AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

O rewolucji można tylko marzyć

Teatrolożka i filmoznawczyni.
A A A
Fot. Piotr Kubic  

On (Michał Kościuk) czyta gazetę, ona (Anna Rokita) maluje paznokcie u stóp. Zwyczajne popołudniowe czy weekendowe nicnierobienie przerywa dzwonek do drzwi – para młodych ludzi, Maks i Anna, ma nieoczekiwanego gościa. To dyrektor naczelny fabryki, w której pracuje Maks. Adam (Marcin Kobierski) wkracza w ich życie z kamerą, by przyjrzeć się życiu jednego ze swoich pracowników, co – jak wyjaśnia – jest jego zwyczajem i  – jak sugeruje – niezbywalnym prawem.

V.I.P. Stiga Larssona to metafora modelu społeczeństwa, w którym dawne podziały na biednych i bogatych, fabrykantów i robotników tylko pozornie uległy zatarciu, w istocie zaś stają się jeszcze dotkliwsze. System społeczny, w którym żyją bohaterowie, ma być spełnieniem marzeń o demokracji i równości. To z pozoru świat sprawiedliwy. Podziały klasowe zostały zlikwidowane. Larsson podważa jednak tę społeczną idyllę. Cóż z tego, że tak niewiele dzieli świat Adama od skromnego, wyposażonego w tanie meble i kiepski sprzęt mieszkania Anny i Maksa, skoro ludzie posiadający pieniądze i władzę mogą nadal dysponować życiem innych? Adam jest nie tylko dyrektorem-podglądaczem, który znajduje przyjemność w zmuszeniu lojalnego pracownika, aby kazał (za tysiąc złotych!) swojej dziewczynie ściągać dla niego majtki. Jest przede wszystkim agresorem, chętnie upokarza i szantażuje tych, którzy są od niego słabsi i którzy mu podlegają.

Stig Larsson odsłania te podskórne i te świetnie widoczne współczesne mechanizmy społeczne. Pokazuje niebezpieczeństwo istniejącego stanu rzeczy. Podczas wizyty Adama w domu Maksa zbiegiem okoliczności pojawia się również jego brat, Igi (Adam Szarek) ze swoją dziewczyną Leną (Ewelina Starejki). Oboje, jak bez wstydu przyznaje Igi, są „elementem socjalnym” nie gardzącym też dilerką i bandyckimi ustawkami, na których można zarobić. Dziwna para anarchistów żyjących na koszt państwa wprowadza w upiorną wizytę dyrektora dodatkowy element absurdu i zagrożenia. A jednocześnie to z nimi sympatyzuje widz – owszem, nie wyglądają jak porządni obywatele, są na kacu i marzą o działce, ale to właśnie oni nie poddają się perwersyjnym grom Adama. Szantażysta nie ma nad nimi żadnej przewagi. Tylko im nie może rozkazywać.

U Bogajewskiej najpierw jest śmiesznie, a potem strasznie – i te dwa stany funkcjonują oddzielnie.Małgorzata Bogajewska realizuje tekst Stiga Larssona w umownej przestrzeni pokoju: kanapa, stolik, barek określają świat robotnika i pielęgniarki, którzy zrezygnowali już z marzeń o kosztownej podroży do Grecji i którzy nie bardzo wiedzą, czy tak naprawdę dalej chcą dzielić z sobą życie. Zdają się funkcjonować z dnia na dzień, bez specjalnego planu na przyszłość, bez woli działania i podejmowania decyzji (nawet ta o posiadaniu dziecka ich przerasta). Z początku możemy więc ulec złudzeniu, że nieoczekiwana wizyta dyrektora coś w ich życiu naruszy, zmieni, przewartościuje. Nic takiego się jednak nie dzieje, prowokacje Adama nie są w stanie niczego zburzyć ani ujawnić. On sam zresztą wydaje się jedynie powielać pewien model sytuacji, jaką sobie kiedyś wymyślił – „idę do domu podwładnego i rozwalam jego życie”. Tym, co najbardziej dojmujące w sytuacji bohaterów, jest ich niemoc i bierność, nieświadome poddawanie się schematom, przyjmowanie ról życiowych i społecznych wygodnych i bezpiecznych w swojej beznadziei. 

Bogajewska nie rozwija wszystkich możliwości, jakie oferuje tekst Larssona – dość przewidywalny dramaturgicznie, ale jednak przewrotny, zabawny i niekiedy przejmujący w prostocie diagnozowania ludzkich postaw i zachowań. W krakowskim spektaklu ujawnia się przede wszystkim jego potencjał komediowy, co dość ogranicza możliwości aktorów w tworzeniu postaci, ale też nie pozwala widzowi na nic więcej niż tylko podziwianie sprawnie budowanych kolejnych odsłon dramatu. Bohaterowie są śmieszni w swej przewidywalności – nadęty szef, naćpana pankówa, podlizujący się pracownik, ale to nie wystarczy, by pokazać ludzi w dość ekstremalnej sytuacji. Komizm nie powinien przecież unieważniać istoty zdarzeń, ich charakteru i konsekwencji, powinien czynić je bardziej przerażającymi. U Bogajewskiej najpierw jest śmiesznie, a potem strasznie – i te dwa stany funkcjonują oddzielnie.

Najciekawszą postacią w tym przedstawieniu jest niepokorny brat Maksa. Igi Adama Szarka jest naiwny i niebezpieczny, irytujący i sympatyczny. Wydaje się, że jako jedyny z bohaterów porzucił grę pozorów współczesnego świata – wie, że nie wydobędzie się z bagna, w którym tkwi. Jest jednym z tych, którzy się „nie załapali” i których wolelibyśmy nie spotkać na nieoświetlonej ulicy. Igi jest niebezpieczny nie dlatego, że nosi przy sobie prochy i nóż – uświadamia absurd, jakiemu my już dawno się poddaliśmy. Tylko on zachował tęsknotę za życiem, które nigdy nie będzie jego udziałem i za światem, do którego nie ma już powrotu.

3-1-2014

galeria zdjęć V.I.P, reż. M. Bogajewska, fot. Piotr Kubic V.I.P, reż. M. Bogajewska, fot. Piotr Kubic V.I.P, reż. M. Bogajewska, fot. Piotr Kubic V.I.P, reż. M. Bogajewska, fot. Piotr Kubic ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Bagatela w Krakowie
Stig Larsson
V.I.P.
tłumaczenie: Mariusz Kalinowski
reżyseria: Małgorzata Bogajewska
scenografia: Dominika Skaza
muzyka: Tomasz Krezymon
obsada: Marcin Kobierski, Anna Rokita, Michał Kościuk, Adam Szarek, Ewelina Starejki
premiera: 28.12.2013

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: