Skowyt

aAaAaA
Fot. Pola Amber

To nie będzie skowyt Allena Ginsberga, to skowyt robotnika sztuki, przechodzący chwilami w krzyk, chwilami w skomlenie.

Wszystko, co tutaj napiszę, obróci się przeciwko mnie, dobrze o tym wiem. W końcu też jestem potencjalnym przemocowcem. Czasami wrzeszczę na próbach, kłócimy się, rzadko, ale używam wulgaryzmów, a mój teatr skazany jest na kontakt fizyczny, wieczne dotykanie się. Praca z ciałem to nierozerwalne, stałe narzędzie tworzenia spektaklu i warsztatów. Dla mnie bez tego nie ma teatru. Nie da się także w tego typu pracy oddzielić umysłu od ciała i wyznaczyć wyraźnych granic w używaniu jednego czy drugiego. Proszę wszystkich współpracowników, niezależnie od płci, o komunikat, jeśli ktoś zacznie się czuć niekomfortowo. I jeśli, na przykład, aktorki w teatrze czy studentki w szkole filmowej nie zareagują, nie powiedzą od razu, że coś jest dla nich nie tak, to mogę nie wiedzieć, gdy przekraczam granicę. Jeżeli nie ma na wstępie po obu stronach przestrzeni zaufania, chęci podjęcia ryzyka, wejścia w nieznane, to nie ma sensu takiej pracy zaczynać. Żadna sztuka nie jest warta ludzkiej krzywdy. Żadna sztuka nie powstała też z układania atestowanych i sprawdzonych klocków lego.

Jednak teraz już na serio i to bardzo. Wybaczcie, że nie jestem na bieżąco z każdym szczegółem, ale nie mam czasu, ani siły studiować tego, co miało być strumieniem wymiany myśli, a zamieniło się w rynsztok, czyli licznych komentarzy i opinii. Piszę, ryzykując hejt ze wszystkich możliwych stron, ale nie sposób już nie zareagować na ten obłęd, który zapanował w naszych głowach i duszach, czyli w Internecie. Obłęd, który wciąż się nakręca, co udowodnił i obnażył boleśnie ostatni Festiwal Boska Komedia. Udało się, nie ma i nie będzie rozmowy z nikim, kto myśli inaczej, lub wobec kogo mamy zastrzeżenia, w żadnym wypadku z tymi, którzy są przyczyną afer, ofiarami i oprawcami, słusznie czy niesłusznie w nie wrzuconymi.

Rozmawiamy na każde tematy i zażarcie już tylko z tymi, z którymi się zgadzamy, którzy myślą tak jak my. Z innymi nigdy, bo nie ma po co. Z góry wiemy, co powiedzą i każda poważniejsza debata może być najwyżej meczem, kto strzeli komu więcej goli, w żadnym wypadku nie okazją, żeby się czegoś dowiedzieć albo coś zrozumieć, żeby zagrać do jednej bramki o coś więcej niż tylko o siebie i cudzą winę.

A teraz dygresja, tak mimochodem. Ćwiczenie na wyobraźnię. Wyobraźmy sobie, że koniec ostatniej wojny wygląda trochę inaczej. Chłopcy w Jałcie czy Poczdamie napili się trochę więcej, to znaczy Stalin wzniósł o parę toastów więcej i ustalił, że Europa kończy się na Odrze i że będziemy mieli Polską Republikę Radziecką. O jeden toast za mało! Ale gdyby… Dziś wzdłuż Odry koczowalibyśmy my ze swoimi rodzinami. Topilibyśmy się przy próbie pokonania rzeki albo zamarzali, marząc o lepszym życiu. Tych kilku milionów Polaków Europa nie byłaby w stanie przyjąć ani wyżywić. Nie wpuściliby nas. Ktoś zabłądziłby, ktoś umarł, reszta wróciłaby do domu.

Ale nam się udało, to nie na Odrze, ale kilkaset kilometrów dalej, wzdłuż kolczastych zasieków powstało prawdziwe przedmurze chrześcijaństwa, co prawda ze znikomą ilością prawdziwych chrześcijan. Kilkudziesięciu czy kilkuset z nas, tych najlepszych, próbuje cały czas wozić tam zupy, ubrania, lekarstwa, odszukiwać zagubionych w lasach. Reszta wyje z bezradności lub wzrusza ramionami. Ja wyję.

W tym czasie dyktator, który odwrócił uwagę świata, wsadza do więzień i łagrów tych, którym zamarzyła się wolność i śmieli to wypowiedzieć głośno w mediach, na ulicy czy w teatrze. Niektórzy z tych, którym się udało uciec do Polski, zwrócili się do Pawła Passiniego, żeby zrobił z nimi jakiś projekt. Kilkoro Passini znał wcześniej, bo robili razem głośne Dziady w Brześciu. I teraz zrobili wspólnie spektakl, który znalazł się w nurcie białoruskim, odbywającym się niejako równolegle do Festiwalu Boska Komedia. Reżyser wymyślił coś głupiego, on lub ktoś z współpracujących z nim organizatorów – żeby nie robić tego projektu pod własnym nazwiskiem, bo ważni są w tym białoruscy artyści, sam projekt, a nie jego osoba i kontrowersje wokół niej. Osoba, wobec której, po roku od wybuchu afery, wciąż jeszcze nie sformułowano oficjalnych zarzutów: nie śpieszy się żaden śledczy, nie uwija się żaden prokurator. Passini przeprosił wszystkich, których mógł skrzywdzić lub urazić. Przeprosił, ale premedytacji się wyparł. Zadeklarował, że jest gotów ponieść wszelkie prawne konsekwencje swoich działań i postanowił czekać na proces. Ale najpierw przeprosił (chyba jako jedyny), więc na pewno jest winny.

Nikt nie zapytał w tej awanturze festiwalowej o Białorusinów, o cel i znaczenie tego projektu. Kogo to z dziennikarzy czy artystów obchodzi? W tych dniach zamykają na Białorusi ludzi w łagrach na 16 lat za to, że chcieli wystartować w wyborach. Tysiące ludzi siedzi bez wyroków. Teatry pozamykane. Powinniśmy z samej solidarności pójść wszyscy na taki spektakl, skoro nic innego nie możemy dla nich zrobić. Jednak bojkotujemy, a media z satysfakcją ogłaszają, że przyszło tylko 20 osób, a na wszystkie inne spektakle festiwalu tłumy. A wszyscy o tym, że Passini, który ciągle jest jeszcze oskarżany, a nie oskarżony (ta forma niedokonana robi tu jednak różnicę), nie ma prawa robić już nigdy teatru i że pod pseudonimem próbował się wkraść na najważniejszy festiwal teatralny w tym kraju. Naprawdę artyści białoruscy, ci w Polsce i ci w więzieniach, są w tym w ogóle nieważni? Ani to, o czym i dlaczego był ten projekt?

Nie chcemy ugody, otwarcia, rozmowy, zrozumienia, a najmniej wybaczania. Chcemy osądu – nie sądu, wyroku – bez wyroku, kary – bez ostatniego słowa skazańca, skazańca – bez skazania… Chcemy czyjejś krzywdy, potrzebujemy konfliktu, urazu i nadużycia. Zawsze będę używał pierwszej osoby liczby mnogiej, bo mam głębokie przekonanie, że grzęźniemy w tym bagnie wszyscy równo i że wszyscy jesteśmy za ten stan odpowiedzialni. Ci, którzy nakręcają, i ci, którzy dają się nakręcać lub wkręcać, ci, którzy lajkują, tak samo jak ci, którzy hejtują. Więc wszyscy jesteśmy „my” – bo tu Polska właśnie.

Jeżeli ktoś przeprosił tych, których skrzywdził, osoby które były tak zastraszone i zmanipulowane, że w trakcie pracy nie miały poczucia krzywdy i nadużycia, nie reagowały natychmiast, i których trauma ujawniła się dopiero po jakimś czasie – naprawdę nie mówię tu z żadnym sarkazmem czy próbą umniejszenia ich krzywdy lub usprawiedliwiania kogokolwiek – to trzeba natychmiast rozpocząć rozmowę o tych granicach, których nie wolno przekraczać i o wspólnej zgodzie na przekraczanie tych dopuszczalnych w procesie twórczym. Czy sztab psychologów i negocjatorów włączanych w proces tworzenia wystarczy, gdy nie będziemy sobie ufać? Sztuka zawsze zawiera ryzyko i zaczyna się tam, gdzie Nieznane, tam, gdzie czegoś jeszcze nie wiemy i do końca nie wiadomo, którędy tam dojść. I można się pomylić, można niechcący przekroczyć czyjeś granice, ale jeżeli przyznasz się do pomyłki, a nie daj Boże przeprosisz, to jest twój koniec. Lepiej było się wszystkiego wyprzeć i udowadniać urojenia ofiar. Nienawiść będzie ta sama, ale przynajmniej zachowamy równowagę w znieważaniu się i wygra ten, kto mocniej przywali, lub ten, kto przemilczy, przeczeka.

Zanim pojawiła się możliwość prawdziwej i koniecznej debaty na festiwalu w Krakowie, uczestnicy poobrażali się, zamiast nadać jej właściwy kształt, zadbać o właściwy skład i szukać, mimo wszystko, rozwiązań, sposobów zapobiegania ludzkim krzywdom w przestrzeniach uprawiania sztuki. Naprawdę to jest tak mało ważne, że wystarczy tylko trzasnąć drzwiami? Jeżeli już w tym środowisku nie chcemy rozmawiać, tylko czujemy potrzebę rzucania inwektyw, obrażania się i plucia w twarz, to znaczy, że tak już będzie w tym kraju. Wygląda na to, że ten nasz naród nie podniesie się, będziemy udawać szczęśliwych i spełnionych we własnych kręgach adoracji i poklepywań się po plecach, a reszta na pohybel. To dotyczy nie tylko teatru, ale wszystkich już przestrzeni publicznych. I nie tylko feministek i mizoginów, robotników sztuki, szowinistów, myśliwych, górników, księży, kibiców, patriotów czy polityków, to zżera nas wszystkich i będzie trwało, aż przekroczy punkt krytyczny i poleje się krew.

22-12-2021

Oglądasz zdjęcie 4 z 5