AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kilka postaci w nieistniejącym świecie

Masara, reż. Stanisław Mojsiejew, Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
Teatrolożka i filmoznawczyni.
A A A
fot. Magda Hueckel  

Zaczyna się dziwnie, a nawet dziwacznie: w przestrzeni, którą z dużą dozą dobrej woli można uznać za realistyczną (stół, krzesła, konstrukcja imitująca ścianę domu), i w okolicznościach całkiem już realistycznych (gorąca zupa i chleb spożywane przez bohaterów) rozgrywa się scena rodzajowa rodem z innego niż ten, w jakim właśnie przebywamy, teatru. Takiego jakby sprzed dwudziestu, trzydziestu lat – a i wtedy uznalibyśmy ów styl nie tylko za anachroniczny, ale i kiepski. Rodzina (model dwa plus dwa) debatuje na temat postępów (a właściwie ich braku) w nauce syna (Grzegorz Grabowski). Można rzecz jasna marudzić: Grabowski i grająca córkę Paulina Kondrak są stanowczo zbyt „dorośli” na dzieci w wieku szkolnym. Debatę niepokornego ucznia z rodzicami (Małgorzata Gałkowska i Roman Gancarczyk) przerywa jednak – dość, przyznajmy, nieoczekiwanie – wtargnięcie do jadalni fotela lotniczego z martwą pasażerką (co poprzedza częściowa dewastacja teatralnej zastawki). W świecie przeciętnej rodziny z Donbasu pojawia się WOJNA.

Problem ze spektaklem Stanisława Mojsiejewa ujawnia się już w pierwszej scenie: wydarzenia i sytuacje z dramatu Mariusa Ivaškevičiusa rozgrywają się w bliżej nieokreślonym świecie. I właściwie do końca nie wiemy, czy rozwiązania podsuwane przez reżysera są konsekwentnymi decyzjami twórczymi, czy też pojawiają się przypadkowo. O ile przaśną siermiężność pierwszej sceny możemy, jak wspomniałam, czytać jako cytat z martwego teatralnego języka, to kolejne sekwencje zbijają widzów z tego, z ufnością przyjmowanego, tropu. Właściwie niewiele tu się zgadza: najpierw mamy scenę rodzinną, potem pokaz wojskowej siły, jeszcze potem gorycz i niepewność losów emigrantów (ta sama rodzina, tyle że w Holandii, ma problem z akceptacją otoczenia). Każda z tych sekwencji rozegrana jest w nieco innym, ale w sumie podobnym stylu: udajemy, że to realizm, ale przecież realizm jest już dziś właściwie niemożliwy, więc to taki realizm z przymrużeniem oka, metaforyczny trochę, czasem pogrywający z turpizmem, czasem mający wstrząsnąć odbiorcą. Tyle że ten nie bardzo wie, jak zakotwiczyć się w zaprojektowanym przez reżysera świecie. Sytuację ratuje na moment wtargnięcie w teatralną przestrzeń Masary (Radosław Krzyżowski), o czym za chwilę, ale po przerwie – równie trudno się w tym wszystkim połapać.

Dramat Mariusa Ivaškevičiusa, niezwykle ciekawy, przenikliwie i niekiedy zaskakująco diagnozuje współczesny kryzys w Europie, a przede wszystkim – co może nawet bardziej interesujące – zapętlenia naszej (również polskiej) świadomości, z jednej strony ukształtowanej przez lewicowe narracje i uwikłanej w polityczną poprawność, z drugiej: coraz bardziej przerażonej tym, co dzieje się już nie „gdzieś w świecie”, ale coraz bliżej. Tekst Masary zaplątany, daleki od realizmu, a jednocześnie grający i z nim, i z innymi konwencjami (choćby równie wyeksploatowanym już brutalizmem) wymaga od reżysera nie tylko wyobraźni, która zdoła pokazać Piekło, bo tak zatytułowany jest II akt sztuki, ale również zdecydowania w selekcji teatralnych środków. Mojsiejew inscenizuje dramat niczym zgraną opowieść o tym, co wojna robi z ludźmi. Nie zagłębia się w nieoczywistość postaci, przewrotność rozwiązań fabularnych, to, co ponad kwestiami bohaterów i doraźnymi scenicznymi sytuacjami. W pierwszej części, zatytułowanej przez Ivaškevičiusa Wojna, pokazuje mechanizm działań wojskowych (w tym przypadku: separatystów w Donbasie), a potem emigrantów „z gorszej części świata” i ich los na obczyźnie; w drugiej – prezentuje typowe dewiacje, jakie występować mogą w partyzanckim obozie, gdzie morale okazuje się wprost proporcjonalne do światowych cen ropy.

Masara nie jest dobrym przedstawieniem. Ale to niewątpliwie spektakl, w którym aktorzy Starego Teatru stworzyli kilka bardzo dobrych ról – gdyby tylko miały one możliwość w pełni zaistnieć w stworzonym przez reżysera świecie, mogłyby okazać się wybitne. Myślę tu o kreacjach Radosława Krzyżowskiego, Małgorzaty Gałkowskiej i Pauliny Puślednik. Piszę o tych trojgu, bo pozostali aktorzy właściwie nie mieli szans na stworzenie postaci, ich zadanie polegało albo na wypowiedzeniu kilku kwestii, albo polegiwaniu na scenie w charakterze wojennych jeńców. Jak wspomniałam, najciekawszym momentem spektaklu jest monolog Masary (Radosław Krzyżowski) – zwolnionego z teatru aktora, który nagle przerywa oglądane przez nas przedstawienie (bo po kilkunastu minutach okazuje się, że część pierwsza to spektakl) i atakuje swoich kolegów, zarzucając im nieudolne pokazywanie współczesności. Tekst Ivaškevičiusa jest naprawdę świetny, odwołania do sytuacji Starego Teatru wybrzmiewają jasno, ale nie przesłaniają słów dramatu. Część publiczności nie od razu orientuje się, że agresywny widz to aktor; naturalnie z chwili na chwilę jasne staje się, że to musi być aktor, ale to zaskakujący – i skuteczny – zabieg. Krzyżowski zaczyna od bluzgów skierowanych do kolegów ze sceny, potem atakuje też publiczność; w pewnym momencie do burzliwej przemowy wtrąca się również siedząca na widowni Paulina Puślednik. Pierwsza część kończy się gwałtownym wyjściem Walentinasa-Masary. W części drugiej, czyli, jak można się domyślać, w wojennym piekle gdzieś daleko za frontem, toczy się gra o dominację, przywództwo w grupie, ale też o zachowanie godności uwięzionych. Jedną z nich jest Matematyczka (Małgorzata Gałkowska) wzorowana na postaci Nadii Sawczenko. Scena, w której Matematyczka wchodzi w polemikę z Masarą, jest jedną z najlepszych w tym spektaklu. Gałkowska i Krzyżowski grają w różnych tonach, z kwestii na kwestię zaskakując widza. To, co potworne, nie jest tu patetyczne, nie popada w banał. Podobnie budowana jest relacja Masary i wiedźmy Puślednik: ona wie, że wkrótce dołączy do grona porzuconych kochanek wodza, ale póki co korzysta ze swojej nieograniczonej władzy. Z miną rezolutnej kokietki zabija, torturuje – bawi się w wojnę, udając, że nie rozróżnia tego, co wirtualne, od realu.

Masara jest dziś, moim zdaniem, spektaklem ważnym dla Starego Teatru. Owszem, to słabe, źle wyreżyserowane przedstawienie, ale płynące ze sceny siła i determinacja aktorów wydały mi się naprawdę poruszające.

23-03-2018

galeria zdjęć Masara, reż. Stanisław Mojsiejew, Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie <i>Masara</i>, reż. Stanisław Mojsiejew, Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie <i>Masara</i>, reż. Stanisław Mojsiejew, Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie <i>Masara</i>, reż. Stanisław Mojsiejew, Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie ZOBACZ WIĘCEJ
 

Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, Duża Scena
Marius Ivaškevičius
Masara
przekład: Agnieszka Lubomira Piotrowska
reżyseria: Stanisław Mojsiejew
scenografia i kostiumy: Władimir Kowalczuk
muzyka: Evgueni Galperine
obsada: Aldona Grochal, Małgorzata Gałkowska, Paulina Kondrak, Katarzyna Krzanowska,
Paulina Puślednik, Anna Radwan / Lidia Duda, Bogdan Brzyski, Maciej Charyton / Grzegorz Grabowski, Roman Gancarczyk, Zbigniew W. Kaleta, Radosław Krzyżowski
premiera: 17.02.2018

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Dziękuję
    Dziękuję 2024-01-17   14:52:58
    Cytuj

    Dziękuję za ten post, to artykuł informacyjny. elado cegek