Archiwum publiczne: Odpowiedzialność
Utalentowani ludzie nie będą czekać, aż instytucja spłaci długi, organizator znajdzie pieniądze na poprawę infrastruktury, a obrońcy źle pojmowanej tradycji i „ducha miejsca” w końcu pomalują trawę w tęczowe barwy. Chcący ze sobą pracować artyści spotkają się gdzie indziej. Ktoś inny stworzy im do tego warunki, ktoś, kto rozumie, że teatr to sytuacja społeczna, a nie wypolerowana skorupa. Może więc trzeba dać im jednak i we Wrocławiu taką szansę, zamykając radykalnie niewydolną w każdym sensie instytucję i powołując nową – jedną albo dwie, albo nawet więcej, bo na razie Teatr Polski nie ma potencji na utrzymanie swoich kosztownych trzech scen. I do przemyślenia jest – dla samorządów lokalnych wszystkich szczebli – czy warto wchodzić w mariaż z władzą centralną w kwestii prowadzenia tak ważnych – przede wszystkim lokalnie – instytucji artystycznych? One pracują i pracować powinny na wizerunek miasta, takiego na przykład jak Wrocław, który już niedługo będzie światową stolicą sztuk performatywnych. A tu w środku miasta wyperformowana ruina… No to jak się wtedy Wrocław pokaże?
Notatka w sprawie Teatru Polskiego we Wrocławiu zainspirowana powołaniem nowych dyrektorów tej instytucji. Notatkę robię, przejrzawszy „masę” archiwalną, z poczuciem bezdennego smutku. I straty, którą pewnie ktoś kiedyś będzie miał siłę opisać.
Umieranie Teatru Polskiego było jednym z najdłuższych, najdroższych i najbardziej spektakularnych widowisk w historii teatru (pożarów do tego nie wliczam, chyba że były to podpalenia). W ciągu czterech lat – za ponad 17 milionów złotych rocznie – byliśmy świadkami dwóch unieważnionych konkursów na prowadzenie teatru, powoływania i odwoływania dyrektorów (w tym jednego dyscyplinarnie), protestów na scenie i widowni, procesów w sądach pracy, dewastujących konfliktów w zespole artystycznym i pomiędzy innymi zespołami pracującymi w teatrze, performansów i akcji fejsbukowych, dramatycznego odpływu publiczności i równie dramatycznego spadku jakości nowych spektakli.
Czy wszyscy wiedzieli, jaki ta sprawa będzie miała finał? Wiedzieli, Wysoki Sądzie. Czy mogło być inaczej? Mogło, Wysoki Sądzie. Kto w takim razie jest winien? Proszę to Sądowi wytłumaczyć.
Spróbuję – na użytek archiwum publicznego – przeprowadzić takie rozumowanie: czy da się kogokolwiek „pociągnąć” do odpowiedzialności? Za co? Za nieodwracalne, trwałe szkody niematerialne wyrządzone polskiej kulturze, za złamanie ludzkich losów życiowych i zawodowych, za uwolnienie demonów zła: hipokryzji, politykierstwa, cynizmu, karierowiczostwa, chamstwa, głupoty, krótkowzroczności, etc., etc., etc., za szkody materialne, czyli zmarnotrawione pieniądze podatnika, za zniszczenie instytucji.
Teatr Polski we Wrocławiu ma dwóch organizatorów, czyli prowadzą i zapewniają mu bezpieczeństwo i komfort pracy w równych częściach minister właściwy ds. kultury i marszałek właściwy ds. województwa. Minister kultury i dziedzictwa narodowego zalicza do kultury głównie architekturę i muzykę (powołał kilka nowych instytucji dla tych sztuk, upaństwowił także dwa zespoły ludowe o znaczeniu narodowym). Teatr, film i literatura go nie pociągają, chociaż – z racji swoich prerogatyw – podejmuje decyzje ważące skutkami bezpośrednimi we wszystkich tych dziedzinach. Decyzje ważne i wiążące, szczególnie dla instytucji, które prowadzi jako organizator (moje instytucje) lub współprowadzi razem z samorządami różnego szczebla (prawie moje instytucje). Jego przedstawiciele zasiadają we wszelkich gremiach konkursowych, a w przypadku teatrów lista instytucji, które podlegają procedurze konkursowej, jest długa. Minister ma prawo – w określonych przypadkach, na umotywowany wniosek organizatora – wyrazić zgodę na powołanie dyrektora bez konkursu lub przedłużenie kończącej się kadencji.
Nawet jeśli minister nie ma czasu na zapoznanie się detaliczne z sytuacją każdego teatru – a powinien to uczynić, żeby podjąć właściwą decyzję – to ma wokół siebie ekspertów, doradców i urzędników. Przewodniczący Rady ds. Instytucji Artystycznych chwalił się w komunikacie prasowym, że doradza już czterdziestemu ministrowi – któż więc wiedzę większą na temat środowiska i jego komplikacji mógłby mieć! Czy i w jaki sposób ta wiedza została dostarczona Doradzanemu? Nie wiemy, proszę Wysokiego Sądu. Ta wiedza na razie publiczna nie jest. Wiemy natomiast, że jest w MKiDN również podsekretarz stanu z pełną kompetencją merytoryczną. Czy pan minister z tej pomocy skorzystał? Również nie ma pewności, choć są dowody w sprawie.
Dopisek: W sierpniu 2016 roku był taki moment – po wygraniu „konkursu” przez Cezarego Morawskiego, a przed ostatecznym jego powołaniem na stanowisko dyrektora Teatru Polskiego, że można było zatrzymać katastrofę. Mogła odegrać w tym historyczną rolę pani wiceminister. Dawała nawet takie sygnały, że jest to możliwe, spotykała się z przedstawicielami zespołu i reprezentacją środowiska (byłam na wniosek strony środowiskowej na takim spotkaniu). Mogła stać się żoną opatrznościową. Uzyskałaby wdzięczność i niebagatelne w późniejszych wypadkach uwiarygodnienie jako osoba do tego szeroko rozumianego „środowiska teatralnego” należąca. Utrąciła też zdecydowanie inicjatywę mediacyjną proponowaną przeze mnie i Dariusza Kosińskiego. Instytut Teatralny był wtedy – takie sygnały otrzymywaliśmy – instytucją o wysokim stopniu zaufania społecznego. Dlaczego tak się nie stało? Koniec dopisku.
W MKiDN są też inni pomocnicy – urzędnicy ministerialni. Jak na dobrych urzędników przystało, są bardzo kompetentni, urzędują w imieniu ministra i wykonują merytoryczne zadania zlecone. Mają też w swoim ręku poważne urzędowe narzędzia do dyscyplinowania dyrektorów placówek podległych Departamentowi Narodowych Instytucji Kultury (i współprowadzonych). I z nich korzystają. A że nie patrzą w oczy i sporządzają do niczego nieprzydatne lakoniczne protokoły, na przykład z przebiegu przesłuchań konkursowych? Może uważają, że podpisanie się pod takim protokołem nie jest dowodem w sprawie. A może jest Wysoki Sądzie?
To jedna strona. Teraz druga: organ współprowadzący – marszałek województwa dolnośląskiego i jego radni, koalicjanci i przeciwnicy polityczni, światli ludzie, reprezentujący w sejmiku interesy swoich wyborców i odpowiedzialni za dystrybucję pieniędzy z ich podatków, zarządzanie majątkiem i instytucjami. Czyż można przyjąć „na poważnie” argument, że mogli nie zdawać sobie sprawy, jaką cenę przyjdzie zapłacić – Teatrowi Polskiemu – za ich chwilowe polityczne sojusze? Nie wiadomo jeszcze, za co dokładnie został „przehandlowany” teatr, ale – jak powszechnie wiadomo – mariaż samorządu z władzą centralną zwykle nie jest bezinteresowny. W takich sprawach inne archiwum przechowuje dokumentację.
Uwaga na marginesie: Czy to, że Teatr Polski znajduje się na terenie Wrocławia i mało kto wie, że podlega marszałkowi (de facto pracuje więc na wizerunek miasta, a nie województwa), miało dla organizatora jakieś znaczenie? Jeśli miał kłopot z utrzymaniem instytucji, to dlaczego nie szukał porozumienia z władzami miasta? Trochę to jest bliżej niż do centrum Warszawy. Współpraca pomiędzy samorządami jest na pewno lepsza dla spraw społecznych niż kombinacje alpejskie. Za co więc przehandlowany został teatr? Może jakoś się do tego ustosunkują stowarzyszenia i inne organizacje zrzeszające twórców oraz widzowie Teatru Polskiego – wyborcy? Koniec uwagi.
Dopisek: w 2015 roku, żeby 250-lecia teatru publicznego (i narodowego zarazem) nie odfajkować ot tak, została zawiązana przy Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego tak zwana Grupa Robocza, żeby, poddawszy ewaluacji trzy lata funkcjonowania Ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, wyciągnąć wnioski z funkcjonalności bądź niefunkcjonalności jej zapisów i spróbować w trzech krokach: katalog dobrych praktyk, rozporządzenie ministra, ewentualna nowa lub znowelizowana ustawa, doprowadzić do coraz skuteczniejszego egzekwowania przez wszystkich interesariuszy teatru przekonania, że teatr, jako lokalne i ponadlokalne dobro wspólne, powinien być traktowany z wyjątkową „czułością”. Orężem do zachowania jego wyjątkowej mocy – tak to sobie zdefiniowaliśmy – jest utrzymanie i wspomaganie jego niezależności poprzez zapewnioną przez organizatora dotację podmiotową na realizację artystycznego programu (przyznawaną coraz bliżej do, a nie coraz dalej od 100% budżetu), wieloletni kontrakt dyrektorski, określający nie tylko obowiązki dyrektora, ale i obowiązki organizatora wobec instytucji, oraz utrzymanie zdecentralizowanego systemu podległości, ponieważ to właśnie dla samorządów posiadanie instytucji artystycznej na swoim terenie jest najlepszą, dającą największy „zwrot” inwestycją (zrobiliśmy na ten temat w IT poważne badania naukowe). Koniec dopisku.
Władze Wrocławia wykazywały małe zainteresowanie rujnującym dla Teatru Polskiego konfliktem, chociaż dla pracujących w teatrze zespołów i widzów, albo nawet ludzi przechodzących ulicą, wiedza o tym, kto jest organizatorem dla Teatru Polskiego, jest nieistotna. Teatr Polski jest we Wrocławiu i pod taką „afiliacją” reprezentował polski teatr poza granicami kraju. Czy to nie jest powód, żeby się do sprawy włączyć, Wysoki Sądzie?
Trzecia strona: Teatr Polski… No nie przygotował się do zmiany, a była nieuchronna, wiadomo było, że nadchodzi. Odchodząca dyrekcja postawiła na zwarcie i – jak widać – nie była to, mówiąc oględnie, najlepsza strategia.
A… i Cezary Morawski, czwarta strona. On miał szansę, mógł naprawdę stać się bohaterem pozytywnym tej historii, a nawet herosem. Gdyby uwierzył w dobre intencje. Gdyby uwierzył, że nagrania, apele, prośby, dobre rady, które kierowali do niego znajomi, koledzy, ludzie z wielkim autorytetem, były naprawdę gestem sympatii. Płynęły wielką strugą właśnie z powodu dobrej pamięci o dawnym koledze. Jeśli nie tylko trzech znajomków, ale ponad setka poważnych ludzi mówi: „Ustąp, panie Cezary”, to trzeba było choćby się nad tym zastanowić. Ta dobra rada, wyrażana wielkim chórem, wynikała naprawdę ze środowiskowej wiedzy, doświadczenia oraz rozpoznania sytuacji. Bo było wiadomo, że Cezary Morawski będzie sprawcą nieszczęścia i swoją ofiarą jednocześnie, Wysoki Sądzie.
W mowie końcowej bym Wysokiemu Sądowi powiedziała, że historia teatru est mater studiorum i warto do niej sięgać. Wiadomo, to jest oczywista oczywistość, że siłą niczego dobrego zrobić się nie da. Dosypywanie pieniędzy nie zagwarantuje jakości artystycznego działania, wyremontowane fasady nie przyciągną widzów, a łaski władzy nie są wieczne.
Appendix – dowód w sprawie: Oświadczenie w związku ze spotkaniem dotyczącym Teatru Polskiego we Wrocławiu, opublikowane na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego 13 lutego 2017 roku.
13 lutego br. wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński oraz podsekretarz stanu Wanda Zwinogrodzka spotkali się z marszałkiem województwa dolnośląskiego Cezarym Przybylskim, który wystąpił do MKiDN o wyrażenie opinii w sprawie odwołania Cezarego Morawskiego ze stanowiska dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu. W trakcie spotkania minister oraz marszałek zrekapitulowali swoje dotychczasowe stanowiska, mając na uwadze całokształt wydarzeń związanych z przebiegiem kadencji dyrektora.
Cezary Morawski powołany został na stanowisko 1 września 2016 roku, w wyniku konkursu rozstrzygniętego tydzień wcześniej. Minister kultury zwrócił uwagę, że dyrektor od chwili, gdy podjął swoje obowiązki, miał do czynienia z protestami i próbami destabilizacji instytucji. W związku z tym istnieje obawa, że okres pięciu miesięcy jest niewystarczający, aby podsumować i rozliczyć dokonania dyrektora Morawskiego. Rozważyć wypada wszystkie okoliczności, które mogły utrudniać prawidłowe funkcjonowanie teatru. Rekapitulując dorobek Cezarego Morawskiego, należy również wziąć pod uwagę stanowisko większości pracowników, którzy w referendum przeprowadzonym przez NSZZ Solidarność, w przytłaczającej większości opowiedzieli się za kontynuacją misji obecnego dyrektora.
W trosce o prestiż tej ważnej polskiej sceny, kierownictwo resortu kultury przypomniało o szczególnym znaczeniu sezonu artystycznego jako okresu, w którym instytucja winna mieć zapewnione warunki pracy twórczej oraz ciągłość zarządzania. Wskazano, że dymisja dyrektora Teatru Polskiego w trakcie sezonu artystycznego, zaburzy nie tylko rytm pracy tej sceny, ale także zasadę organizacyjną, która porządkuje działanie wszystkich instytucji artystycznych w kraju.
Stanowisko Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w kwestii odwołania dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu opracowane zostanie niezwłocznie, w oparciu o rzetelną analizę aspektów prawnych i merytorycznych. Ze względu na złożoność materii oraz jej wagę dla przyszłości instytucji, proces przygotowania opinii potrwa do 30 dni. Jednocześnie informujemy, że 14-dniowy termin na wydanie opinii przez MKIDN, wymieniany w niektórych przekazach medialnych, nie wynika z przepisów obowiązującego w tym zakresie prawa. Ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej w art. 15 ust. 4 stanowi jedynie, iż „Organizator odwołuje dyrektora samorządowej instytucji kultury, o której mowa w art. 16 ust. 2, po zasięgnięciu opinii ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego”, nie określając terminu, w jakim opinia ta powinna być przez ministra wyrażona.
31-01-2020
I had a body sculpting treatment, and the results were amazing! I feel so much more confident in my body now. lip filler torrance ca
I believe in the importance of involving loved ones in the recovery process. alcohol treatment centers houston
Learning to cope with cravings is a vital part of recovery. Alcohol Rehab Nashville
Pan Maciej Wojtyszko w swoim felietonie wywołał temat, zadałam mu kulturalnie pytanie w komentarzu, ale nie odpowiedział (co jest niekulturalne), więc chciałam zapytać oficjalnie: DLACZEGO U PANA ŁUKASZA DREWNIAKA NIE MOŻNA ZOSTAWIAĆ KOMENTARZY?
Bardzo słuszna uwaga. Natalia napisał(a):
Natalia w samo sedno.
Może przydałby się na tym portalu ktoś, kto umie pisać? Jeden Wojtyszko wiosny nie czyni. Majcherek mógłby być, gdyby miał coś do powiedzenia. Polszczyzna pani Doroty sytuuje ją gdzieś między Władysławem Machejkiem a Dariuszem Szpakowskim. Powinna może pacyfikować bunty wychowanków w przedszkolu?