturżki Natalii Królak śmierć nie przerwała jej misji – opowiadania o tych, którzy przeżyli. Irit nie jest po prostu pisarką. Jest pisarką żydowską, a to wiąże się z obowiązkami i odpowiedzialnością. Ze spłacaniem tytułowych długów. Mają je oczywiście nie tylko Żydzi, wszyscy je nieustannie zaciągamy u naszych bliskich i dalekich zmarłych. Aby wyrównać rachunki, wyciągamy z niebytu kolejne jednostki, imiona, twarze i biografie – redystrybuując istnienie. To trudne, bolesne, pełne krzyku i krwi. „Wiedziałam, że trzeba koniecznie (…) sprowadzić na świat nowe dzieci, za tamte, spalone” – mówiła Amiel w wywiadzie. Przywołujemy też imiona, twarze i biografie tych, którzy zostali z tyłu. Dzielimy się istnieniem z duchami, robimy im miejsce. To też trudne, też bolesne, ale raczej łzawe niż krwawe. Spektaklowi Kowalczyk bliżej do łez, ale próżno szukać w nim wysokich dramatycznych tonów. Emocjonalne i estetyczne wyważenie sprzyja koncentracji na tekście. Nie tyle nawet na treści, co istocie, temacie, który uparcie pcha się przed fabułę – zagarnia uwagę.

Żydowskie długi są szczególne. Po Zagładzie nieludzko wręcz precyzyjne. Można je nie tylko opisać, ale też policzyć. I choć za tym pragnieniem stoją troska, miłość i światło, to owa ekonomia dusz wydaje się, no cóż, bezduszna. Tracąc z oczu jednostkę, rozcieńcza ją w narodzie i historii. I tutaj pojawia się pisarka, która ocala. Zamienia liczby na imiona, twarze i biografie – teatr idzie jej śladem. Jest w tym geście jakaś czarnoksięska siła odwracania historii. Pozornego oczywiście, bo przecież ani Wisły, ani Styksu zawrócić nie sposób. Ten mechanizm ma coś z falowania. „Nie wiadomo czy zmarli żyją tam na dole / Czy kręcą się tu z nami na kosmicznym kole” – pisał poeta. Wiadomo, że są aktywni. Amiel pisała w wierszu Wina: „Ile razy bawię się z moimi wnukami / Moi rodzice stoją nad nami milcząco. (…)/ czy mnie nie sądzą/ za samo istnienie?”. Ten niepokój ciąży jak wyrzut sumienia. Jeden ze współczesnych polsko-żydowskich reżyserów średniego pokolenia powiedział kiedyś, że spóźnił się na wojnę. W pewnym sensie wszyscy w Polsce się na nią spóźniliśmy… Ale czy rzeczywiście? Przecież wojna sięga dalej niż pokolenie świadków. Istnieje w nas i dookoła nas. Z reguły widmowo, choć ostatnio także w tej straszliwej formule – z krwi i kości. Póki co widzimy ją jedynie przez ekrany, ale widma z którymi żyjemy, podpowiadają, że kto wie, może niedługo zobaczymy ją przez okno?

Spektakl Kowalczyk pomaga odnaleźć się w tych nigdy niedokończonych, niedopowiedzianych i nieprzerwanych procesach. Odbita w jednostkach zbiorowość staje się bliższa, możliwa do pojęcia. Najwyraźniej w przypadku Rafała, który ocalony od śmierci przez małżeństwo niemieckich rolników: Hildę (Barbara Szeliga) i Hansa (Henryk Rajfer), zostaje przez nich poproszony o spłodzenie dziecka. Rodzi się pytanie, ile w tym układzie jest miejsca na wolność jednostki? Ile powietrza w tym tłoku żywych, duchów i ich rozmaitych interesów? Patrząc na scenę przy Senatorskiej, można odnieść wrażenie, że mnóstwo i niewiele zarazem. Jesteśmy wszak nad morzem, ale też w ciasnej teatralnej przestrzeni, która szkicowo rysuje miejsca akcji. Scenograf Marek Idzikowski głównym elementem uczynił długie zasłony, na które rzucano niekiedy wizualizacje lub punktowe światło. Do tego kilka rekwizytów: stół, blaszana wanna, żyrandol. Zaświat jest więc kameralny. Scenograficznie skromny, teatralnie przykurzony, istniejący po trosze, niepewnie i – co ważne – nie na stałe. Może rzeczywiście tak wygląda? Miła perspektywa.

A przecież historia, której słuchamy, duchy, którym robimy miejsce – to wszystko nie jest miłe, wręcz przeciwnie. Nie dość, że bolesne i tragiczne, to jeszcze trudne i splątane jak stary, zlepiony czasem supeł. Niemożliwy nie tylko do rozwikłania, ale też przecięcia – nawet tą najostrzejszą kosą. Tak jakby życie było nie tylko tutejszą, ale i pośmiertną obsesją. To przerażające. Melancholijna tonacja przedstawienia trochę tę grozę otula – owija w coś miękkiego. Ale istoty sprawy nie zmienia. Dopuszcza bowiem zaświatowy ciąg dalszy ucieczki przed śmiercią. Dlaczego zmarli opowiadają swoje życie i nie chcą się z nim rozstać? Ze strachu przed stratą? Z obawy przed tym, co przyjdzie w miejsce pamięci? Czy cokolwiek przyjdzie? W Długach dominuje wrażenie, że nie, że już nic. Ale nie nagłe i gwałtowne jak błysk, a cierpliwe jak morze, które nieśpiesznie zabiera kolejne centymetry piasku. Najpierw zamazuje ślady, potem pożera zamki – czy co tam zbudowaliśmy, żeby nie zapomnieć.

Spektakl stawia w gruncie rzeczy pytanie o sens ocalenia, a co za tym idzie o sens istnienia. Czy przeżycie jest coś warte, jeśli kończy się na tym, który przeżył? Czy też nabiera znaczenia dopiero wtedy, gdy prowadzi do dalszego przedłużania życia i przestaje być sprawą jednostki, a staje się sprawą rodziny, czyli narodu? W kontekście Zagłady to pytanie wydaje się uprawnione. Ale z miejsca, w którym jesteśmy dziś, ze świata, w którym „ja” znaczy centrum, słychać je inaczej – ambiwalentnie. Poruszające jest stwierdzenie Rafała, który mówi do Irit, że nie ocalała sama, a jej ojciec, rzucając ją w tę ciemną szczelinę oddzielającą śmierć od nikłej szansy na przetrwanie, w ten pasaż, którym narodziła się ponownie w 1942 roku na ulicy Przemysłowej w Łodzi, nie wrzucił tylko jej, ale także jej dzieci, wnuki i prawnuki. Oraz siebie.

***
Długi to przedstawienie powstałe w ramach nowego przedsięwzięcia Teatru Żydowskiego – programu BIMA (po hebrajsku – scena). Zakłada on realizacje spektakli dyplomowych studentów reżyserii Akademii Teatralnej tworzonych wraz z zespołem teatru. To dobry pomysł również z tego względu, że Żydowski, podporządkowany swojej misji, wydaje się znakomicie uwydatniać metafizyczną warstwę tej ciemnej zabawy w pokazywanie i oglądanie. W Żydowskim czuć szczególnie wyraźnie, że teatr jest miejscem spotkania z innymi, zarówno tymi żywymi, jak i martwymi. Te spotkania są walutą, w której my też możemy spłacać własne długi.

01-04-2022

Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie
Długi
reżyseria i scenariusz: Karolina Kowalczyk
dramaturgia i scenariusz: Natalia Królak
scenografia: Marek Idzikowski
obsada: Joanna Przybyłowska, Henryk Rajfer, Barbara Szeliga, Jerzy Walczak
premiera: 11.02.2022

Długi, reż. Karolina Kowalczyk, Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie
Długi, reż. Karolina Kowalczyk, Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy KamińskichTeatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.