Za, a nawet przeciw

Dwór nad Narwią, reż. Artur Tyszkiewicz, Teatr Ateneum w Warszawie
aAaAaA
fot. Bartek Warzecha

Trochę historii. Jarosław Marek Rymkiewicz napisał ostatnią sztukę teatralną, Dwór nad Narwią, w 1979 roku – w tym samym roku opublikował ją miesięcznik „Dialog” i odbyła się jej prapremiera w Teatrze Polskim w Szczecinie w reżyserii Janusza Bukowskiego. Pięć lat później przypomniał ją Bogdan Tosza w realizacji w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. I potem długo, długo nic. Ta „czarna komedia o strupieszałej współczesności i wampirycznej przeszłości” (Tomasz Bocheński, Jak ożyć dzięki naszym zmarłym, czyli dramaty Rymkiewicza, w: Jarosław Marek Rymkiewicz, Dwór nad Narwią. Dramaty, Warszawa 2016, s. 29), będąca grą z konwencją farsy, ma raczej tradycyjną konstrukcję z wyraźnym rysem fabularnym. Intrygującym odstępstwem od klasycznych zasad jest wprowadzenie przedmowy odautorskiej w III akcie i włożenie jej w usta jednej z postaci dramatu. W ten sposób, jak twierdzi Tomasz Bocheński, Rymkiewicz miał rozprawić się ze swoją twórczością dramatyczną na zawsze. Potem pisał już tylko polityczne i kontrowersyjne wiersze i eseje. W 2016 Instytut Badań Literackich PAN przypomniał dramaturgiczną twórczość Rymkiewicza w wyborze dramatów z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Dwór nad Narwią. Dramaty, który ukazał się w serii „Dramat polski. Reaktywacja”. Trzy lata później tytułowy utwór wyreżyserował Artur Tyszkiewicz w Teatrze Ateneum w Warszawie.

Trochę fabuły. W dworze nad Narwią, Soplicowie na opak, w którym na co dzień przebywają duchy, osiedlają się bogaci ziemianie, młode małżeństwo Basia i Tadeusz. Chcą zacząć nowe, normalne życie, nowoczesne, choć oparte na prostocie. Duchy straszące we dworze są w różnym wieku i pochodzą z różnych warstw społecznych – wojskowi Jenerał i Porucznik oraz poeta Kamil wywodzą się z XIX wieku, intelektualiści Amelia i Lutek żyli w wieku XX, a Walek jest pańszczyźnianym chłopem. Nie tylko nie chcą opuścić dworu, ale postanawiają pokrzyżować plany żyjącym – upiorzyca Amelia uwodzi Tadzia, upiór Lutek Basię, rozwścieczeni Jenerał i Porucznik postawiają wziąć krwawy odwet na młodym ziemianinie. W to wszystko wmieszani są Profesor i Pani Docent – specjaliści od duchologii, którzy pociągają za sznurki miłosnych intryg, chcąc sprawdzić, czy zmarli są w stanie powrócić do życia. Ta zabawna sztuka bywa intrygująca jako gra z konwencjami, tradycjami literackimi, głównie romantycznymi – trochę tu Dziadów, trochę Pana Tadeusza, wiele Fredrowskiej komedii i patosu Norwida.

Jako forma dialogu z przeszłością i rozliczenia z widmami Dwór nad Narwią wydaje się idealnie skrojony na dzisiejsze czasy. Co ciekawe, można go czytać zarówno zgodnie z obowiązującą polityką historyczną, jak i w kontrze, do czego prowokują dwuznaczne zdania („im dalej na Zachód tym upiorów mniej”). Można go interpretować, idąc za Rymkiewiczem, albo wbrew niemu. Realizatorzy spektaklu w Teatrze Ateneum stanęli jakby w połowie drogi, bojąc się wykonać radykalny krok i opowiadając o spektaklu jako o „pierwszym narodowym Halloween”. Treści wyrażone w tekście postanowili maksymalnie zuniwersalizować, podążając w inscenizacji za literackim pierwowzorem i dokonując skrótów nie tam, gdzie trzeba. Powstało dzieło – zgodnie z duchem dramaturgii Rymkiewicza – anachroniczne. Scenografia wiernie oddaje to, co w didaskaliach – odstępstwem jest jedynie fortepian, który pełni rolę stolika do żołnierskiej gry w karty, trumny Amelii (Ewa Telega) i katafalku dla Tadzia (Dariusz Wnuk). Ale to, co było dla pisarza najważniejsze: włożony w farsową otoczkę ton serio, pozostało tylko w postaci krótkiej puenty.

A co z postaciami? U Rymkiewicza Basia (Katarzyna Zawiślak-Dolny) i Tadzio są żyjącymi w latach siedemdziesiątych trzydziestolatkami, zwolennikami modernizacji tęskniącymi za normalnością. Tutaj wydają się być dorobkiewiczami, reprezentantami dowolnie rozumianej normalności, dziećmi upadku ideologii, pozbawionymi ideałów, myślącymi tylko o czubku własnego nosa. Ciekawym zagadnieniem, które reżyser pominął, jest to, co współcześnie oznacza owa „normalność”. Czy to, jak chce Bocheński, podążanie za szybką modernizacją i nowoczesnością, czy może sytuacja Goffmanowskiego „normalsa” – reprezentanta normy społecznej, dystansującego się wobec nosicieli rozmaitych piętn? Kogo dopatrywać się można w bezlitośnie hołubiących naukę Profesorze (Janusz Łagodziński) i Pani Docent (Katarzyna Ucherska)? Może chirurgów plastycznych z ekskluzywnych klinik medycyny estetycznej, obiecujących wieczną młodość. Sylwetki duchów są w spektaklu dokładnie takie, jak napisał je Rymkiewicz, a należałoby się nad nimi głębiej zastanowić, skoro mają wspólną przeszłość ze współcześnie żyjącymi.

Tyszkiewicz inaczej niż w dramacie zaczyna i kończy seans spirytystyczny. Czytając tekst, od razu wchodzimy w świat duchów – obserwujemy ich rozgrywkę w karty. W spektaklu w świat pozazmysłowy wprowadzają Profesor i Pani Docent, mówiąc o swoich badaniach nad „wzmożoną aktywnością upiorów”. Ich wystąpieniem kończy się także I akt, tworząc „pobożną” klamrę. To właśnie naukowcy pociągają za sznurki świata żywych i umarłych, a rola Łagodzińskiego, który przełamuje konwencję farsy, jest jedyną godną uwagi. Rubaszne duchy Jenerała (Krzysztof Gosztyła) i Porucznika (Przemysław Bluszcz) narysowane zostały grubą kreską. Poeta Kamil (Mateusz Łapka), wychudzony, z rozwianym włosem, jest typowym romantycznym lub młodopolskim poetą, noszącym ślady różnych wieszczów. Ubrani w eleganckie stroje w soczystych kolorach Tadzio i Basia zbudowali zostali na wizualnym kontraście wobec zjaw, odzianych w wyblakłe, porwane i przykurzone kostiumy. Ich dialog, gdy wchodzą po raz pierwszy do dworu, to pełne frazesów rocznicowe przemówienie polityczne, zakończone znanym cytatem z Wesela Wyspiańskiego, za którym skądinąd pisarz nie przepadał. Opór budzi nagromadzenie stereotypów i krzywdzących ujęć. Razi nieskomentowana i uzasadniona w estetyce farsowej przemoc wobec chłopa Walka ze strony pozornie nieszkodliwych Jenerała i Porucznika. Irytuje mizoginistyczny stosunek dramatopisarza i inscenizatora względem kobiet, które pokazane zostały jako głupie, słodkie i naiwne, wierzące, że życiowy sukces mogą osiągnąć jedynie dzięki swoim wdziękom (Pani Docent poluje na Profesora, Amelia na Tadzia, na Basię Lutek i Jenerał). 

Rymkiewicz napisał sztukę w trzech aktach, reżyser stołecznej inscenizacji zredukował ją do dwóch. Pierwsza część podąża wiernie za przydługim tekstem, przesyconym niepotrzebnymi intrygami. Druga trwa zaledwie 40 minut i pozostawia niedosyt, a dopiero tutaj zaczyna się „coś” dziać. Zrezygnowano z perypetii miłosnej, w której Basia decyduje się poślubić Jenerała – w spektaklu bierze świętokradczy ślub z Lutkiem (Tomasz Schuchardt), miłością z dawnych lat. Za sprawą nieźle poprowadzonego monologu komunistycznego ideowca, stylizowanego na stand-up (w końcu – jak twierdzi Rymkiewicz ustami swojej postaci – tradycyjny teatralny monolog nie ma racji bytu we współczesnym teatrze), ujawnia się prawdziwy wydźwięk upiornej komedii. Ugryziony przez upiora i zgwałcony przez Amelię Tadzio dogorywa na katafalku ku satysfakcji wzgardzonej Basi, która bierze ślub z Lutkiem, sama stając się upiorzycą. Pojawia się także element wyjęty z innego porządku teatralnego – wizualizacje przedstawiające zagadkową przemianę głupiutkiej Basi w Marylkę (Weronika Humaj). Nie wiadomo jednak, do czego ona prowadzi, bo spektakl gwałtowanie się urywa, a skonsternowany widz zastanawia się, dlaczego musiał znosić tę niepotrzebną i przydługą gadaninę w pierwszej części.

Reżyser uczynił z Dworu nad Narwią farsę w czystej postaci. Zabrakło wyrazistego kontrapunktu, który zrobiłby z niej konwencję, rodzaj gry. Kreacje aktorskie opierają się na gagach i sprośnych żartach. Lutek występuje w prześcieradle i kurczy dłonie niczym wampir Nosferatu, pojawia się też maszyna do badania duchów rodem z wczesnych filmów fantasy. Tu reżyser postąpił wbrew poecie, który słowami Lutka przestrzega: „Kto w tej komedii chciałby wyjąć żarty z naszej przeszłości narodowej, ten niech się tekstu tego – to do tych mówię, co ten tekst reżyserować będą – ten niech się tekstu tego nie dotyka. To jest komedia serio – a więc niemal dramat. I trzeba ten tekst grać, jak gra się dramat, wszystkie kwestie poetyckie podając z powagą, z sentymentem i z czcią, które się od nas naszej rodzimej przeszłości, które się od nas nam samym należą”.

Dramatyczna twórczość Rymkiewicza była w ostatnich latach przypominana w udanych realizacjach Piotra Cieplaka: Porwanie Europy (2017, Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach) i Ułani (2018, Teatr Narodowy w Warszawie). Cieplakowi daleko do konserwatywnego spojrzenia na naszą przeszłość i hołubienia rozmaitych duchów i widm, a wspomniane przedstawienia polemizują z Rymkiewiczem, poszerzając zawarte w jego twórczości sensy i odczarowując złą passę obecności jego sztuk na scenach. Wychodzi na to, że im bardziej wbrew Rymkiewiczowi, tym lepiej. Spektakl Dwór nad Narwią w Teatrze Ateneum niestety nie wykorzystał strategii „przeciw” sensom i „za” Rymkiewiczowską zabawą formą.

11-12-2019

Teatr Ateneum w Warszawie
Jarosław Marek Rymkiewicz
Dwór nad Narwią
reżyseria: Artur Tyszkiewicz
scenografia i kostiumy: Aleksandra Gąsior
muzyka: Borys Kunkiewicz
reżyseria światła: Karolina Gębska
wideo: Łukasz Kustrzyński, Bartek Warzecha
obsada: Dariusz Wnuk, Katarzyna Zawiślak–Dolny, Tomasz Schuchardt, Ewa Telega, Mateusz Łapka, Krzysztof Gosztyła, Przemysław Bluszcz, Janusz Łagodziński, Katarzyna Uherska, Bartłomiej Nowosielski, Weronika Humaj
premiera: 9.11.2019
Dwór nad Narwią, reż. Artur Tyszkiewicz, Teatr Ateneum w Warszawie
Dwór nad Narwią, reż. Artur Tyszkiewicz, Teatr Ateneum w Warszawie

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr Ateneum im. Stefana JaraczaTeatr Ateneum im. Stefana Jaracza

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.