AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Goplana scenie przywrócona

Goplana, reż. Janusz Wiśniewski, Teatr Wielki – Opera Narodowa Warszawie
Fot. Krzysztof Bieliński  

Zarówno tytuł ostatniej premiery, która pojawiła się na afiszu Teatru Wielkiego, jak i nazwisko jej kompozytora, mogły być dla przeciętnych bywalców opery niespodzianką. Władysław Żeleński nie jest wprawdzie całkiem nieobecny – jego młodzieńcza uwertura koncertowa W Tatrach, pieśni czy utwory kameralne pojawiają się z rzadka w programach filharmonii –  ale nie należy też do twórców regularnie grywanych.

Jego opery, cieszące się niegdyś dużym powodzeniem, miały w powojennej Polsce po kilka wystawień, ale na tyle dawno, by niewielu już dziś o nich pamiętało – Opera Warszawska wystawiła Goplanę w r. 1949, i grano ją w ciągu trzech sezonów, Opera Bałtycka – w r. 1970. Później – cisza. A przecież cieszył się Żeleński sławą największego polskiego kompozytora oper po Moniuszce.  Dobrze więc się stało, że dyrekcja Teatru Wielkiego postanowiła jedną z czterech jego oper, Goplanę, przypomnieć – to w ramach planu przywracania zapomnianych polskich oper z okazji zbliżającego się stulecia odzyskania niepodległości.  (Choć zasługują one na to i bez jubileuszu…) Warto podkreślić, że dorobek Żeleńskiego wpisuje się, wzorem Moniuszki i wielu innych,  w nurt twórczości narodowej, z wyraźną intencją umacniania ducha polskości w latach niewoli. Dotyczy to zwłaszcza jego oper,  zainspirowanych arcydziełami literatury narodowej – a są nimi  Konrad Wallenrod, Goplana –  czyli adaptacja Balladyny Słowackiego, Janek (tu inspiracja „z życia”) oraz Stara Baśń. (Trzeba dodać, iż na tytuł opery - Balladyna - nie zgodziła carska cenzura, stąd -  Goplana, który zresztą – ze względu na daleko idące zmiany w treści – jest bardziej odpowiedni.)

Muzyczna warstwa Goplany dowodzi, że Żeleński świetnie czuł scenę, trafnie charakteryzując postaci i sytuacje oraz budując dramaturgię. Operował językiem późnoromantycznym, wystrzegając się jednak nadmiernej uległości wobec Wagnera. To Wagnerowi zawdzięcza jednak podejście do formy – odchodzi bowiem od tradycyjnej opery z podziałem na osobne „numery” i zmierza w kierunku dramatu muzycznego. Liryczna w dużej mierze muzyka świadczy za to o podziwie, jaki żywił dla opery francuskiej, zwłaszcza Gounoda. Całość jest przy tym bardzo polska, zgodnie z ważną w XIX wieku ideą, by tworzyć sztukę narodową – a przejawia się to w licznych epizodach w rytmie polskich tańców – mazurów, kujawiaków  czy oberków. Nie są one jednak nigdy „wklejone”, wręcz przeciwnie – wtapiają się w akcję i mają zawsze uzasadnienie, charakteryzują np. postać wieśniaka Grabca.  Od pierwszych taktów uderza bogata, mistrzowska instrumentacja – jak choćby w początkowej scenie ”wodnej” z chórem - kolorystyka orkiestrowa jest miejscami bliska impresjonizmu. Orkiestra, choć bardzo tutaj ważna i dość samodzielna, nigdy jednak nie przysłania partii wokalnych – Żeleński umiał zadbać o komfort śpiewaków. Do tej listy zalet trzeba dorzucić pewien mankament dzieła – a jest nim tekst libretta Ludomiła Germana, pisany nienajlepszym wierszem, miejscami wręcz rozśmieszający dzisiejszego widza, do tego nie zawsze wygodny do śpiewania. Planując przyszłe wykonania z pewnością więc warto poświęcić więcej uwagi retuszom libretta. 

Realizacja sceniczna Goplany, choć atrakcyjna wizualnie, okazała się bardzo statyczna.  Najpierw Goplana i jej przyboczni, później Kirkor i jego drużyna – nie stwarzają wrażenia działających postaci, lecz raczej żywych obrazów. Wizja sceniczna Janusza Wiśniewskiego nie stanowiła w moim odczuciu spójnej całości. Artysta wprowadził do kręgu dramatis personae cały tłum postaci z własnego świata, a ich związek z dziełem Żeleńskiego pozostaje trudny do odczytania. Już przed uwerturą pojawia się korowód dziwacznych postaci w najbardziej zaskakujących konfiguracjach, znanych czasem z malarstwa – jest tu i człowiek dźwigający osła z Kaprysów Goyi, matki karmiące, niemieccy żołnierze, demoniczne zakonnice, ktoś podobny do Chrystusa dźwigającego belkę krzyża, ludzie-żarówki, postaci z Van Gogha, Fra Angelico, Halsa… Niosą drabinę, krzesła, dużo krzeseł… Owszem, w dziele przenikają się świat ziemski i duchowy, problem jednak w tym, że to nie te duchy…  To już nie wodnice, strzygi i upiory, lecz – przynajmniej w części - „duchy”, które mają imiona, znane z historii, i mówią nam coś zupełnie innego. I chociaż wciela się w nie chór, biorący przecież udział w akcji, to odnosimy miejscami wrażenie, że oglądamy równocześnie dwa różne przedstawienia.

W pełni satysfakcjonująca okazała się za to strona muzyczna spektaklu. Wysoki poziom realizacji zawdzięczamy sprawującemu kierownictwo muzyczne Grzegorzowi Nowakowi. Dyrygent umiejętnie budował dramaturgię spektaklu, a starannie przygotowana orkiestra uwydatniła walory partytury. W obsadzie wokalnej mieliśmy rzadką na scenie narodowej sposobność usłyszenia wyłącznie polskich śpiewaków, i to – trzeba podkreślić – bardzo dobrze dobranych. W  eksponowanej i wymagającej partii  Goplany znakomicie zaprezentowała się Edyta Piasecka. Bardzo dobrze wykonała swą dramatyczną, zwłaszcza w III akcie rolę, Wioletta Chodowicz jako Balladyna, duże wrażenie wywarła Katarzyna Trylnik jako liryczna Alina. Świetną kreację wokalno-aktorską  w roli Wdowy stworzyła Małgorzata Walewska. Znakomitym wykonawcą trudnej partii tenorowej Kirkora okazał się Arnold Rutkowski, zaś sugestywną postać Kostryna stworzył  baryton Mariusz Godlewski. Na pełne uznanie zasługują również Rafał Bartmiński jako Grabiec oraz Karolina Sołomin i Anna Bernacka w rolach Skierki i Chochlika, wcale nie drugoplanowych.

Jestem przekonany, że warto utrzymać Goplanę w repertuarze – to przecież bardzo ważna i wartościowa pozycja w dziejach naszej opery. Czy to rzeczywiście „najwybitniejsze dzieło  między Strasznym dworem a Królem Rogerem” – trudno potwierdzić, bo powinniśmy najpierw poznać także pozostałe opery Żeleńskiego, też od dawna nie wystawiane, a być może, równie ciekawe. I nie zapominajmy, że w bibliotekach czekają dzieła innych twórców, które także zasługują na łaskawsze traktowanie przez dyrektorów teatrów operowych. A skoro już o tym mowa - mamy właśnie Rok Feliksa Nowowiejskiego, autora Legendy Bałtyku, uznanej za dzieło narodowe – czy któraś z naszych oper sobie o niej przypomni?

25-11-2016

galeria zdjęć Goplana, reż. Janusz Wiśniewski, Teatr Wielki – Opera Narodowa Warszawie <i>Goplana</i>, reż. Janusz Wiśniewski, Teatr Wielki – Opera Narodowa  Warszawie <i>Goplana</i>, reż. Janusz Wiśniewski, Teatr Wielki – Opera Narodowa  Warszawie <i>Goplana</i>, reż. Janusz Wiśniewski, Teatr Wielki – Opera Narodowa  Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Wielki – Opera Narodowa
Władysław Żeleński
Goplana
do libretta Ludomiła Germana wg Balladyny Juliusza Słowackiego
kierownictwo muzyczne: Grzegorz Nowak
reżyseria, scenografia i kostiumy: Janusz Wiśniewski  
przygotowanie chóru: Mirosław Janowski
ruch sceniczny: Emil Wesołowski, Bartłomiej Zyśk
reżyseria świateł: Felice Ross
projekcje video: Ewa Kresucka, Matijos Gebresalassie,
obsada: Edyta Piasecka, Wioletta Chodowicz, Katarzyna Trylnik, Małgorzata Walewska, Rafał Bartmiński, Arnold Rutkowski, Mariusz Godlewski, Karolina Sołomin, Anna Bernacka
Chór i Orkiestra Teatru Wielkiego – Opery Narodowej
premiera: 21.10.2016 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: