Chylę czoła przed animacją (który to już raz?)
Wielki zły lis, reż. Tomasz Maśląkowski, Teatr Animacji w Poznaniu
_1n.jpg)
fot. Maciej Zakrzewski
Tym razem specjaliści od teatru animacji stanęli przed nie lada wyzwaniem, zainscenizowali bowiem słynny francuski komiks Benjamina Rennera Wielki zły lis. Oszałamiający sukces tego dzieła, wydanego w roku 2015, został przypieczętowany równie błyskotliwym sukcesem rysunkowego filmu, jaki Renner nakręcił wspólnie z belgijskim twórcą, Patrickiem Limbertem dwa lata później. Opowieść o fajtłapowatym lisie, strasznym wilku i porwanych przez nich jajkach stanowiła tu co prawda ledwie środkową część filmowego tryptyku, niemniej mamy uzasadnione prawo podejrzewać, że to właśnie ona zadecydowała o sukcesie całości.
W czerwcu 2017 roku film ten miał swą premierę, a do marca roku następnego zgromadził przed kinowymi ekranami ponad 600 tysięcy widzów, zgarniając w tymże roku 2018 trzy prestiżowe nagrody: Annie Awards w trzech kategoriach (najlepszy niezależny długi metraż, najlepsza animacja postaci w długim metrażu i najlepsza realizacja pełnometrażowa), a także Prix Lumières za najlepszą animację i Cezara w tej samej kategorii.
Czyżby więc był to samograj również teatralny? Wiele na to wskazuje, bo wymyślona przez Rennera nader atrakcyjna fabuła aż się prosi o sprawną teatralną animację, a dotychczasowe inscenizacje tego komiksu, w tym również jedyna polska (Teatr Arlekin w Łodzi, 2021, reż. Agata Kucińska), okazały się strzałem w dziesiątkę.
Tym razem scenicznego ożywienia tego samograja podjął się w poznańskim Teatrze Animacji Tomasz Maśląkowski. Opracowany przez niego wszechstronnie spektakl przeznaczony jest dla widzów od lat czterech wzwyż, co po doświadczeniu narracyjnej sprawności tego dzieła, w pełni aprobuję. Obejrzałem je bowiem sześć tygodni po premierze w towarzystwie mniej więcej dwóch setek dzieci w wieku późnoprzedszkolnym i – powiedzmy – „zerówkowym”, które nie miały najmniejszego kłopotu z trafnym odczytaniem jego kilkuwarstwowej narracji.
Owa kilkuwarstwowość dotyczy przede wszystkim zmiennej, bardzo różnorodnej prezentacji rozmaitych wcieleń poszczególnych postaci. Oto na przykład tytułowy bohater występuje jako małych rozmiarów lalka (podkreśleniem fajtłapowatości Lisa jest tu niewątpliwie krzyżyk wyrysowany na jego prawym oku), potem jako duża głowa z wyraźnie wyodrębnioną paszczą, a na koniec jako Wielka Głowa, czyli animowane przez kilkoro aktorów dwoje oczu, nos i gęba.
Obserwując uważnie z tylnego rzędu reakcje małych widzów na meandry scenicznej akcji, nie zauważyłem choćby chwilowego, choćby lekkiego wahania – wszystko było dla nich jasne, proste i czytelne. Tożsamość poszczególnych postaci, niezależnie od ich aktualnego wcielenia, była ukazana precyzyjnie, w sposób, który nie pozostawiał żadnego marginesu wątpliwości. Wobec tego mogłem już tylko na koniec współczuć Markowi Cyrisowi, który skazany został na umiejscowienie całej swej cielesnej powłoki przez długi dość czas w niewygodnym, naznaczonym długaśną mordą kostiumie Wilka. Dodam jeszcze, iż dzieci wytrzymały bez oporów i utraty koncentracji całe (niebagatelne, jak na ich wiek) siedemdziesiąt minut tego spektaklu.
Trafnym pomysłem okazało się również skromne zakomponowanie tła scenicznej akcji – stanowiły je trzy ściany z rzuconymi na nie trójkolorowymi kropkami w barwach narodowych Francji. Na tym tle poruszali się aktorzy i aktorki, ubrani w… upstrzone trójkolorowymi kropkami kostiumy. Animowane przez nich postacie zwierząt były dzięki temu bardzo ostro wyodrębnione i pokazane z odpowiednią wyrazistością.
Fabuły komiksu Rennera nie ma co streszczać, jest już powszechnie znana i wielokrotnie, na różne sposoby interpretowana. Mogę tu tylko dodać, że najbliższe moim spektaklowym odczuciom jest interpretacyjne nawiązanie do motywu patchworkowej rodziny i relacji dzieci z nowym rodzicem, „nabytym drogą ponownego mariażu”, często a priori nielubianym. A w miarę upływu czasu… Powiedzmy: może być bardzo różnie. Cenię sobie również nader wysoko sposób, w jaki autor komiksu rozwiązał mocno przez siebie (i słusznie, że mocno) zarysowany dotkliwy konflikt na linii stary (prawowity) rodzic – rodzic nabyty, doprowadzając Lisa i Kurę do rozsądnego kompromisu.
Pochwalić należy cały zespół aktorski za ogromną dozę pozytywnej energii, która emanowała ze sceny – tym dobitniejsza okaże się ta pochwała, gdy odkryję przed PT Czytelniczkami i Czytelnikami, że oglądany przeze mnie spektakl rozpoczął się o 9.30 rano! Szczególnie wyróżnić tu należy oczywiście animatora postaci Lisa, Igora Fijałkowskiego, który znakomicie oddał z jednej strony naiwność, fajtłapowatość i ślamazarność lisiego nieudacznika, a z drugiej – jego niezłomną determinację w obronie zagrożonych dzieci-kurczaków.
Generalnie rzecz ujmując, widać było, że aktorzy i aktorki bardzo dobrze się bawią, grając ten spektakl – że ta dobrze rozplanowana, zakomponowana, zainscenizowana i wyreżyserowana gra sprawia im radość, dając im poczucie zawodowego spełnienia.
Chylę zatem czoła przed kolejnym animacyjnym majstersztykiem w Teatrze Animacji, podkreślając po raz enty oczywistą, choć rzadko docenianą cechę animatorsko-lalkarskiej teatralnej specyfiki: jej nieograniczoną możliwość różnorodnego, wielowarstwowego kształtowania rozmaitych wcieleń teatralnej postaci oraz toku scenicznej narracji.
<p class="text-align-right">23-04-2025</p>
Teatr Animacji w Poznaniu
Wielki zły lis
na podstawie komiksu Benjamina Rennera
Tłumaczenie: Krzysztof Umiński
Adaptacja, choreografia, reżyseria: Tomasz Maśląkowski
Scenografia, kostiumy, lalki: Michał Dracz
Muzyka: Grzegorz Mazoń
Obsada: Marcin Chomicki, Marek Cyris, Igor Fijałkowski, Alicja Helfojer, Sylwia Koronczewska-Cyris, Aleksandra Leszczyńska, Katarzyna Romańska, Jakub Szlachetka (gościnnie)
Premiera: 8 lutego 2025
Wielki zły lis, reż. Tomasz Maśląkowski, Teatr Animacji w Poznaniu
Oglądasz zdjęcie 4 z 5