Fantazmaty i ekstazy
Sto lat temu zakończył się ponury dla Polski okres rozbiorów. Historia rzadko jednak bywa jednoznaczna. Zniewolenie materialne nie oznaczało niewoli duchowej. W czasie rozbiorów rozkwitła narodowa poezja i muzyka.
17 marca 1830 roku w Warszawie odbyła się premiera Koncertu fortepianowego f-moll (op. 21) młodziutkiego Fryderyka Chopina. Miesiąc wcześniej skończył dwadzieścia lat. Kochał się wtedy w skromnej sopranistce, Konstancji Gładkowskiej. Kilka miesięcy wcześniej pisał w liście do Tytusa Woyciechowskiego: „Bo ja już – może na szczęście – mam mój ideał, któremu wiernie, nie mówiąc z nim, już pół roku służę, który mi się śni, na którego pamiątkę stanęło adagio do mojego koncertu”.
Podczas warszawskiej prapremiery, kompozytor, uskrzydlony miłością, sam wykonał partię fortepianu. Osobisty, emocjonalny charakter muzyki przemienił klasyczny, mozartowski koncert w dzieło romantyczne. Genialni artyści, jak Mickiewicz czy Chopin, oferowali zniewolonym Polakom terapię. Nasi rodacy mogli zamieszkać w „ojczyźnie zastępczej” tworzonej z narodowych wyobrażeń i fantazmatów. Romantyzm umożliwił narodowi polskiemu wspólnotowe przetrwanie i zachowanie tożsamości, ale też stał się naszym przekleństwem. Do dziś nie wszyscy otrząsnęli się z emocjonalnych fantazmatów i nie potrafią żyć w świecie rzeczywistym. Znamienne, że kilka miesięcy po skomponowaniu koncertu na wieść o wybuchu powstania Chopin z kraju wyjechał, a kiedy utwór wydał wreszcie drukiem, to zadedykował go innej kobiecie, Delfinine Potockiej, synowej osławionego zdrajcy i targowiczanina, Szczęsnego Potockiego.
Młodzieńczy koncert Chopina przepiękny, pełen kontrastów i wyjątkowej poetyckości wciąż znakomicie wyraża mroki i blaski naszej słowiańskiej natury. Nic więc dziwnego, że Opera Wrocławska ten właśnie utwór postanowiła zatańczyć podczas świętowania stulecia odzyskania niepodległości.
Komponując Koncert f-moll Chopin nie myślał o balecie. Choreograf Emil Wesołowski musiał więc całe przedstawienie wymyślić od zera. To jego druga realizacja koncertu Chopina. Nie widziałem pierwszej inscenizacji, ale recenzje były bardzo pochlebne. Wesołowski to uczeń legendarnego Conrada Drzewieckiego, twórcy Polskiego Teatru Tańca. Trudno o lepsze rekomendacje. Podobnie jak jego mistrz Wesołowski nie ilustruje tańcem muzyki, ale tworzy unikalny teatr tańca równolegle do dźwięków. Dziś należy do największych w Polsce choreografów.
Wrocławska inscenizacja Koncertu f-moll skojarzyła mi się z dokonaniami Piny Bausch. Tancerze byli w zasadzie aktorami. Niekiedy nawet używali głosu. Odgrywali tańcem oryginalną sztukę wymyśloną we współpracy z choreografem: wyrazistą i przekonującą opowieść o zakochanej kobiecie w świecie mężczyzn. Jeden z nich był rzeczywisty, drugi wyobrażony. Opętana romantyczną, idealistyczną miłością, tyle wyśnioną, co niemożliwą, kobieta, bita i pomiatana, wiesza się na malowniczej białej szarfie. Taka Polska…
Bohaterką piątkowej premiery była fenomenalna tancerka Dajana Kłos. Jej ekstazy i eksplozje miłości zachwycały. Zdawała się zaprzeczać prawom grawitacji. Gięła się i fruwała w powietrzu, jakby nie miała kręgosłupa. Wielka kreacja. Równie wiarygodnie tańczyła poniżenie i ból. Artystka klasy światowej. Znakomita przy tym aktorka. Potrafiła uwiarygodnić każdy stan emocjonalny. Jej akrobacje porywały, a piękno tańca rewelacyjnie korespondowało z pięknem muzyki. W wywiadzie zamieszczonym w programie Emil Wesołowski wyznał, że układa choreografie z myślą o konkretnych tancerzach. Nie wątpię, że w Dajanie Kłos spotkał wspaniałą partnerkę. Tancerka z urokiem bawiła się baletową konwencją, zmieniając na scenie buciki, a nawet tańcząc w finale boso.
Świetni byli też dwaj mężczyźni życia Dajany Kłos, czyli ten realny, Łukasz Ożga, i fantazmat, Robert Kędziński. Ożga wywijał tancerką w powietrzu, jakby była piórkiem. Ich układy pełne wirtuozerii i akrobacji olśniewały i zadziwiały teatralną czytelnością. Wielka miłość szybko przerodziła się jednak w wielką nienawiść. Ożga teraz upokarzał kobietę. Meble w mieszkaniu powiększyły się monstrualnie i totalnie zdominowały bohaterkę. Przemoc tryumfowała w tańcu i scenicznym obrazie.
Kędziński, ubrany na biało, piękny i wymarzony, wcielał na scenie ideał kochanka. W jego tańcu z Kłos mniej było akrobacji, więcej dotyku i delikatności. Ucieleśniali razem cudowne marzenie o romantycznej, lecz niemożliwej miłości. Kiedy miraż się rozmywał pozostawało nagie cierpienie kobiety w brutalnym świecie współczesnych mężczyzn.
Sukces baletu nie byłby oczywiście możliwy bez muzyki. Marcin Nałęcz-Niesiołowski po raz kolejny dowiódł, że należy do największych dziś dyrygentów. Znakomicie poprowadził orkiestrę w koncercie Chopina. Precyzyjnie wydobył urok fragmentów poetyckich. Sekcja smyczków Opery Wrocławskiej olśniewała głębią i pięknem brzmienia. Julia Kociuba, młoda i piekielnie zdolna, „wyśpiewała” wręcz na klawiszach partię fortepianu. Dyrygent nowocześnie potęgował muzyczne kontrasty, zbliżając chwilami Chopina do koncertu rockowego. Finał utworu wstrząsał i wzruszał. Wykonawcy nagrodzeni zostali długimi owacjami na stojąco.
Drugą część Wieczoru Polskiego w Operze Wrocławskiej wypełnił balet do muzyki Wojciecha Kilara. Utwór Exodus, podobnie jak Koncert f-moll, nie został skomponowany dla baletu. Prapremiera Exodusu odbyła się w ramach Warszawskiej Jesieni we wrześniu pamiętnego roku 1981, podczas „wielkiego karnawału Solidarności”, trzy miesiące przed wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego. Premierowa publiczność przyjęła utwór bardzo emocjonalnie, owacjami i gwizdami. Exodus zainspirowany Bolerem Ravela wielu oburzył. W porównaniu z muzyką Chopina utwór Kilara, choć świetnie zagrany, rzeczywiście zabrzmiał we Wrocławiu nieco topornie. Kompozytor w rozmowie z Martą Ługowską wyznał: „No więc sięgnąłem po formę stworzoną przez Ravela, bo czułem, że to jest moje, że muszę to zrobić. Napisałem Exodus i opowiedziałem w nim moją historię. Co kto o tym pomyśli, to naprawdę mało ważne”.
Exodus to oczywiście nawiązanie do biblijnej Księgi Wyjścia, opowieści o wędrówce ludu wybranego do zmieni obiecanej. W finale utworu chór skandował po łacinie słowa ludu Izraela po przejściu Morza Czerwonego: Ecce venit populus tuus, Domine. Alleluja („Oto przybywa lud Twój, Panie. Alleluja”).
Pod batutą Nałęcza-Niesiołowskiego muzyka Kilara zabrzmiała wyjątkowo mocno. Dyrygent znakomicie rozegrał dramaturgię utworu zapętloną wokół powtarzającego się motywu muzycznego zainicjowanego na klarnecie. Napięcie i tempo stopniowo rosło w miarę przejmowania tematu przez kolejne instrumenty. W ekstatycznej kulminacji chór wysławiał po łacinie Boga: Hosanna Domini! Hosanna Dei!
Kompozycję Kilara przełożyła na balet Teresa Kujawa, także uczennica Conrada Drzewieckiego. Jako tancerka wystąpiła w większości głośnych spektakli Polskiego Teatru Tańca. Kujawa to wielka legenda baletu współczesnego. Kilka miesięcy temu obchodziła dziewięćdziesiąte urodziny. Debiutowała we Wrocławiu w 1949 roku. Choreografię do Exodusu skomponowała w roku 2001. Ta właśnie realizacja została wznowiona podczas Wieczoru Polskiego w Operze Wrocławskiej.
Choreografia Teresy Kujawy, bardzo teatralna, opowiadała dzieje świata z polskiej perspektywy. W pierwszej części pojawiali się na scenie Adam i Ewa kuszeni przez Złego. Magdalena Kurilec-Malinowska, Robert Kędziński i Won June Choi tańczyli na tle rajskiego drzewa. Szkoda, że tylko jednego, bo biblijna opowieść jest jednak bardziej skomplikowana. Największe wrażenie robił Zły, czyli Won June Choi. Wyróżniał się siłą ekspresji i rozmachem tańca. Część druga, o zagładzie, rozgrywała się na drabinach sygnalizujących obóz zagłady. W finale tancerze przedzierali się ku wolności przez dziury w realnym murze wzniesionym w tyle sceny.
Siła prostej do bólu muzyki Kilara i brawurowa gra orkiestry Opery Wrocławskiej nadały naiwnej choreografii intrygującą wartość. Banalna ekstaza wolności obnażała pustkę emocjonalnych zrywów. Profesor Andrzej Zybała z SGH w wywiadzie dla „Gazety Prawnej” nazwał Polskę „państwem bez mózgu”. Emocji mamy wciąż w nadmiarze.
Opera Wrocławska zaproponowała nam przewrotne świętowanie stulecia niepodległości.
14-05-2018
galeria zdjęć Wieczór polski: Chopin / Kilar, choreografia: Emil Wesołowski, Teresa Kujawa - Opera Wrocławska ZOBACZ WIĘCEJ
Opera Wrocławska
Wieczór polski: Chopin / Kilar
dyrygent: Marcin Nałęcz-Niesiołowski
CHOPIN / Koncert f-moll
choreografia i koncepcja scenografii: Emil Wesołowski
kostiumy: Marta Fiedler
reżyseria świateł: Bogumił Palewicz
przygotowanie Chóru: Anna Grabowska-Borys
fortepian: Julia Kociuba (gościnnie)
obsada: Dajana Kłos / Natsuki Katayama, Łukasz Ożga / Daniel Agudo Gallardo, Robert Kędziński / Andrzej Malinowski
oraz Balet, Chór i Orkiestra Opery Wrocławskiej
KILAR / Exodus
inscenizacja i choreografia: Teresa Kujawa
nadzór autorski obecnej realizacji: Jacek Tyski
realizacja wznowienia: Jacek Tyski, Anna Szopa-Kimso, Piotr Oleksiak
scenografia na podstawie pomysłu Władysława Wigury
kostiumy: Marta Fiedler
reżyseria świateł: Bogumił Palewicz
przygotowanie Chóru: Anna Grabowska-Borys
fortepian: Anita Tashkinova, Ivan Zhukovd
obsada: Magdalena Kurilec-Malinowska / Dajana Kłos, Robert Kędziński / Łukasz Ożga, Won June Choi / Andrzej Malinowski
oraz Balet, Chór i Orkiestra Opery Wrocławskiej
premiera: 11,12,13.05.2018