Wrażenia i wspomnienia młodej teatromanki
1 XI 1901
O, jakże ożywczą dla człowieka zakopanego w tysiącznych zabiegach, przykrościach i małostkach codziennego życia jest taka kąpiel wielkiej poezji, jaką mieliśmy wczoraj na Dziadach. Jaka magiczna moc podnoszenia i leczenia leży w tej poezji. Przecie nie ma nic boleśniejszego, jak te obrazy tam się przesuwające; przecież żadne piekło Danta nie zawiera takich scen jak z Rollisonową, jak opowiadania o kibitkach – i żaden duch bardziej się nie szarpie, jak duch Konrada. A jednak człowiek to wszystko wytrzymuje i choć serce mu się krwawi ze wszystkich zastarzałych ran, dusza drga wszystkimi poruszeniami od rozpaczy do porywającej chęci zemsty – nerwy nie drgną. Przechodzi się jak na stacjach męki Pańskiej powtórnie całą „Golgotę” narodową, ale się „zdenerwowanym” nie jest nigdy. (…) Ból to taki, co nie wyciska łez i ducha nie tarza w prochu upadłych „nadludzi”, ale duszy korzącej się przed Bogiem w najwyższym uwielbieniu i skrusze, w błagalnej modlitwie bez słów, przypomina skrzydła, czyni ją zdolną do osiągnięcia najzawrotniejszych wyżyn, a choćby stamtąd na chwilę spadła – jak dusza Konrada – to Miłość Najwyższa wie, że tylko męka strasznej próby ją strąciła, że tym więcej warta ta dusza, im więcej cierpiała – i zsyła jej anioła wybawiciela. I dziwna: po przesunięciu się tych obrazów męczeństwa wychodzi człowiek z teatru – który w taki wieczór godzien jest w całej pełni nazwy świątyni narodowego ducha – wychodzi tak podniesiony na duchu, spokojny o przyszłość, opartą na zasiewie takich cierpień, jakby się już całe widzenie ks. Piotra sprawdziło, jakby kurtyna nie zapadła za szeregiem kibitek mknących w śnieżną dal północy.
Wystawiono Dziady jak można było w trudnych warunkach naszej sceny najlepiej. Nowosilcow [J. Kotarbiński], ks. Piotr [J. Sosnowski], Rollisonowa [L. Senowska] byli doskonali. Ale Gustaw [A. Mielewski] wybił się na czoło sztuki, stał się rzeczywiście duszą utworu, uosobieniem tych wszystkich mąk i wzlotów narodowych, tak że mógł mówić: „ja i Ojczyzna to jedno” i że „kocha za miliony”. Taka prostota i poezja tchnęły ze sceny u księdza, tak ten głos nieduży zwykle i nie najdźwięczniejszy używany był po mistrzowsku, że rozumiało się najcichsze słowo, a nigdy nie zawiódł w chwili naprężenia, okrzyku. Już to prostota jest podstawą, siłą i urokiem gry Mielewskiego. (…) Ja to raz jeszcze muszę widzieć; po scenie w więzieniu wyjdę, bo to szczyt wszystkiego.
Dziś naturalnie rozpoczęła się krytyka. Jedni mówią o inscenizowaniu i sceniczności Dziadów jak żeby o czymś nowym, jak żeby te wszystkie kawałki, które wczoraj zestawiono razem, nie były nigdy grywane osobno. Czyż wobec takiego wrażenia wątpić można o sceniczności?!
(…)
10 XI
Kraków wciąż przejęty Dziadami. Na zarzuty, których jest mniej, niż sądziłam, przeważnie się godzę. Np., że Wyspiański nadał czysto duchowym duchom Mickiewicza szatę własnego pomysłu, w której wyszły trochę ciężko. Pan szarpany przez kruki robiłby wrażenie większe, a estetyczniejsze, pozostając – jak autor chciał – za oknem. Złe i dobre duchy nad Konradem w prostych, białych i czarnych szatach byłyby szlachetniejsze niż w zbrojach, w których niezbyt zgrabne postacie przypominały mocno rycerzy z szopki. Kiedy malarz nadaje nadziemskim postaciom ziemskie kształty, daje im wyraz, który zdradza ich boskość; ale kiedy się ludzi przebiera za duchy, trzeba nadać im cechy odmienne, bo inaczej niczym się nie odróżnią. Utyskiwania na rzeczy drobne, jak np. to, że kaplica cmentarna jest gotycką, a nie cerkiewną – uważam za pedanterię. Można na drobiazgi zwracać uwagę w recenzji celem pouczenia dyrekcji, ale przywiązywania do nich wagi wobec wielkości dzieła – nie rozumiem. Jedno tylko powtarzam – choć Wyspiański mądrzejszy ode mnie – tłumaczy to obszernie – scena więzienna zanadto jest obcięta. Wyrzuciłabym raczej sen Senatora, skróciła biadania Gustawa u księdza i skoki duchów po grobach – a tego więcej, więcej!
Adama Mickiewicza „Dziady”. Sceny dramatyczne, w opracowaniu tekstu i w inscenizacji Stanisława Wyspiańskiego, prapremiera dramatu w Teatrze Miejskim w Krakowie (obecnie Teatr im. Juliusza Słowackiego), 31 października 1901.
Elżbieta Kietlińska, Wrażenia i wspomnienia młodej teatromanki, oprac. Jan Michalik, Kraków 2012, s. 133-134.
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.