Nie ma „zmiłuj się”?

Bromance, Michał Przybyła i Dominik Więcek, Scena Robocza w Poznaniu
aAaAaA
fot. Maciej Zakrzewski

Dwaj mężczyźni-zapaśnicy walczący ze sobą na scenie, odziani w profesjonalne stroje (czerwony i niebieski), są młodzi, sprawni, no i wytrzymali. Wytrzymują kilkanaście treningowych walk, z których każda kończy się poddaniem – jeden z nich uderza wtedy kilkakrotnie ręką w ciemnoniebieską taflę materaca lub w podłogę, bo zdarza im się bardzo często, że wzajemnie się spychają poza miękką, bezpieczną powierzchnię.

Michał Przybyła i Dominik Więcek, tancerze i choreografowie związani ostatnio z Polskim Teatrem Tańca, są przyjaciółmi, którzy postanowili łączące ich więzy przełożyć na czytelną, atrakcyjną dla widzów płci obojga teatralną formę. Z sukcesem. A sukces ten wziął się między innymi stąd, że stworzone przez nich sugestywne sceniczne postacie to po prostu oni sami – na tyle, na ile można „siebie samego, jakim się jest naprawdę” przekazać w ramach performansu o wiele mówiącym tytule Bromance, granego w miarę regularnie dla około setki nieznajomych (w większości) ludzi, którego kształt poddaje się rygorom artystycznej kompozycji. Przybyła i Więcek cały czas mówią nam, widzom, o sobie, a zarazem „czynią siebie”, stwarzają siebie samych w (śmiem zgadywać) szczerej wersji, kunsztownie skomponowanej i tworzonej tu i teraz wobec nas, abyśmy i my (mężczyźni i kobiety) się sobie przyjrzeli w tym, co w nas wstydliwe, śmieszne, ale czasem również godne pochwały, a nawet podziwu.

Zaczynają od walki, ale nienacechowanej agresją. Ich splecione w zapaśniczych zmaganiach, naznaczone fizycznym wysiłkiem ciała są przecież skrajnie sobie bliskie. Dotyk oznacza tutaj nie tylko rywalizację, lecz właśnie bliskość, naznaczoną przyjaźnią. Takie pojmowanie tej sceny sugeruje wypowiadany męskim głosem z offu, towarzyszący zapaśniczej walce tekst – są to „przykazania dla mężczyzn-przyjaciół”, mówiące o tym, co wolno, a czego nie wolno czynić człowiekowi płci męskiej, którego inny mężczyzna obdarzył tym rzadkim i cennym uczuciem. Dowiadujemy się między innymi, że nie wolno umawiać się z jego byłą dziewczyną, obśmiewać go za plecami i wykorzystywać jego słabych stron; natomiast wolno go prosić o wiele rzeczy (ale z pewnością nie o wszystko), objąć, jeśli wymaga tego sytuacja, a wręcz należy cieszyć się jego sukcesami, nawet jeśli oznaczają one naszą porażkę. No i chronić go przed szefem. (Czy także przed szefową? Tego, niestety, się nie dowiadujemy. A warto by było – żeby potem wiedzieć, jak mamy postępować, gdy wyjdziemy z teatralnej sali i staniemy twarzą w twarz z naszym własnym  przyjacielem i z rzeczywistością.)

Powyższy ironiczny komentarz nie jest, wbrew pozorom, jakąś złośliwostką pod adresem twórców Bromance'u, wręcz przeciwnie – jest wyrazem pełnej akceptacji dla ironicznego (także, jak mniemam, autoironicznego) wydźwięku tego „dekalogu męskiej przyjaźni”, jaki Przybyła i Więcek serwują nam na początku swego dzieła. Ustanawiają bowiem tym dowcipnym manewrem, bardzo trafnie i z pełną szczerością, jeden z podstawowych elementów dalszego sposobu porozumiewania się z widzami, które już przez cały czas trwania spektaklu naznaczone będzie nie tylko zasugerowanym przez zapaśnicze zmagania, paradoksalnym połączeniem agresji z czułością, lecz także skrzącym się całą gamą subtelnych odcieni autoironicznym dystansem.

Najpiękniejszym fragmentem Bromance'u jest scena tanga, które w wirze skomplikowanych figur, hiperprofesjonalnie odtańcowują obaj performerzy, złączeni ze sobą „ciało w ciało”. Tyle że co rusz w ten wypełniony nieodzowną namiętnością i wzajemną fascynacją nastrój wkrada się jakimś dziwnym, złośliwym trafem „gra w łapki”, wykonywana całkiem serio – obaj walą się po rękach tak, żeby zabolało. A potem znów, jak gdyby nigdy nic, wracają do wypełnionej namiętną bliskością tanecznej partytury.

Wyjątkowość tej sceny podkreślona jest wkroczeniem na teren gry akordeonisty, a zarazem autora muzyki do Bromance'u, Przemka Degórskiego, który swą grą reguluje rytm i nastrój działań obu tancerzy.

„Gra w łapki” rozpoczyna się jeszcze zanim zaczną tańczyć. Oto po wyznaniach Dominika na temat jego własnej cielesności, której nie lubi i nie akceptuje, bo jego zdaniem stanowi ona „wstyd dla całego męskiego gatunku” (tak sam się odbiera, ale patrząc na jego wysportowaną sylwetkę zawodowego tancerza, reaguję na te wyznania z niekłamanym zdumieniem), wykonawca tej rozpaczliwej spowiedzi wzywa na pomoc tego drugiego (tyle że ten drugi przed paroma minutami wyraźnie stwierdził, że jest gejem). Obaj łączą swe dłonie w czułym, przyjacielskim geście, który po dość krótkiej chwili zamienia się w bezwzględne, bolesne walenie się po łapach.

Czy mężczyźni nie mogą się nigdy zdobyć na prawdziwą wzajemną czułość? Czy połączenie brother(hood) i romance musi być naznaczone agresją, rywalizacją, czy musi być poddane nieuchronnemu wpływowi testosteronu? Obaj performerzy w pewnym momencie odśpiewują razem w stylu „ciut biesiadnym”: „Oskarżam Cię o łez strumienie, osamotnienie, zdradę i gniew / Oskarżam Cię o to cierpienie, wojen płomienie, przelaną krew / Testosterooon...”. A dzieje się to po wymownej bardzo scenie, w której Michał snuje złośliwą opowieść o historii, charakterze oraz tajemnicach penisa Dominika, a ten reaguje na to wściekłym, kilkuminutowym waleniem pięścią w materac. Skrajna intymność połączona jest tutaj ze złośliwym atakiem ad personam (bardziej ad personam już chyba nie można!), a odpowiedzią na ten atak jest bezradna fizyczna agresja, skierowana pośrednio w stronę partnera, który cały czas przytrzymuje materac – adresata desperackich ciosów.

Zaraz po tej gwałtownej scenie Michał zaplata rude włosy Dominika w pięć sterczących bezsensownie na różne strony kitek. Ale nie robi się wskutek tego czule oraz intymnie, bo zaplataniu owemu towarzyszy opowieść o skomplikowanych relacjach Michała z ojcem. Relacje obu performerów z ich ojcami to nowy, istotny motyw, który będzie się przewijał niemal przez cały czas trwania spektaklu. A są to relacje skomplikowane, nacechowane dążeniem do bliskości, która wciąż jakoś nie może się „zmaterializować”, wciąż umyka, ginie w oparach absurdu, braku elementarnego porozumienia, we wzajemnym wstydzie i niepewności co do tego, jak dobrze, z powodzeniem i happy endem zagrać role ojca i syna.

I tak jest właściwie przez cały spektakl: nie ma „zmiłuj się”, nie ma, że boli – ma boleć i kwita! Bo mężczyzna to król stworzenia – biblijny Adam, powoływany do życia przez Boga Ojca (Dominik i Michał, tańcząc, przyjmują w pewnym momencie pozę rodem ze słynnego dzieła Buonarottiego z Kaplicy Sykstyńskiej), atleta-dyskobol (obaj zastygają na moment w pozie z rzeźby Myrona) czy wojownik-łucznik (tu układ ciała obu tancerzy bliski jest radomskiemu pomnikowi autorstwa Aleksandra Śliwy i Wiesława Jelonka).

Mężczyzna wszystkie tragedie, komedie, farsy, bóle, upokorzenia i traumy powinien „brać na klatę”. Nie ma tu miejsca nawet na chwilę słabości, nie ma miejsca na czułość, w każdym razie nie na długo – musi być zaraz skontrapunktowana czymś „męskim”, nacechowanym rywalizacją, nakierowanym na dominację nad tym drugim, przenikniętym agresją.

Ale jest nadzieja: na koniec obaj, przytuleni do siebie, opowiadają nareszcie o swych intymnostkach w sposób nacechowany wzajemną czułością – ujawniane publicznie „tajemnice penisa” to już zapomniana dawno zaszłość, nie ma tu bladego nawet cienia złośliwości, jest za to pełna akceptacja z dyskretną nutą autoironii w tle i wysyłana w cztery strony widowni i świata „fala pozytywnej energii”.

Dominik i Michał siadają potem na materacu oparci o siebie plecami, a na sam koniec łączą się w braterskim uścisku. Tym samym ich bromance osiąga (zdawałoby się niemożliwą) spolegliwą pełnię. Czyli jednak „zmiłuj się” jest możliwe – także w męskim świecie. Przynajmniej w świecie Michała i Dominika, wyczarowanym dla nas na niebieskim materacu, pośrodku ciemnej podłogi Sceny Roboczej.

PS Od pewnego momentu nie byłem w stanie pisać o wykonawcach Bromance'u inaczej jak „Michał” i „Dominik” i wcale mnie to nie żenuje, ani nawet nie dziwi.

14-12-2018

Michał Przybyła, Dominik Więcek
Bromance
koncepcja, reżyseria, choreografia i wykonanie: Michał Przybyła, Dominik Więcek
muzyka: Przemek Degórski
opieka dramaturgiczna: Anna Królica
premiera: 5.10.2018
producent: Scena Robocza w ramach konkursu rezydencyjnego „Nowa Generacja”

Bromance, Michał Przybyła i Dominik Więcek, Scena Robocza w Poznaniu
Bromance, Michał Przybyła i Dominik Więcek, Scena Robocza w Poznaniu

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Scena Robocza - Centrum Rezydencji TeatralnejScena Robocza - Centrum Rezydencji Teatralnej

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.