Dopóki lwy nie spłodzą własnego kronikarza, opowieść o polowaniu będzie sławić tylko myśliwego
Urodził się w Londynie, ale jego rodzina pochodziła z Bangladeszu. Dziadek był geniuszem matematycznym, mama – ekspertem od literatury. On sam okazał się genialnym artystą. Już jako trzylatek tańczył, kiedy tylko słyszał hinduską muzykę. Później trenował kathak – klasyczny taniec z północnych Indii. Kiedy miał trzynaście lat, wygrał casting do Shakespeare Company Petera Brooka i zagrał w sławnej Mahabharacie. Objechał z tą inscenizacją cały świat. Wystąpił także w filmowej rejestracji przedstawienia.
Potem studiował taniec nowoczesny w brytyjskich uniwersytetach. W roku 2000 założył własny zespół. Szybko stał się sławny. Krytycy wychwalali jego energetyczny taniec i nowatorskie choreografie. Publiczność go uwielbiała. Gwiazdy proponowały współpracę. W 2008 roku na zamówienie londyńskiego Royal National Theatre stworzył niezwykły duet taneczno-aktorski z Juliette Binoche. Cztery lata później tańczył ze swoim zespołem podczas ceremonii otwierającej Olimpiadę w Londynie, a w tym roku, w Dzień Kobiet wystąpił w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu. Pokazał, jak na okazję przystało, manifest feministyczny, czyli swój najnowszy spektakl taneczny Until the Lions. Artysta nazywa się Akram Khan.
Tytuł spektaklu przywołuje afrykańskie przysłowie: until the lions produce their own historian, the story of the hunt will glorify only the hunter, czyli: „dopóki lwy nie spłodzą własnego kronikarza, opowieść o polowaniu będzie sławić tylko myśliwego”. Bezpośrednią inspiracją choreografii był zbiór poematów Karthiki Naïr, zatytułowany programowo Until the Lions: Echoes from the Mahabharata. Naïr, poetka i tancerka urodzona w Indiach, ale wykształcona w Paryżu, już wcześniej współpracowała z Khanem podczas produkcji głośnego przedstawienia DESH (Ojczyzna). W Until the Lions opowiedziała Mahabharatę z perspektywy osiemnastu osób wykluczonych lub zmarginalizowanych. W jednym z poematów użyczyła głosu księżniczce Ambie, kobiecie, która przemieniła się w mężczyznę.
Historia jest nieco zawiła. Wielki wojownik, książę Biszma porywa piękną Ambę z jej ślubu. Zamierza ją oddać swemu bratankowi. Amba wyjawia jednak Biszmie, że kocha pana młodego. Skruszony Biszma zwraca dziewczynę jej wybrankowi. Ten ją odrzuca. Bratanek Biszmy także wzbrania się przed ślubem. Buńczuczna Amba proponuje więc małżeństwo samemu Biszmie. Książę odmawia. Jest ascetą. Ślubował celibat. Nikt inny nie chce się z dziewczyną żenić. Amba obwinia o swoje nieszczęście Biszmę. Zapowiada zemstę i przystępuje do działania. Najpierw popełnia samobójstwo. Potem odradza się jako Szikandi, córka króla Drupady z chłopięcym imieniem. Po rzeczywistej przemianie w mężczyznę Szikandi zasypuje Biszmę gradem strzał. Chybia, ale książę sam szuka śmierci. Przez wiele dni samotny Biszma umiera na polu pokrytym strzałami. Amba zostaje pomszczona. Akram Khan, zachwycony poezją Karthiki Naïr i zaintrygowany jej kobiecym spojrzeniem na Mahabharatę, postanowił umożliwić księżniczce Ambie opowiedzenie własnej historii również w teatrze. Tak narodził się pomysł spektaklu Until the Lions.
Po genialnym dziadku Akram odziedziczył zamiłowanie do abstrakcyjnych struktur. Już jako dziecko próbował identyfikować powtarzające się schematy w ruchach ludzi i głosie. Stworzył nawet własną klasyfikację tych schematów w skali od 1 do 10. Fascynacje geometrią pogłębił podczas nauki klasycznego tańca kathak. Jest to jedna z najstarszych sztuk opowiadania. Wywodzi się z występów wędrownych bardów, zwanych kathakars. Byli uwielbiani. W północnych Indiach ich opowieści przejęli tancerze. Rozwinęli unikalny język ciała, bardzo energetyczny i skrajnie wyczerpujący. Z czasem nazwano ich taniec kathak. To niezwykle trudna technika. Wymaga absolutnego poczucia rytmu. Podczas wybijania całymi stopami szybkich uderzeń tancerze i tancerki często skandują sylaby: gan gan ganapati…gita gida gita gida thum thum. Ciałem i głosem tworzą skomplikowane i unikalne schematy rytmiczne.
Akram Kahn, mistrz sztuki kathak, często opiera swoje choreografie na szybkich rytmach, nagłych zatrzymaniach i błyskawicznych zwrotach. Eksploatuje własne ciało do granic możliwości. Doznał zresztą niedawno kontuzji ścięgna Achillesa. Spektakl Until the Lions początkowo miał być jego tańcem solowym i pożegnaniem ze sceną. Podczas improwizowanych prób, na które zapraszano cały zespół, przedstawienie rozwinęło się jednak w niespodziewanym kierunku. Ostatecznie Akram zaprosił do pracy nad widowiskiem jeszcze dwie tancerki i czworo muzyków.
Choreografia w Until the Lions nie opowiada starożytnego eposu. Akram we współpracy z dramaturżką Ruth Little stworzył pogłębione i zapętlone studium kobiety uwikłanej w dramatyczne relacje z mężczyzną i z samą sobą. Ambiwalentny i mało oczywisty spektakl komplikuje tożsamość głównej bohaterki, zwielokrotnionej przez obecność dwóch kobiet na scenie. Ching-Ying Chien, fenomenalna artystka z Tajwanu, mierzy się z rolą księżniczki Amby. Przed rokiem brytyjscy krytycy przyznali jej prestiżową National Dance Award, uznając Ching-Ying za najwybitniejszą tancerkę na Wyspach. Równie utalentowana Amerykanka Christine Joy Ritter tańczy androgyniczną tożsamość Amby, czyli postać Szikandiego. Ritter, wykształcona w Niemczech, zdążyła już zwiedzić świat ze sławnym Cirque du Soleil. Sam Akram Khan wciela się w ascetę i wojownika Biszmę.
Premiera spektaklu odbyła się w londyńskim teatrze Roundhouse. Niezwykła przestrzeń tej budowli postawiła artystom nie lada wyzwanie. Publiczność otacza tam okrągłą scenę ze wszystkich stron. Na takiej widowni każdy widzi więc nieco inne przedstawienie. Artyści z kolei muszą pamiętać, żeby ich gra wyglądała równie atrakcyjnie z przodu, co z boku i z tyłu. Inscenizacja rodziła się podczas żmudnych, wielomiesięcznych prób. Choreografia, podobnie jak muzyka czy światła, komponowana była na żywo podczas wspólnych improwizacji.
Akram powtarza w licznych wywiadach, że nie chciał się ograniczać do inscenizowania scen z Mahabharaty. Zamierzał stworzyć opowieść uniwersalną. Spektakl rozpoczyna się więc od etiudy zainspirowanej tradycyjnym tańcem japońskiego rybaka, znalezionym przypadkiem w YouTube. Dramaturżka Ruth Little zaproponowała z kolei zamianę okrągłej, ale neutralnej sceny w olbrzymi pień skamieniałego drzewa. Reżyser świateł Michael Hulls zawiesił nad sceną mocne jupitery, by móc przemieniać ciała tancerzy i muzyków w piękne, trójwymiarowe rzeźby.
Muzycy i śpiewacy widoczni są niemal przez całe przedstawienie. Otaczają olbrzymi pień-scenę ze wszystkich stron i tworzą porywający, interkulturowy pejzaż dźwiękowy. Walą w scenę jak w bęben. Skandują sylaby jak w kathaku. Wybijają też skomplikowane rytmy na instrumentach perkusyjnych. Sohini Alam, brytyjska wokalistka o bangladeskich korzeniach, i hiszpański śpiewak David Azurza snują skomplikowane i hipnotyzujące wokalizy na tle industrialnych szumów.
Bohaterami widowiska są oczywiście tancerze. Skomplikowana machina inscenizacyjna ma służyć ekspozycji ich ciał w okrągłym teatrze. Scena jest pusta. Jedyne rekwizyty to długie kije bambusowe. W jednej z piękniejszych i trudniejszych scen spektaklu tancerze uderzali kijami w podłogę, krążąc onirycznie po całej przestrzeni. Sensu tej etiudy nie odgadłem, ale patrzyłem z zapartym tchem. W finale cała scena została zasypana bambusami, a jeden z tych kijów okazał się strzałą, która śmiertelnie raniła Biszmę. Zdarzenia sceniczne nie rozwijały się racjonalnie. Częste powtórzenia i działania symultaniczne niepokojąco piętrzyły interpretacje zdarzeń.
Spektakl rozpoczyna się od solowej uwertury: androgyn Szikandi zbiera ze sceny kije jak rybak wędki. Właściwą opowieść inicjuje dopiero Biszma. Wnosi księżniczkę Ambę i rzuca ją na scenę niczym wór z kartoflami. Amba, czyli Ching-Ying Chien, natychmiast eksploduje porywającym tańcem. Zdaje się nie podlegać grawitacji. Biega, skacze, upada, zastyga w bezruchu. Piekielnie trudna i wymagająca choreografia nie pozwala tancerce nawet na chwilę odpocząć. Jej występ to w zasadzie godzinny popis solowy na najwyższym poziomie artystycznym i energetycznym. Tancerka prowadzi fascynujące dialogi z Akramem w roli Biszmy. Ten raz nawet zrzuca Tajwankę brutalnie ze sceny. Ritter-Szikandi, czyli alter ego księżniczki Amby, przemienia się tymczasem w serię groźnych zwierząt. Krąży wokół sceny jak skorpion, ślizga się jak wąż, zastyga w pozycji lwa gotowego do ataku.
Osobnym przeżyciem jest oczywiście oglądanie na żywo magicznego tańca samego Akrama Khana. Mistrzowsko łączy kathak ze sztuką nowoczesną. Wykształcił rozpoznawalny styl i bardzo mocną obecność sceniczną. We Wrocławiu nie zawsze jednak zachwycał. Prawdopodobnie stłamsiła go przestrzeń Narodowego Forum Muzyki, nie przystosowana do tego typu widowisk. Choć może to tylko moje wrażenie, bo siedziałem daleko, na pierwszym balkonie. Tancerzy ledwo widziałem. Duże fragmenty spektaklu oglądałem przez lornetkę na ptaki.
Wyzwań w oglądaniu było zresztą więcej. Przed moim rzędem stały rozświetlone monitory obsługi technicznej. Żeby podziwiać piękno scenicznych obrazów, rzeźbionych światłem, musiałem ręką przesłaniać świecące ekrany. Widzowie w pierwszych rzędach mieli jeszcze gorzej. Scena Forum została podwyższona o pień drzewa, z pierwszych rzędów można więc było dostrzec tylko głowy tancerzy. Muzyków w ogóle nie było widać. Widowisko Until the Lions wymaga specyficznej przestrzeni do właściwego odbioru, co polecam uwadze osób, które zaprosiły przedstawienie w maju do Łodzi.
Skandalem był też program do spektaklu. Wydrukowany na papierze kredowym. Z polskiego tekstu mogliśmy się na przykład dowiedzieć, że Akram Khan wniósł „znaczący wkład w działalność artystyczną Wielkiej Brytanii”. Nielot, który tak dzielnie przełożył na język polski angielskie zdania z oficjalnej strony zespołu Akram Khan Company, nie wpadł na pomysł, żeby przetłumaczyć również uwagi do spektaklu Until the Lions. Czwarta strona kredowego programu pozostała więc pusta, a widzowie nie znający twórczości artysty pojęcia nie mieli, co oglądają. Z programu wynikało jedynie, że Akram wielkim tancerzem jest…
15-03-2017
Akram Khan Company
Until the Lions
reżyseria, choreografia: Akram Khan
scenariusz, tekst: Karthika Naïr
scenografia i kostiumy: Tim Yip
reżyseria światła: Michael Hulls
muzyka: kompozytor Vincenzo Lamagna, współpraca: Sohini Alam, David Azurza, Yaron Engler, Akram Khan, Joy Alpuerto Ritter
dramaturgia: Ruth Little
narracja: Kathryn Hunter
obsada: Dancers Ching-Ying Chien, Joy Alpuerto Ritter, Rianto
muzycy: Musicians Sohini Alam, Joseph Ashwin, David Azurza, Yaron Engler
kostiumy: Peggy Housset
model głowy zaprojektowany i wykonany przez: Blind Summit