Do wilków się nie strzela!

Czerwony Kapturek, reż. Anna Smolar, Teatr Współczesny w Szczecinie
aAaAaA
fot. Piotr Nykowski

Anna Smolar na scenie szczecińskiego Teatru Współczesnego opowiada przejmująco o samotności dziecka. Bo choć Dziewczynka (Maria Dąbrowska), bohaterka Czerwonego Kapturka, podejmuje niebezpieczną wyprawę przez las po samodzielność, to kieruje nią przede wszystkim nadzieja na spotkanie z drugą istotą.

Kapturek to kolejna w reżyserskim dorobku Smolar – po Jedną ręką z 2009 roku w Teatrze Studio, Pinokiu z 2014 w warszawskim Nowym Teatrze i Kopciuszku w krakowskim Starym Teatrze – inscenizacja klasycznej baśni przepisanej przez Joëla Pommerata, francuskiego pisarza i reżysera teatralnego. W jego wersjach znane wszystkim opowieści dostają nowe życie, wpisujące je w bliższy współczesności kontekst, mocniej osadzony w emocjonalno-psychologicznych realiach okresu dorastania. Tytułowy kapturek nie będzie więc tym razem określał bohaterki (czerwony berecik z antenką przez większą część spektaklu nosi w teatrze tylko jedna z małoletnich widzek) i to nie myśliwy, ale kobieco-dziewczyńskie przymierze łączące doświadczenie z empatią i siłą młodości przyniesie jej w finale ratunek.

I choć najbardziej dojmująca w tej opowieści jest samotność dziecka, to nie trudno dostrzec, że dotyczy ona każdego i każdej z bohaterów Kapturka – tyle że ci dorośli nauczyli się z nią żyć, jak Babcia (Anna Januszewska), lub przed jej świadomością uciekać, jak Matka (Magdalena Wrani-Stachowska). A mimo że w finale dostaniemy wyzwalający taniec jednoczący Matkę, Babcię, Dziewczynkę, jej Cień (Konrad Beta) i dwa Wilki – Sytego (Maciej Litkowski) i Głodnego (Arkadiusz Buszko), to przez zdecydowaną większość trwającego godzinę spektaklu nad sceną unosi się obezwładniająca zasłona smutku.

Bo trudno być wesołym, kiedy trzeba godzinami siedzieć w domu samemu. Samemu się bawić. Samemu oswajać strachy i potwory. I samemu czekać na Mamę, a potem czekać na jej uwagę, na moment, kiedy oderwie od ucha telefon i kiedy zauważy, że oprócz tych wszystkich Szalenie Ważnych Spraw jest jeszcze ktoś. Mama nie ma czasu, więc Dziewczynka próbuje jej ten czas podarować, ale Mama (znów!) nie ma czasu nawet zerknąć na ten dar, więc czas się marnuje i Dziewczynka jest wciąż sama. A kiedy Mama wreszcie znajduje jeden z okruchów czasu, daje się namówić na tę samą zabawę, co zwykle – udaje potworną bestię, żeby przerazić Dziewczynkę. I robi to tak przekonująco, że Dziewczynka płacze, żeby Mama już przestała. Ale zaraz znowu prosi, żeby jeszcze raz stała się bestią. Robi to, choć wie, że ceną będzie potworny strach – byle tylko rozciągnąć ten okruch czasu do dłuższej chwili.

Zazwyczaj jednak Mamy nie ma i wtedy Dziewczynce muszą wystarczyć samotne gry i zabawy z Sytym Wilkiem, oswojonym na tyle, że nie trzeba się go bać. Niedaleko, za lasem, mieszka wprawdzie Babcia, z którą Dziewczynka bardzo chciałaby się zobaczyć, ale Mama nie ma czasu jej tam zabrać, a samodzielna droga przez las, w którym mieszkają dzikie bestie, jest zbyt niebezpieczna dla małych dziewczynek. Chyba że udowodnią, że nie są już takie małe. Żeby stać się gotową na spotkanie z mrocznym lasem, trzeba najpierw zmierzyć się z kremem waniliowym.

Smolar przygotowuje w Kapturku pewien rodzaj pułapki na dojrzalszych widzów, którzy przyprowadzą do Współczesnego dzieci. One dostaną na pozór łagodniejszą od oryginału baśń, w której cała rzecz odbywa się bez interwencji myśliwego (niczego tu nie spojleruję – takiej roli najzwyczajniej nie ma w obsadzie), bo przecież do wilków się nie strzela. Ci jednak, którzy na dzieciństwo są już w stanie spojrzeć z pewnego dystansu, dostrzegą, że to łagodzenie kantów jest pozorne i w istocie kryje w sobie więcej mroku niż krwawa wersja braci Grimm.

Na tę subtelnie wyłaniającą się ciemność pracuje cała inscenizacja podporządkowana zasadzie szlachetnego minimalizmu, który pozwala wydobyć z tej opowieści maksimum wyrazu, nie przykrywając jej nadmiarem słów, gestów, rekwizytów, scenicznych zabawek. Mamy więc sugestywny, zbudowany z czytelnych znaków kształt plastyczny, na który składają się scenografia i kostiumy Anny Met oraz światła Aleksandra Prowalińskiego. Ciemnym lasem jest plątanina czarnych splotów zawieszona nad sceną, domkiem babci – ławeczka ustawiona pod ścianką drewnianej boazerii, a pustką wokół osamotnionej Dziewczynki – okrąg światła pośród mroku. Po drugie, choreografia Pawła Sakowicza, która przeplata taniec z elementami pantomimy i pozwala, operując skrótem, czytelnie zarysować sceniczne sytuacje – samotne zabawy Dziewczynki, jej strach w drodze przez las i ulgę, kiedy czuje obecność towarzyszącego jej Cienia (Konrad Beta). Po trzecie, żywa muzyka Jana Duszyńskiego i Dominiki Korzenieckiej, cały ten niepokojący świat dźwięków, które bywają na przemian i ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwem, i wyzwoleniem od lęków.

No i aktorzy! Dąbrowska jako Dziewczynka jest sprężyną tego spektaklu – łapie za serce już na samym początku w pantomimicznej etiudzie o samodzielnej (samotniczej) zabawie. Potrafi krzyczeć, nie wydając z siebie głosu, i płakać bez łez. Jest jednocześnie smutna i zbuntowana, przestraszona i nieugięta, zrezygnowana i wytrwała – i łączy te sprzeczności w dokładnie taki sposób, w jaki potrafią to robić wyłącznie małe dziewczynki. Wrani-Stachowska i Januszewska budują swoje postaci, polegając na zestawie czytelnych znaków ograniczonych do niezbędnego minimum i to wystarcza, żeby widz mógł ten sugestywny, choć szkicowy rysunek dopełnić kolorami – „doobrazić” sobie postać Matki wiecznie w płaszczu, gotowej do wyjścia, z nieodłącznym telefonem przy uchu, z zasłoną włosów, którymi zakrywa twarz, zamieniając się w bestię, czy kochającej, ale i bojowej Babci. Ale drugim objawieniem Kapturka jest Wilk Arkadiusza Buszki, który u Smolar-Pommerata nie jest wcale zły, ale po prostu głodny. No i też nieszczęśliwy, i zwyczajnie bezradny, choć bardzo stara się przekonać wszystkich wokół, jaki jest przebiegły i niebezpieczny. Tylko udaje leśnego cwaniaka i w tym udawaniu wydaje się raczej śmieszny niż groźny – nic dziwnego, że Babcia w wilczej skórze natychmiast dostrzega głodne i przestraszone dziecko. Bierze to w nawias pytanie, czy aby na pewno wilk, mając do wyboru małą dziewczynkę i miskę pierogów, wybrałby to drugie – bo ten Kapturek tak naprawdę opowiada nie tyle o spotkaniu Dziewczynki z wilkiem, co ze zdziczałym z głodu dzieciakiem, który udaje łobuza. A niezależnie od tego, jak bardzo Wilkowi burczy w brzuchu, to nie pustka w żołądku najbardziej mu dokucza, ale głód cudzej obecności, bliskości. Buszko podsuwa nam przerysowaną, kreskówkową postać, zbudowaną na pewnej przesadzie w ruchu, na grubym geście, żeby w finale spuścić z niej powietrze, pokazując nam Wilka, który nie musi już udawać, że jest groźny.

Ten na pozór mało skomplikowany, a w istocie niezwykle precyzyjnie uszyty spektakl, opowiadając prostą historię, pod jej powierzchnią ukrywa prawdziwą otchłań. Żeby w nią spojrzeć, wystarczy zadać sobie kilka pytań, na przykład o to, kim tak naprawdę w realnym życiu jest mama, kiedy zamienia się w potworną bestię? I jak rozpaczliwie samotne musi być dziecko, dla którego płacz ze strachu przed najbliższą osobą staje się wyczekiwaną nagrodą? Nie trzeba nawet na nie odpowiadać – już same w sobie uchylają klapę dzielącą ciepłą kuchenną podłogę od mrocznej i wilgotnej piwnicy.

25-10-2023

Teatr Współczesny w Szczecinie
Czerwony Kapturek
tekst: Joëla Pommerata
przekład: Maryna Ochab
reżyseria: Anna Smolar
scenografia i kostiumy: Anna Met
muzyka: Jan Duszyński, Dominika Korzeniecka
choreografia: Paweł Sakowicz
reżyseria światła: Aleksandr Prowaliński, Monika Stolarska
zdjęcia: Piotr Nykowski
obsada: Maria Dąbrowska, Magdalena Wrani-Stachowska, Anna Januszewska, Maciej Litkowski, Arkadiusz Buszko, Konrad Beta, Dominika Korzeniecka / Klaudia Kunc.
premiera: 22.09.2023

Czerwony Kapturek, reż. Anna Smolar, Teatr Współczesny w Szczecinie
Czerwony Kapturek, reż. Anna Smolar, Teatr Współczesny w Szczecinie

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr WspółczesnyTeatr Współczesny

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.