Wielopole, Wielopole
Data premiery: 1980-06-23
Spektakl pochodzi z otwartych zasobów TVP VOD.
Reżyseria – Tadeusz Kantor
Realizacja – Stanisław Zajączkowski
Scenografia – Tadeusz Kantor
Wielopole, Wielopole – dwukrotnie powtórzona w tytule nazwa wsi, w której urodził się Tadeusz Kantor, brzmi jak melancholijne echo pamięci. Zarazem jest to sygnał tak istotnej dla całego spektaklu powtarzalności zdarzeń, podwójności postaci, dwuznaczności. Bliźniaczo podobni do siebie w wyglądzie, stroju i geście są wujowie Karol - patriota i Olek - typowy cywil dekownik. Szalona ciotka Mańka, która w kółko powtarza zdanie z Apokalipsy i uwielbia przebierać się za nieszczęsnego Rabinka, trzykroć rozstrzeliwanego, tak jak Chrystus trzy razy upadał pod krzyżem. Niemal wszystkie postaci nie tylko mają swoje sobowtóry, pośmiertne manekiny - kukły, ale też grają jednocześnie siebie i kogoś innego. Nakładają się na siebie wspomnienia - z dzieciństwa, z czasów I wojny światowej, z lat okupacji.
Może to tylko pusta gra, teatralne sztuczki? Rodzinę dawno umarłych odgrywają komedianci „budy jarmarcznej”, wujowie błaznują, żołnierze skaczą jak mechaniczne marionetki. Wydarzenia lokalne, rodzinne stają się jednak tragiczne, kiedy nadciąga potop historii. Wyjazd Adasia na front, rozstrzelanie Rabinka to przecież realne epizody pierwszej i drugiej wojny. Lalki żołnierzy maszerują i padają w takt marsza legionowej Szarej piechoty, a więc historycznego mitu. Działanie muzyki, krojącej przedstawienie wbrew symetrycznym podziałom partytury, jest niepoprawne wobec awangardowego katechizmu. Psalm 110 z wiejskiego kościoła na Spiszu, motyw Lulajże, Jezuniu ze Scherza Chopina grany na katarynie przez Wuja Stasia – Zesłańca korygują jarmarczno-kabaretowy cyrk. Egzorcyzmują chaos, odwołują się do jakiegoś iluzyjnego ładu. Czynią tak na krótkie chwile, bo Kantor nieubłaganie, nerwowo przecina nitki sentymentu. Zostaje stukot przybijania do krzyża, hałas wielkopiątkowych kołatek, a nade wszystko „przeprowadzki, ewakuacje, powroty” w nieustającym kuglarskim zamieszaniu. „Pokój dzieciństwa” jest więc naraz śmieszny, mityczny i złowrogi. W zaskakujący sposób poszerza się o wydarzenia ewangeliczne i symbole biblijne. One są zniekształcone, nawet „bluźniercze” – ale i „święte”. Umierający wuj Józef i poniżana Matka Helka mają swoje sobowtóry – kukły, ale martwe oblicza atrap są jak twarze nieruchomych bożków.
Cały spektakl Wielopola to rekonstrukcja wspomnień, złożona z pięciu sekwencji: Ślub, Lżenie, Ukrzyżowanie, Adaś odjeżdża na front, Ostatnia wieczerza. Na scenie przez cały czas jest obecny Kantor, jak mistrz ceremonii albo dyrygent zespołu. Ustawia ciągle na nowo „pokój swojego dzieciństwa”.
„Pokój mojego dzieciństwa jest ciemną i zagraconą dziurą. To nieprawda, że dziecinny pokój w naszej pamięci pozostaje słoneczny i jasny. Takim czyni go tylko konwencjonalna maniera literacka. Jest to pokój umarły i umarłych. Przywoływany wspomnieniem - nieustannie umiera. Gdy jednak będziemy dobywać z niego znikome fragmenty, kawałek dywanu, okno, a za nim ulicę biegnącą w głąb, promień słoneczny na podłodze, żółte sztylpy ojca i płacz matki, wtedy rozpocznie sklecać się nasz prawdziwy POKÓJ dzieciństwa, i może uda się nam sklecić również przy tej okazji nasz spektakl!”.