AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Lalka jako wehikuł

XXVII Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, Bielsko-Biała
Wania. opowieść o wani i tajemnicach rosyjskiej duszy,
reż. Aleksiej Leliawski, Teatr Karlsson Haus z Petersburga  

Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej ma już 50 lat! W 1966 roku po raz pierwszy, pod kierunkiem Jerzego Zitzmana, zorganizowano spotkania teatrów lalek. Od tamtej pory do dziś wystąpiło tu blisko 350 zespołów z ponad 50 krajów. Warto przyjrzeć się Festiwalowi nie tylko w perspektywie jego długowieczności i genius loci Bielska, ale także żywotności i udziału w kreowaniu wizerunku światowego lalkarstwa.

Nieprzerwaną historię Festiwalu tworzyły i tworzą bowiem wielkie nazwiska – autorytety w dziedzinie sztuki lalkowej, a także i eksperymentatorzy wyznaczający kierunki poszukiwań: środków, stylów, konwencji. Festiwal z powodzeniem pełnił od zawsze rolę platformy spotkań klasyków pielęgnujących narodową odrębność i tradycyjne techniki, a jednocześnie potrafił skutecznie odkrywać nową jakość awangardy na najwyższym poziomie. Był też od początku, co często podkreślają krytycy, uniwersytetem sztuki lalkarskiej.

Od lat 60. pokazywano tu przedstawienia adresowane zarówno do dzieci, jak i widzów dorosłych, co w tamtym czasie wcale nie było oczywiste. Jerzemu Zitzmanowi – artyście i dyplomacie – udało się przeprowadzić Festiwal przez epokę PRL-u z żelazną kurtyną, bez uszczerbku dla proponowanego programu i cenzury. Promował on polskie lalkarstwo w obecności atrakcyjnych gości zagranicznych z najodleglejszych zakątków. Także tym, którzy kontynuowali i kontynuują jego dzieło należą się słowa uznania: Aleksandrowi Antończakowi, Krzysztofowi Rauowi, Piotrowi Tomaszukowi, Lucynie Kozień (od 2004 roku).

Tegoroczny Festiwal jako miejsce konfrontacji form tradycyjnych i poszukujących, gdzie znalazło się m.in. osiemnaście spektakli konkursowych (dla dzieci i dorosłych), pięć towarzyszących, dwie wystawy, projekcje filmów animowanych Zitzmana, potwierdził po raz kolejny formułę spotkania otwartego i środowiskowego zarazem.

Do pokazów mistrzowskich zaliczyć należy bez wątpienia przedstawienie Aleksieja Leliavskiego Wania. Opowieść o Wani i tajemnicach rosyjskiej duszy z Teatru Karlsson Haus z Petersburga, ze scenografią Aleksandra Warchamiejewa. To jednoosobowy popis animacji figurek w kameralnej przestrzeni, gdzie nie tylko dłonie młodego lalkarza w pilotce (wyróżniony Nagrodą Specjalną, dyplomem POLUNIMY i Nagrodą ZASP-u Michaił Szełomiencew), ale każde jego spojrzenie, słowo i głębszy oddech nabierają znaczenia w powoływaniu do życia bohatera i jego świata. Walka Wani ze smokiem, który czerwonym językiem maglownicy pochłania niemal wszystko i wszystkich wokół, nosi znamiona biblijnej historii Jonasza przebywającego w brzuchu wieloryba. Baśń opowiedziana za pomocą laleczek o ograniczonych możliwościach ruchowych odsłania siłę skrywanej w nich poezji. Urasta do rangi przypowieści w duchu prawosławnym, jednocześnie zakorzenionej w tradycji ludowych bajarzy, z której wyłania się metafora Rosji jako paszczy Lewiatana. 

Z pokazem mistrzów mieliśmy do czynienia przy okazji prezentacji zespołu Hitomi-za Otome Bunraku z Kawasaki, będącego jedynym zawodowym teatrem w Japonii praktykującym odmianę bunraku – otome – z udziałem kobiet. Jedna tylko animatorka zamiast trzech mężczyzn schowana jest za umocowaną do jej pasa, głowy i nóg lalką, której użycza swych kończyn, giętkiego ciała, mocy, skupienia i energii. Zespolona z postacią spowitą w barwne kimono, wyrażającą zdziwienie ruchem wachlarza, przy muzyce i pieśni-narracji wykonywanej na żywo lalkarka nadaje tanecznym ruchom postaci lekkość i zwiewność. Bohaterowie dwóch etiud: Sanbaso oraz Yoshitsune i tysiąc kwitnących wiśni w reżyserii Akiry Kataoka wydają się zaprzeczać prawu grawitacji, pozostawiają wrażenie niezależności i autonomii działań. Piękne złudzenie!

Iluzji poddani zostajemy także w widowisku teatru cieni Teatro Gioco Vita z Piacenzy pt. Rycerz nieistniejący Italo Calvino (Grand Prix Festiwalu), baśni osnutej wokół Karola Wielkiego i jego żołnierzy, toczonych przez nich walk, Rycerzy Zakonu Świętego Graala. Rzecz o honorze, miłości, tożsamości i śmierci rozgrywana między tym, co fizyczne i namacalne, a tym, co ulotne i bezcielesne. Teatr cieni stwarza ku temu wyjątkowo szczęśliwą sposobność. Tym bardziej, że w inscenizacji Fabrizia Montecchiego plany akcji nieustannie się przenikają. Aktorzy i lalki pojawiają się przed i za białym ekranem, to znów przecinają go i wychodzą z niego, by przy użyciu padającego z boku światła stworzyć wrażenie perspektywy, obrazu „uciekającego”, zdeformowanego – groźnego w wyrazie. Możliwości oddziaływania poprzez zaskakujące efekty cienia i światła, czerni, bieli oraz innych kolorów, wydają się nie mieć końca – podobnie jak losy bohaterów, które wraz z biegiem akcji, coraz bardziej pokrętne i złożone, nakładają się na siebie.

Wysoki poziom Festiwalu zawdzięczamy obecności co najmniej jeszcze kilku zespołów, o których nie można nie wspomnieć. Teatr Lele z Wilna przywiózł do Bielska spektakl Sandman w reżyserii Gintare Radvilaviciute, inspirowany opowieścią E.T.A. Hoffmanna o młodym człowieku dotkniętym obłędem, zawieszonym między rzeczywistością a wyobraźnią, podświadomością a świadomością, uciekającym przed demonami własnego wnętrza. Znakomity „dwugłowy” (dosłownie), niemy portret dualistycznej ludzkiej natury udaje się stworzyć za pomocą lalek i masek „wyrastających” z ciał aktorów. Zachwycają oni nie tylko zręczną animacją, ale też taneczną sprawnością, która ma istotny wkład w dokonujący się na naszych oczach cud metamorfozy. Wileńskie przedstawienie przypomniało mi oglądany na Festiwalu 16 lat temu spektakl Bliźniacze domy brukselskiej Compagnie Mossoux-Bonte – niepokojący czarem multiplikacji bohaterki, ukazanej za pomocą lalki animowanej z ramienia. Nicole Mossoux wystąpiła także w tym roku w przedstawieniu Szepty, będącym kontynuacją tamtych refleksji nad tajemnicą człowieczych transformacji: w obrębie jednego kostiumu, jednego ciała, jednej głowy, jednej duszy. Szepty to seria minietiud taneczno-aktorskich, w których bohaterka odsłania przed widzami swoje kolejne oblicza, inspirowane holenderskim malarstwem, dopełniane na żywo dźwiękowymi efektami kreowanymi przy użyciu przedmiotów codziennego użytku. Szepty to symfonia pozornie niemożliwa do zrealizowania – bo wykonywana przez samotny instrument: aktorkę, tancerkę i performerkę w jednej osobie.

Gdzie kończy się kostium, gdzie zaczyna aktor, a gdzie lalka? Na to pytanie nie sposób odpowiedzieć, oglądając przedstawienie Divadlo Loutek z Ostrawy w reżyserii Dudy Paivy. Marvina (Filip Stanek), pełnego dziecięcego entuzjazmu i dobrych chęci, choć niewolnego od psot, osaczają dorośli (a właściwie ciotki-opiekunki) o monstrualnych rozmiarach i możliwościach. Niby chcą dla niego jak najlepiej, ale w gruncie rzeczy okazują się oprawcami dziecięcej spontaniczności. Spektakl Paivy wykorzystuje relacje między aktorem a elastyczną, wielofunkcyjną lalką z gąbki, którą jak drugą skórę może przywdziać animator. Ostrą, karykaturalną kreską, nierzadko za pomocą gorzkiego żartu, reżyser kreśli nieco przerażający wizerunek świata, w którym dziecko staje się zakładnikiem porządku zaprowadzonego przez dorosłych.

Pomiędzy rzeczywistościami przebywa bohater jednoosobowego spektaklu Mister Molsk z Maastricht, którego akcja toczy się w Muzeum Dźwięku. Eksponaty, czyli głośniki wydające z siebie różne odgłosy (szum morza, wiatru, płacz dziecka, szczekanie psa, warkot silnika itp.), prowadzą „rozmowę” z muzealnym konserwatorem i widownią zarazem. Jak zapanować nad dźwiękami, jak odróżnić je od siebie, czy można dać im się uwieść i nie zwariować? Spektakl trafia do dziecięcej wyobraźni (dźwięki wywołują przecież konkretne obrazy) dzięki nieskomplikowanym rozwiązaniom, dobremu wykonaniu, a przede wszystkim porozumieniu, jakie staje się udziałem Etienne’a Borgersa w roli nieporadnego, zaskakiwanego wciąż Mistera Molska i publiczności. Odgłosy, które płyną ze sceny, powtarzane niczym echo przez dzieci, „oddawane” są twórcy. Co za koncert!

Pełen zagrożeń i lęków świat, jaki wyłania się często z festiwalowych przedstawień, próbuje zrównoważyć jeden bodaj „jasny” od początku do końca spektakl. Wrażliwością przypomina małe dziecko, do którego został zaadresowany. Jeż z mgły Siergieja Kozłowa w reżyserii Oksany Dmitriewej z Charkowskiego Akademickiego Teatru Lalek (Nagroda za najlepszy spektakl dla dzieci) uwodzi łagodnością pejzażu w kolorze sepii, wdziękiem zwierząt go zamieszkujących, naiwnością krainy dzieciństwa podglądanej przez okno, zmieniającej się w zależności od pór roku: raz pełnej dmuchawców i chmur, to znów grzybów czy płatków śniegu. Królują w niej: przyjaźń, marzenia i …nicnierobienie. Aż szkoda stamtąd wracać…

Teatr lalkowy jest, co wiadomo nie od dzisiaj, teatrem wielopokoleniowym. Świadczą o tym nie tylko festiwalowe przedstawienia konkursowe, lecz również widowiska pokazywane w ramach imprez towarzyszących. Instrumenty – zwierzęta z arki Noego, ożywione przez wiatr i publiczność, ustawia na placu Adam Walny. „Kosmiczne”, świetlne, przejrzyste wielkoludy – lekkie konstrukcje nadmarionet z aluminium i włókien węglowych, są poruszane na wózkach-rowerach przez niewidzialnych sprawców w spektaklu  Dundu tańczy z gwiazdami ze Stuttgartu.

O lalkowej wielopokoleniowości świadczy także spektakl Bielskiego Stowarzyszenia Teatr Grodzki pod wodzą Marii Schejbal, która, od wielu lat wykorzystując sztukę teatru dla potrzeb integracji, prowadzi twórcze działania na rzecz osób niepełnosprawnych i innych grup wykluczonych poza społeczny nawias. Wędrowne ptaki to projekt powstały w ramach rządowego programu, którego celem jest aktywizacja osób starszych. Przedstawienie pod tym tytułem zrealizowano w procesie kreacji zbiorowej (pod kierunkiem Schejbal), z wykorzystaniem m.in. samodzielnie przygotowanych przez czternastu aktorów-amatorów papierowych lalek, poruszanych wspólnymi siłami. Powstał spektakl o upływającym życiu, prawdzie i nadziei dla życia, prawdy i nadziei – pełen prostoty i bezpretensjonalnej urody. Nie daje o sobie zapomnieć – po ludzku i z artystycznych względów.

Bielsko-bialski Festiwal został zakrojony przez dyrektor Lucynę Kozień z rozmachem i wielowymiarowo. Przedstawienia, które diagnozowały i interpretowały rzeczywistość, przetwarzały ją i kreowały, niejednokrotnie spełniły rolę wehikułu. A to oznacza bardzo wiele… 

8-06-2016

XXVII Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, Bielsko-Biała, 18-22.05.2016

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: