AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Alternatywna historia tańca w Polsce w listach zawarta

Fot. Karol Budrewicz  

1. – po premierze

Moja Droga,

Wybacz, że po Twojej wczorajszej premierze nie wszedłem za kulisy, nie zostałem na bankiecie, nie rzuciłem się na Ciebie z uściskami i podziękowaniami. Nie mogłem. Zniknęliście ze sceny po tych rachitycznych brawach – powinny się nigdy nie skończyć! – a ja siedziałem nie wiem jak długo na opustoszałej widowni.
 Dopiero bileterka, prosząc, żebym zabrał swoje rzeczy z szatni, zmusiła mnie do powrotu do żywych. Należało pójść do Was, ale wolałem zostać sam ze sobą. Z tym, co mi dałaś. Obawiam się, że widziałaś przy ukłonach moje otumanione oczy. Martwię się, że mogłaś przeczytać to moje „nie wiem, co się dzieje” opacznie. Wziąć moje zagubienie za jakąś niechęć do Twojej roboty. A przecież jest zupełnie przeciwnie!

Ten spektakl jest Twoim kolejnym niemożliwym do wytłumaczenia darem dla mnie. Mimo że widziałem już kilka Twoich reżyserii-choreografii, to zawsze jest podobnie. Prowadzisz mnie od pierwszej do ostatniej sceny z troskliwością tybetańskiego lamy, pozwalając wpatrzyć się w to, co jest do zobaczenia, odczuć, co jest do odczucia i zrozumieć świat na nowo. Nie wiem, jak to robisz, ale oswajasz demony, demaskujesz sentymenty, dajesz radość i wzruszasz jednocześnie. Dotykasz życia i śmierci, miłości i bólu. Robisz to w ten sposób, że ostatecznie nie widać w Twoich spektaklach Ciebie, Twojego życia. Nie jest to Twoje borykanie się z miłością, bólem i śmiercią – wszystko staje się niespodziewanie moje! Widzę na scenie moje życie i widzę to moje życie szamańsko poszerzoną świadomością.

Wybacz te pompatyczne zwierzenia, ale od wczoraj w takim jestem nastroju. Nie mogę się otrząsnąć. Zazdroszczę Ci! Tak, zazdroszczę Ci talentu, mądrości i rzemiosła. I chcę, żebyś wiedziała, że cały jestem teraz w gorączce i pragnieniu, by żyć, czuć, oddychać…, żeby tańczyć, grać! Bezwstydnie pójść za Tobą i zgodnie z Twoim alchemicznym wzorem wymuskać mój własny spektakl.
Proszę, nie odpowiadaj. Pozwól, że przeżyję ten cudowny obłęd sam ze sobą.

2. – tydzień później

Moja Droga,

Z niecierpliwością czekałem na gorące recenzje Twojej premiery. Miałem nadzieję, że znajdę w nich słowa adekwatne do Twojej pracy. Ale jest jak zawsze – nic nieznaczące przyjazne ukłony. Opisywacze przepisują fragmenty z programu, umajają zachwytami nad sprawnością wykonawców, pływają w kałużach intelektualnej poezji dla gimnazjalistów, grzęzną miedzy estetyką a próbą zrozumienia. A przecież Ty od lat tworzysz tak odrębny język teatru i tańca, że trzeba być ślepym, głuchym i pozbawionym jakiegokolwiek aparatu poznawczego, żeby nie uchwyć tej jakości i myśli, która odróżnia Twoje spektakle od wszystkiego, co zalega w pamięci i co jest aktualnie grane na naszych scenach.

Pozwolisz, że pocierpię trochę i pomartwię się za Ciebie? Ty, bez względu na tę powszechną ignorancję, nadal będziesz robić swoje. Masz w sobie taką prawdę i uczciwość, że będziesz zarażać nią kolejnych tancerzy do opowiadania na scenie o człowieku. Wierzę, że nigdy nie dopadnie Cię zniechęcenie i wypalenie. Kocham Twoje przedstawienia i chciałbym, żeby one żyły wiecznie! Każdy kolejny tytuł jest dla mnie podróżą do kresu nocy albo dnia, w zależności od tego, gdzie chcesz mnie zaprowadzić, więc martwię się, bo jestem pełen obaw, że historia się powtórzy.

Pokażesz swój nowy spektakl na kilku tanecznych festiwalach w Polsce. Jakże dojmująca jest niszowość tych tanecznych spotkań! Nawet najwierniejsi widzowie, niezwiązani na co dzień z tańcem, zaczynają czuć swoisty dyskomfort i muszą zawczasu zrobić sobie jakieś potwierdzające rekolekcje, żeby z wiarą godną pierwszych chrześcijan ruszyć się po bilety do katakumb scen festiwalowych. Z całą pewnością zostanie Ci po tych festiwalowych prezentacjach kilka głębszych refleksji ze strony krytyki tanecznej, ale cóż po tym, skoro ta krytyka również w tych katakumbach zamknięta? Pewnie zagrasz na kilku scenach teatralnych, ale jak to zwykle bywa, poza głównym obiegiem „sprzedaży i partycypacji”. A potem jeszcze kilka sporadycznych wyjazdów w świat, które nie będą poprzedzone wyrazistą promocją Twojego myślenia o teatrze i tańcu, co pozwoliłby tamtejszemu odbiorcy w pełni spotkać się z Twoim światem. A nawet jeśli Tam ktoś się zachwyci, to Tu nikt tego nie zauważy i nie wykorzysta.

I tak koniec końców mimo niemego zachwytu Twojej wiernej publiczności, moc Twojego spektaklu pozostanie w ukryciu, przygnieciona niewydolnym systemem promocji, dystrybucji i… miłości.

Znam Twoje poczucie humoru, więc zakładam, że bawią Cię moje zmartwienia. Ale ja marzę o tym, żeby wreszcie było inaczej, żebyś wreszcie wyszło naprzeciw Ciebie to, na co zasługujesz. A i Teatr potrzebuje Ciebie – dajesz mu powietrze.

3. – dwa miesiące później

Moja Droga,

Nie wiem, jak to zrobiłaś! Albo – jak to Się Zrobiło! Może jednak nie znam Cię zbyt dobrze? Może postanowiłaś zmienić się, zrzucić z siebie ten kontrkulturowy habit wsobności i weszłaś w buty wymodelowane przez salony artystyczne i urzędnicze kanapy? Uwiodłaś ich? Obiecałaś im coś wysoce nieprzyzwoitego? Zaprosiłaś ich do jakiegoś psychosomatycznego laboratorium i znienacka dokonałaś na nich zbiorowej hipnozy?

Wybacz te głupie żarty! Cieszę się! Cieszę się jak stary pies wywieziony zimą z Polski na porośnięte trawą i kwiatami ogrody południa. Skaczę i tarzam się w tej trawie oszołomiony i szczęśliwy!

Najpierw przeczytałem tekst o Twoim spektaklu w „Teatrze”. Pierwsze zdziwienie – opis był w bieżących premierach teatralnych, a nie w ginących w nieuwadze czytelnika „variach”. To samo chwilę później znajduję w „Didaskaliach”. Drugie zdziwienie – w tych recenzjach są zarówno soczyste analizy tego, co dzieje się w warstwie „widzianej”, jak i śmiałe podróże intelektualne za tropami, które tak nieewidentnie proponujesz odbiorcy we wszystkich swoich pracach. Trzecie zdziwienie – nie były to recenzje naszych zaprzyjaźnionych krytyków i krytyczek tańca, ale osób, które dotychczas twierdziły, że nie mają narzędzi, żeby opisywać taniec albo też że rozprasza ich nadmiar zbyt sprawnych ciał damskich lub męskich na scenie…

Chwilę potem musiałem długo dochodzić do siebie, bo prawie zemdlałem czytając na e-teatrze felieton Guru Od Nowego Teatru w Polsce. Nie, to nie był felieton, a pełnowymiarowy esej! Nie wierzyłem własnym oczom. Opisał Twoją twórczość wnikliwie i błyskotliwie, a do tego zaproponował kilka kluczy interpretacyjnych. I najważniejsze – On ogłosił nową epokę w polskim teatrze! Wyrzucił w tym tekście do kosza całe efekciarstwo ostatnich lat, histerię wykonawczą, reżyserskie dyrdymały parapsychologiczne, historyczność i ahistoryczność zaplecione, jak to się wyraził „w węzeł pomieszania z poplątaniem”, wtórności intelektualne…

Nie wiem, po co to powtarzam – czytałaś zapewne. Nie mogłaś tego nie czytać, bo przecież wszyscy ten jego esej kopiują i cytują. Jakkolwiek oszalałem z radości, bo ogłosił Cię królową, zbawicielką, mesjaszem, mistrzem, Buddą, orędowniczką strapionych, nadzieją świetlaną…

Trochę się uśmiałem, bo Guru w kilku fragmentach nadął się tak mocno, że pobił na głowę patos moich listów do Ciebie. Ale poszło w świat. Ogłosił Cię „Objawieniem Nowego Teatru”…

Rządzisz! Spektakl widziała ta sama liczba osób, co zwykle, bo przecież zagrałaś dotychczas ledwie pięć razy, a mimo to wszyscy na przykład tu, gdzie teraz jestem, mówią tylko o Tobie. W bardzo popularnych kawiarniach i równie obleganych nocnych knajpach mówi się tylko o Tobie!

P.S. Zauważyłaś, że w żadnym z tych tekstów nie przyrównują Cię czy też nie wspominają Piny Bausch? Toż to dopiero Rewolucja!

4. – 12 miesięcy później

Królowo!

Gratuluję sukcesu na „Boskiej Komedii”! Przestałem liczyć, która to już nagroda dla Ciebie w ciągu ostatnich miesięcy. Początkowo myślałem, że to jakaś fanaberia jednego z festiwali, który uległ zaczadzeniu głosem Guru od Nowego Teatru. Ale nie! Jedziesz przez ten kraj i nicujesz system. Kolejne komisje artystyczne padają przed Tobą na kolana i wręczają Ci „mieszki”, „dyplomy”, „puchary”, „laury”, „paszporty”. No i proszę, dosiadłaś i oswoiłaś tę ostatnią wściekłą klacz – „Boską Komedię”.

I pewnie byłoby tak, że zacząłbym Cię nienawidzić w narastającej z każdym dniem zazdrości, ale Ty mi na to nie pozwalasz! Każdy wywiad, którego udzielasz, to istotna rozmowa o sztuce. Nie zgadzasz się na emocjonalne i koturnowe zachwyty nad Tobą, nie dopuszczasz do prześlizgiwania się po powierzchni, w nienachalny sposób sprowadzasz rozmowę na tory miękkiej powagi. I nie wiem, jak to robisz, ale mówisz o tańcu w sposób tak przejrzysty, że wszystko staje się jasne i proste. A najciekawsze jest to, że prowadzący rozmowę z Tobą z każdym pytaniem stają się niejako mądrzejsi… Czy Ty aby istniejesz naprawdę? Może Ty mi się tylko śnisz i wszystko, co się wydarzyło wokół tańca w ostatnich miesiącach w kraju z Twojej przyczyny, też jest tylko moim snem? Snem wariata!

Szum medialny sprawił, że widownia przestała się bać i nagle nie ma problemów ze zrozumieniem tego, co wydarza się przed jej oczami. Okazało się równie niespodziewanie, że taniec nie dzieje się gdzieś w katakumbach, ale jest obok. Wszędzie. Dyrektorzy teatrów zapraszają choreografów-reżyserów, bo chcą mieć w repertuarze tego rodzaju przedstawienia. Niemalże z dnia na dzień odkryto, że mamy tutaj bogactwo taneczne, które odświeża teatr.

I mimo wszystko nie odczuwa się, że jest to jakaś sezonowa moda. Wydaje się, że tak było zawsze, że będzie. Że jest jakieś piękne i spokojne Teraz.

5. – trzy lata później

Królowo Świata Całego!

Śledzę entuzjastyczne reakcje prasy po Twojej kolejnej trzymiesięcznej trasie po Europie. Wczytuję się w to tak, jakby to było moje własne osiągnięcie. Nikt w tym kraju tego jeszcze nie przeżył. Mikre wydają się teraz te wszystkie napompowane w ostatnich latach sukcesy polskiego teatru w Europie. Trzymiesięczna trasa i 70 przedstawień to jest realna miara i skala Twojego sukcesu. Mój nieustający entuzjazm wywoływany Twoim triumfalnym pochodem, kiedyś zupełnie niemożliwym do wyobrażenia – pamiętasz jeszcze tę ponurą przeszłość? – zaczyna przybierać religijny charakter. Wiesz, że dokonałaś przełomu, który graniczy z cudem, więc nie dziw się, że co kilka dni padam krzyżem przed kolejną recenzją, kolejnym tekstem o Tobie, kolejnym peanem na Twoją cześć.

Wyzwolicielko z niewoli egipskiej!
Orędowniczko katakumb!
Zbawicielko tańca!

Śmiej się, śmiej, ale właśnie przeczytałem wypowiedź ministra od kultury o wyłożeniu potężnej gotówki na budowę Centrum Tańca w Warszawie. Trzy sceny i pięć sal studyjnych. W miejscu, gdzie miało stanąć Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Sen trwa i niech się nigdy nie skończy!

30-05-2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Hmm
    Hmm 2014-06-02   10:03:45
    Cytuj

    Z dużym uczuciem, pięknie, ale o kim to? Chcę nazwisko, żeby pójść i zobaczyć.