Wszyscy jesteśmy królikami

Piotr Soroka przenosi na scenę Lubuskiego Teatru graficzną opowieść Anny Höglund.

aAaAaA

fot. Filip Derda  

Piotr Soroka przenosi na scenę Lubuskiego Teatru graficzną opowieść Anny Höglund, dostępną w polskim wydaniu w tłumaczeniu Katarzyny Skalskiej. Nagradzana książka szwedzkiej autorki to niemalże picture book o traumie dorastania – tekst sprowadza się w niej do krótkich, oszczędnych zdań, a ładunek emocjonalny tkwi przede wszystkim w ilustracjach. W swojej adaptacji reżyser stara się je zastąpić środkami wywiedzionymi z teatru ruchu, z którym jest związany na co dzień.

I trudno mu się dziwić – nie tylko dlatego, że Soroka to przecież specjalista ds. programowych we Wrocławskim Teatrze Pantomimy, z teatrem ruchu związany od dawna. I nie wyłącznie dlatego, że jest też choreografem, współtwórcą (wraz z Agnieszką Charkot, dyrektorką Pantomimy i autorką dramaturgii Królików i Agnieszką Dziewą) teatru Novy Ruch, a także reżyserem spektakli realizowanych we Wrocławskim Teatrze Lalek (Misiaczek z tekstem Marty Guśniowskiej), Pantomimie (Ballady i romanse) czy na lalkowej scenie Lubuskiego. Nawet jeśli weźmiemy te zawodowe predyspozycje w nawias, ruch i tak będzie wydawał się być idealnym ekwiwalentem dla warstwy graficznej książki.

Soroka ucieleśniając zarówno postaci z niej wywiedzione, jak i zdarzenia, pozostaje wierny Höglund, ograniczając słowa wypowiadane ze sceny (i z ekranu smartfona w projekcjach Klaudii Kasperskiej) do niezbędnego minimum. A zarazem sprzeniewierza się autorce książki – przekład towarzyszących tekstom ilustracji na teatralny język sprawia, że opowieść, którą bylibyśmy w stanie przeczytać (i obejrzeć) w nie więcej niż kwadrans, na scenie rozrasta się do półtoragodzinnego spektaklu.

Ale po kolei – bohaterem i książki, i spektaklu, jest Królik (Paweł Wydrzyński), trzynastolatek, który zwierza nam się z cierpień, jakie towarzyszą mu właściwie od samego początku: „Przyszedłem na świat pewnego wiosennego dnia trzynaście lat temu. Prawie natychmiast tego pożałowałem”. Wyostrzone zmysły, zwłaszcza słuch, sprawiają, że zewnętrzny świat wydaje mu się piekłem, a rodzinna awantura i urodzinowe kinder party przerażają go w równym stopniu: „Nie pomagało wkładanie waty do uszu. Po prostu za dobrze słyszałem. Nie tylko uszami, ale całym sobą”. Królik tęskni za bliskością, ale zarazem obawia się jej: „Właściwie lubię innych ludzi. Ale potrzebuję być sam, żeby się nie rozpłynąć”. Obserwując powolny rozpad związku swoich rodziców (Marta Frąckowiak, Jakub Mikołajczak), słuchając dziadka (Jerzy Kaczmarowski), który opowiada o mądrości, która przychodzi z upływem lat, jest coraz bardziej przygnieciony wizją bezsensownej, donikąd prowadzącej egzystencji – bo jaki może mieć sens, skoro wraz z perspektywą dojrzałości przybliża się perspektywa śmierci? A zarazem „przeraziło mnie, a zarazem ucieszyło, że jest na to jakieś słowo. Czyli że były przede mną inne króliki, które czuły podobnie i to nazwały. Poczułem z nimi niemal rodzaj wspólnoty”.

Jednocześnie czuje, że odstaje od rówieśników, nie wie, jak z nimi rozmawiać, każda próba nawiązania kontaktu wypada niezdarnie: „Czasem, będąc w towarzystwie, czuję się jak przebrany za kogoś innego. Kogoś, kto co prawda przypomina mnie, ale ja stoję obok”. Czuje się inny, nieadekwatny, ma poczucie, że nigdzie nie pasuje i wszędzie zawadza. Przed ludźmi nosi króliczą maskę, jak przyłbicę, która ma go ochronić. Zdejmuje ją w rzadkich momentach, rozmów z dziadkiem czy monologów przed kamerą smartfona, za pomocą którego streamuje relację ze swojego boksowania się ze światem – to właśnie poprzez te krótkie filmiki, wyświetlane na ekranie nad sceną, dostajemy dostęp do minimalistycznych, ale trafiających w sedno tekstów Höglund. Szklaną ścianę, która dzieli Królika od rzeczywistości, bohaterowi uda się rozbić, kiedy zda sobie sprawę, że większość osób z jego otoczenia to także króliki – tyle tylko, że części z nich udaje się sprytnie ukryć wysunięty pyszczek i długie uszy. I tylko nieliczni zdążyli się poczuć sami ze sobą na tyle bezpiecznie, że maskę noszą nie na twarzy, ale w podręcznej torbie – na wypadek, gdyby jednak miała się na coś przydać.

Królika poza szkołą pociąga nie tylko scrollowanie, którego efektem jest miks śmiesznych kotów, kapibar i szalonych wypadków wyświetlany nad sceną. Czyta z zainteresowaniem o stoikach i epikurejczykach, i jest zafascynowany badaniami Japończyka Masaru Emoto, który dowodzi, że czysta woda w procesie zamarzania tworzy różne kształty, w zależności od muzyki, jaka towarzyszy temu procesowi, czy dobrych lub złych emocji, jakie do niej „wlejemy”. Skoro więc można zmienić kształt wodnych cząsteczek poprzez wyznanie miłości, czy można w ten sposób odmienić człowieka, który przecież w ogromnej części właśnie z wody się składa?

Taka to historia, taka trafna metafora męki dorastania, przez którą każda i każdy z nas kiedyś przechodził – w mniej lub bardziej bolesny sposób. Uniwersalna, bo odnajdą się w niej wszystkie króliki, niezależnie od tego, czy ten proces mają już za sobą, czy też są w jego trakcie. Soroka wraz z odpowiedzialną za dramaturgię Agnieszką Charkot oszczędnie gospodaruje słowem, rozwinięcia sensów tkwiących w krótkich komunikatach szukając w teatrze formy – pantomimicznych stopklatkach, w których zamyka się rodzinne „szczęście na pokaz” w domu bohatera (zgrzyty zwiastujące jego rozpad nie mieszczą się w kadrze), rozsuwającego się stołu jako obrazu oddalających się od siebie ojca i matki, czułych gestów matki zawieszonych w powietrzu wobec nieobecnego ojca. Tych kilka plastycznych metafor ma poetycką siłę wyrazu, pozwalającą zbudować prawdziwie przejmujący efekt. Jednocześnie twórcy spektaklu chyba nie do końca wierzą w ich moc w zderzeniu z nastoletnią widownią – stąd, dla kontrastu, bardziej dynamiczne, rozgrywające się poza domem bohatera sceny szkolne czy podwórkowe, w których pojawia się komediowy sznyt i komiksowe przerysowanie w postaci nauczycielki (Marta Frąckowiak). Są też elementy musicalu, a także pochłaniająca Królika szkolna miłosna komedia omyłek (Joanna Wąż w roli odnalezionej w tej samej klasie drugiej króliczej połówki).

Soroka wysoko zawiesza poprzeczkę przed aktorami lalkowej sceny Lubuskiego Teatru – nie wszyscy są w stanie sięgnąć tej samej wysokości. Na pewno wyróżniają się tu Wydrzyński i Wąż. Jeśli chodzi o Królika, łatwo uwierzyć, że mamy przed sobą nie dorosłego już faceta, ale nastolatka, który chciałby schować się przed światem. Co więcej, ta wiarygodność została osiągnięta bez – pozostając w świecie spektaklu – potrzeby sięgania po maskę dziecka, a raczej poprzez doszukanie się w sobie tego wszystkiego, co wciąż niedojrzałe, niegotowe, nie do końca ukształtowane. Wąż poza ruchową sprawnością dysponuje znakomitym słuchem i głosem, dzięki czemu to ona właśnie ciągnie w górę muzyczne momenty spektaklu. Dla Frąckowiak, świetnej w roli nauczycielki, i Mikołajczaka jako skłóconych rodziców Soroka projektuje pozornie proste układy choreograficzne, które jednak wymagają ogromnej dyscypliny i samoświadomości ciała – efekt jest więcej niż przyzwoity, a jednak nie sposób uciec przed pytaniem, jaki mógłby być, gdyby te role grali artyści związani z teatrem ruchu.

Muzyka Szymona Tomczyka wraz z reżyserią świateł Alicji Pietruckiej znakomicie współpracują, budując niepokojący klimat kontrastów między bezpiecznym kokonem wewnętrznego świata Królika, a pełnym pokus i zagrożeń światem na zewnątrz. Scenografii Agnieszki Zdonek brakuje spójności – z jednej strony, mieszczą się w jej projekcie wywiedzione z ilustracji Höglund graficzne królicze maski czy znakomity pomysł z zawieszonym nad sceną neonowym „BEZSENSEM”, w którym trzy pierwsze litery stopniowo gasną w finale, z drugiej – realistyczne, a zarazem schematyczne, pozbawione odrobiny wdzięku umeblowanie domu Królika z kanapą i stołem, czy szkolnej klasy z rzędem krzeseł. Zabrakło w tych dekoracjach czegoś, co wniosłoby do plastyki opowieści element umowności, współtworzący jej poetycką strukturę – taki, jaki pojawia się wraz z wizytą lekarza (Robert Kuraś), ordynującego na nadwrażliwość pacjenta dwie grube, wełniane skarpety. Mam też wrażenie, że przedstawienie jest o dobry kwadrans za długie i w kilku momentach wyraźnie gubi rytm – np. między telefonem dziadka a jego wizytą u Królika mija w sam raz tyle czasu i zdarzeń, żeby widz zapomniał o tej perspektywie.

Mimo tych zastrzeżeń O tym można rozmawiać tylko z królikami jest intrygującą propozycją repertuarową – spektaklem teatru formy skierowanym do nieco starszej widowni lalkowej sceny, proponującym poważną rozmowę na tematy, które tego odbiorcy dotyczą, bez upupiania i wyższościowych tonów. Mam jednak wrażenie, że Lubuski powinien wyraźniej adresować ten spektakl do „grupy docelowej”, do której zapewne trudno dotrzeć. O tym, że nastolatki są najtrudniejszą do zdobycia widownią wiedzą doskonale dyrektorzy teatrów lalkowych w całym kraju – zazwyczaj czują się już zbyt dojrzali na „lalki” i jeśli wybierają teatr na własną rękę, to zazwyczaj są to „dorosłe” sceny dramatyczne. W niedzielne popołudnie obok mnie siedziało sporo widzek i widzów zaledwie kilkuletnich, a podsłuchane reakcje w trakcie przedstawienia świadczyły o tym, że Króliki wystawiły część z nich na trudną próbę. Ewidentnie jest to rozmowa skierowana do tych, którzy najsłodszy wiek niewinności mają już za sobą – na pewno nie należał do nich uroczy młody człowiek, który na wzmiankę o Adolfie Hitlerze zapytał mamę: „A co to znaczy?”.

22-01-2025

Lubuski Teatr w Zielonej Górze

Anna Höglund

O tym można rozmawiać tylko z królikami

Reżyseria i adaptacja: Piotr Soroka

Tłumaczenie: Katarzyna Skalska

Dramaturgia: Agnieszka Charkot

Scenografia: Agnieszka Zdonek

Muzyka: Szymon Tomczyk

Reżyseria świateł: Alicja Pietrucka

Projekcje: Klaudia Kasperska

Asystentka reżysera: Joanna Wąż

Obsada: Marta Frąckowiak, Jerzy Kaczmarowski, Katarzyna Kawalec, Robert Kuraś, Jakub Mikołajczak, Joanna Wąż, Paweł Wydrzyński

Premiera: 21 grudnia 2024, Teatr Lalek

O tym można rozmawiać tylko z królikami, reż. Piotr Soroka, Lubuski Teatr

Piotr Soroka przenosi na scenę Lubuskiego Teatru graficzną opowieść Anny Höglund.

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Lubuski Teatr im. Leona KruczkowskiegoLubuski Teatr im. Leona Kruczkowskiego

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.