Po katastrofie, czyli polityka świadomego optymizmu
Przewodnikiem po świecie, jaki tworzą w Triumfie woli Paweł Demirski i Monika Strzępka, jest William Szekspir (Krzysztof Zawadzki). Po brawurowym sforsowaniu lotniskowych bramek wkracza na piaszczystą wyspę – i zaczyna, słowami Burzy, opisywać katastrofę, nie morską jednak, ale lotniczą.
Pasażerowie samolotu, udający się w podróż na darmową, luksusową kolację (jej fundator pozostaje dość tajemniczy, a goście okazują się bardzo różni), nie ucierpieli w wyniku nieplanowanego lądowania. Muszą jednak przebywać w swoim towarzystwie, czekając na jakąkolwiek pomoc. Pośród porozrzucanych foteli i bagaży rozbitkowie próbują znaleźć sposób na przetrwanie tej sytuacji. I znajdują: opowiadanie pozytywnych historii, takich z happy endem. Historii, w których wola triumfuje nad okolicznościami, a upór i przekonanie o słuszności działania potrafią sprawić, że świat zmieni się choć trochę na lepsze.
Opowieści, jakie wybiera Paweł Demirski, są rzeczywiście pasjonujące, a przy tym różnorodne. Rachel Carson (Dorota Pomykała), amerykańska ekolożka, której książka Silent Spring zmieniła wiele w pojmowaniu zagadnień ochrony środowiska, mówi o tym, jak jej pasja zaczęła się od ratowania uwięzionych w studzience ściekowej kaczuszek. Katrine Switzer (Dorota Segda) zmaga się z seksizmem organizatorów maratonu bostońskiego – by wziąć w nim udział, musi ukrywać fakt, że jest kobietą. Samoańska reprezentacja w piłkę nożną (Małgorzata Zawadzka) zdobywa pierwszą w swojej historii bramkę. Mongolski chłopiec (Marta Nieradkiewicz) zwycięża w wyścigu konnym. Strajkujący walijscy górnicy (Juliusz Chrząstowski i Michał Majnicz) znajdują wsparcie lidera ruchu LGBT (Krystian Durman). Polski górnik (Michał Majnicz) po zwolnieniu z kopalni za pieniądze z odprawy udaje się autostopem do Indii. Owdowiały indyjski wieśniak (Radosław Krzyżowski) przez 22 lata, dzień po dniu, drąży w górze tunel – tak, by do jego wioski zdążyła dotrzeć pomoc. I tak dalej...
Przedstawienie ogląda się świetnie – co jest zasługą zespołu Starego Teatru i każdego z aktorów z osobna, ale o tym za chwilę. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że Paweł Demirski układa poszczególne historie, nie komponując ich w dramaturgiczną całość. Owszem, opowieści przeplatają się, narracja staje się coraz dynamiczniejsza, są zawieszenia akcji i jej rozwiązania. Jest zmienność nastrojów, płynność postaci, ścieranie się i przeplatanie kolejnych wątków – ale konstrukcja nie poddaje się żadnemu porządkowi. Choć, z drugiej strony, czy musi? Inaczej mówiąc: jakiego porządku oczekiwalibyśmy? Owszem, jest historia wiodąca, w której odbijają się wszystkie inne – to walka Katrine Switzer nie tylko o to, by ukończyć maraton, ale żeby w ogóle go rozpocząć, bo pierwsze treningi były wyczerpujące i nie wróżyły sukcesu. Po scenie snuje się również podpity William Szekspir, choć w istocie nie bardzo wiadomo, w jaki sposób powołuje do istnienia ów świat, czemu ma służyć przypomnienie jego relacji z Marlowe'em, na jakiej zasadzie moderuje (bo w pewien sposób jednak moderuje) działania postaci. Owszem, możemy przyjąć, ze Szekspir jako wszechtwórca jest sprawcą również i tej katastrofy, a teraz obserwuje, co wydarzy się na idyllicznej wyspie pośrodku oceanu.
Ale nie w kunszcie dramaturgii tkwi siła przedstawienia Moniki Strzępki. Energia spektaklu pochodzi od aktorów. To oni nadają postaciom wyrazistość, czynią je wiarygodnymi. Każdy z bohaterów ma swoją historię, mniej lub bardziej przejmującą, a jednocześnie każdy z aktorów zdaje się mówić w swoim imieniu. Ten właśnie paradoks sprawia, że wierzymy w pojedyncze cuda i w możliwość doświadczania kolejnych. Wierzymy również dlatego, że wreszcie możemy się śmiać: z ubranych w polskie stroje galowe walijskich górników, z malkontentki (Anna Radwan) przemienionej w dobrą wróżkę w kostiumie rodem z kinderbalu, z Pingwina z opowieści o Batmanie (Marcin Czarnik), chcącego popsuć taką fajną imprezę...
Owszem, można kręcić nosem: ciut za długie, trochę niedopracowane, momentami niejasne. Faktem jest jednak, że publiczność reaguje na to przedstawienie entuzjastycznie, a po owacjach na stojąco następują bisy. I na to można nie zważać, stwierdzić, że podobne przejawy uwielbienia ze strony widowni widujemy również gdzie indziej. Łatwo powiedzieć „mnie to nie bierze”, ale nie sposób nie dostrzec, że spektakl trafia w czułe miejsce krakowskiej – i chyba nie tylko krakowskiej – widowni. Demirski i Strzępka formułują przekaz dość prowokacyjny: teraz zrobimy spektakl o optymizmie, dobru (nie po raz pierwszy zresztą, ale tym razem zgoła inaczej niż w Wałbrzychu) i potędze ludzkiej woli. Weźmiemy tytuł jednego z najbardziej przerażających filmów w historii kinematografii po to, by odwrócić jego sens. Albo inaczej: by go odczarować i nadać mu nowe znaczenie. Twórcy przedstawienia bezczelnie zdają się mówić: tak, chcemy pozytywnie, radośnie i optymistycznie, i co nam zrobicie? Skoro wszyscy zmęczeni jesteśmy tym, co poza teatrem, chociaż w nim poczujmy się bezpiecznie i miło. Tak po prostu. Można powiedzieć, że to za mało – tu i teraz. Ale można też poddać się energii płynącej ze sceny i znaleźć w niej chwilowy azyl.
23-01-2017
Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
Paweł Demirski
Triumf woli
reżyseria: Monika Strzępka
dramaturgia: Paweł Demirski
scenografia: Martyna Solecka
kostiumy: Arek Ślesiński
muzyka: Stefan Wesołowski
ruch sceniczny: Jarosław Staniek
wideo: Robert Mleczko
obsada: Juliusz Chrząstowski, Marcin Czarnik, Monika Frajczyk, Radosław Krzyżowski, Michał Majnicz, Marta Nieradkiewicz, Dorota Pomykała, Anna Radwan, Dorota Segda, Małgorzata Zawadzka, Krzysztof Zawadzki, Adam Nawojczyk, Krystian Durman
premiera: 31.12.2016
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.