Kołonotatnik 40: Miasto jako łup, czyli druga bitwa warszawska
1.
Bez twórczości epistolograficznej Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, realizowanej zarówno solo (wpisy facebookowe – Monika i smsy – Paweł), jak i w duecie (słynny już artykuł-odezwa-pogróżka Słobodzianek, idziemy po ciebie!) byłoby nam w polskim teatrze zwyczajnie nudno. O czym byśmy rozmawiali, kogo nienawidzili, na co się wkurzali?
Demirski od dawna powtarza, że demokracja to nie jest kompromis, ale spór. Teatr jego i Strzępki musi więc mieć charakter agoniczny, polemiczny, zaczepny, prowokacyjny. Jest w nim miejsce na obrażanie widza, odwracanie paradygmatów i wyostrzanie różnic światopoglądowych. Wskazywanie wroga. Stąd już tylko krok do odkrycia, że diagnozowanie polskiego systemu teatralnego przez twórców zaprawionych w takich bojach też może być zwykłą napierdalanką.
Zastrzegam od razu – nie mówię, że tak nie wolno, że za wysoka temperatura, że gorączka, że emocje… Skądże! Skoro ta strategia działa w teatrze, może sprawdzić się też w sporach personalnych, środowiskowych, systemowych. Teoretycznie mogła by nawet czynić dobro. Pytanie tylko, czy artykuł Słobodzianek, idziemy po ciebie! został napisany z pasji i złości na niesprawiedliwość tego świata, czy z jakichś innych powodów? Czy Strzępka i Demirski pochodzili trochę na przedstawienia do Teatru Dramatycznego i zniesmaczeni ich poziomem spontanicznie, pro publico bono zaprotestowali przeciw dyrekcji, czy może zaczęli właśnie jakąś skomplikowaną grę na kilku szachownicach naraz?
2.
A teraz małe ćwiczenie z oczywistych i nieoczywistych asocjacji. Spróbujcie przypomnieć sobie, jakie obrazy łaziły wam po głowie podczas lektury tekstu Słobodzianek, idziemy po ciebie!. Kto zobaczył sceny z „rewolucji” Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem, Demirskiego wołającego do mikrofonu, że oskarżenia ich o chęć przejęcia Dramatycznego to granda, Strzępkę, która gorączkowo szukała sposobu na skontrolowanie konkursów dyrektorskich i wypracowanie uczciwego ich przebiegu? Kto miał skojarzenia z ministrem Sienkiewiczem, autorem strawestowanego w tytule artykułu powiedzenia, grożącym palcem kibolom i rasistom z Białegostoku i akuszerem spektakularnej klapy, którą skończyła się krucjata MSWiA? Ile osób wyobraziło sobie trolliczne uśmiechy Strzępki i Demirskiego podczas pisania ich zaczepki? Ręka do góry, kto ujrzał raczej panikę na korytarzach w Dramatycznym, zimny pot na czole dyrektora Tadeusza Słobodzianka, spąsowiałe policzki poobrażanych przez duet reżyserów „ z drugiego i trzeciego garnituru”, łzy rozżalenia „przypadkowych aktorów”, którzy grają na tej scenie?
Ja nie zobaczyłem nic z tych rzeczy. W głowie przewijał mi się za to najbardziej pojechany, surrealistyczny i niestety bardzo mądry serial animowany Pora na przygodę. Niemal każdy z odcinków jest dwuznaczny moralnie, a może nawet immoralny, intryguje motywacją bohaterów, odwraca fantastyczne schematy, inaczej definiuje status bohatera, kochanka, dziecka, dorosłego, realnego i nierzeczywistego. Świat bez ludzi jest w nim bardzo ludzki i nieludzki zarazem. Nieoczywiste rozwiązania fabuły sprawiają, że widzowie, a tym bardziej sami bohaterowie serialu mają permanentnego kaca moralnego. A wtedy zwykle Finn pyta Jake’a: „Czy to jest dobre, czy to jest złe?”. „Nie mam pojęcia, stary” – odpowiada Jake.
W polskim teatrze wszyscy jesteśmy postaciami z kreskówki.
3.
Bardzo wkurzyłem się nie tyle na treść, co na formę tego listu Strzępki i Demirskiego. Bo dostaje w nim nie tylko Słobodzianek jako dyrektor naczelny i artystyczny, ale i ludzie, którzy chcąc tylko uprawiać swój zawód aktorski i reżyserski, grają i inscenizują na czterech scenach „slobopleksu”. Naprawdę tak wszystkich ich stygmatyzuje praca w Dramatycznym, w Przodowniku lub w Teatrze na Woli? Nie było przecież środowiskowej anatemy rzuconej na Słobodzianka, ani ZASP, ani autorytety moralne nie zakazywały współpracy z dyrektorem Dramatycznego. W końcu nie był i nie jest to jednak dyrektor Królikiewicz, wnoszony do łódzkiego Teatru Nowego na barkach Straży Miejskiej; w 2012 roku protestowaliśmy przeciwko procedurze jego powołania, a nie przeciw Słobodziankowi-osobie. Przeciwnikiem były warszawskie władze, ich hipokryzja i krętactwa, pomysł na łączenie stołecznych scen, a nie Słobodzianek – dramatopisarz i dyrektor Teatru na Woli. Dziś aktorzy i reżyserzy z Dramatycznego są w podtekście wypowiedzi wściekłego tandemu nieomal łamistrajkami, stają się współodpowiedzialni za upadek tej sceny, bo połasili się na kasę, poszli jak do przytułku, bo nikt inny nigdzie indziej ich nie chciał. Trochę dziwny to rygoryzm moralny i zawodowa bezkompromisowość w ustach twórców, którzy na przykład nie przejęli się protestami i oburzeniem środowiska, kiedy Jan Klata odwoływał premierę Nie-Boskiej komedii Olivera Frljicia i zgodzili się zrobić ten sam tytuł w tym samym teatrze rok później. Oburzał się na to Frljić, przykro zrobiło się zapewne dramaturżkom i scenografkom z tego projektu, ale środowisko zaakceptowało decyzję Strzępki i Demirskiego, bo żadnego bojkotu Klaty i Starego nie było i nie powinno być.
Nie widzę wielkiej różnicy między hipoteką Słobodzianka-dyrektora i Klaty-dyrektora, choć obaj się w tej sekundzie po tym stwierdzeniu śmiertelnie obrażą. Są kontrowersyjni, jak wszyscy skrajni indywidualiści, bywają trudni w obejściu, dyktatorscy, zaczęli swoje dyrekcje niemal w tym samym czasie, przejmując teatry sprofilowane, próbowali je ułożyć po swojemu. Popełniali błędy seriami, w obu przypadkach jeszcze nie wiadomo, jak to ich dyrektorowanie się skończy: sukcesem czy kompromitacją. Obaj powinni jednak dostać szansę dokończenia kadencji. Wtedy przyjdzie czas na ocenę, gromy lub oklaski. Nie może tak być, że z tej pary jednemu artyście więcej się wybacza, a drugiemu, robiącemu to samo, mniej.
Patrzę na awanturę o Słobodzianka z perspektywy krakowskiej i dlatego mam w pamięci wszystkie zarzuty, jakie padały przeciwko Klacie. I nie chciałbym ich słyszeć w dyskusji publicznej użytych jakby à rebours, tyle że przeciwko Słobodziankowi. W Krakowie protestowała prawica i salon, w Warszawie protestuje lewica i inny salon. Awantura o Stary Teatr zaczęła się od dyskusji na łamach „Dziennika Polskiego”: ni z tego, ni z owego redakcja postawiła tezę, że po półrocznej dyrekcji Klaty źle się dzieje w państwie duńskim. Do głosów dziennikarzy i krytyków dołączyli krakowscy artyści niechętni Klacie, potem widzowie o konserwatywnych gustach, wybuchła nienawiść, argumenty merytoryczne przegrały z pochopnymi oskarżeniami, zaktywizowała się grupa Stanisława Markowskiego, był protest Hańba w teatrze i tak dalej. Niektórzy z obrońców Klaty twierdzili wówczas, że redakcja „Dziennika” szczuła, że na jego łamach dokonywała się prawicowa nagonka na Stary Teatr. Dziś w Warszawie „Gazeta Wyborcza” zaczyna podobną dyskusję, podzieloną na takie same etapy. Jest tekst-iskrownik, potem cykl artykułów i tak jak w Krakowie sonda o kondycji Dramatycznego. Wypowiada się znów tylko środowisko nieprzychylne Słobodziankowi. Ciekawe, kto pierwszy użyje określenia „lewicowa nagonka”?
Źle się stało, że to właśnie Strzępka i Demirski zainicjowali nową awanturę o Teatr Dramatyczny. Bo ludziom się kojarzy. Gdyby wcześniej poważyli się na racjonalną krytykę lub ocenę dyrekcji Klaty, mieliby teraz absolutne moralne prawo do miażdżenia Słobodzianka i jego pomysłów programowych. Żałuję, że nie zdecydowali się dotąd spełniać właśnie takiej kontrolnej roli w środowisku teatralnym. Krzyczeć zawsze, kiedy dzieje się niesprawiedliwość, kiedy ktoś przekracza cywilizowane zawodowe normy. Kiedy źle wydawane są publiczne pieniądze. Byliby wtedy na swoim miejscu, ich dorobek, światopogląd i postawa twórcza stanowiłyby niepodważalny kapitał, dawały pozwolenie wymierzania razów wszystkim po równo. Niestety, duet nie zdecydował się na takie działanie. Wybrał inną drogę. Może się mylę, ale słychać ich tylko wtedy, kiedy zagrożone są ich interesy, kiedy źle się dzieje ich współpracownikom, kiedy mają do załatwienia jakieś swoje sprawy. Czasem jednak wymownie milczą. Przeciwko Klacie i jego stylowi zarządzania teatrem, stosunkowi do przeszłości sceny, klasie rozstań z „niepotrzebnymi” aktorami Strzępka i Demirski nigdy nie powiedzieli złego słowa, protestowali jednak, kiedy zmieniał zespół Słobodzianek, bardzo razi ich jego konfliktowy charakter. U Klaty pracują, ze Słobodziankiem są od lat na noże. I choć muszą widzieć te same błędy popełniane i tu, i tam oraz czuć podobną atmosferę wokół obu scen, trudno im w końcu oczerniać swego dobroczyńcę i pracodawcę. Co innego można z wrogiem ideowym, a co innego z sojusznikiem… Jeśli jednak zarzuca się nielubianemu dyrektorowi to, co akceptuje się u tego lubianego, nawet średnio wnikliwy obserwator życia teatralnego ma prawo mówić o stosowaniu podwójnych standardów.
Proszę wykonać takie zadanie domowe: w artykuł o Słobodzianku powstawiać nazwisko dyrektora Starego i realia krakowskie, a diagnoza Strzępki i Demirskiego dotycząca katastrofy warszawskiej dyrekcji stanie się naprawdę uniwersalna.
Nie chodzi mi o to, że anty-Słobodziankowy tekst nie powinien nigdy powstać, bo nie ma ku temu żadnych powodów. Nie kłócę się z diagnozą postawioną w artykule Słobodzianek, idziemy po ciebie!, tylko uważam, że w tym przypadku akurat Strzępka i Demirski nie powinni wyskakiwać przed szereg w krytykowaniu dyrekcji Dramatycznego, choćby nie wiem jak słuszne i cenne były ich uwagi. Bo nie są wiarygodni. Bo od razu wygląda to jak zemsta, genialne wyczucie momentu, kiedy przeciwnik jest słabszy. To nieprawda, co piszą, że musieli zareagować, bo krytyka milczy. Wcale nie milczała. Kilkanaście złych recenzji niedobrych przedstawień z Dramatycznego też jest diagnozą kondycji tej sceny. Witek Mrozek od samego początku krytykuje Słobodzianka, pilnuje wszystkich niedociągnięć tej dyrekcji i jest jak najbardziej w prawie, czytałem też pełen wątpliwości tekst Jacka Wakara. Nie fair była tylko artykułowa masakra Słobodziankowego pierwszego sezonu pióra Romana Pawłowskiego, bo napisał ją jego były bliski współpracownik.
Bardzo przepraszam całą Warszawę, a nawet województwo mazowieckie, ale nie będę emocjonował się sporem o kondycję Teatru Dramatycznego. Z powodów artystycznych nie odwołano chyba jeszcze żadnego dyrektora w Polsce. Zawsze wynajdywano preteksty ideologiczne, obyczajowe, ekonomiczne. O ile wiem – adwersarze Słobodzianka stawiają mu tylko zarzuty co do sensowności jego wizji artystycznej i miernej skali jej realizacji. No i ten jego charakter, te carskie maniery… Za mało.
Ani nie mam empatii wobec atakowanego, ani nie kibicuję atakującym. I – co ważniejsze – nie umiem powiedzieć, gdzie tym razem jest racja, gdzie jest dobro, a gdzie stoi Wujek Samo Zło. W 2012 roku chyba wiedziałem. Teraz oglądamy jedynie dogrywkę tamtego starcia, już bez zasłony dymnej, że chodzi o reformę i naprawę polskich teatrów. Więc – mówiąc absolutnie wprost – o co chodzi w tym sporze? O to, że jedna ekipa chce wysadzić z siodła inną. Wielkiemu rozgrywającemu teatrów warszawskich rzucił wyzwanie inny wielki rozgrywający, Strzępka i Demirski tylko czyszczą przedpole. Bo jeśli nie walczą o tę scenę dla siebie, to dla kogo? Nie jest chyba tajemnicą, że jedynym godnym następcą Słobodzianka może być tylko Maciej Nowak. Taki mały rewanżyk za odebranie mu Warszawskich Spotkań Teatralnych. Być może Nowak byłby lepszym dyrektorem tych czterech scen Słobodziankowych, być może, ale powtarzam jeszcze raz – nie podobają mi się metody, jakimi chce się osiągnąć ten cel. Wolałbym, żeby Nowak albo duet zgłosili teraz swoje kandydatury, potwierdzili aspiracje, naszkicowali program ratunkowy. I powalczyli o uczciwy konkurs za dwa lata.
Nie tak dawno w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst Michała Danielewskiego, zarzucający Barbarze Nowackiej, a szerzej – całej polskiej lewicy niemoc, miękkość i idealizm. Bo nie obaliła Palikota, bo sama nie wystartowała w wyścigu prezydenckim, bo nie przejęła partii. Danielewski uważa, że Realpolitik wymaga zdrad i makiawelizmu, zabijania liderów, bezwzględności i cynizmu. Liczy się cel, skuteczność. Trzeba działać tak jak grecka Syriza i hiszpański Podemos: zawierać dziwne sojusze, wybierać kręte strategie, nie stronić od demagogii. Musi narodzić się nowa, cyniczna lewica, inaczej nigdy nie będzie rządzić ani nawet grać w pierwszej lidze. Przeraziła mnie ta logika. Jeszcze bardziej czuję się nieswojo, kiedy pomyślę, że Strzępka i Demirski, rozczarowani rzeczywistością, zarządzaniem polskimi teatrami, też wierzą w coś podobnego. Wolę zostać przy założeniu, że walkę z niesprawiedliwością systemu, także teatralnego, powinno się prowadzić trochę prościej. Na przykład nie postępując nieetycznie.
Zamiast odwojowywać Dramatyczny może lepiej by było, gdyby zdecydowali się pomóc Klacie, wziąć współodpowiedzialność za Stary Teatr, za jego zespół, w końcu jest to obecnie ich druga po wrocławskim Teatrze Polskim tak zwana macierzysta scena. Teatr to nie tylko robienie dobrych spektakli i zadyma. Może powinni przedyskutować, czy przypadkiem nie za dużo ich w Krakowie – potrójny spektakl w Łaźni, dramat Demirskiego na PWST, dwa często grane przedstawienia w Starym? Czy Kraków wytrzyma takie natężenie frazy Demirskiego? Byłem w ostatnią niedzielę kolejny raz na Bitwie warszawskiej. Ostatni spektakl z setu, trzy czwarte sali, połowa na wejściówki. A dyrektor Klata pomocy sojuszniczej potrzebuje, trzeba choćby pogodzić go z lewicowym środowiskiem, wspomóc działania na rzecz integracji zespołu, przecież skoro na nich stawia, wściekłemu duetowi ufa, to nie jest tylko panem dyrektorem od płacenia rachunków. Może Strzępka i Demirski powinni obudzić w sobie gen budowania miejsca, a nie tylko koncentrować się na wzniecaniu słusznych awantur?
Chyba że rzeczywiście chodzi im o Dramatyczny, czyli o Warszawę. Polscy reżyserzy już wiedzą, że jest tylko jedno miasto godne ich aspiracji i talentu. Nie ma sensu dyrektorowanie na prowincji, szarpanie się w mniejszych ośrodkach. Klata się na tym przejechał. Zamiast walczyć z małymi sitwami, lepiej zmierzyć się z tą największą. Czołówka polskiej reżyserii chce się teraz okopać na stołecznych scenach. Michał Zadara pragnie być dyrektorem tylko w Warszawie, tu zjechała chyba na stałe Kleczewska, nawet Rychcik uchwycił przyczółek. Przykład teatrów Jarzyny i Warlikowskiego mówi sam za siebie. Warszawa to splendor, prestiż, europejskie profity i wielka polityka. Strzępka i Demirski czują, że nadciąga nowa era teatralnej centralizacji.
4.
Zaraz po tym jak ukazał się artykuł Strzępki i Demirskiego, w Krakowie spadł śnieg. W jedną noc przykrył całe miasto. I wszystko stało się zaraz jakby ładniejsze. Wygłuszone. Odizolowane. Teatr też. Szedłem na Bitwę warszawską zobaczyć, jak Krzysztof Dracz zastępuje Krzysztofa Globisza. I przeszła mi cała złość na nasz teatralny makiawelizm. Jak tu się gniewać na Strzępkę i Demirskiego po takim dobrym przedstawieniu? W zimie wojen i wojenek nie powinno być. Niech sobie rozrabiają w Warszawie. W Krakowie – śnieg.
Ksenofont w Anabasis w rozdziale czwartym księgi czwartej opisał jeden zadziwiający epizod z odwrotu tak zwanej „armii dziesięciu tysięcy”. Greccy najemnicy po stracie dowódców i śmierci pretendenta do tronu, któremu służyli, uciekali z serca perskiego imperium ku Morzu Czarnemu. To było już w Armenii Zachodniej, nad rzeką Teleboas. Biwak pod gołym niebem bez namiotów, żołnierze spali przykryci płaszczami. W nocy spadł tak ogromny śnieg, że całkowicie pokrył broń i śpiących, nakrytych z głową ludzi, unieruchomił nawet juczne zwierzęta. O świcie nikomu nie chciało się wstać. Dopóki bowiem leżeli, pokrywa śnieżna dawała ciepło, o ile nie osunęła się z kogoś. Pierwszy Ksenofont odważył się wstać bez odzienia i rąbać drwa na ognisko.
Jest w tym opisie zachwyt Ksenofonta ulotną emocją, próbą zatrzymania ciepła, rozkoszą trwania w przypadkowej, nierozsądnej pozycji. Wszyscy zastygli, nie śpią, leżą we własnych marzeniach, skupieni na celebracji chwili. Nie jest ważne, co będzie za chwilę, jak długo ten stan potrwa, istotne, że teraz jest dobrze, ciało nie drży z chłodu.
Kraków, koniec stycznia 2015. Strzępka i Demirski zaczynają nową wojnę, a u nas nic się nie chce, spod śniegu nie słychać teatralnego gwaru, ujadania, szczęku broni. A niech się tam biją, niech w zęby walą. Na razie nam jest tak ciepło.
28-01-2015
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.