Młynarski – rzeczywiście obowiązkowo!
Nazwisko Młynarskiego w tytule przedstawienia, jego liczne, zmieniające się fotografie jako element dekoracji, jego piosenki, jego teksty konferansjerki (mówionej w części pierwszej wieczoru) i śpiewanej (w części drugiej), fragment telewizyjnej rejestracji jego recitalu (z 1985 roku), jego wreszcie scenariusz – to niemal benefis wszechstronnego i wyjątkowego artysty, który działając przez pół wieku zdobył trwałą i gorącą sympatię rodaków. Z tym, że benefis jest uroczystością jednorazową, a spektakl Młynarski obowiązkowo! wszedł do repertuaru Teatru 6. piętro i od dnia premiery w dniu 7 marca cieszy się niesłabnącym – i zasłużonym – powodzeniem: bilety do czerwca są wyprzedane.
Wojciech Młynarski jest zbyt doświadczonym autorem, by scenariusz swego „autoportretu na aktorów i orkiestrę” (jak rzecz nazwano w podtytule) uczynił banalnym. Z około dwóch tysięcy pisanych przez całe życie piosenek wybrał – nie licząc dopisanych dla zwartości scenariusza kupletów – dwadzieścia pięć i dał jednocześnie przegląd twórców jakże świetnej do nich muzyki. W części pierwszej umieścił piosenki dawniejsze i najbardziej znane, jak Jesienny pan i Z kim ci będzie tak źle jak ze mną Romana Orłowa. Przedzielają je rymowane łączniki wypowiadane przez Wiktora Zborowskiego. On także wykonuje dwa największe przeboje Młynarskiego: Niedzielę na Głównym Jacka Szczygła i Jesteśmy na wczasach Janusza Senta. Nieśmiertelne ...wczasy widownia niemal śpiewa razem z aktorem, a kwartet muzyków, z szalejącym z miłości do piosenkowej „panny Krysi” basistą (Konrad Kubicki) gra tak, że ma się ochotę ruszyć na sceniczny parkiet.
W części drugiej jedna za drugą postępują piosenki nowsze, w zmieniających się obsadach wykonawczych, a wiążą je, śpiewane na ogół zespołowo, kuplety kompozycji Jerzego Derfla, jednego ze stałych niegdyś pianistów Młynarskiego. Te teksty i melodie nie są już tak nośne, ale w chwili, gdy zaczynają nużyć, następuje kulminacja wieczoru. Na scenę wchodzi gość specjalny – na każdym spektaklu to ktoś inny spośród przyjaciół Młynarskiego. W dniu 26 marca gościem był Marian Opania. Delikatnie, jak to on, wykonał piękny liryk Jacques’a Brela Czy ty wiesz w przekładzie Młynarskiego, a przy klawiaturze keyboardu zasiadał także specjalnie zaproszony pianista i kompozytor Wojciech Kaleta. Ponadto Opania wespół ze Zborowskim rozbawili widownię pełnym gagów kabaretowym duetem. Potem na filmie ukazuje się na chwilę autentyczny Młynarski i rusza długi, mocny finał.
Pięciorgu młodym aktorom (wśród nich jest reżyser całości, Jacek Bończyk) trudno jest zatrzeć żywą u wielu widzów pamięć o dawnych wykonawcach piosenek. Przy niejednej wraca we wspomnieniu uśmiech (z lekka porozumiewawczy) samego autora, a w uszach brzmi jego chłopięcy głos. W interpretacji W Polskę idziemy Jerzego Wasowskiego niełatwo dorównać Wiesławowi Gołasowi. Jego następcy starają się, sięgają po inne środki, niestety nazbyt często, jakby nie wierząc w samoistną siłę tych miniatur, po krzyk i dosadne ruchy. Przy panującej teraz powszechnie estetyce wizualnego i akustycznego nadmiaru zapomina się, że do piosenek poetyckich i literackich – takich, jak Młynarskiego – nie przystaje hałaśliwe piosenkarstwo wielkich festiwali, tylko konwencja piosenki aktorskiej. W niej mistrzostwo ukazują Wiktor Zborowski i Marian Opania: niby tylko cicho nucą i na pół mówią, a sens słów i tak przenika do głów i serc. Natomiast efekt występów Anny Sroki-Hryń psuje skłonność do szarży (Serce to jest muzyk Jacka Mikuły) i charakterystyczna często gra. Ale już Magdalena Kumorek przekonuje w różnorodnych stylach: z pełnią wyrazu przekazuje liryzm Bohaterów Remarque’a Jerzego Wasowskiego i utrzymany przez nią w narastającej dynamice dramatyzm piosenki Włodzimierza Korcza Ogrzej mnie.
Prostotą, kulturą, szczerością i prawdziwym talentem wokalnym urzeka Klementyna Umer, zarówno w refleksyjnym La valse du mal Jerzego Matuszkiewicza, jak w żywiole wznieconym przez Korcza w muzyce Kocham cię, życie. Nierzadko trzy aktorki występują w tercetach, i wówczas śpiewają czysto i ze swobodą. Te, i wszelkie pozostałe aranżacje są dziełem kierownika muzycznego przedstawienia, Fabiana Włodarka, zarazem multiinstrumentalisty: gra na tzw. „klawiszach” i na akordeonie. Niektóre jego aranże budzą podziw swą trafnością. Frazy Tak, jak malował Pan Chagall Leopolda Kozłowskiego śpiewa (pięknie) Klementyna Umer nieraz na tle cieniutkiego, zatrzymanego w czasie i pustce pojedynczego dźwięku, co autentycznie wzrusza. Ogrzej mnie toczy się przy trwającym w najniższych basach, chrapliwym burdonie. Projektantka kostiumów Dorota Sabak zapewniła aktorkom eleganckie i modne suknie (w jednym przypadku – równie elegancką marynarkę ze spodniami); przy każdym prawie wejściu pojawiają się inaczej ubrane. Równie dobrym smakiem odznacza się dekoracja Grzegorza Policińskiego: po bokach sceny stoją po prostu wielkie, jasne litery monogramu Wojciecha Młynarskiego: „W” i „M”, zdobne w secesyjny niby zawijas, a w centrum ruchliwą animacją (Newmotion Studios) pulsuje koło. Z niego ze zdjęć zerka patron i autor wieczoru, i tam wyświetlają się tytuły piosenek.
Wyłania się z nich rzeczywistość PRL, której dowcip Młynarskiego, celność jego metafor i sztuka poetyckich aluzji nadały wraz z upływem czasu… atrakcyjność. Tym silniejszą, że jej wspomnienia rezonują wyczuwalnym echem wśród publiczności. Tego dnia, kiedy byłam na 6.piętrze (Pałacu Kultury, przecież gigant-symbolu PRL!), w teatrze przeważali rówieśnicy Młynarskiego, ludzie, którzy jak on żyli w tamtych latach i potem wraz z nim doświadczali przemian ojczyzny… a ona dziś nie wydaje się zabawna. Celną diagnozę współczesności stawia Młynarski w piosence W szkole wolności Tadeusza Suchockiego: w tej szkole dawno jest po dzwonku, ale klasy są puste, bo uczniowie poszli na wagary – wolności nikt nie chce się uczyć.
Młynarski zdecydowanie nie adresuje swego przedstawienia do przysłowiowego inżyniera Mamonia, który przyjdzie posłuchać jego piosenek, bo je zna, więc lubi. Wyraża tęsknotę za… Inteligencją (ta, przyznajmy mu rację, istotnie obecnie, jako stan umysłu, a także jako grupa społeczna wydaje się być w zaniku), i Wiktor Zborowski wygłasza kierowaną do Niej długą miłosną odę. A w finale cały zespół śpiewa piosenki Jerzego Matuszkiewicza Nie wycofuj się i Jeszcze w zielone gramy… jeszcze nie umieramy. I żegna widzów życzeniem, by wychodzili z nadzieją (NADZIEJĄ!), nie wycofywali się i myśleli, MYŚLELI!
10-04-2015
Teatr 6.piętro w Warszawie
MŁYNARSKI obowiązkowo! Śpiewany autoportret na aktorów i orkiestrę
scenariusz i opieka artystyczna: Wojciech Młynarski
reżyseria: Jacek Bończyk
scenografia: Grzegorz Policiński
kostiumy: Dorota Sabak
ruch sceniczny: Inga Pilchowska
aranżacje i kierownictwo muzyczne: Fabian Włodarek
muzyka kupletów: Jerzy Derfel
animacje: Newmotion Studios
obsada: Magdalena Kumorek, Anna Sroka-Hryń, Klementyna Umer, Jacek Bończyk, Arkadiusz Brykalski, Wiktor Zborowski
orkiestra: Fabian Włodarek (fortepian i akordeon), Paweł Stankiewicz (gitary), Konrad Kubicki (gitara basowa i kontrabas), Robert Siwak (instrumenty perkusyjne)
premiera: 07.03.2015
Mała poprawka: w pierwszej części Wiktor Zborowski śpiewa "Jesteśmy na wczasach" i "W razie czego przypomnijcie sobie Zdzisia" ("Niedzielę na Głównym" wykonuje Jacek Bończyk z resztą wokalistów), a w drugiej części sam Wiktor Zborowski śpiewa "Nie wycofuj się". Dopiero później cały zespół śpiewa "Jeszcze w zielone gramy".