Jednym zdaniem
„Już późno” – odpowiedział jeden z widzów. To były ostatnie momenty przedstawienia Emilii Nagórki, a jego bezimienny bohater (Krzysztof Łakomik) zapytał jedną z osób siedzących przy kawiarnianych stolikach o godzinę. Twarz widza rozmazywał mrok, bo powoli, ale stanowczo ciemność wygaszała sceniczny świat Traktatu o łuskaniu fasoli. Może dlatego w głosie mężczyzny brzmiał żal? A może poruszająca wieloznaczność tej krótkiej odpowiedzi wynikała z tego, że uruchomiony tutaj mikrokosmos uświadomił nam dojmująco niezbywalną, bezkresną odpowiedzialność za słowo? Odpowiedzialność za zdanie, w którym „może się dużo zmieścić”? „Może się wszystko zmieścić”?
Niemal trzygodzinne przedstawienie Sceny Inicjatyw Aktorskich zakopiańskiego Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza to wielka praca Emilii Nagórki, która nie tylko wyreżyserowała spektakl i zagrała w nim, ale także dokonała adaptacji znakomitej powieści Wiesława Myśliwskiego oraz zaprojektowała – we współpracy z Andrzejem Bieniasem (światła, opracowanie muzyczne), Jolantą Solską i Marią Chyc-Myrmułą (kostiumy) – plastykę i audiosferę przedstawienia. Wydana niemal dwadzieścia lat temu, wielokrotnie nagradzana (m. in. Literacka Nagroda Nike) powieść Wiesława Myśliwskiego to mozaikowa historia życia – nie poznajemy imienia jej głównego bohatera i narratora, ale otrzymujemy w zamian rozległe krajobrazy jego doświadczeń i relacji, obejmujące całe jego życie i przechodzące przez kolejne historyczne czasy polskiej rzeczywistości wojennej i powojennej. Chociaż, jak to zazwyczaj u Myśliwskiego, historia ma tu wymiar jednej z wielu „sił” formujących indywidualną ludzką opowieść, a jej konkretne „objawy” rozpatrywane są w ujęciu jej oddziaływania na daną biografię, nie zaś jako zjawisko samo w sobie. Emilia Nagórka nie dokonała w tej kwestii przesunięć. Jej przedstawienie to narracja wyabstrahowana z historycznych realiów na tyle, na ile jest to możliwe, a zbudowany przez reżyserkę sceniczny świat jest w tym obszarze całkowitym odbiciem świata z powieści – jest uniwersalnym kosmosem, który bywa przez historyczne zawieruchy znaczony, ale nie definiowany ostatecznie.
Immanentną cechą stworzonego przez Emilię Nagórkę świata jest jego głębia: czasem niemal bezkresna, a na pewno niebywale pojemna. Właściwie trudno dostrzec wyraźne granice budowanej tu i otwierającej ową głębię rzeczywistości. Przedstawienie oglądamy w Sali im. Atanazego Bazekbala. Wchodząc do niej, mijamy bar i siadamy przy okrągłych, kawiarnianych stolikach, które ustawiono naprzeciw niewielkiej sceny. Na każdym z nich znajduje się odrapany emaliowany garnek z garściami suchych strąków fasoli. Cała przestrzeń tonie w półmroku. Rozsiadamy się, pijemy herbatę, którą częstuje nas bar. Część z nas tylko zauważa, że grany przez Krzysztofa Łakomika bohater/narrator już jest między nami, z lekkim napięciem, ale i rozbawieniem spogląda na naszą krzątaninę, nasze moszczenie się w mroku. Trudno orzec: czy to wówczas zaczyna się przedstawienie Nagórki, czy właściwy początek to pierwsze wymówione przez aktora zdanie. „Przyszedł pan fasoli kupić?” – zwraca się bohater do jednego z siedzących przy okrągłych stolikach widzów. I rozpoczyna swoją historię. Odtąd będzie prawie zawsze blisko nas, nieustannie napędzając uruchomioną pytaniem o fasolę opowieść. Określony w tekście Nagórki jako „Tu” będzie naszym przewodnikiem – tworząc relację między nami a postaciami swojej opowieści. Na znajdującą się na podeście scenę wejdzie dopiero w przejmującym finale.
„Tu” dzieli swój głos z „Tam”, wersją siebie z przeszłości, wersją siebie jako dziecka, nastolatka, młodego mężczyzny. W zakopiańskim przedstawieniu Krzysztofowi Łakomikowi (aktorowi grającemu w Teatrze Witkacego od początku istnienia sceny, czyli od roku 1985) towarzyszy syn, Piotr Łakomik. To on wciela się w postać „Tam”, co w porządku inscenizacji daje efekt niebywale poruszający: ubrani w identyczne kostiumy, podobni fizycznie aktorzy zdają się nieustannie odbijać jeden w drugim, powtarzać, rymować. Ich bohaterowie, różne wersje jednego człowieka, będą rozwijać kolejne partie opowieści: jeden w bliskości do nas, z nami, „teraz”; drugi – „tam”, na podeście usytuowanym w pewnym oddaleniu od naszych stolików, w świecie, którego już nie ma, który istnieje w pamięci, w skrawkach wspomnień. Takimi skrawkami pisze swoją powieść Myśliwski, takimi skrawkami układa ją Nagórna. Słuchamy o dzieciństwie bohatera na wsi, w wieloosobowym domu z rodzicami, dziadkami, ze stryjem planującym od zawsze samobójstwo. We wszystkie postaci wciela się tutaj znakomicie reszta aktorskiego zespołu przedstawienia: reżyserka, Agnieszka Michalik, Kamil Joński, Andrzej Bienias i Krzysztof Wnuk. Oni nawigują mobilną scenografią – obiektami, które w odpowiednich konfiguracjach tworzą kolejne topografie życia bohatera. Jedyny stały element scenograficznej kompozycji to zbita z desek ściana ustawiona w głębi sceny. Przez szpary luźno zamontowanych pasów drewna przebijają się rozmaite obrazy: ciała, ale nade wszystko światło. Czasem te szpary niesamowicie korespondują z opowiadanymi historiami – jak wówczas, gdy bohater wspomina samotne podpatrywanie podpalonego wojną świata przez szparę w ziemiance. Zza tych desek wychodzą kolejne postaci jego życia – przyjaciele, nauczyciele, ukochane kobiety, osoby spotykane na drodze zawodowej. Emilia Nagórna znakomicie inscenizuje te poszczególne czasoprzestrzenie, wyciągając zapisany w powieści nostalgiczny humor, ale też momenty grozy, które nieustannie przeplatają tę realistyczno-magiczną narrację. W pamięć zapada historia nauczyciela-alkoholika (w tej roli reżyserka) czy opowieść o chorej z miłości Basi, pracownicy stołówki z najpiękniejszym na świecie warkoczem (Agnieszka Michalik). Z tych opowieści wyłaniają się obrazy doświadczeń skrajnych (doświadczenia wojenne z czasów dzieciństwa bohatera), ale i pozornie błahych, pozornie niewiele znaczących na przestrzeni całego życia – a jednak zapamiętywanych na zawsze, jak będące wynikiem zabawnego nieporozumienia spotkanie w kawiarni z nieznajomym. Składamy z tych odprysków kształt bezimiennego bohatera, dla którego najważniejszym „lejtmotywem” życia była relacja z muzyką, gra na saksofonie. Z instrumentem, ze swoją pasją, mężczyzna zjeździł świat. Ten aspekt opowiadanej historii odbija się oczywiście w warstwie muzycznej przedstawienia – intensywnej, gęstej, pobudowanej na zawodzącym dźwięku najważniejszego tu instrumentu.
Między wierszami wszystkich historii Emilia Nagórna wypowiada zapisane w powieści Myśliwskiego obserwacje, refleksje, krytyczne uwagi. Jest z nimi taki problem, że w nieodpowiednim otoczeniu bardzo łatwo mogłyby transformować w wyświechtane „sentencje”. W zakopiańskim przedstawieniu dzięki adaptacyjnej przenikliwości i inscenizacyjnej sprawności reżyserki, dzięki świadomości aktorskiej ekipy – tak się nie dzieje. Reżyserka i reszta zespołu nie oblewają zdań Myśliwskiego patosem, nie lukrują ich, nie nadają im rangi ostatecznych rozpoznań. Słowa, które padają tu ze sceny, brzmią poniekąd „przy okazji”, mimochodem, brzmią niezwykle prawdopodobnie i naturalnie. Może dzięki temu potrafią chwycić za gardło tak niespodziewanie? Pewna jestem jednego – oglądając Traktat o łuskaniu fasoli w reżyserii Emilii Nagórki miałam głębokie poczucie zrozumienia i pełnego życzliwości pochylenia się nad opowieścią Myśliwskiego przez cały zespół realizujący zakopiańskie przedstawienie. Zapanowanie nad monumentalną w gruncie rzeczy historią w przestrzeni kameralnego przedstawienia to jedno (a to udało się tu bardzo dobrze); druga sprawa, ta trudniejsza, to uwierzenie w tę opowieść. We wszystkie jej niesprawiedliwości, niedopowiedzenia, nieporozumienia. W Zakopanem, na niewielkiej scenie w Sali im. Atanazego Bazekbala, to się stało, uwierzono w ten „traktat” o sprawach najprostszych i najzwyklejszych, a zarazem, jak to przecież zawsze bywa, sprawach najtrudniejszych, fundamentalnych.
Przerwa dzieli przedstawienie na dwie części. Zauważamy, że poetyka obu nieco się różni. Porządek narracji, choć miejscami potencjalnie mobilny, możliwy do przestawienia w obrębie bliskich sobie partii, przebiega od wydarzeń ulokowanych w przeszłości najgłębiej do tych najbliższych jesieni życia głównego bohatera. Pierwsza część przedstawienia skupiona jest wokół dzieciństwa mężczyzny, jego najwcześniejszej młodości i te partie przedstawienia, mimo wielu wyraźnie „magicznych” momentów (jak historia wujka, któremu powieszenie się nie zrobiło większej różnicy), osadzone są w rzeczywistości swoiście „realistycznej”, namacalnej, zbudowanej z konkretnych osób, fizycznych obiektów, dość dokładnie opisanych przestrzeni lub najistotniejszych jej elementów. W części drugiej, kiedy bohater opowiada o dorosłym życiu, więcej jest momentów swoiście onirycznych, tak na poziomie samej historii, jak i w sposobie scenicznego jej przełożenia – tym najbardziej ewidentnym jest opowieść o niepokojącym śnie mężczyzny. Ta scena przedstawienia wyraźnie zresztą różni się od pozostałych pod względem plastyki czy ruchu. Mam wrażenie, że reżyserka starała się maksymalnie zintensyfikować użyte tutaj narzędzia, wyostrzając przedstawiany obraz, (o)pozycjonując go względem reszty teatralnej narracji. Ten reżyserski gest czytam oczywiście jako wskazanie tego właśnie momentu inscenizacji jako kluczowego (albo jednego z najważniejszych) dla całej historii bezimiennego bohatera. I jeśli z takiej perspektywy spojrzymy na tę surrealistyczną niemal mikropowieść o kobietach w czerni palących ogniska, zwrócimy uwagę na krótkie zdanie o łuskaniu – o otwieraniu pamięci i wyłuskiwaniu z niej zdarzeń. Ta najprostsza translacja tytułowego dla przedstawienia gestu zwraca uwagę na wielokrotnie pojawiające się w obrębie opowieści przeświadczenie o przypadkowości ludzkiego losu, ale i – przypadkowości w sposobie działania naszej pamięci. „Wyłuskiwanie” z niej zdarzeń to wyciąganie zupełnie przygodnych doświadczeń i sytuacji, zdaje się przekonywać bohater. Cały „myk” polega jednak na tym, że każde z tych przypadkowych zdarzeń ma znaczenie. Bo każde z tych „zdań” może wiele pomieścić. Może pomieścić wszystko.
„Nie wszerz się żyje, w głąb” – usłyszy bezimienny bohater. Metafora głębi, wchodzenia w nią, ale i ujawniania się z niej (treści, ale przecież nie tylko) jest przez reżyserkę eksploatowana właściwie na wszystkich poziomach spektaklu. W finale tego świetnego, tak sprawnie, a zarazem tak czule pomyślanego przedstawienia owa głębia na krótki moment rozbłyska ciepłym światłem. Widzimy w nim dwie postaci, dwa kształty zapisujące na scenie jeden los. „Łuskanie fasoli zaczynało się zawsze od światła” – pamiętamy. Kiedy postaci nikną, my zostajemy z ciemnością, ale też z podarunkiem w postaci bardzo prostej i najtrudniejszej historii (bezimiennego dla nas) życia. No i z garścią fasoli, jeśli zdążyliśmy ją sobie podczas przedstawienia wyłuskać. I to na tyle. „Już późno”.
15-05-2024
Teatr im. Witkacego w Zakopanem, Scena Inicjatyw Aktorskich
Traktat o łuskaniu fasoli
według powieści Wiesława Myśliwskiego
reżyseria, scenariusz, scenografia, kostiumy i opracowanie muzyczne: Emilia Nagórka
światło i opracowanie muzyczne (współpraca): Andrzej Bienias
kostiumy: Jolanta Solska, Maria Chyc-Myrmuła
obsada: Emilia Nagórka, Agnieszka Michalik, Andrzej Bienias, Kamil Joński, Krzysztof Łakomik, Piotr Łakomik, Krzysztof Wnuk
premiera: 12.08.2023
galeria zdjęć Traktat o łuskaniu fasoli, reż. Emilia Nagórka, Teatr im. Witkacego w Zakopanem, Scena Inicjatyw Aktorskich ZOBACZ WIĘCEJ
G2GBET에 지금 가입하여 최고의 배당률과 함께 승리의 기회를 잡아보세요. 특별 혜택이 당신을 기다리고 있습니다. 지투지가입
흥미진진한 슬롯, 블랙잭, 포커 등 다양한 게임을 스네이크에서 즐기고 최고의 보너스를 누리세요!스네이크평생도메인
Eager to experience Vietnam's dynamic nightlife? Read more: ->-> 베트남 에코걸.COM
Are you ready to dive into the vibrant world of Philippines nightlife? Click here for more: ->-> 마카티 마사지.COM
I’ve been researching various platforms for advertising in the crypto world and came across a detailed breakdown of options. https://coindoo.com/crypto-ad-networks/ It's quite comprehensive, outlining the strengths of each network which aids in making an informed decision based on one’s specific needs. Anyone looking for detailed insights on where to start with crypto advertising should give it a read.