AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kolejny powrót

Raz-dwa-raz. A na co nam dobroć?, reż. Andrzej St. Dziuk, Teatr im. Witkacego w Zakopanem
Doktor habilitowana kulturoznawstwa, adiunkt w Zakładzie Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autorka i współautorka książek i artykułów wydanych w Polsce i za granicą.
A A A
fot. Kronos Media  

Konstanty Puzyna swoją recenzję ze spektaklu Apocalypsis cum figuris Teatru Laboratorium z 1968 roku zatytułował Powrót Chrystusa. Dziesięć lat wcześniej hiszpańsko-francuski dramaturg, Fernando Arrabal, napisał dramat Cmentarzysko samochodów, w którym pojawiają się podobne, co u Grotowskiego postacie, będące gdzieś z marginesu, żyjące na wrakowisku lecz równocześnie niemal biblijne, choć w dość pokraczny i trochę absurdalny sposób.

Ten właśnie tekst Arrabala stał się podstawą dla spektaklu Raz-dwa-raz Andrzeja Dziuka w zakopiańskim Teatrze im. Witkacego. Przepisywanie wątków biblijnych, umieszczanie ich w uwspółcześnionej scenerii, wydobywanie z nich elementów odmiennych od tradycyjnej egzegezy to całkiem naturalna sprawa. Otwartym jednak pozostaje pytanie, czy w wyniku takich zabiegów można jeszcze coś opowiedzieć o świecie – tamtym lub naszym. Choć spektakl Dziuka oglądało się całkiem dobrze, bo jest dobrze zakomponowany (zarówno na planie myślowym, jak i estetycznym) i bardzo przyzwoicie zagrany, to owa biblijna stylizacja stała się w nim jedynie ornamentem, ozdobnikiem z kontekstu kulturowego, z którego jednak nic nowego nie wynikało. Przede wszystkim tekst Arrabala nie ma w sobie już takiej wywrotowej siły, jak wtedy, gdy powstał. Kultura i sztuka drugiej połowy dwudziestego wieku, nie mówiąc już o początkach naszego wieku, przyzwyczaiła nas, by nie rzec: oswoiła, z tego rodzaju zabiegami. Mistrz i Małgorzata Bułhakowa, czy Piłat i inni Wajdy, wspomniany już spektakl Grotowskiego, by przywołać tylko te kilka, to dzieła wybitne. Szok i zgorszenie wywołują one zazwyczaj wyłącznie u tych z rodzaju „nie widziałem, nie czytałem, ale się wypowiem”. Spektakl Dziuka ani nie ma ambicji wstrząsania czy szokowania, ani takich zamiarów, ani też nie jest poprowadzony w taką stronę, by miał wywoływać jakieś kontrowersje. To raczej opowieść z gatunku o tym, jak to „nic się nie stało”.

W rzeczywistość sceniczną wkraczamy jakby już w trakcie dziania się jakiejś historii. Nie chodzi nawet o to, że pierwsze działania aktorskie wyglądają tak, jakby były jeszcze częścią ostatnich przygotowań: a to ktoś wślizguje się do ustawionego na scenie samochodu, a to kobieta stawia na podłodze wyraziście czerwone szpilki. Kiedy postacie zaczynają mówić i działać, w żaden sposób nie tłumaczy to, kim są, dlaczego zachowują się właśnie tak oraz gdzie tak naprawdę się znajdują. Przez całą akcję dowiemy się o nich bardzo mało, tak jakbyśmy podglądali przypadkową sytuację dziejącą się gdzieś na ulicy. Nie daje nam się szansy, byśmy nawiązali z nimi jakąkolwiek relację, byśmy je polubili albo też przejęli się ich losem. Ot, po prostu pokazano nam przypadkowy wycinek jakiejś rzeczywistości, w którym akurat przypadkowo wydarzyło się coś, co zwykle uznaje się za istotne.

Scenografia też wiele tu nie rozjaśnia: bardziej wprowadza w klimat niż tworzy obraz jakiejkolwiek nie/rzeczywistości. Pośrodku wielkiej i pustej sali teatralnej stoi wieża skonstruowana z trzech karoserii samochodowych, przypominających bardziej jakąś nowoczesną rzeźbę niż wraki na cmentarzysku. Mieszkańców tego dziwnego miejsca obsługuje absurdalnie elegancki niczym wytworny kamerdyner Mi (Krzysztof Wnuk). Traktuje ich jakby byli klientami bardzo eleganckiego hotelu – my ich nie widzimy, słyszymy tylko ich głosy mówiące po angielsku i ukraińsku. W pierwszej scenie to je właśnie ucisza Di (Agnieszka Michalik) – połączona niejasnymi władczo-poddańczymi relacjami z Mi. Dookoła wieży z cielsk samochodowych krąży kolejna groteskowa para – ubrana niczym dziewiętnastowieczna dama La (Adrianna Jerzmanowska), trenująca swojego ukochanego Tjo (Kamil Joński) – sportowca, który biega, podskakuje wciąż dopingowany przez trenerkę-ukochaną. Jest jeszcze troje muzyków: Em (Jacek Zięba-Jasiński), Fo (Dominik Piejko) i To (Marek Wrona) grających dla biednych, za co – z niewiadomych powodów – ściga ich policja, która jest tak zawzięta na Em, że wszyscy mają pewność, iż spotkania z nią nie przeżyje. Dlatego zakochana w muzyku Di obiecuje go ostrzegać.

To w tak zarysowaną sytuację wplecione są wątki biblijne, których zadaniem jest, jak przypuszczam, uwypuklić pytanie będące podtytułem spektaklu: „A na co nam dobroć?”. Odpowiedź na nie co jakiś czas, proszony przez kolegów z zespołu lub Di, jednym tchem wypowiada Em. Wszyscy bardzo się ekscytują tym, że udaje mu się to wypowiedzieć bez zająknienia. Jednak taki sposób odpowiadania powoduje, że sens jego wypowiedzi jawi się jako nieczytelny, jest jak wykuta na blachę lekcja, którą można bezbłędnie wyrecytować, ale której się zupełnie nie rozumie. Toteż Em jest bardziej buntownikiem bez powodu niż prorokiem „dobrej nowiny”, a jednak to on zostaje obsadzony w roli Jezusa. Jego śmierć natomiast nikogo nie jest w stanie odkupić: ani Di – Marii Magdaleny, ani To – Judasza, który pocałunkiem wyda go policjantom, w jakich przeistoczą się La i Tjo. Motywy biblijne, wręcz narzucające się w ostatnich scenach przedstawienia, jak choćby charakterystyczne, powtarzane „zaprawdę powiadam wam”, właściwie nie istnieją w części pierwszej. Owszem, Di to nierządnica o złotym sercu, ale jej dwuznaczna relacja z Mi przywodzi na myśl raczej jakąś nimfetkę (kiedy dziecięcym głosikiem domaga się pocałunków od niewidocznych mieszkańców wraków) niż biblijną postać. Jest za to na pewno – jak się wydaje przez większość spektaklu – bezgranicznie oddana Em, a stając po jego stronie daje się nawet skrzywdzić, co sugeruje bardzo długa i głośna scena obławy policyjnej, pod koniec której pozbawiona odzieży Di jest wyrzucana w górę przez jakieś niewidoczne siły. Natomiast kiedy schwytany Em zostaje ukrzyżowany na rowerze i obwieziony wokół samochodów, świat po prostu wraca do status quo ante. Wraca spokój, tak jakby się nic nie wydarzyło. Kolejny powrót też niczego w obojętnym świecie nie zmienił. Zgromadzonych na cmentarzysku słuchaczy bardziej interesuje to, dlaczego Em nie pojawia się na scenie, niż to, jakie konsekwencje mogą go spotkać za występowanie dla nich.

Takie bardzo wyraziste utożsamienie Em z postacią Chrystusa pod koniec spektaklu zdaje się sugerować, że nawet gdyby w naszym, współczesnym świecie, w mówiącej różnymi językami Wieży Babel zbudowanej z odpadków cywilizacji pojawił się zbawiciel i tak nie byłby w stanie zmienić niczego – odszedłby niezauważony. Równocześnie narracja w spektaklu, prowadzona jakby bez wyraźnego zawiązania akcji i wyrazistego finału powoduje, że trudno się taką konstatacją przejąć. Nie sposób także znaleźć odpowiedzi na podtytułowe pytanie – w świecie scenicznym dobroć nikomu nie jest do niczego potrzebna, a jej brak też nie jest jakimś dojmującym deficytem. Natomiast tym, co niewątpliwie dodaje przedstawieniu siły i swoistego uroku, jest grana na żywo przez aktorów muzyka, która wprowadza klimat jakiejś anarchicznej swobody i choćby dla niej warto zobaczyć przedstawienie zakopiańczyków.

11-06-2018

galeria zdjęć Raz-dwa-raz. A na co nam dobroć?, reż. Andrzej St. Dziuk, Teatr im. Witkacego w Zakopanem <i>Raz-dwa-raz. A na co nam dobroć?</i>, reż. Andrzej St. Dziuk, Teatr im. Witkacego w Zakopanem <i>Raz-dwa-raz. A na co nam dobroć?</i>, reż. Andrzej St. Dziuk, Teatr im. Witkacego w Zakopanem <i>Raz-dwa-raz. A na co nam dobroć?</i>, reż. Andrzej St. Dziuk, Teatr im. Witkacego w Zakopanem ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr im. Witkacego w Zakopanem
Raz-dwa-raz. A na co nam dobroć?
na podstawie Cmentarzyska samochodów Fernando Arrabala
tłumaczenie: Jerzy Zagórski
reżyseria: Andrzej St. Dziuk
aranżacja muzyczna: Jacek Zięba-Jasiński
opracowanie muzyczne: Andrzej St. Dziuk, Marek Wrona, Dominik Piejko
nagrania i opracowanie dźwięku: Natalia Sosna
scenografia i kostiumy: Jacek Staniszewski
choreografia: Anita Podkowa
obsada: Adrianna Jerzmanowska, Agnieszka Michalik, Kamil Joński, Dominik Piejko, Jacek Zięba-Jasiński, Krzysztof Wnuk, Marek Wrona
premiera: 21.02.2018.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)