Nowy wspaniały (?) świat
Firma dziękuję Lutza Hübnera to dramat, który zalicza się do sztuk dobrze skrojonych – tak zresztą reklamowany jest przez Teatr Stu.
Moim zdaniem nie do końca słusznie: tekst, owszem, należy do utworów popularnych, posiada wiele cech well-made-plays (zwanych niegdyś pièces bien faites), choćby postaci zbudowane tak, by dać jak największe możliwości aktorom. Ale w dramacie niemieckiego autora pojawiają się tony, które wykraczają poza klasycznie pojmowaną sztukę dobrze skrojoną; przede wszystkim myślę tu o braku rozwiązania akcji, jej zawieszeniu, które sprawia, że wychodzimy z przedstawienie z pytaniem: co właściwie się stało?
A dzieje się pozornie dużo: do podmiejskiej willi, będącej własnością pewnej firmy, trafiają jej pracownicy, a przede wszystkim jeden z kierowników, Adam Krusenstern (w tej roli widziałam Rafała Dziwisza). To on od początku najbardziej interesuje widza: siedzi w pozbawionym charakteru nowoczesnym wnętrzu, czeka na polecenia albo po prostu informacje, po co właściwie go tu wezwano. Spięty, ale opanowany. Profesjonalny. W garniturze. Pracownik – wydawałoby się – idealny. Ale on sam już nie jest tego taki pewien – wie, że zwolniono większość jego kolegów. Co czeka go na wyjeździe integracyjnym? Wszyscy wiemy, czym pachną takie imprezy…
Za pomieszczeniem, w którym siedzi, są zapewne inne – zarówno Adam, jak i widzowie mają przez sobą jedynie ogromne, białe, rozsuwane drzwi. To za nimi będę zapadać decyzje, za nimi rozegra się mały dramat z życia korporacji. Za nimi też najprawdopodobniej znajduje się punkt dowodzenia, w którym szefowie śledzą każdy krok podwładnych. Bo nie ma tu mowy o żadnej prywatności – nagrywane są wszystkie rozmowy, rejestrowane każde spotkanie. Pokój, który oglądamy, jest więc niejako ringiem, na którym bohaterowie będą się nawzajem badać, prowokować, mamić. A my patrzymy na te gry jak na miotanie się laboratoryjnych myszy: nie wiemy, jak przebiegać będzie doświadczenie, ale jesteśmy przekonani, że potrafimy przewidzieć ostateczny wynik. Jednak się mylimy.
W przedstawieniu Marka Gierszała nie mamy pewności, czy to, co rozgrywa się przed naszymi oczami, nie jest snem głównego bohatera – taki trop wyznacza nie tylko klamra kompozycyjna spektaklu, ale również kształt niektórych scen. Z jednej strony mamy do czynienia z realistyczną sytuacją i postaciami, które są dość typowe. Z drugiej pewne sekwencje wydają się przypominać schemat działań, a nie ich prawdziwy przebieg. To nie zarzut: właśnie owo zakłócenie wprowadza niepewność widza, zwłaszcza w zderzeniu ze scenami rozegranymi farsowo.
W przedstawieniu Marka Gierszała nie mamy pewności, czy to, co rozgrywa się przed naszymi oczami, nie jest snem głównego bohatera.Adam Krusenstern spotyka swojego szefa Johna (Mariusz Zaniewski) i trenerkę personalną Ellę (Dorota Segda), między nimi przemyka skąpo ubrana asystentka Mayumi (Agata Woźnicka). Znienacka pojawia się ekscentryczny młodzieniec Sandor (Marcel Borowiec), brany przez Adama za nieletniego krewnego przełożonego. Ich rozmowy czy raczej starcia przypominają strategie, jakie znamy z W co grają ludzie Erika Berne’a: są tak typowe, że nie wydają się prawdziwe. Pani psycholog zadaje standardowe pytania, dyrektor przedstawia perspektywy, analizując przydatność pracownika. A zaraz potem oglądamy zachowanie równie typowe, za to mniej oficjalne – znikają formy, zaczyna się impreza. Tyle że ona również jest testem.
Marek Gierszał niekiedy zbyt wyraziście rysuje pewne sytuacje: jak choćby party, na którym bohaterowie są ubrani w kostiumy tak krzykliwe, że aż groteskowe. A przecież nie o groteskę tu chodzi, ale o usiłowanie, nieudolne, włożenia innej niż na co dzień, maski. O tym, że to właśnie kolejna maska, wystarczająco zaświadcza sama sytuacja, nie trzeba jej dodatkowo obciążać teatralnym znakiem. Takich znaków, w istocie zbędnych, jest zresztą w przedstawieniu kilka – dopowiadają to, co wystarczająco jasne.
Firma dziękuje to dobry, niekiedy zaskakujący tekst, a w przedstawieniu Marka Gierszała najważniejsi są aktorzy. Rafał Dziwisz tworzy postać niejednoznaczną: z początku nie lubimy tego pewnego siebie mężczyzny, idealnie wpisującego się w korporacyjny schemat. Potem jednak zaczynamy rozumieć jego postawę i kibicujemy walce – najpierw o godność, a potem o zachowanie posady. Ella Doroty Segdy – niby przeźroczysta, neutralna, ale w gruncie rzeczy niesympatyczna – wie, że jest w takiej samej sytuacji, jak człowiek, na którego ma zastawić pułapkę i udowodnić, że nie nadaje się do nowego zespołu. Marcel Borowiec przeraża beztroską, z jaką decyduje o losie swoich podwładnych.
W co grają ludzie? A raczej: o co? Firma dziękuje to przedstawienie o ludziach w średnim wieku, którzy mają zbyt wiele do stracenia, by poddać się bez walki, a jednocześnie są skazani na przegraną w starciu z pokoleniem Sandora – hipsterskiego technokraty, dla którego życie jest komputerową grą, może więc eliminować zależnych od siebie uczestników bez zbędnych sentymentów. W dramacie Hübnera i przedstawieniu Gierszała nie toczy się walka starego porządku i nowego systemu, już te pojęcia wydają się anachronizmem. Jeszcze o tym nie wiemy, ale żyjemy w świecie bez reguł, zależnym jedynie od kaprysu tych, których nawet nie znamy.
24-10-2014
galeria zdjęć Firma dziękuje, reż. Marek Gierszał, Krakowski Teatr Scena STU ZOBACZ WIĘCEJ
Krakowski Teatr Scena STU
Lutz Hübner
Firma dziękuje
przekład: Herbert Kaluza i Marek Gierszał
reżyseria: Marek Gierszał
scenografia i kostiumy: Hanna Sibilski
obsada: Piotr Cyrwus/ Rafał Dziwisz, Marcel Borowiec/ Otar Saralidze, Krzysztof Pluskota/ Mariusz Zaniewski, Dorota Segda/ Ewa Kaim, Angelika Kurowska/ Agata Woźnicka
premiera: 2 i 5.10.2014