K84/Różne takie: Nóż
Ruchliwa ulica gdzieś w Izraelu, pewnie w Jerozolimie. Trotuarem w stronę kamery idzie sobie raczej gruba pani z torbą na ramieniu. Może mieć około czterdziestu pięciu lat, ale pewnie jest młodsza, tylko zniszczona życiem, rodzeniem dzieci i opłakiwaniem krewnych. Cała w czerni, hidżab skrywa włosy. Twarz właściwie sympatyczna, choć trudna do zapamiętania, sama poczciwość z lekką nutką notorycznej bezmyślności, co oznacza w tym kontekście tylko tyle, że właścicielka owej twarzy jest nieustannie tak bardzo wewnątrz siebie, ogląda swoje ciało od środka, że bardzo niewiele uwagi poświęca zewnętrznemu światu.
Nie dziwi się mu, nie komunikuje z nim. Po prostu przechadza się po nim, toczy, bo musi się toczyć w jakimś kierunku, patrzy, ale nic nie widzi, bo jak już powiedziano, ogląda siebie od środka. Właściwie lubimy takich ludzi – niegroźna, niekłopotliwa dobroć, samo obłe istnienie. Nic więcej. Gdyby była aktorką, obsadzano by ją w rolach średniowiecznych mamek z niemowlakiem u pasa albo udręczonych dziewuch z karczmy, niosących właśnie cztery ciężkie kufle ku najdalszej ławie. Takich jak ona stałyby dziesiątki w tłumie spędzonym na plac na publiczną egzekucję. Bo stałyby, patrzyły i nic nie widziały. Ale jesteśmy w nowoczesności. Jerozolimska ulica. Palestynka zmierza w naszą stronę, żadnych oznak nerwowości – ot, wyszła sobie kobiecina na zakupy albo chce coś załatwić w pobliskim urzędzie. Na pierwszym planie, plecami, nieco bokiem do kamery stoi chłopak w zielonej koszulce i krótkich spodenkach z plikiem kartek w ręku. Pewnie rozdaje ulotki pod hotelem albo przed jakąś instytucją kultury. Muzułmanka podchodzi do chłopaka i daje mu pomiętą zieloną kartkę do ręki. Chłopak w zielonej koszulce zaczyna odruchowo czytać. Wtedy ona rozgląda się szybko dookoła (cały czas mijają ich pędzące obok samochody, ale oprócz kamery, która to wszystko rejestruje – żywego ducha), wyciąga z torby wielki kuchenny nóż do krojenia ryb i dźga chłopaka spod ramienia. Tryska krew, młody człowiek, zraniony, przerażony odskakuje poza kadr, ona rusza w jego kierunku: w jednej ręce nóż, druga ręka podtrzymuje spadającą z ramienia torbę. Tu filmik się urywa. Podobno sekundę później napastniczkę zastrzeliła ochrona. Nie wiem, czy chłopak przeżył.
Ataki palestyńskich nożowników trwają od początku października. Poszło o dostęp do obiektów sakralnych na Wzgórzu Świątynnym. W tej chwili licznik zatrzymał się na dziewięćdziesięciu zabitych zamachowcach i kilkunastu żydowskich ofiarach dźganych w szyję, w piersi, w brzuch. Rozkazodawcy napastników uważają, że to się im kalkuluje. Atakują wszędzie – w autobusach, na ulicy, przed kawiarniami. Wykorzystują najprostszą broń, ofiary i miejsce ataku są wybierano losowo.
Tuż po zamachach terrorystycznych w Paryżu, które w ostatnich tygodniach całkowicie przykryły w telewizyjnych newsroomach nową strategię intifady, mówiono, że terroryści znają nas dobrze, czytają nasze gazety, trafnie definiują nasze lęki przed niespodziewanym. Straszna jest bomba zdetonowana przez szahida pod stadionem, kule z samochodu lecące w stronę ludzi w kawiarnianym ogródku, nikt nie chciałby tak przypadkowo i bezsensownie umrzeć, nie wyobrażam sobie nawet, jak bali się ludzie mordowani po kolei w tym muzycznym klubie w Paryżu. Przypuszczalnie można jednak wymyślić jakieś metody prewencji, francuskie i europejskie służby już nad tym pracują. Jak jednak bronić się przed anonimowymi nożownikami? Jak rozpoznać zabójcę, skoro przychodzi do ciebie w podobnym jowialnym kamuflażu tamtej kobiety w czerni? Oglądałem ten filmik z Jerozolimy kilkakrotnie i za każdym razem bałem się bardziej niż na najgorszym, najstraszniejszym horrorze. Bo to było spełnienie najgorszego z możliwych terrorystycznych scenariuszy, w którym każdy człowiek, zwłaszcza obcy kulturowo, jest śmiertelną pułapką. W każdej chwili, w każdym miejscu. Nawet nie dlatego, że jest Obcy. Wystarczy, że jest Inny.
Obawiam się, że Palestyńczycy wymyślili właśnie najgroźniejszą, najbardziej przerażającą postać terroru. Blednie przy niej naprawdę to, co stało się w Paryżu. Bo tutaj zabójcą może być każdy. Sąsiad, który niczym nie różni się od nas. Kobieta z warzywniaka. Nastolatek przy przejściu dla pieszych. Mężczyzna, kobieta, dziecko. Palestyńczycy naprawdę to wymyślili? Skądże. Przecież to powrót do starej strategii żydowskich sykariuszy z I wieku naszej ery. Najbardziej radykalny odłam zelotów walczył w ten sposób z żołnierzami króla Heroda, potem z Rzymianami i żydowskimi kolaborantami. Ten przydomek Judasza – Iskariota – wedle wielu teorii odnosi się do jego wcześniejszej przynależności do grupy sicarii – nożowników. Sykariusze są uznawani za pierwszą organizację terrorystyczną w dziejach. Ci, którzy sterują islamistycznymi atakami, nie tylko dobrze nas znają, znają także naszą historię. Nie ma przypadku w tym, że przeciwko żydowskiemu społeczeństwu zostaje wykorzystana straszna broń z czasów przed upadkiem Drugiej Świątyni, kiedy ich przodkowie musieli się bronić tak samo. To znak i ostrzeżenie. Lękajcie się! Wasza broń obróci się przeciwko wam samym.
Wstrząs, jakiego doznajemy, myśląc o kolejnej odsłonie intifady, wydaje się donioślejszy, bardziej przerażający w skutkach niż paryski atak. Bo on podważa naszą fundamentalną cywilizacyjną otwartość i zaufanie wobec drugiego człowieka. Jeśli każdy ma nóż, jeśli każdy może być potencjalnym zabójcą, ja muszę uderzyć pierwszy. I to tego samorozgrzeszenia, ataku uprzedzającego, nalotu prewencyjnego trzeba naprawdę się bać.
Pewnego zimowego poranka obudzimy się z nożami zamiast rąk.
Słowo na środę: I had a dream
Sen taki miałem. Plac Szczepański w Krakowie. Demonstracja w obronie odwoływanego właśnie w połowie kadencji przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego dyrektora Narodowego Starego Teatru. Tłum wielki i nieprzebrany. Klata przemawia z balkonu, w koszulce z trupią czaszką stoi na tle słynnego okna Swinarskiego. Ja w pierwszym rzędzie, rozglądam się na boki: są prawie wszyscy. Wszyscy. Tuż za mną z transparentem Agnieszka Jakimiak („Klata to też nasze dziedzictwo!”), Goran Injac udziela wywiadu chorwackiej telewizji, Andrzej Seweryn – francuskiej. Piotr Tomaszuk rozdaje ulotki – zaglądam mu przez ramię i czytam pierwsze zdanie: „Dlaczego celowo pomyliłem Elfriede Jelinek z Sarą Kane? Ignorancja jako strategia artystyczna”. Paweł Miśkiewicz uspokaja swojego psa, który szczeka na policyjny kordon. Ramię w ramię stoją Adam Sroka, Joanna Szczepkowska i Maja Kleczewska. Z Warszawy przyjechali nawet Jan Englert i Jacek Kopciński. Zaraz, czy mnie oczy nie mylą? Jest nawet Krystian Lupa, który dziarsko macha europejską flagą. „Silni, ufni, zjednoczeni, niepodzielni” – szepczę w tym śnie z dumą. A wtedy. Wtedy… Tu zaszła zmiana w scenach mojego widzenia. Z wylotu Jagiellońskiej wychodzi Weronika Szczawińska z gwizdkiem i kiedy nie gwiżdże, to krzyczy prawie to samo, co powiedziała wczoraj w „Gazecie Wyborczej”: żeby iść ze społeczeństwem, a zwłaszcza ze środowiskiem, „na noże”. „Nie bać się antagonizmu! Konflikty należy wywlec na wierzch! Wiele dzisiejszych problemów wynika z polskiego zatrutego snu o wspólnotowości – konieczności jednoczenia się za wszelką cenę wokół jakiejś sprawy. […] Nie można przekonywać nikogo na siłę, tylko robić z konfliktu, z różnicy – temat”.
W ramach protestu – obudziłem się. Spojrzałem na ręce, w porządku, noża nie było. Boję się tylko, że połknąłem ten gwizdek Szczawińskiej ze snu.
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.