Portret wielokrotny?
Zdarzenie nieprawdopodobne okazuje się możliwe na scenie. Pięć kobiet, żyjących w podobnym czasie, ale w różnych miejscach, nigdy się ze sobą nie spotkało. Reżyserka spektaklu pokazanego w Teatrze Żydowskim (Scena na piętrze), Karolina Kirsz, sprawia, że nierealne skrzyżowanie dróg staje się na chwilę rzeczywistością. Tyle że rzeczywistością w zaświatach. Biały pokój zamieszkują białe damy: anioły, niedoszłe panny młode, duchy zmarłych?
Biel nie oznacza tu na pewno niewinności. Żadna z nich: ani Helena Rubinstein, ani Sophie Tucker, ani tym bardziej Irena Krzywicka, Anna Held czy Stephanie von Hohenlohe do świętych nie należały. Każdy z bujnych i wymykających się schematom życiorysów – królowej perfum, artystki, feministki, szpiega – kobiet niezależnych, zbuntowanych i radykalnych w poglądach, mógłby posłużyć za filmowy scenariusz, stać się kanwą kryminału albo powieści sensacyjnej. Ich historie zdołano już, jak wiadomo, na różne sposoby opisać.
Reżyserka i autorka scenariusza postanowiła zestawić pojedyncze opowieści, tak by ułożyły się w jeden spójny, o ile to możliwe, wizerunek kobiety wolnej w zniewolonych czasach, spragnionej wyzwań, doświadczonej spełnieniem i sukcesem w takim samym stopniu, jak upokorzeniem i wzgardą. Tragiczne losy miały ułożyć się w jeden ciąg i wzajemnie przenikać. Historia jednej z bohaterek staje się niejako etapem innej. Epizody, fakty dopełniają się i wzajemnie oświetlają. Postacie, niezależnie od pochodzenia (choć narodowościowa tożsamość wspólna jest dla wszystkich) i wieku, w jakim je zastajemy, geograficznego miejsca przebywania, rodzaju kariery: „politycznej” i salonowej (von Hohenlohe/Ernestyna Winnicka), artystycznej (Tucker/Ewa Greś, Held/Sylwia Najah), intelektualnej (Krzywicka/ Ewa Dąbrowska), „biznesowej” (Rubinstein/Alina Świdowska), w założeniu mówią jednym głosem – w wielogłosie.
Wydaje się, że znajdujące się tu i teraz na scenie postacie niczym lustrzane odbicia miały stanowić swoistą multiplikację jednej i tej samej osoby ukazanej w rozmaitych okresach, na poszczególnych etapach życia, obarczonej doświadczeniem wojny i eksterminacji.
Relacjonując zdarzenia z przeszłości, nieraz bardzo osobiste, wręcz intymne, bohaterki zwracają się bezpośrednio do publiczności, jednocześnie próbując nawiązać relacje z przebywającymi na scenie towarzyszkami. Odnieść można jednak wrażenie, że niejednokrotnie pozostają dla siebie niewidzialne i niesłyszalne. Tak jakby w chwili, w której jedna z kobiet wygłasza monolog, pozostałe uchylały się od obowiązku współodczuwania, a nawet przyglądały się jej z pewnym dystansem i obojętnością. Więcej – próby interakcji między postaciami, nawiązania kontaktu wypadają sztucznie i niezręcznie.
Reżyserski pomysł na zestrojenie wielu głosów i nadanie owej polifonii teatralnego, jednolitego i spójnego kształtu we wspólnym obrazie nie do końca udaje się zrealizować. W wielu miejscach znać szwy i pęknięcia. Tam, gdzie widać je najmocniej, przedstawienie przywodzi na myśl widowisko z pogranicza szlachetnej akademii i nieco naiwnego wieczoru poetyckiego. Brakuje równowagi i proporcji pomiędzy poszczególnymi wystąpieniami. Trudno doszukać się wspólnego dla wszystkich i każdej historii z osobna, prowadzonego równolegle dramatycznego napięcia, kulminacji łączącej różne wątki, wreszcie kody zamykającej całość. Śmierć bohaterek na scenie wypada wręcz groteskowo – już choćby z tego względu, że przecież przez półtorej godziny i tak mamy do czynienia z sytuacją zastaną „po tamtej stronie”.
Szkoda, że spektakl nie zabrzmiał bardziej wiarygodnie i przekonująco, bowiem życiorysy stanowiące dla niego materiał wyjściowy były doprawdy wyjątkowe.
30-11-2015
Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie
One same
scenariusz i reżyseria: Karolina Kirsz
scenografia i kostiumy: Aleksandra Szempruch
muzyka na żywo: Jacek Mazurkiewicz
światło: Monika Sidor
obsada: Ewa Dąbrowska, Ewa Greś, Sylwia Najah, Alina Świdowska, Ernestyna Winnicka
premiera: 4.11.2015
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.