Miłość Ryszarda Peryta
Kogo kocha Ryszard Peryt? Oczywiście tego drobnego chłopca z Salzburga sprzed dwóch wieków z okładem, który niepojętym cudem swego talentu podarował ludzkości muzykę piękną i prostą, co nie ma sobie podobnych ani sobie równych: Wolfganga Amadeusza. Kocha go bezwarunkowo. W Warszawskiej Operze Kameralnej wystawił przecież wszystko, co dla sceny Mozart napisał czy wręcz ledwie zaczął, a nawet więcej: kształt teatralny nadał liturgii masońskiej Thamos, z muzyki baletowej i tanecznej złożył spektakl Galimathias musicum, a z religijnej – D. O. M.
Do Wesela Figara niczego nie trzeba (i nie wolno!) dokładać. Ta opera – buffa czy komiczna, różnie bywa to podawane – jest skończoną doskonałością, od pierwszej nuty słynnej Uwertury po ostatnią finałowego ansamblu. Co prawda, ponieważ całość ma cztery akty i trwa (bez antraktów) dobre trzy godziny, niektóre arie bywają usuwane, ale nie w przedstawieniach Ryszarda Peryta: jeśli miłość, to całkowita. Toteż w najnowszej premierze Polskiej Opery Królewskiej można usłyszeć rzadko wykonywane arie Marceliny, Basilia czy Zuzanny (w ostatnim, IV akcie). W premierze tej Peryt firmuje nie tylko reżyserię i inscenizację, lecz również scenografię. Na sceniczny horyzont – a poniekąd i komentarz – wybrał obrazy Williama Hogartha (1697–1764) z serii Modne małżeństwo. Rzeczywiście: w Weselu Figara podwiędłe małżeństwo Hrabiny i Hrabiego ma szansę się odrodzić, a Zuzanny i Figara ma zostać zawarte. Nota bene Hogarth przysłużył się operze. Jego obraz The Beggar's Opera wiąże się z Operą żebraka (The Beggar's Opera) Gaya i Pepuscha powstałą w jego czasach i będącą późniejszym podłożem Opery za trzy grosze Weilla/Brechta, a cykl The Rake's Progress / Żywot rozpustnika zainspirował Igora Strawińskiego do stworzenia opery w XX wieku pod tym właśnie tytułem.
Nie jestem jednak pewna, czy równie dobrze ten angielski malarz przysłużył się Perytowi. Projekcje obrazów poddane zostały dyskretnej animacji, postaci na nich namalowane są realistyczne i nadzwyczaj wyraziste. Widz ma wrażenie, że kamera wędruje po wnętrzu mieszkania, przy śniadaniu rozespana żona przeciąga się (akt I), wzniesione ręce opuszcza i przesłania twarz; potem przyjrzeć się możemy smutnej dziewczynie i znachorowi (akt II), jak zaciera dłonie, że trafili mu się klienci. To wszystko przyciąga wzrok i sprawia, że scena wydaje się zatłoczona, bowiem nieustannie na jej brzegu i w głębi, mniej widoczni mozartowscy bohaterowie działają i śpiewają.
Dopiero w akcie III i IV, gdy tła nie tworzą już ludzie, tylko roślinność, wieczorny księżyc przesłaniany chmurą, a potem nocna gęstwa gwiazd, operowa gromadka odzyskuje uwagę widza. A są w niej tuzy dawnych mozartowskich przedstawień Peryta: Robert Gierlach (Hrabia), Andrzej Klimczak (Figaro), Marta Boberska (wprost stworzona do roli Zuzanny), Bogdan Śliwa (ogrodnik Antonio), Leszek Świdziński (zabawny Basilio/Don Curzio). Widać i słychać, że oto wszyscy wrócili do świata, który wraz z reżyserem ukochali. Anna Wierzbicka (Hrabina) swą arię wspomnień szczęśliwych chwil z mężem w III akcie „Dove sono”/ „Gdzie są owe niezwykłe chwile czułej unii i dusz i ciał”, śpiewa tak, że teatr zamiera w zachwycie. A Boberska arią Zuzanny w czułym rytmie siciliany w akcie IV „Deh vieni, non tardar” / „O zjaw się, zjaw się, zjaw, chwyć moje dłonie”, czyli odbiciem oczekiwania na schadzkę z ukochanym Figarem, wzbudza w słuchaczu pragnienie, by tak właśnie, delikatnie i w rozmarzeniu, śpiewała wciąż. O czym? O miłości...
W zamieszczonym w programie przesłaniu do publiczności Peryt napisał, że Wesele Figara jest operą o poszukiwaniu miłości. Istotnie – kieruje ona scenicznym postępowaniem każdej postaci. Wdzięczny Cherubin (Julita Mirosławska) lgnie do kolejnych kobiet, ale skutecznie go przyciąga maleńka Barbarina (Anastazja Marusiak). Bartolo (Sławomir Jurczak) z ulgą wpada w ramiona porzuconej przed laty Marceliny (Justyna Stępień). Klimczak przekonuje, że myśli Figara wciąż zaprząta nadciągające ślubne spełnienie, a Gierlach uwodzicielsko się uśmiecha przez cztery akty, lecz na koniec ukazuje szczery poryw uczucia do zaniedbywanej Hrabiny. Peryt wraz ze swymi aktorami przyjął półprywatną konwencję gry: miny, uśmiechy, gesty, kroki są ich własne, a jednocześnie są to miny, uśmiechy, gesty i kroki mozartowskich charakterów wynikające z wyśpiewywanych słów. Ale w reżyserskim przesłaniu czytamy też o odkryciu Nicolausa Harnoncourta, wybitnego znawcy i wykonawcy muzyki Mozarta, iż w jego partyturach kryje się „kontrapunkt śmierci”. Więc Peryt i tego nie pominął. Gdy Figaro w słynnej arii z I aktu „Non più andrai”/”Dosyć już fruwań z kwiatka na kwiatek” wysyła Cherubina do służby w armii, robi nad nim znak krzyża i narzuca czarną płachtę. W akcie IV żądny zemsty tercet wkracza skryty pod czarną materią i z kosą, niczym jasełkowa Śmierć. Bartolo, Basilio i Hrabina ubrani są w czerń.
Niemniej kostiumy uważam za słabszy element przedstawienia. Przedstawienia Peryta odznaczały się zwykle wysmakowaną i harmonijną estetyką, tymczasem tu garderoba bohaterów wywodzi się jakby z różnych gatunków teatru, a kilka peruk przynależy wręcz do farsy. Tempa niektórych arii (między innymi Cherubina) i Uwertury mogłoby być spokojniejsze – czyżby orkiestrze POK i dyrygentowi Rubenowi Silvie przydarzał się grzech rutyny? A przecież zamazywane w pośpiechu szesnastki w tej tryskającej radością muzyce tracą mozartowską perlistość i czar. Może zresztą zespoły Polskiej Orkiestry Królewskiej wraz z dyrektorem potrzebują więcej czasu na oswojenie wnętrz i zaplecza Stanisławowskiego Teatru.
Na razie Peryt po mistrzowsku rozegrał finał. Kiedy się zbliża i wszystkie osoby są już na scenie, każda swoim krokiem, ale zgodnym z biegiem nutek Mozarta podąża żwawo, by sformować szereg w przyklęku przed Hrabią, i zaraz wstaje, by jak nutki Mozarta pobiec w drugą stronę, też przyklęknąć w szeregu i zerwać się zaraz do pożegnalnego z proscenium kupletu, który w przekładzie Stanisława Barańczaka brzmi: „Dzień tak pełen trosk i gniewów, / dzień, co tak się źle zaczynał, / równie marny miałby finał, / gdyby nie miłości moc!” Dźwięczy też zachęta do weselenia się i tańców i wraz z tymi słowami (włoskimi!) w tle sceny „wybucha”, wyświetla się barwny obraz Hogartha przedstawiający biesiadę (że powyborczą, o to chyba mniejsza). Tańce były już w akcie III, fandango i hiszpański marsz, w orszaku weselnym głównych aktorów wraz z Wieśniakami. Peryt nigdy nie angażował choreografów, sam zawsze pięknie układa taneczne kroki Mozartowi. Uśmiechy, dźwięki, ruch, rytm – trudno się temu oprzeć, chociaż nikt i nic nie podsuwa konkretnych znaczeń. W Polskiej Operze Królewskiej nie wyświetla się nad sceną polski przekład libretta, nie ma też go w programach. Ryszard Peryt chce, byśmy kochali Mozarta w oryginale.
19-01-2018
Polska Opera Królewska – Teatr Królewski w Starej Oranżerii w Warszawie
Wolfgang Amadeusz Mozart
Le nozze di Figaro / Wesele Figara
libretto: Lorenzo da Ponte wg komedii Beaumarchais
kierownictwo muzyczne, dyrygent: Ruben Silva
inscenizacja, scenografia, reżyseria: Ryszard Peryt
kostiumy, rekwizyty: Marlena Skoneczko
przygotowanie chóru: Beata Herman
reżyseria świateł: Paulina Góral
projekcje multimedialne: Grzegorz Rogala
obsada: Robert Gierlach, Anna Wierzbicka, Marta Boberska, Andrzej Klimczak, Julita Mirosławska, Justyna Stępień, Leszek Świdziński, Sławomir Jurczak, Bogdan Śliwa, Anastazja Marusiak
premiera: 30.12.2017
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.