AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Trzewia manekinów

Trociny, Davit Baroyan
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
fot. Tobiasz Papuczys  

„Tysiąc wyperfumowanych manekinów” – tak bohater monodramu Trociny opisuje publiczność filharmonii, wśród której znalazł się za namową swojej dziewczyny. Nie lepszego zdania jest też o bywalcach teatralnych. Zarzuca im snobizm, a krytykom wręcz zidiocenie. Jak sam wyznaje – i nie ma w tym nawet cienia próby usprawiedliwienia – nie lubi ludzi. Stara się unikać zbędnych kontaktów. Złośliwa ironia losu polega jednak na tym, że z zawodu jest komiwojażerem.

W pracy trzyma się złotej zasady, czyli stara się być ani zbędnym, ani niezbędnym. Żeby nie bać się kolejnych restrukturyzacji przy kolejnych, powtarzających się w Polsce z regularnością pór roku, kryzysach gospodarczych, a jednocześnie nie wysilać się, nie naprzykrzać się, nie wprzęgać swojej osoby w jakieś dodatkowe projekty. Bo to wszystko, jak mu się wydaje, nie ma najmniejszego sensu. Systemu nie da się naprawić. Świata nie warto ratować. Bo dla kogo? Dla ludzi?

Nasz bezimienny bohater jest pesymistą ontologicznym. Hołubi i pielęgnuje w sobie ten przykry rodzaj mizantropii, która, zakładając czarne okulary z grubym na palec szkłem, zarzuca pozostałym, iż nie są w stanie zrezygnować z własnych różowych. Wszystko mu się nie podoba i wszystko go uwiera. Wkurza go, że bogaci stają się coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. Że zlepione z prowincjonalnych kompleksów korpoludki, popijając latte macchiato w sieciowych kawiarniach, starannie udają, że dookoła nie ma tej szarości i że ich życie ma jakiś większy sens. Ale to jedynie, można by powiedzieć, społeczno-socjologiczne fragmenty jego długiej litanii. Są jeszcze obowiązkowe punkty dotyczące na przykład religii czy obyczajowości. Bo skoro twym żywiołem jest narzekanie, to i brak finezji w seksie rodziców jest powodem do małych pod tym względem przyjemności. Jak mawiała jedna z bohaterek Między nami dobrze jest Masłowskiej: „Życie jest takie życiowe, a niesprawiedliwość taka niesprawiedliwa”.

Ale to wcale, jak wspomniałem wyżej, nie znaczy, że nadwrażliwy komiwojażer wyznacza sobie rolę wielkiego buntownika. Że marzy mu się kariera Robina Hooda czy Matki Teresy z Kalkuty. Chociaż, kto wie? Nie wykluczam, że mogę się na jego temat mylić. Być może czegoś nie rozumiem. Od dłuższego czasu zastanawiam się bowiem, i spektakl zaprezentowany w Instytucie Grotowskiego stał się kolejnym ku temu powodem, jak mam się zachowywać wobec spowiedzi postaci, której pocenie się kolegi przeszkadza do tego stopnia, że gotów jest popełnić zbrodnię zabójstwa. I tak też się, o czym niżej, stanie. Czy mam jej współczuć? Czy chodzi o przykład negatywny, mający podbudowywać mój własny, odmienny światopogląd? Czy o zrozumienie racji tego złośliwego nieszczęśnika? Z tym ostatnim w wypadku Trocin problem polega na tym, że przy całej mojej wyrozumiałości, nie jestem w stanie dociec, dlaczego właściwie życie mu tak okrutnie dokucza i tak go boli. Dlaczego sejsmograf jego myśli i emocji rejestruje jedynie strzeliste skały nienawiści i głębokie kratery obrzydzenia? Dlaczego nie chce zmienić pracy lub wyjechać na stale do innego kraju? Czyżby nawet samo zająknięcie się o tego rodzaju „prymitywnych” rozwiązaniach było bezczelną naiwnością? Jeżeli tak, to jest jeszcze rozwiązanie zaproponowane przez Iwana Karamazowa, można – skoro co dzień, to nowe okropności – zwrócić Bogu „swój bilet”.

Jest to sprawa nieco tajemnicza, chociaż znowuż, da się ją po części, ale tylko po części, usprawiedliwić niechęcią udzielenia łatwych i jednoznacznych odpowiedzi. Trochę jak w słynnym filmie Funny Games Michaela Haneke, gdzie reżyser cynicznie drwi z psychologizujących prób wytłumaczenia zachowań dwóch młodych, pochodzących z „dobrych rodzin” zwyrodnialców, bez przyczyny terroryzujących rodzinę z sąsiedztwa. Zło mieszka w człowieku. W kimś bardziej, w kimś mniej. Czy podobnie jest z rozgoryczeniem i w tej chwili pochylamy się nad kondycją współczesnego mieszkańca Europy Zachodniej? I jeżeli bohater i narrator, którego oczami widzimy świat, nie stanowi reguły, a moim zdaniem nie stanowi, to nie wypada go nie zaliczyć do bardzo zastanawiającego owej reguły wyjątku. Z drugiej strony, czy sprawy w jakiś sposób nie podsumowuje stary kawał o babie, która przychodzi do lekarza i skarży się, że boli ją każda część ciała, której dotknie palcem wskazującym. Na co terapeuta zauważa, że najprawdopodobniej ma złamany palec.

Najprawdopodobniej więcej odpowiedzi znalazłbym w książce Krzysztofa Vargi, na podstawie której napisany został scenariusz spektaklu. Następnego dnia, z ciekawości, przewertowałem ją w bibliotece, ale do domu nie zabrałem. Nie chciałem. Intuicja podpowiadała, że twórcy przedstawienia wydobyli z niej wystarczająco, żebym mógł się zorientować, że diagnozy i rozpoznania Vargi nie są na tyle zachwycające i odkrywcze, żeby badać je głębiej. Bo chociaż bywają zabawne, celne czy nawet wstrząsające – na przykład kiedy służalczość modzie zostaje podsumowana domniemaniem, że jej bezmyślni niewolnicy z chęcią, jeżeli będzie na to popyt, powyrywają sobie zęby – nieraz ocierają się o banał i średniego pióra publicystykę. Szczególnie gdy chodzi o całe te gniewne pląsy dookoła sieci społecznościowych. Nic nowego. Jedynie wskazanie palcem wskazującym na problem. Tym złamanym palcem.

Lecz nie diagnozy i rozpoznania Vargi, jakkolwiek by je oceniać, stanowią o wartości przedstawienia Davita Baroyana, lecz sam Davit Baroyan. Ormianin z pochodzenia, „niezepsuty” (przepraszam wszystkich „zepsutych”) zawodową szkołą aktorską, warsztat zdobywał w grupie teatralnej Piktogram z Opola oraz w goleniowskim Teatrze Brama. Wielkie zamiłowanie do sztuki teatralnej łączy się w nim z silną męską charyzmą. A to zawsze przyciąga uwagę. Na tyle, że dobrze go zapamiętałem, raz zobaczywszy w spektaklu Triodram, przygotowanym na zakończenie jednej z edycji Akademii Teatru Alternatywnego, której jest absolwentem. Wcale się więc nie dziwię, że Jarosław Fret, pomagający Baroyanowi teraz przy Trocinach, pięć lat temu zagarnął go dla Teatru ZAR, gdzie gra w spektaklach Armine, Sister i Medee. O przekraczaniu.

Ubrany w czarny garnitur i białą koszulę, przepuszcza przez siebie losy „komiwojażera zbędności”, dla których znaleziono całkiem sprawną oprawę plastyczną. Trzymając się funkcjonalnego minimalizmu, twórcy zadbali o niezbędne i semantycznie nośne detale. Za pomocą scenografii podzielili przestrzeń gry na trzy wyraźne części: hotel, przedział pociągu oraz dom. Tym samym w sugestywnym skrócie odwzorowali powtarzalną trajektorię codzienności głównego bohatera. Noc w jakieś zapyziałej trzygwiazdkowej „Polonii”. Dzień w magicznym królestwie PKP. Wieczór, co nie zdarza się zbyt często, w zaciszu domowym, gdzie gramofon i krążki śpieszą z próbą podłatania nadwątlonych nerwów pięknem muzyki klasycznej. Natomiast monotonii stanów psychicznych na całe szczęcie postanowiono nie podkreślać monotonią zachowań. Baroyan myli pociągi i wyskakuje z walizką na peron. Pali papierosy, popija wodę, gryzie jabłko, boksuje, robi pompki. Co najważniejsze, znajduje w tym niejaką ciągłość. Większość działań wygląda naturalnie i nie wzbudza natychmiast podejrzeń o zwykłe próby urozmaicenia sposobów i okoliczności podawania tekstu.

Kiedy dochodzi do kulminacyjnej sceny zabójstwa niejakiego Kamila Szewca (wspomnianego kolegi z nadaktywnymi gruczołami potnymi), twórcy słusznie unikają dosłowności. Znajdują dla zbrodni dobrze wpisującą się w świat przedstawiony teatralną alegorię. Doprowadzony do ostateczności bohater dobywa z walizki nóż (czyżby rozprowadzał po kraju zestawy sztućców?) i wsadza go w czerwoną poszewkę pociągowego siedzenia. Dźga kilka razy i rozpruwa skórę swojej ofiary zastępczej (w tym wypadku w podwójnym sensie, bowiem rzeczywisty Kamil Szewc też nią jest). Obficie wysypują się tytułowe trociny. Żadnej krwi czy bebechów. Nic w sumie dziwnego. Czego jeszcze się spodziewać, skoro mają to być trzewia manekinów.

27-03-2019

galeria zdjęć Trociny, Davit Baroyan <i>Trociny</i>, Davit Baroyan <i>Trociny</i>, Davit Baroyan <i>Trociny</i>, Davit Baroyan ZOBACZ WIĘCEJ
 

Szablon treści. Teraz mDavit Baroyan
Trociny
na podstawie książki Trociny Krzysztofa Vargi
współpraca inscenizacyjna: Jarosław Fret
realizacja dźwięku i oświetlenia: Paweł Nowak, Maciej Mądry
pomysł i wykonanie: Davit Baroyan
premiera: 20.02.2019ożesz dowolnie zmienić tą treść.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany AN
    AN 2019-03-28   13:48:55
    Cytuj

    ...dobra robota, gratulacje!