Bluza płaska
- Po co tu jestem? Co ja tutaj robię? Kto mi dał skrzydła? – zastanawiał się papier toaletowy, kiedy się zerwał. Wydawało mu się, że się zerwał, a tak naprawdę został zerwany. W jednym kawałku, przedzielonym na pół małymi dziurkami. Stracił poczucie ciągłości. Kiedy był w rolce, wszystko miało sens. Było ciepło i bezpiecznie. A teraz się urwało. I spadło.
- Jak spadło, to trzeba wyrzucić.
- Jak to wyrzucić – obruszył się papier – przecież ja mam cele, marzenia. Gdyby nie to, że mnie zaskoczyliście, uniósłbym się do góry. Dajcie mi szansę.
- Ale ty i tak miałeś być do pupy.
- Co? Ja do pupy? Nie zgadzam się, nie ma mowy.
- I dobrze, bo jak spadłeś to się ubrudziłeś i się już nie nadajesz.
- Dlaczego chcecie mi to zrobić? Przecież nawet zwykły kawałek papieru toaletowego chciałby wiedzieć, że był po coś, że się do czegoś przydał, że jego życie miało sens.
- To co zrobimy?
- Wiecie co? To jak miałoby być do niczego, to niech będzie chociaż do pupy. Ja się zaraz otrzepię, przygotuję i niech się dzieje.
I tak się też stało. I wszyscy byli zadowoleni.
Mam takie zdjęcie z przedszkola: siedzę na małym krzesełku na tle kolorowej ściany, obok mnie duża lalka, ja w rajtuzach, juniorkach, noga założona na nogę, splecione dłonie mocno obejmują kolano… Zabawka, z którą się fotografowaliśmy, była wymienna: albo lalka, albo samochód. Wiedziałem i widziałem, że fotograf zapomniał wymienić, a może nie wymienił, bo usiadłem z nogą założoną na nogę jak dziewczynka? W każdym razie nic nie powiedziałem.
Zdjęcia wtedy robiło się inaczej, to był cały rytuał. Poszczególną klatkę można było naświetlić raz, a efekt oceniało się dopiero po wywołaniu. Piszę o tym zdjęciu, bo skrywa ono tajemnicę, która od teraz tajemnicą już nie będzie. Tajemnica niezbyt duża, ale zawsze. Otóż moja poza noga na nogę i splecione dłonie mocno obejmujące kolano tak naprawdę zasłaniają dziurę w rajtuzach. Nie da się tego udowodnić. Nie widać jej, ale ja pamiętam, że tam jest.
Przeczytałem wypowiedź jednego z dramatopisarzy. A może to była dramatopisarka? Nieważne. Ważne jest to, że w wypowiedzi padło stwierdzenie: „wiem, jak pisać dramaty”. Sprawdziłem. I przyznaję bez ironii: rzeczywiście wie. To, co pisze, czyta się z zainteresowaniem. Język, sposób opisywania świata, tworzenie postaci, konflikty, są naprawdę wypracowane i dopracowane, tak że po przeczytaniu niewielkiego fragmentu wiadomo już, że to ten właśnie autor. Czy też ta autorka. Ta formuła się sprawdza.
Z czego powstała, z czego jest ulepiona? Pewnie z wrodzonych predyspozycji, z takiego, a nie innego temperamentu, z takiej, a nie innej wrażliwości na świat. I oczywiście z doświadczenia i wiedzy. I z ciężkiej pracy. Dużo to czy mało?
W innych zawodach kwestia wykorzystania posiadanej wiedzy i wynikającej z jej stosowania powtarzalności jest niezbędna i daje możliwy do przewidzenia i sprawdzenia efekt. Ale w zawodach (nazwijmy je szumnie) twórczych ten końcowy efekt w dużej mierze zależy od odbiorcy.
Zaspokajać jego oczekiwania i przyzwyczajenia? Iść za tym, co sprawdzone, oswojone i w jakimś sensie pewne czy szukać i próbować znajdować inne rozwiązania? Na stwierdzenie „ja nie szukam, ja znajduję” może sobie pozwolić geniusz na miarę Picassa. A reszta?
A może to kwestia dojrzałości, czyli samoświadomości? Takie wypracowanie własnego stylu, rozpoznawalnego i sprawdzonego, i trwanie przy nim, skoro okazał się skuteczny w porozumieniu z odbiorcą. Dużo to więc czy mało? Głos wewnętrzny mówi mi, że mało. Ale o głosie wewnętrznym wszyscy chyba znają po parę anegdot, łącznie z tą, kiedy to głos wewnętrzny mówi na koniec: „Teraz to rzeczywiście masz przerąbane”. Więc po krótkiej wymianie zdań każę mu się przymknąć i samodzielnie już mówię, że to kwestia podejścia i uczciwości w stosunku do siebie. A uczciwości w stosunku do siebie jeszcze nikt nie zmierzył. I nikt jej nie sprawdzi, bo zasłonięta jak moja dziura w rajtuzach.
Niczego się tu nie domagam, do niczego nie wzywam, o nic nie walczę, nikomu nie robię wymówek. To tylko takie drobne zwolnienie, zatrzymanie. Patrzę na świat. Przyglądam się Jaśminowej Panience. Wracam do podstaw. Przyglądam się sobie.
- Opowiedz o bluzie.
- Jakiej bluzie?
- No tej, tutaj.
Tejtutaj bluza leżała na jej plecach, z rękawami przerzuconymi przez ramiona. I wzdychała.
- Coś cię boli? Dlaczego wzdychasz?
- Bo jestem płaska – powiedziała bluza.
- Nazywasz się Płaska?
- Bluza Płaska to nawet ładnie brzmi – wtrąciłem. – Nie znam co prawda żadnej dziewczynki o imieniu Bluza, ale gdybym znał, to pomyślałbym, że to całkiem ładne imię. A Płaska…
- Płaska to nie jest nazwisko. Płaska to znaczy taka „skapła”.
- …Aha – powiedziała Jaśminowa po chwili. – Rozumiem.
„Skapła” pochodzi prawdopodobnie od tego, że jak coś kapnie, na przykład kropla wody na podłogę, to robi się taka cienka no i w ogóle upadła. Ale nie na pewno.
- A w dodatku zwisam – dodała bluza i rozpłaszczyła się jeszcze bardziej.
- Nie wiem, jak ci pomóc.
- Gdybym się mogła wypełnić…
- To co?
- To mogłabym się spełnić.
- Tato, tato, zrób coś, żeby spełnić bluzę.
- Ja? To ty chciałaś… Może po prostu ją załóż.
- No dobrze.
Jaśminowa wsunęła ręce w rękawy… I bluza poczuła się spełniona.
- Wypełniona. Do spełnienia musiałabym się jeszcze zasunąć.
Dziękuję za bardzo.
10-04-2015
I’ve been getting regular facials here, and the difference in my skin is remarkable. My complexion is so much brighter! dysport injections torrance ca
The healing power of art can be transformative in drug treatment. houston alcoholism treatment
The importance of self-reflection cannot be overstated in rehab. IOP Program Nashville