Wojna, wojna!
Potrzebujemy wojny. Nie wojny na górze czy na dole. Prawdziwej. Wojny z trupami, tułaczką i głodem. Jak nigdy. My, Naród! Siedemdziesiąt lat bez wojny to dla naszego narodu za dużo. Ci, którzy pamiętają jej koszmar, już w większości nie żyją. Dlatego będzie łatwiej ją wywołać. Wypowiedzmy wojnę Rosji. Ona potraktuje to poważnie, nie zignoruje nas. Na przykład o wrak.
Żeby obudził się w nas człowiek, musimy mieć wojnę. Wojna jaruzelska była takim chwilowym przebudzeniem, ale dla nielicznych. Potrzebujemy wojny prawdziwej, z trupami, tułaczką i głodem. Wtedy dopiero w naszym narodzie budzi się człowiek.
Dziś nie potrzebujemy bohaterów, a szczególnie tych, którzy muszą zawsze przegrać. W naszej historii warunkiem bohaterstwa jest wielka idea i fizyczne unicestwienie. Bohater, który przetrwał, jest dla nas tylko cwaniakiem. Dziś bohaterów potrzebujemy na sztandary i na wiece. A na co dzień potrzebujemy ludzi. Ludzi myślących i czujących jak ludzie. Współczujących i pomagających innym. Nikt tego nie uczy. Nigdzie. Pomaganie niech przejmują instytucje, na które idą nasze podatki. My musimy gromadzić dobra, zabezpieczać byt rodzinie i pilnować trzech posiłków dziennie.
Głód i brak dachu nad głową budzi człowieka, który potrafi się podzielić i przygarnąć pod swój brak dachu innych. To nielogiczne, ale tak to wygląda. Sytość i posiadanie budzi w nas agresję i strach. Każe budować osiedla chronione. Mimo średniej zamożności i względnej stabilizacji (większość jednak ma co jeść i w co się ubrać) coraz więcej w nas bezinteresownej agresji i strachu na wszelki wypadek.
Są dwa strachy: ten, kiedy boisz się, że nie będziesz miał, ty i twoi bliscy, nic jutro do zjedzenia, i ten, kiedy boisz się, że zabiorą ci to, co masz, że będziesz musiał oddać trochę tego, co nagromadziłeś. Jest jeszcze trzeci. Strach przed nie swoimi. Sytość stawia mury i wieże strażnicze. To wbrew logice, ale biedny umie się dzielić wszystkim, co ma, a bogaty na ogół nie. Mam dlatego, że nie rozdaję.
Karmimy karłów w nas samych, oni stają się nami. Karły są po ludzku małe, chcą mieć dużo i zawsze im mało. Karły patrzą pod nogi i pilnują tego, co pod ręką. Dbają o najbliższych. I tylko o nich. W imię tego tworzą ideologie i pancerze. Nie cierpią ryzyka i niewiadomej.
Ale Obcy i tak przybędą wkrótce. Jeżeli ich nie wystrzelamy na granicach, to będą wśród nas. Nie są kosmitami, są ludźmi pozbawionymi dachu nad głową i jedzenia. Mają nikłą szansę przetrwania, jeżeli nauczą się nas naśladować. Nie mają szansy, jeśli będą chcieli pozostać sobą, w swojej kulturze i swojej tradycji. Tego nie zniesiemy.
Boimy się najbardziej tego, że nas przenikną i nie będziemy mogli ich odróżnić od siebie. Można jednak przecież wszystkim założyć opaski na ramiona, żebyśmy spokojnie mogli odróżnić naszego od nie naszego. Takie opaski np. z półksiężycem, bo te z gwiazdą pięcioramienną już się zużyły. I czulibyśmy się bezpieczniej, gdyby mieszkali w wydzielonych obszarach zamkniętych. Ze względu na porządek i bezpieczeństwo naszych dzieci…
Ogłaszam konkurs na budzenie człowieka w człowieku. Jeżeli znajdzie się inny sposób, to wycofam się szybko z pomysłu wojny, tym bardziej że z natury jestem pacyfistą.
Dziadka zabili mi w Katyniu Rosjanie, ojca cztery lata w obozach w Majdanku i Oświęcimiu resocjalizowali mi Niemcy, matkę ganiali mi po barykadach Powstania Warszawskiego też Niemcy, tylko inni, babki Żydówki nikt mi nie ganiał, tak genialnie udawała Polkę, ale przez pięć lat okropnie się bała. Stryja Anodę Rodowicza po wojnie utłukli mi ubecy, komuniści przez trzy lata trzymali mi w pierdlu z wyrokiem śmierci ciotkę za kontrwywiad AK – więc naprawdę nie dziwcie się, że jestem pacyfistą, a wojna to dla mnie ostateczność. Więc jeśli ktoś znajdzie inny sposób, to chętnie się wycofam.
6-11-2015
Oglądasz zdjęcie 4 z 5