Efekt czkawki

aAaAaA
Fot. Greg Noo Wak

Niedawno, około 20 stycznia, nieodwołalnie zdjęto w Krakowie z afisza spektakl Agaty Dudy-Gracz Każdy kiedyś musi umrzeć, Porcelanko, czyli rzecz o wojnie trojańskiej według Troilusa i Kresydy Szekspira. To była premiera Teatru im. Juliusza Słowackiego z maja 2013 roku, zagrana do tej pory w Małopolskim Ogrodzie Sztuki może z dziesięć, piętnaście razy.

Spektakl umarł bez bicia w medialne bębny, protestów zespołu i krokodylich łez recenzentów. Nigdy nie miał dobrej promocji, w dodatku widzowie ze Słowackiego nie bardzo chyba umieli się na nim odnaleźć. Jego eksploatacja zapewne kosztowała krocie, teatr tłumaczył, że nie ma gdzie przechowywać dekoracji, a i krytyka podzieliła się w ocenie przedstawienia Dudy-Gracz równo na pół.

Część doceniała jego rozmach inscenizacyjny, odwagę przepisania Szekspira i wprowadzenia publiczności w sam środek wojennego piekła, starcia cywilizacji i wartości, w którym nie będzie zwycięzców. Innym przeszkadzało operowanie kiczem i drastyczność niektórych scen, patos pomieszany z groteską. Normalka w czasach, kiedy do teatru na ten sam spektakl przychodzą lub mogłyby przychodzić dwie widownie, dwie ideologie, dwa porządki gustu. Dla mnie była to premiera ważna z kilku powodów. Bo stanowiła jakby rewers okrutnej opowieści z wrocławskiego Capitolu Ja, Piotr Rivière…, można ją było czytać jako kolejną odsłonę zmagań Dudy-Gracz z przeklętą ideą zbawienia ludzkości na siłę. Za Porcelankę daliśmy reżyserce nagrodę „Złotego Yoricka” na ostatnim gdańskim Festiwalu Szekspirowskim. Nie przypadkiem. Albowiem Duda-Gracz Szekspira nie zdradziła, przefiltrowała go tylko przez Tytusa Andronicusa, postarzyła bohaterów i dopisała im wulgarno-cyniczne monologi. Ale duch utworu pozostał ten sam, tak samo jak wystukany w nim wściekły i szaleńczy rytm wojny o wszystko i o nic.

Cóż z tego, że umierają spektakle – „Każdy spektakl kiedyś musi umrzeć, Porcelanko…” Dopatrywałbym się jednak w końcu przedstawienia Dudy-Gracz signum temporis cracoviense.

To był właściwie jedyny spektakl w Krakowie (poza Misją Szydłowskiego i Królem Edypem Klaty) wychodzący z klatki sceny pudełkowej. Zapraszający widza do wnętrza jakiegoś świata, łamiący reguły bezpiecznego odbioru. A teraz go nie będzie.

Dyrekcja Teatru Słowackiego zdejmując Porcelankę zdjęła tym samym jedyny spektakl ze swojego repertuaru, który oprócz spektaklu Iwony Kempy Cztery sposoby na życie i jeden na śmierć miał krajowy i zagraniczny potencjał festiwalowy i jedyny, który posiadał jakąś pozakrakowską nagrodę na koncie. Po co teatrowi takie przedstawienia, tylko kłopot z nimi…

Medialna cisza nad smutnym końcem Porcelanki dowodzi również prawdziwości tezy, że właściwie każda rażąca niesprawiedliwość artystyczna w Krakowie ujdzie płazem, o ile nie doszło do niej akurat w Narodowym Starym Teatrze.
Widowisko Dudy-Gracz było pierwszą i póki co ostatnią realizacją przygotowaną specjalnie dla nowo otwartej, fascynującej przestrzeni Małopolskiego Ogrodu Sztuk. Scena, będąca de facto w gestii Teatru Słowackiego, działa ponad rok i jak do tej pory niewiele się tam dzieje. Przeniesiono tu wspomniany spektakl Kempy, pokazano gościnnie parę zagranicznych i lokalnych produkcji (przeszły bez echa), ustawiono wystawę na rocznicę 120-lecia krakowskiego teatru. I już. Nie wygląda na to, by ktokolwiek miał pomysł na funkcjonowanie tego miejsca. Nowa scena najwyraźniej przeszkadza dyrekcji Słowackiego i przerasta zdolności operacyjne teamu zarządzającego.

Zniknięcie przedstawienia Dudy-Gracz to konsekwencja czyszczenia repertuarów krakowskich teatrów. Muszą z nich wypaść wszystkie spektakle nie pasujące do nowej linii estetycznej i ideologicznej. Nazwijmy to „efektem czkawki”. Niedawna awantura o Stary Teatr uświadomiła wszem i wobec, że na podziale lokalnej widowni można także skorzystać. A nawet podział ów utrwalić. Odrzuceni przez Jana Klatę widzowie powinni przyjść do Teatru Słowackiego – myśli słusznie dyrektor Krzysztof Orzechowski. A jak pokazać im, że akurat on robi bezpieczny, szlachetnie konserwatywny teatr? Ano ścinając to, co do tego wizerunku nie pasuje. Skoro Klata zdejmuje z hukiem Chłopców i Pana Tadeusza, pozwala odejść Annie Polony i Jerzemu Treli, to Orzechowski, którego gust i poglądy leżą na Klacich antypodach, musi zrobić to samo, ale po cichu, z Porcelanką. Zdjąć spektakl, zagrać na nosie Dudzie-Gracz, bo za bardzo z ekstremą teatralną flirtuje. Jest jej przedstawienie zapalne i wybuchowe, demonstracyjnie „niewierne tekstowi”, zawierające sceny nagości i brutalnego homoseksualnego gwałtu. Wstydliwa obyczajowo prawicowa widownia mogłaby tu krzyczeć to swoje „Hańba!” do woli. Po co dyrekcji taki kłopot, zwłaszcza, że reszta produkcji Słowackiego, nawet te z homoseksualnymi podtekstami, prezentują homoseksualizm salonowy i obłaskawiony? Porcelanka schodzi z afisza Słowackiego, bo została zrobiona jakby dla obecnej, młodej i progresywnej widowni Starego Teatru. Jest zła, nieprawomyślna, nie mieści się w schematach. A z repertuaru sceny przy Jagiellońskiej znikną dobrodusznie komiczni Chłopcy, bo mogliby być z powodzeniem grani przy placu św. Ducha dla tych bardziej statecznych i dojrzałych teatromanów. O to tak naprawdę chodzi w tych repertuarowych przetasowaniach na krakowskich scenach. Żadnych miksów estetycznych! Żadnych zaskoczeń! Żyjemy i umieramy za wodza, gust dyrektora gustem załogi! Reżyserują u nas tylko sojusznicy i przyjaciele. Smarkacze won z jednego teatru, staruchy won z drugiego… Tak, nadchodzi czas teatrów zero-jedynkowych. Szkoda, że dyrekcja Słowackiego zaczyna się bawić w to samo, co Klata.

I jeszcze jedno. Czytaliście Państwo jakieś artykuły interwencyjne na temat repertuarowych porządków w Słowackim? Ja też nie. Nawet ten mój nie jest protestem przeciwko decyzji dyrektora Orzechowskiego, bo ma on do niej pełne prawo, tylko próbą interpretacji tego, co się zdarzyło. Umarł spektakl, ale umarł w jakimś celu i z jakiegoś powodu i to próbuję zrozumieć. A medialna cisza nad smutnym końcem Porcelanki dowodzi również prawdziwości tezy, że właściwie każda rażąca niesprawiedliwość artystyczna w Krakowie ujdzie płazem, o ile nie doszło do niej akurat w Narodowym Starym Teatrze. Krakowska czujność obywatelska i dziennikarska jest jak wiadomo stanem wybitnie jednokierunkowym.

3-02-2014

Oglądasz zdjęcie 4 z 5