AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

K83/Nasłuch: awantura wrocławska

 

Motto:
Teatr to niestety ciągle jeszcze sztuka reprezentacji. Dwa znamienne akty reprezentacji z ostatnich tygodni: czeski premier reprezentował Polskę na szczycie Unii na Malcie, a para aktorów porno z Czech udawała, że szczytuje w Teatrze Polskim we Wrocławiu.
René Pollesch

*

No dobra. Nie jest to cytat z Pollescha, ale przecież niemiecki reżyser mógłby tak powiedzieć, prawda?

*

Wreszcie jakaś awantura, w której od razu wiadomo, kto ma rację. Od razu powiem, że teatr, Marciniak, Mieszkowski. Ale co będzie potem? Gdy chwilowo ucichną działa, a obie strony sporu wycofają się na świeżo ufortyfikowane pozycje? Jakie długofalowe skutki dla polskiego teatru przyniesie wrocławskie umiłowanie wolności ekspresji scenicznej? Jak żyć po samoośmieszeniu się Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego? I jaką strategię przyjąć po zdemaskowaniu prawdziwych zamiarów PiS wobec sztuki i środowiska artystycznego?

*

Wiemy, co się zdarzyło w sobotę pod Teatrem Polskim we Wrocławiu. I co było wcześniej: prasowe wypowiedzi ministra Piotra Glińskiego, że pornografia nie może być finansowana z publicznych pieniędzy. List od dyrektora finansowego Ministerstwa do Marszałka Województwa Dolnośląskiego z żądaniem zapobieżenia skandalicznej premierze „w obecnej formie”. Telefony i maile z pogróżkami do Teatru Polskiego. Histeria w prawicowych mediach. Narodowe i patriotyczne wzmożenie.

*

Jeśli przyjmie się wystarczająco szeroką perspektywę, to w spektaklu Śmierć i dziewczyna Eweliny Marciniak wszystko jest pornografią. Jeśli ciało jest skandalem. Jeśli słowa rozbierają. Jeśli można być zgwałconym przez oczy i uszy. Jeśli nie można ustawić na tej samej płaszczyźnie aktora porno i aktora dramatycznego, dziecka i muzyka, tancerza i performera. Nienormalna, zboczona, wyuzdana jest relacja matki i córki. Lekcje muzyki. Stosunek człowieka i przestrzeni. Proporcje nagość – maska. Możemy sobie wybrać poziom dosłowności. Możemy czuć wstyd, odrazę, niezdrową fascynację. Ale pożądania we wrocławskim spektaklu nie ma. Niczym tu nie jesteśmy kuszeni, raczej odurzani pozorem harmonii, psychiki i gestu, duszy i organizmu. Te dwa nieszczęsne symulowane akty seksualne, o które stoczono taką moralną batalię, nie szokują bardziej niż Ewa Skibińska biorąca prysznic na scenie, aktorzy Polskiego zmienieni w nagie żywe i zdeformowane rzeźby, tworzący trzy pary cielesnych walców przetaczających się po podłodze, po bohaterce i jej wewnętrznej muzyce. Seks czeskiej pary jest przynajmniej prosty – łup, łup udo o pośladek, trzydzieści sekund i po sprawie. Jaka pornografia, skoro nie było wzwodu aktora? Najwyżej erotyka – a po prawdzie krzyk rozpaczy, że to tak właśnie z boku wygląda. Takie nieistotne, śmieszne, niespecjalnie wulgarne. W spektaklu Marciniak funkcję seksu pełnią rozmowy o muzyce, gra na fortepianie, łamanie hierarchii oprawca – ofiara, podmiotowość – podległość. Pornoaktorzy to tylko reminiscencja córki granej przez Małgorzatę Gorol z wizyt w erotycznych kabinach. Mocniej działa na zmysły metonimia: kiedy reżyserka cytuje z filmu Hanekego i powieści Jelinek gest bohaterki – siusiania z rozkoszy między samochodami na podziemnym parkingu. Z sufitu sypie się wtedy na scenę wściekle żółty piasek długim, mocnym strumieniem, jakby chciał zasypać wszystkie postaci, instrumenty, deklaracje. Tak jak w Portrecie damy – sceniczny obraz jest piękny, suchy, zimny, Marciniak buduje to suche piękno i potem brutalnie je gwałci podtekstami i ukrytymi intencjami bohaterów. Innym pięknem – jak nagość zespołu aktorskiego i zadekretowana brzydota masek, peruk, niektórych kostiumów. Tak, to przedstawienie to orgia wizualna, złamanie wielu reguł istnienia aktora na scenie, mieszanie porządków wykonawczych, dwuznaczności i klimatu do przekroczeń. Ale takie przekroczenia odbywają się co najwyżej w głowach widzów, którzy wyciągną ostateczne konsekwencje z podpowiedzi reżyserki. Nie na scenie. Żeby zrozumieć „porno” Marciniak, trzeba się w nie zanurzyć na dwie i pół godziny. Nie wytrzymalibyście tyle na filmie pornograficznym. Czas jest przeciwko porno, czas służy sztuce, dziełom nieoczywistym, brutalnym emocjonalnie, ale mieszczącym się w tradycji i praktyce nowoczesnego teatru. Marciniak nie chce zmieniać aktorów w pornomaszyny, nie chce ich zastąpić pornospecjalistami. Gdyby poprosiła Ewę Skibińską i Andrzeja Kłaka, pewnie zasymulowali by to samo, co tamte gwiazdy z Czech. Ale pewnie zagraliby to za dobrze. A Marciniak robi z zespołem Polskiego coś niebywałego. Tu już nie ma izolowanych aktów cielesnej odwagi, jakich niemal każdy z obsady spektaklu doświadczył już w swojej karierze. Na scenie działa grupa ciał-instrumentów-obiektów instalacyjnych. Tekst, taniec, ruch wypływa z nich organicznie. I to jest jedyna orgia, jakiej doświadczamy. Przestałem w pewnym momencie szukać ideowego spoiwa przedstawienia Marciniak: pożarła mnie jego sensualność i synestezja. Ten spektakl włazi do głowy przez skórę i otwarte usta, nawet nie przez oczy, bo oczy się poddają. Porno zawsze jest upokorzeniem i przemocą, środkiem do celu, patrzeniem reprezentującym uczestnictwo, mechanicznym baletem wreszcie. Marciniak to nie interesuje. Ona tylko patrzy na kobietę w tym fałszywym pornograficznym kontekście i słucha jej samotności, współczuje pragnień, wydobywa ją z pułapki ciała. Tylko tyle, panie wicepremierze.

*

W poniedziałek na briefingu dla dziennikarzy głos w sprawie pornografii na wrocławskiej scenie zabrała pani premier, pokusiła się o definicję aktu nieobyczajnego, powtórzyła zdanie o niemożności wspierania podobnych ekstrawagancji ze środków publicznych. W niedzielę, poniedziałek i we wtorek wielokrotnie odnosił się do tej kwestii wicepremier Gliński. Przypominam dla porządku – ani pani premier, ani minister kultury spektaklu nie widzieli, bazowali na doniesieniach prasowych, PR Teatru Polskiego, enuncjacjach i pogróżkach płynących ze strony oburzonych, nacjonalistycznych i bogobojnych środowisk.

Powstaje pytanie, czy polski rząd nie ma w tej chwili ważniejszych spraw na głowie – Syria, zamachy we Francji, uchodźcy, wysoki kurs dolara, blackout na Krymie – niż para golasów w spektaklu Eweliny Marciniak? Widocznie nie ma. I to jest prawdziwy skandal.

*

Andrzej Celiński stracił piętnaście lat temu posadę ministra kultury w rządzie Leszka Millera za niewinne z dzisiejszej perspektywy stwierdzenie, że warszawski „Teatr Powszechny jakby lekko dryfuje”. Jakie to było niewinne i delikatne zdanie, prawda? Ale przecież minister nie jest od recenzowania spektakli, wystawiania stopni artystycznych za bieżącą działalność repertuarową i definiowania ram sztuki. Posiadanie własnego gustu i zdania raczej przeszkadza w sprawowaniu urzędu. Podważa obiektywizm. To między innymi dlatego miejsce Celińskiego rychło (po niecałym roku urzędowania) zajął Waldemar Dąbrowski, bardzo dobrze wspominany przez środowisko.

Nawet minister Zdzisław Podkański – ten od promocji piaskowych dywanów jako sztandarowego wytworu polskiej kultury ludowej i próby spotkania się z nieżyjącym już wówczas Józefem Czapskim – nie miał tak złej prasy na starcie jak obecny szef resortu kultury. Co bardziej kompromituje profesora i wicepremiera Piotra Glińskiego? Arogancja? Profesorskość? Zapiekłe urazy wobec śmiejących się z niego od zawsze mediów? A może niezrozumienie medialnej roli ministra kultury? Minister musi brać odpowiedzialność za swoje słowa, bo nigdy nie wiadomo, kto i w jakim celu będzie się nimi posługiwać. To, że faszyści od Piotra Rybaka uznali je za zachętę do działania, obciąża hipotekę ministra Glińskiego. „Sprawa wymaga wyciszenia – mówi teraz wicepremier. – To oczywiste, że to polityczna nagonka, próba zaistnienia i uderzenia w moją formację polityczną. Dyrektor Teatru Polskiego jest posłem Nowoczesnej”.

Wicepremier Gliński wspomina teraz po fakcie coś o prowokacji. Zaplanowanej politycznie akcji skompromitowania jego samego i jego urzędu. Ja bardziej widzę jego nieumiejętność poruszania się we współczesnym świecie sztuki i mediów. No i próbę przekucia w czyn wyborczych obietnic i założeń jego partii, że sztuka ma być wspólnotowa i narodowa. Ma krzepić serca, rozsławiać Polskę i edukować.

*

Czy to dobrze dla teatru, że jest na pierwszej linii frontu?

Z punktu widzenia opozycyjnych polityków i mediów – tak. Bo pierwszy raz od czasu prezydenckiej kampanii wyborczej Prawo i Sprawiedliwość zostało zaskoczone, to nie ono wybrało temat publicznej debaty. Teatr to temat wyjątkowo niewdzięczny i niewygodny. Bo żeby coś o nim sensownego powiedzieć, należy chodzić na spektakle. Czytać, śledzić, oglądać. Wspomnienia wizyt z czasów młodości na nic się nie zdadzą. W dyskusji o sztuce, jej funkcjach, potrzebach, konwencjach polityk nigdy nie ma szans z inteligentem i artystą. Przechodzi do defensywy, usiłuje głosić hasła populistyczne, może i punktując u elektoratu, ale środowiska nie przekona, nie kupi, nie uspokoi. Więc w sporze o Trybunał Konstytucyjny czy ułaskawienie ministra Kamińskiego PiS ma jeszcze jakieś, słabe bo słabe, ale jednak argumenty; w sporze o cenzurę prewencyjną, definicję obsceny w sztuce – musi polec, ośmieszyć się, ujawnić swoje prawdziwe intencje. Teatr, akcja Mieszkowskiego, spektakl Marciniak zdefiniowały przeciwnika. Kiedy Strzępka i Demirski czy środowisko Krytyki Politycznej wskazywało sześć-osiem lat temu, że wrogiem są liberałowie i nowa klasa średnia, nie było na to powszechnej zgody. Teraz sporu nie będzie.

Co na demonstracji wrocławskiej ugrał teatr? Na tę chwilę się obronił. Odstraszył na jakiś czas władzę od prób jawnej ingerencji cenzorskiej i ideologicznej. Wymógł zmianę strategii: nie będzie gestów na pokaz, jacy to jesteśmy niezłomni i wierni, tylko zakulisowe nękanie. Obym się mylił.

Nie wiem też, czy targi i układy z nową władzą o dozwoloną przestrzeń swobody intelektualnej i artystycznej mają od tego momentu sens. Przecież już wszystko jasne, czego oni chcą, co dadzą, a co będą chcieli zabrać.

Ale… „ciemny lud” wedle definicji wiceministra Jacka Kurskiego prawdopodobnie „kupi” narrację rządową. Tak samo środowiska katolickie. Teatr służy demoralizacji i ateizacji, jest przeciwko wspólnocie i narodowi! Zaostrzą się protesty wobec poszczególnych spektakli, czujnie będzie przeglądana prasa, projekty i wnioski. To będzie akcja oddolna przy niejawnej zachęcie z góry. W skali kraju odwoła się, kogo można odwołać, posadzi za niegospodarność, kogo można posadzić. Do pełnej wymiany kadr dojdzie jednak dopiero w wyborach samorządowych. Przy nowym budżecie na teatr znajdzie się obiektywnie mniej pieniędzy, granty dostaną w pierwszej kolejności artyści, których pan minister nazywa artystami „wykluczonymi”, choć termin ten równie dobrze mógłby zastąpić innymi, bo chodzi o wszystkich tych rozczarowanych, wypchniętych z salonu, nieudaczników, niezdolnych, niedzisiejszych, niezaradnych, oszołomionych; na moje oko ze dwudziestka ich się nawet zbierze. Narodowym scenom obetnie się dotacje, choćby pod pretekstem, że trzeba przecież dać na dzieci, szkoły i szpitale.

*

Nastąpiło spektakularne odwrócenie sojuszy. Pamiętacie? Jeszcze rok temu było tak: Ministerstwo mediowało w konflikcie dyrektor Krzysztof Mieszkowski – Urząd Marszałkowski. Nikt – przynajmniej oficjalnie – nie kwestionował programu i poziomu artystycznego teatru, ale chciano Mieszkowskiemu narzucić nadzorcę-menedżera, wykazać, że wszystkie instytucje w regionie obowiązuje ta sama dyscyplina finansowa. Mieszkowskiego broniło środowisko, usprawiedliwiały zagraniczne i krajowe sukcesy, choć po prawdzie sporo racji w tym sporze było i po stronie Urzędu. A teraz w trakcie „pornoskandalu” wrogowie Teatru Polskiego z dolnośląskiej PO musieli zamilknąć i poprzeć zwalczanego dotąd dyrektora-posła. Prawda, niezorientowani w sytuacji radni PO zaczęli zrazu jakiś wstępny dym w związku z przeciekami na temat spektaklu Marciniak, ale odpowiedź marszałka na list z Ministerstwa wzywający do wstrzymania premiery była już wzorcowa. Marszałek znalazł się w pułapce: nie może mówić jednym głosem z ministrem z PiS. Stanął wiec murem za Teatrem Polskim. Kłania się stara reguła: wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Być może Mieszkowski kalkulował tak: rezygnacja ze współfinansowania Teatru Polskiego przez Ministerstwo jest kwestią czasu (była zapewniona do końca 2016 roku), jestem posłem Nowoczesnej, nie mam dobrych notowań u teatralnych podszeptywaczy nowej władzy, lepiej więc oprzeć się na urzędzie marszałkowskim, wmanewrować go w sytuację etycznie klarowną, stworzyć warunki do spektakularnego pojednania. Konflikt Teatru Polskiego z Ministerstwem sprawił, że na Dolnym Śląsku nie mają wyboru, muszą bronić Mieszkowskiego, teatru, wolności wypowiedzi, nawet jak po cichu myślą tak jak Piotr Gliński, inaczej wielkomiejski elektorat tego nie zrozumie. Co nam po takim antyPiS-ie, jeśli działa on z nimi ręka w rękę?

*

Wedle jednej z najbardziej szalonych teorii piarowskie zagranie z aktorami porno było potrzebne tylko po to, żeby ukryć przykry fakt, że Teatr Polski nie gra de facto dramatów Jelinek z cyklu o księżniczkach, tylko spore fragmenty Pianistki, na której wystawienie zgody od autorki nie miał. Ale kto to teraz w tym zamęcie będzie sprawdzał? To jest już zhakowana Pianistka w słusznej sprawie.

*

Rywalizacja o to, kto będzie pierwszym męczennikiem nowej polityki kulturalnej władzy, chyba została właśnie wygrana przez ośrodek wrocławski. Nie pomoże to pewnie na długo Janowi Klacie, ale polskiemu teatrowi w walce z PiS przybył lepszy kandydat na sztandary niż kontrowersyjny dyrektor Starego Teatru w Krakowie. Na awanturze wrocławskiej zyskuje osobiście Krzysztof Mieszkowski, bo to teraz pierwsze usta na froncie walki o kulturę, recenzent ministerstwa, aktywny poseł. Trudno go będzie uciszyć w sejmie i w mediach. Mieszkowski podrzucił temat dla partii, z której list wszedł do parlamentu. Liderzy Nowoczesnej, choć mieli dotąd przypięta łatkę finansistów niezainteresowanych światem sztuki, mogą teraz wejść w buty obrońców polskiej kultury, wolności słowa i wypowiedzi artystycznej przed ciemniakami i zamordystami z PiS-u. Na razie jest to zmiana na lepsze, bo ugrupowanie Petru zastąpi tym samym mętny przekaz Platformy, która zwykle zachowywała się obskurancko w stosunku do sztuki progresywnej.

Mołojecka sława przypadnie również Ewelinie Marciniak. Drobna blondynka. Nie wygląda jak deprawatorka, propagandystka, feministka, ateistka, aktywistka, lesbijka nawet. Będzie z nią kłopot. Nawet dla łysych. Oby od jej i Teatru Polskiego zwycięstwa nad cenzurą nie ucierpieli aktorzy, szeregowi pracownicy, inne teatry. Czy metoda nękania i pogróżek stanie się jedną z kluczowych w walce o odzyskanie narodowych i miejskich scen? Czy każdy z nas ma świadomość, na jaką walkę idziemy? Kto się będzie bił z łysymi? Polemizował z Terlikowskim i Horubałą? Wygwizdywał przemówienia Glińskiego? Jak długo policja będzie chronić awangardowe sceny? I czy jesteśmy pewni, że będzie chronić?

*

Kto przegrał w sporze o porno w spektaklu wrocławskim? Chwilowo rząd. Ale tak naprawdę najbardziej przegrali zwolennicy schodzenia z linii ideologicznego ostrzału, nieantagonizowania pozycji, jeśli nie jest to konieczne. Niestety już jest. Jesteśmy w stanie wojny. Choć chyba nie wszyscy tego chcieliśmy i nie tak sobie tę wojnę wyobrażaliśmy. Owszem, akt z Wrocławia to wywyższenie teatru, podkreślenie jego społecznej roli, miejsca w awangardzie sztuki zaangażowanej. Ale i utrwalenie w świadomości środowiska prawicowego, że teatr jest wrogiem i trzeba go spacyfikować. I co się stanie, jeśli oni będą silniejsi, nie przestraszą się protestów, znajdą argumenty finansowe i merytoryczne? Jednak jest to inna sytuacja niż w awanturze o Do Damaszku Klaty i Golgota Picnic. W tamtych przypadkach władza przyjmowała raczej bierną postawę, udawała rozjemcę i mentora, protestowali przedstawiciele tak zwanego ludu.

Teraz mamy starcie „artyści kontra władza zjednoczona z ludem”, który jeszcze dolewa oliwy do ognia. Jest gotów władzy pomagać. Trudno ukryć, że przeciwnik teatru jest silniejszy i bardziej zdeterminowany niż rok, dwa lata temu. No i wspiera go jeszcze tak zwana prawicowa prewencyjna publicystyka. Zgoda, brakuje twórców radykalnie prawicowych, którzy mogliby przejmować teatry poszukujące. Ale zauważcie, wyłoniła się już duża grupa krytyków prawicowych. Wreszcie ktoś z decydentów i aparatczyków dojdzie do przekonania, że może oni pokierują polskimi scenami. No i do zagospodarowania jest cała rzesza twórców ideowo i zawodowo niewyraźnych. Jak trzeba – będą narodowi i nie wychylą się z byle czym. I tego boję się najbardziej.


Słowo na środę
Najpierw było „Make love not war”. Potem „Fuck for forests”. Aż w końcu dzięki Wrocławiowi wymyśliliśmy własne rewolucyjne hasło: „Fake porno – fight for freedom”. Po polsku brzmi to następująco: „Finguj pornola i walcz za wolność naszą i waszą”.

Fałszywe pornole mają, jak się okazuje, świetlaną przyszłość przed sobą.

25-11-2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (18)
  • Użytkownik niezalogowany księgowa
    księgowa 2015-12-28   20:42:54
    Cytuj

    "Lepiej mieć długi, niż krótki" K. Mieszkowski

  • Użytkownik niezalogowany
    2015-12-10   21:33:04
    Cytuj

    www.jacekrzysztof.blog.onet.pl - Tak głupie i demagogiczne, że właściwie komentować się tego nie da. Ale jednak pokazuje lumpen-proletariackie osady-zasadowe tego towarzystwa wzajemnej adoracji (po przegranym plebiscycie wyborczym) w procesie ewakuowania się z teatru do chuliganerki: kłamstwo, obmowa i kombinowanie z sojuszami. "Teraz sporu nie będzie", tylko śmiech na sali - i odstawienie od cycka!

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-11-29   09:16:09
    Cytuj

    ponieważ "nowoczesność" w teatrze doprowadziła do roztrząsania, czy stanął, czy nie stanął, bzyknął, czy może innym razem... Klasyka. Takie zachciewajki (i zachciewacie)to macie - śmiech na sali!

  • Użytkownik niezalogowany widz
    widz 2015-11-28   19:09:33
    Cytuj

    NO niestety, wszystko sie Panu upaprało. Nie przewidział pan ze pani reżyser bedzie do ostatniej krwi telewizyjnej walczyła przekonujac, że BYŁO PORNO!!! Miało być. Na próbie było i panią Marciniak zachwyciło (!) ale na premierze aktorowi nie stanął. Po Wrocku chodzą dwie plotki: ze nie stanął ze stresu - bo kibole pod teatrem darli ryje, oraz: nie stanąl prozaicznie - aktor był chory i brał antybiotyki. ALE NASTĘPNYM RAZEM BEDZIE STAŁ. Razem z kibolami. Niestety, minister wyszedł na prowadzenie...

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-11-26   18:08:57
    Cytuj

    jkz napisał(a):

    www.jacekrzysztof.blog.onet.pl - Tak głupie i demagogiczne, że właściwie komentować się tego nie da. Ale jednak pokazuje lumpen-proletariackie osady-zasadowe tego towarzystwa wzajemnej adoracji (po przegranym plebiscycie wyborczym) w procesie ewakuowania się z teatru do chuliganerki: kłamstwo, obmowa i kombinowanie z sojuszami. "Teraz sporu nie będzie", tylko śmiech na sali - i odstawienie od cycka!

  • Użytkownik niezalogowany ciekawska
    ciekawska 2015-11-26   17:06:21
    Cytuj

    Państwo sobie tak tu miło gawędzicie a ja mam proste pytanie: była penetracja, czy nie?

  • Użytkownik niezalogowany licznik
    licznik 2015-11-26   15:03:07
    Cytuj

    Z frekwencją bym nie przesadzał. "Wyprzedane spektakle do końca roku" są taką samą półprawdą jak "obrzucenie domu mojej matki-staruszki". Spektakli do końca roku jest kilka zaledwie, więc łatwo je wyprzedać, a dom matki Mieszkowskiego jest po prostu... jego domem. On tam mieszka. Z matką. A spektakl podobno dobry całkiem (w ostatecznym kształcie, przecie Czesi mieli pierwotnie dużo bardziej się... ale autoocenzurowano), szkoda tylko, że Mieszkowski pozostawi sobie za parę miesięcy spaloną ziemię, a na niej zespół.

  • Użytkownik niezalogowany drewniak
    drewniak 2015-11-26   12:59:28
    Cytuj

    Państwo sobie tak tu miło gawędzicie a ja mam wiadomość dla pana Warzyńca Miścickiego, żeby zerknął sobie na nowy post pod poprzednim Kołonotatnikiem. Polemizujemy tam sobie na temat Ksenfonta. Przepraszam, dziękuję, wracamy do polityki

  • Użytkownik niezalogowany widz
    widz 2015-11-26   10:59:13
    Cytuj

    To jest zarządzanie teatrem poprzez politykę i skandal. Prowokację, manifestację, zajadłą walkę.Bo słowo "porno" ma jednoznaczną konotację.Plakat w strefie publicznej a więc dostępnej dla dzieci też pięknie je stymuluje, naprawdę pięknie. Ale jakie to ma znaczenie, gdy cel uświęca środki a wolność jest uber alles. Teraz już nikt nie będzie wierzył promocji, dyrektorowi, a nawet artystom/było porno? a tyle sobie gawiedź intelektualna obiecywała, ślinka ciekła/. To jasne, że podjudzają, nabijają widzów w butelkę. Wykorzystują do swoich celów. A wolność ekspresji artystycznej pożarta zostanie przez agresję celów politycznych. Gdy skończy się finansowanie.Odpłynie wtedy wizja artysty w niebyt sinej dali. Minister zastosował cenzurę prewencyjną, bo polityk dyrektor przeprowadził atak antycypacyjny. Zastosowana wyprzedzająca akcja manipulacyjna teatru niszczy zaufanie do dyrektora, sztuki, do uczciwości intencji artystów. Szkoda, bo wszystko jest w najlepszym gatunku i na najwyższym poziomie. Teatr prawie narodowy.Ale prawie już znokautowany. Frekwencja w teatrze to nie wszystko. Przed teatrem była wyższa.

  • Użytkownik niezalogowany internautka
    internautka 2015-11-26   06:40:26
    Cytuj

    Kolego Drewniak – drewniany ten system komentarzy na tym portalu. Ja tu się staram. Spacje stawiam, formatuję ładnie tekst, a Wy usuwacie wszystkie spacje, formatowanie całe i tekst leci jednym ciągiem ze szkodliwością dla czytelności.

  • Użytkownik niezalogowany internautka
    internautka 2015-11-26   06:36:08
    Cytuj

    Pytanie-odpowiedź (znalezione w internecie) „Czy był na tym słynnym wrocławskim porno-przedstawieniu ktoś oprócz krytyków teatralnych (którzy się gówno znają na teatrze)…” Ja byłam kiedyś na najgorszym przedstawieniu jakie w życiu widziałam w Teatrze Narodowym – tytuł brzmiał „2 maja”. Autorem był niejaki Sramonowicz. Tak gównianego przedstawienia nigdy więcej w życiu nie widziałam.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-11-26   00:39:50
    Cytuj

    jeszcze raz o Łukaszku. Podtrzymuje tezę z pierwszego wpisu. chuliganerką jest nieeleganckie pisanie o Panu Ministrze a rzucanie jajkami w dom Krzysia Mieszkowskiego i nie wpuszczanie głupich widzów do teatru nie jest. Tako rzeczę ja. ZEMBIRATUSTRA

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-11-26   00:36:22
    Cytuj

    www.jacekrzysztof.blog.onet.pl co tam porno marciniak u mnie na blogu to dopiero orgia - zaglądajcie! i nie będę następnym dyrektorem Polskiego. nie lubie Wroclawia, lubie Świdnicę i Kłodzko, no ale tam nie ma teatrów :-(

  • Użytkownik niezalogowany zembi
    zembi 2015-11-26   00:10:11
    Cytuj

    Następnym dyrektorem w T. Polskim zostanie stary, dobrze wyczekany pisowski Zembrzuch. Jeśli nie tam, to może w Łaźni, która ostatnio dryfuje, oj, dryfuje... Zembrzuch mógłby dokończyć opus magnum Szydłowskiego, czyli nieszczęsny "Wypadek".

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-11-25   23:15:06
    Cytuj

    A jednak skomentuję. Łukasz, przecież ja się z Tobą droczę. Uwielbiam Cię!!!

  • Użytkownik niezalogowany wróż łukasz
    wróż łukasz 2015-11-25   22:18:37
    Cytuj

    DREWNIAK WIESZCZY JAK POTŁUCZONY. P.S. W ostatnim zdaniu jest byk. Przyszłość ma się zawsze przed sobą, wieszczu. A poprawiasz kolegów recenzentów... Popraw i przeproś.

  • Użytkownik niezalogowany leo
    leo 2015-11-25   21:48:32
    Cytuj

    Pan Łukasz D. jak zwykle pozornie mądrze, a w istocie bez sensu. Richard Swetru jako obrońca imponderabilów polskiej kultury - oto drewniany suchar!

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-11-25   16:52:53
    Cytuj

    www.jacekrzysztof.blog.onet.pl - Tak głupie i demagogiczne, że właściwie komentować się tego nie da. Ale jednak pokazuje lumpen-proletariackie osady-zasadowe tego towarzystwa wzajemnej adoracji (po przegranym plebiscycie wyborczym) w procesie ewakuowania się z teatru do chuliganerki: kłamstwo, obmowa i kombinowanie z sojuszami. "Teraz sporu nie będzie", tylko śmiech na sali - i odstawienie od cycka!