Idiota Polski, czyli aktorzy na widowni
Dwadzieścia pięć lat temu skandalista Lars von Trier nakręcił głośny film Idioci zgodnie z programem Dogmy 95, czyli manifestu duńskich artystów awangardowych. „Kino – ogłosili Duńczycy – to człowiek wobec samego siebie, a nie tylko aktor przed kamerą”. W Idiotach młodzi ludzie kontestują, udając umysłowo chorych, żeby odnaleźć wewnątrz siebie „własnego idiotę”, wolnego od kulturowej tresury i społecznych przymusów.
Ćwierć wieku później polski reżyser Kuba Kowalski obwieścił rewolucję w teatrze i rozsadził aktorów i aktorki z mikroportami na widowni Wrocławskiego Teatru Współczesnego (WTW), żeby udawali publiczność. Projekt ma tytuł Uwolnienie, bo artyści teatru zostali uwolnieni z udawania na scenie. Nad sceną zawisnął długi ekran, na który streamingowano czarno-biały i artystycznie podrasowany obraz widowni. Mogliśmy więc sobie patrzeć na siebie do woli. To zresztą były najbardziej ekscytujące doznania podczas całego przedstawienia. Poziom artystyczny tych projekcji był zaskakująco wysoki.
Kiedy wreszcie po długim wyczekiwaniu aktorzy i aktorki na widowni zaczęli udawać publiczność, robili to zadziwiająco nadekspresyjnie, chwilami wręcz histerycznie. Sztuczność w ich zachowaniach zapewne miała sygnalizować prawdziwym widzom i widzkom, że są to tylko aktorzy i aktorki, którzy udają publiczność. Długo nie potrafiłem pojąć, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego właściwie oni nie grają na scenie.
Prawdziwa publiczność, obyta z eksperymentami w teatrze, obserwowała histeryczne zachowania artystów i artystek z pobłażliwym i umiarkowanym zaciekawieniem. „Widzowie”, których udawali aktorzy, na pewno nie byli osobami zasiadającymi aktualnie na widowni. Artyści ewidentnie udawali postaci fikcyjne, wyobrażone przez autora tekstu i reżysera. Tekst Uwolnienia to laureat konkursu dramaturgicznego w WTW.
Dopiero w połowie spektaklu doznałem iluminacji: wrocławscy aktorzy i aktorki udają idiotów i idiotki, jak w filmie von Triera. „Spastykują” na widowni, żeby każdy widz i każda widzka mogli być świadkami odnajdywania w sobie przez artystów „własnego idioty” czy „własnej idiotki”. Reżyser wpadł na pomysł, żeby potraktować widownię zapełnioną publicznością jako gabinet psychoterapeutyczny dla Polaków i Polek. Teatr uwolniony od przedstawiania na scenie miał zapewne zainspirować wszystkie osoby na widowni do procesowania naszych narodowych traum.
Jak ta ambitna terapia była realizowana? No cóż… Kiedy jedna z aktorek udaje poród na widowni, kolega aktor wyciąga „z jej łona” długi biało-czerwony szalik, a inny pyta, czy urodziła bliźniaki. Kilka osób na widowni prycha nerwowym śmiechem. Ja czuję zażenowanie. Mam poważne wątpliwości co do skuteczności takiej terapii.
Większość kwestii wypowiadanych podczas spektaklu to banały na temat braku przedstawienia. Na scenie, pokrytej od góry do dołu udrapowanym aksamitem w kolorze krwi, rzeczywiście nic się nie dzieje. Jest tam tylko mechaniczna perkusja. W Orestei Ajschylosa po takim krwistym dywanie Król Agamemnon wkracza do pałacu na własną zgubę. W finale Uwolnienia aktorzy robią w dywanie szparę i proponują osobom na widowni przejście przez tę szparę, żeby wszyscy mogli zobaczyć teatr od kulis.
W roku 2011 belgijska grupa Ontroerend Goed pierwszy raz zaprosiła publiczność na prowokacyjny performans zatytułowany Audience. Projekt ten obrósł w komentarze i zainicjował poważne debaty. W jednej z pierwszych scen publiczność ogląda na olbrzymim ekranie tajemnicze obiekty, które powoli maleją i zamieniają się w twarze osób na widowni. Chłopak z kamerą stoi na scenie i streaminguje obraz widowni na ekran. Najpierw ogniskuje obiektyw na trudno rozpoznawalnych detalach. Potem powoli poszerza obraz.
Kiedy na całym ekranie pojawia się twarz kogoś siedzącego aktualnie na widowni, aktor lub aktorka z offu improwizują z humorem „myśli” portretowanej osoby, w rodzaju: „No tak. Musiało trafić właśnie na mnie. Może wypada się teraz uśmiechnąć…” W innej scenie, najbardziej chyba kontrowersyjnej, aktor brutalnie nakłania dziewczynę na widowni do rozstawienia szeroko nóg. Chłopak z kamerą czyha oczywiście na dobre ujęcie jej krocza…
Każda z tych scen testowała granice przemocy w teatrze. Jednocześnie, ku mojemu zaskoczeniu, takie radykalne prowokacje upodmiotowiały atakowane osoby. Ludzie na widowni nagle uzyskiwali sprawczość. Mogli autentycznie wpłynąć na przebieg spektaklu. Belgijski projekt prowokował do sprzeciwu i inspirował do refleksji, ale też – paradoksalnie – wyrażał prawdziwy szacunek wobec publiczności. A tego właśnie zabrakło w spektaklu wrocławskim.
W belgijskim Audience aktorzy od początku sygnalizowali publiczności uczestnictwo w eksperymencie. W Uwolnieniu przez kwadrans nic się nie działo i nie wiadomo było, po co nas właściwie do tego teatru zaproszono. Dopiero kiedy publiczność, znudzona oglądaniem siebie na długim ekranie, zaczęła wydawać odgłosy zaniepokojenia, aktorzy na widowni uaktywnili się przez mikroporty, protekcjonalnie parskając śmiechem. Wtedy po raz pierwszy poczułem zażenowanie.
Wkrótce okazało się, że całe to czekanie miało usprawiedliwić teksty i działania aktorów i aktorek, udających oburzenie wyimaginowanej publiczności w oczekiwaniu na opóźniający się spektakl. Jeden aktor dość szybko rozebrał się do majtek i skarpetek. Dużo wrzeszczał i przeklinał, a na koniec przyssał się do piersi aktorki, udającej jego żonę. Inni też dużo udawali, krzyczeli i biegali między rzędami.
Udawanie oburzonej publiczności miało zapewne stanowić pretekst do sportretowania społeczeństwa polskiego, nękanego konfliktami i pałającego wzajemną nienawiścią. W zachowaniach i słowach aktorów nie rozpoznawałem jednak ani siebie, ani moich znajomych, ani – jak już napisałem – premierowej publiczności. Nikt z nas się nie oburzał. Nikt nie krzyczał.
Kwestie wypowiadane przez aktorów porażały bezradnością. Ta dziwna grupa uzbrojona w mikroporty niewiele miała wspólnego z osobami, które wiele godzin stały w kolejce, by oddać głos w wyborach parlamentarnych kilka dni wcześniej. Uprzywilejowani autorzy tej dziwacznej inscenizacji, oderwani od polskiej rzeczywistości, przebywali w świecie równoległym. Moje zażenowanie rosło. Nie mogłem się pozbyć tego uczucia nawet w finale. Para znakomitych aktorów tworzy wreszcie zręby wspólnoty, ale czynią to w durnowatej wyliczance.
Wrocławscy artyści wkroczyli na widownię w imię teatralnej rewolucji. Tekst nie zainspirował jednak twórców do zaproponowania nowego języka teatru, a reżyser nie potrafił poprowadzić aktorów tak, by mogli natchnąć publiczność do przeżycia głębokich doświadczeń. Oklaski na premierze były marne. „Wewnętrzny idiota” ujawnił się jako ofiara parafialnej kultury i siermiężnej polityki, jako Idiota Polski.
22-11-2023
Wrocławski Teatr Współczesny
Zenon Fajfer
Uwolnienie
tekst sceniczny i reżyseria: Kuba Kowalski
scenografia, kostiumy: Maks Mac
koncepcja scenografii: Kornelia Dzikowska
muzyka: Rafał Ryterski
video: Natan Berkowicz, Antoni Grałek
światło: Damian Pawella
realizacja video: Agnieszka Piesiewicz
kamery: Janusz Kaźmierski, Przemysław Powiernicki
obsada: Anna Błaut, Zina Kerste, Anna Kieca, Ewa Niemotko, Beata Rakowska, Jolanta Solarz-Szwed, Magdalena Taranta, Lina Wosik, Mariusz Bąkowski, Krzysztof Boczkowski, Rafał Cieluch, Maciej Kowalczyk, Przemysław Kozłowski, Tadeusz Ratuszniak, Maciej Tomaszewski, Grażyna Młynarska, Mikołaj Siemionek, Mirosław Siwek
prapremiera: 28.10.2023
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.