Solidarnie o sobie

She was a friend of someone else, reż. Gosia Wdowik, Nowy Teatr w Warszawie
aAaAaA
fot. Thomas Lenden

Od pierwszej sceny ten dziwny, napięty spokój. Pamiętam go z innych prac Gosi Wdowik, na przykład ze Wstydu – jej poprzedniej premiery zrealizowanej w warszawskim Nowym Teatrze. Podobieństw między tym spektaklem a najnowszą propozycją znajdziemy więcej. Wykorzystanie dokumentalnych materiałów wideo. Osobisty – to znaczy widziany przez konkretną, pojedynczą osobę – temat… Uwaga, pułapka. Wdowik przygląda się światu, w którym to, co pojedyncze, staje się wspólne. I odwrotnie. To właśnie ów proces stawania się jest najważniejszy. Jego dynamika i wpływ na jednostkę. Napięcie pomiędzy tymi kategoriami, podobnie jak to wyczuwalne na linii przedstawienie teatralne – performans, stanowią główne pole She was a friend of someone else.

Tematy są dwa: aborcja i wypalenie (zawodowe, osobiste, artystyczne). Obydwa przedstawione wyraźnie i wprost. Sztuka polega na tym, że dymiący materac, na którym leży wyczerpana reżyserka (sama Wdowik), nie jest kiczowatym symbolem, a starannie zakomponowanym elementem obrazu. Podobnie rzecz się ma ze sceną, w której postać grana przez reżyserkę uderza głową w białą ścianę. Gdy przestanie, odsłoni się wąska, jasna szczelina niby świeczka. Głową muru nie rozbijesz? A jednak. I coś w nim zaświeci, jakaś nadzieja. Naiwne? Strasznie! Ale co z tego, skoro piękne.

Dominika Olszowy i Tomasz Mróz, odpowiedzialni za scenografię, poza materacem przygotowali ogromny koc i dwa ekrany. Jeden o gabarytach ściany – zamyka scenę. Drugi, znacznie mniejszy, w kształcie przechylonego prostokąta, wisi na froncie. Gdy się w trakcie akcji wyprostuje, przypominając monitor lub ekran smartfona, zobaczymy na nim nagrania wideo oraz wiadomości tekstowe z wirtualnego komunikatora. Najpierw jednak bije od niego biały blask, podczas gdy reszta sceny tonie w mroku. Aleksandr Prowaliński prowadzi światło z ogromnym wyczuciem, malarsko. Komponuje hipnotyczne kadry, w których centrum pulsują wizualizacje Jimmy’ego Grimma. Zmultiplikowane oczy patrzą z przechylonego ekranu na materac i leżącą na nim kobietę. Gapią się. To spojrzenie nigdy nienasyconej publiczności.

Świat uzupełnia znakomita muzyka Jakuba Ziołka. Elektroniczne faktury kłębią się i rozrzedzają, snują i wzbijają; dymią. Bywa, że niskie tony repetycji kołyszą się gdzieś pod sufitem hali, której skrawek wycięto na teatralną scenę. Bywa, że płożą się nad podłogowymi panelami, trzeszcząc niby potwór o wełnianych pnączach. Ogromny koc jak monstrum z kreskówki ożywa i pożera materac oraz leżącą na nim kobietę. Tak naprawdę przykrywa, ukrywa, chroni – z ekranu znikają oczy. Humoru nie jest w tym spektaklu zbyt wiele. Pewnie dlatego tak dobrze smakuje.

Koc wprawia w ruch schowana pod nim Oneka von Schrader – austriacka choreografka i performerka. Kim jest jej bohaterka? Kilka scen później zatańczy wsparcie… a może przymus? Albo konieczność? Weźmie na siebie bezwładne ciało Wdowik – by ostatecznie przyczepić je do ściany czarną taśmą. Posadzić. Co znaczy też – zakazać leżenia. W narracji, którą przez cały spektakl snuje dopełniająca obsady i spacerująca po scenie Jaśmina Polak, zwraca uwagę zawarty w tytule dystans. Postać grana przez Wdowik nie ma imienia. To „jakaś inna ona”, jedna z wielu kobiet, które chodziły na czarne protesty, a poza tym mierzą się z kryzysem i wypaleniem zawodowym, być może także z depresją. Uniwersalizująca maska „koleżanki koleżanki” na niewiele się tu jednak zdaje, ponieważ jednym z wątków jest opowieść o powstawaniu oglądanego właśnie przedstawienia. W efekcie skojarzenie postaci z reżyserką jest odruchowe.

***
Współczesny polski teatr do znudzenia zajmuje się sam sobą. Artyści traktują scenę jak kozetkę, analizując na niej własne problemy i rozterki – często artykułowane bez zbędnych metafor i kostiumów z wiarą w moc wyznania i szczerości oraz z osobliwym i nie wiem skąd wziętym przekonaniem, że obchodzą one także widzów. Pozornym jednak, bo przecież twórcy, aby dodać prywacie misji, doklejają do zwierzeń i labiedzeń istotne tematy społeczne. She was a friend of someone else to dobry przykład takiego modelu, ale przedstawienie nie staje się od tego mniej piękne.

Oczywiście wartość pracy Wdowik nie tkwi jedynie w estetyce. Weźmy postać Agnieszki. Wywiady z nią oglądamy na wspomnianym ekranie. Agnieszka jest aktywistką, która wpadła na pomysł kampanii społecznej. Jej celem było wywołanie/podtrzymanie, debaty na temat prawa do aborcji i w efekcie liberalizację zaostrzonych najpierw w 1993 a później w 2020 roku przepisów. Rzecz miała polegać na aborcyjnym coming-oucie, na wzór tego, który wydarzył się w 1971 roku w RFN. Na okładce pisma „Stern” umieszczono wtedy portrety trzydziestu (z trzystu) kobiet, które przyznały się do dokonania aborcji. Inicjatywę zainspirowała analogiczna akcja francuskiego „Nouvel Observateur”, którego okładka zapowiadała Manifest 343 zdzir. Warunki stawiane takim inicjatywom przez media pozostają niezmienne mimo upływu lat, o czym z gorzką ironią informuje narratorka – akcja musi być zbiorowa i muszą się w nią zaangażować znane twarze.

Agnieszka zakłada więc grupę na Telegramie i… nic z tego. Energia czarnych protestów opadła. Rządzący zrobili, co chcieli. Aktywistka nie poddaje się jednak zwątpieniu i upatruje nadziei w teatrze, w którego moc sprawczą zwątpiła właśnie Wdowik. Kobiety mają okazję pomóc sobie wzajemnie i wspólnie stworzyć opowieść, która wyłamie się z hollywoodzkiego wzorca zwycięstwa i nie będzie „ani o sukcesie, ani o porażce”. Będzie zapisem działania. Nie tyle świętowaniem odnalezienia siły, która pozwala pokonać zmęczenie, ile wpisaniem owego zmęczenia w proces. Dostrzeżeniem i dowartościowaniem tego, co z reguły pomijane.

To interpretacja zachowawcza, jak zgaduję, artystki mierzą wyżej i sugerują rezygnację z wartościowań jako takich. Na taką rzeczywistość nie starcza mi jednak wyobraźni. Zwłaszcza że efekt końcowy oglądam na prestiżowej scenie modnego teatru, który już w drugim zdaniu materiałów promocyjnych informuje, że premiera odbyła się „na prestiżowym Kunstenfestivaldesarts”. Dla porządku dodajmy, że wszystko zaczęło się od projektu społeczno-artystycznego kobiecej Grupy Artystycznej Teraz Poliż. Skończyło zaś na międzynarodowej produkcji Nowego Teatru i belgijskiego centrum sztuki CAMPO. Rezygnacja z wartościowania w świecie sztuki to idea piękna, ale jednak utopijna.

Wracając do okładki „Sterna”, którą od pewnego momentu oglądamy na zamykającym scenę ekranie. Widnieje na niej portret inicjatorki akcji, dziennikarki Alice Schwarzer, która po latach przyznała, że wzięła udział w akcji, choć nigdy nie dokonała aborcji. Jaśmina Polak rozważa tę sytuację, zadając pytania o artystów teatralnych, którzy przyuczeni do odgrywania emocji mogliby z łatwością powtórzyć taki gest. I powtarzają. Gdy na ekranie zobaczymy matrycę okładki, na której obok samotnego portretu Agnieszki zaczną pojawiać się inne twarze, dostrzeżemy tam nie tylko samą Polak, ale także kilka innych osób ze środowiska teatralnego. Czy te kobiety rzeczywiście dokonały aborcji, czy biorą udział w solidarnościowym performansie? I czy to ma jakiekolwiek znaczenie? To pytanie także o różnice pomiędzy graniem a obecnością – spektaklem a performansem. Czyli o to, co na współczesnych polskich scenach teatralnych najciekawsze.

22-11-2023

Nowy Teatr w Warszawie
She was a friend of someone else
pomysł, tekst, reżyseria: Gosia Wdowik
scenografia: Dominika Olszowy, Tomasz Mróz
światło: Aleksandr Prowaliński
technologia i wizuale: Jimmy Grima
muzyka: Jakub Ziołek
obsada: Jaśmina Polak, Oneka von Schrader, Gosia Wdowik  
premiera: 08.09.2023

She was a friend of someone else, reż. Gosia Wdowik, Nowy Teatr w Warszawie

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Nowy Teatr Nowy Teatr

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.