AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Czy warto było ufać na nowo powrotom twoim i twoim słowom?

Rodzina, reż. Wojciech Malajkat, Teatr Powszechny w Łodzi
Profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktor habilitowany. Teatrolog, kulturoznawca, performatyk, kierownik Zakładu Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autor, redaktor, współredaktor książek z zakresu historii teatru i teatru współczesnego, twórca wielu artykułów opublikowanych w Polsce (m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”), a także za granicą.
A A A
fot. M. Zakrzewski  

Antoni Słonimski napisał w jakże znaczącym roku 1933 komedię, która okazuje się aktualna także i dziś – taką opinię powtarzają jak mantrę realizatorzy spektaklu Rodzina w łódzkim Teatrze Powszechnym. Ja natomiast przyjmuję postawę powątpiewającą, odzwierciedloną w tytule, będącym parafrazą refrenu piosenki śpiewanej bardzo dawno temu przez Reginę Pisarek (tekst: Barbara Rybałtowska). Czy powrót sztuki Słonimskiego na afisze w trzecim dziesięcioleciu XXI wieku wart jest poważnych nakładów finansowych związanych ze zbudowaniem solidnej scenografii oraz uszyciem kostiumów z epoki? Czy wart jest wysiłku interpretacyjnego reżysera Wojciecha Malajkata i wysiłku scenicznego wielu profesjonalnych aktorek i aktorów? Czy wart jest uruchomienia całej promocyjnej machiny, zawzięcie propagującej jego internetowe pokazy? Cena biletu jest co prawda bardziej niż symboliczna i wynosi dwadzieścia groszy, ale może warto by było spędzić ten czas w sposób jakoś bardziej rozwijający i motywujący do myślenia?

Sztuka Słonimskiego ma konstrukcję farsową, jednak tempo jej grania w Teatrze Powszechnym jest dostojne, dalekie od wymogów porządnie zrealizowanej farsy. Nie jest to, moim zdaniem, całkowita wina reżysera, aktorek i aktorów – po prostu Słonimski nie podołał w sposób wystarczający dramaturgicznemu wyzwaniu i swoją farsę strasznie „wyślimaczył”, budując napięcie sceniczne w sposób nader mozolny i nie konfrontując ze sobą poszczególnych postaci z należytą dynamiką. Powód tego, jak się domyślam, jest bardzo szlachetny: oto czołowy Skamandryta zechciał w inteligentny sposób wprowadzić do swej ojczyzny, rozchwianej sanacją i kłębiącymi się tuż obok „izmami”, odrobinę autoironii, zdrowego rozsądku tudzież intelektualnej równowagi. Czyli: Rodzina została, moim zdaniem, napisana „ku ochłonięciu serc i umysłów”, a rozliczne refleksje w duchu common sense, ubrane w zgrabne bon mots, miały przywołać ówczesną publiczność do porządku intelektualnego i moralnego.

Kluczowe sentencje, wypowiadane na ogół przez utracjuszowskiego wolnomyśliciela, hrabiego Tomasza Lekcickiego (Adam Marjański), brzmią dziś banalnie. Dowiadujemy się na przykład, że wolny kraj jest trudny do rządzenia, natomiast krajem zniewolonym rządzi się łatwo; że Polska jest „przedmurzem obrotowym” oddzielającym Wschód od Zachodu bądź Zachód od Wschodu, w zależności od koniunktury (cóż, nawet Słonimski nie był w stanie przewidzieć powstania NRD), że nasza ojczyzna może być sanatorium dla cudzoziemców, dającym im wyzwolenie od duchowych miazmatów dyktatury, którą hrabia określa trafnie jako „szkarlatynę władzy”, bo jej uszy, oczy i serce są chore. Dowiadujemy się ponadto (krzepiąc nasze zbolałe, nienasycone serca nadzieją), że inteligencja jest jedyną płodną siłą na tym świecie – niestety nasze dobre samopoczucie szybko gasi sowiecki komisarz Lebenbaum (Artur Zawadzki), dodając, iż nasza inteligencka energia i wola są uśpione, a nad światową inteligencją zapada już zmrok. Na koniec hrabia Lekcicki melancholijnie konstatuje, że polska mgła zaciemnia horyzont, co przynosi nam spokój. Jest on jednak złudą, ponieważ tu, u nas, panuje taka sama duchota, jak wszędzie.

Stereotypowe, satyrycznie wyostrzone (ale nie do samego końca) wizerunki niemieckiego faszysty, rosyjskiego komunisty oraz naszych rodzimych „dziarskich chłopców” są w inscenizacji Malajkata jeszcze bardziej stereotypowe: komisarz, ubrany w przaśny, wczesnorewolucyjny mundur, tańczy kozaka i wprowadzany jest na scenę do rytmu i melodii sowieckich pieśni ludowo-bojowych; hitlerowiec (Kamil Suszczyk), najpierw przyodziany w pumpy, kolanówki oraz brunatną bluzę z czarną chustą, a potem w strój gimnastyczny, wygina śmiało ciało w krzepiących wygibasach, nadgorliwi kandydaci na polskich narodowych socjalistów (Arkadiusz Wójcik i Michał Lacheta) co rusz wyciągają ręce w faszystowskim pozdrowieniu itp., itd.

Jedynie reprezentant polskiej władzy państwowej w randze wiceministra (Jan Wojciech Poradowski) nie został karykaturalnie wykoślawiony w sferze swych „działań fizycznych”. Efekt komiczny wysokiej rangi został tu uzyskany nader łatwo: po prostu reżyser dał w całej pełni wybrzmieć wyrzucanemu frenetycznie z aparatu głosowego dygnitarza bełkotowi, który jest genialną parodią „sanacyjnej (i nie tylko) nowomowy”, zaiste godną skamandryckiego mistrza słowa.

Próba przywrócenia równowagi w sercach i umysłach polskiej publiczności wyszła Słonimskiemu (jak na rok 1933) nieźle, choć odbyło się to kosztem osłabienia komicznego żywiołu. Szkoda. Nie wiem, czy na scenie Teatru Powszechnego można było rozegrać wszystkie metamorfozy bohaterów dramatu w bardziej dynamiczny sposób, aby wybrzmiały one donośnie, dobitnie i dobijająco, niemniej na pewno godny odnotowania i zapamiętania jest fakt, że nieskazitelna tożsamość wszystkich głównych postaci męskich okazała się wątpliwa i została koniec końców odmieniona. Hitlerowiec okazał się synem Żyda, sowiecki żydowski komisarz – synem polskiego arystokraty, zaś polski arystokrata nie „panem na włościach”, lecz właścicielem podupadającego pensjonatu.

Niewykluczone, iż tempo tego spektaklu zostało w jakimś stopniu skutecznie zwolnione przez zbyt obszerną przestrzeń gry – najpierw mamy tu na pierwszym planie szerokie schody, z prawej strony „kącik do lektur i rozmów intymnych face to face”, z tyłu natomiast rozciąga się obszerny salon, zwieńczony ścianą z portretami arystokratycznych przodkiń i przodków. W tak rozległej przestrzeni trudno jest utrzymać farsowy wigor aktorskiej gry.

No i podejrzenie podstawowe: widownia zapewne była pusta, w każdym razie w oglądanym przeze mnie nagraniu nie było słychać żadnych dźwięków dobiegających z tyłu kadru. Jak grać farsę dla pustej sali?

Powracam na koniec do zasadniczego pytania: czy warto było? Niby przesłanie sztuki Słonimskiego jest dziś aktualne, niby retrotopia ożywia nasze umysły tęsknotą za dawnym, „dobrze ułożonym” światem, ignorując jego ekstrema i ewidentne zagrożenia. Tyle że ta dramaturgiczna ramota, wsparta na „bonmotach”, zagrożenia te łagodzi, wygładza i neutralizuje, przynajmniej w swej łódzkiej scenicznej wersji. Hitlerowiec i stalinista dalecy są w swej scenicznej obecności od jakiejkolwiek złowrogiej „ciemnej strony mocy”, uwypuklenie której wymownie by zwiększyło komiczny efekt związany z odkryciem ich genealogicznej tożsamości. Wszystko jest tu dość poczciwe i niemrawe, jakby sama rzeczywistość sceniczna przesiąknięta była „polską mgłą” z refleksji hrabiego-bankruta. Niestety, spokój przyniesiony przez tę niewidzialną, acz dobrze wyczuwalną „sceniczną mgłę” osłabia i tak już niemrawe, przedatowane i przetrawione przesłanie komedii Słonimskiego.

Ostatnia, decydująca refleksja: szanowny recenzent sobie tutaj inteligencko powybrzydzał, a zwykli widzowie być może walą szeroką ławą na Rodzinę w łódzkim  Teatrze Powszechnym, „głosując nogami” (czy raczej kliknięciami) za palącą aktualnością tego spektaklu. Ano, może być i tak. Oby tak było.

05-03-2021

Teatr Powszechny w Łodzi
Antoni Słonimski
Rodzina
reżyseria, adaptacja, opracowanie muzyczne: Wojciech Malajkat
scenografia i kostiumy: Wojciech Stefaniak
obsada: Małgorzata Goździk, Marta Jarczewska, Karolina Krawczyńska, Barbara Szcześniak, Marek Kasprzyk/Artur Majewski, Jakub Kotyński, Michał Lacheta, Jakub Kryształ /Kamil Suszczyk, Paweł Okoński/Adam Marjański, Jan Wojciech Poradowski, Arkadiusz Wójcik, Artur Zawadzki
premiera online: 18.12.2020

galeria zdjęć Rodzina, reż. Wojciech Malajkat, Teatr Powszechny w Łodzi <i>Rodzina</i>, reż. Wojciech Malajkat, Teatr Powszechny w Łodzi <i>Rodzina</i>, reż. Wojciech Malajkat, Teatr Powszechny w Łodzi <i>Rodzina</i>, reż. Wojciech Malajkat, Teatr Powszechny w Łodzi ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany wybitny krytyk filmowy
    wybitny krytyk filmowy 2022-07-15   07:06:11
    Cytuj

    Współczuję dzieciństwa autorowi powyższego pseudoartykułu. Sztuka jest świetna, polecam niezwłoczną aktualizację mocno przestarzałego oprogramowania, Panie tetrologu.

  • Użytkownik niezalogowany Malina
    Malina 2021-05-04   02:28:41
    Cytuj

    Co za czasy kiedy student potrafi napisać lepszą recenzję niż profesor.