AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Cisza

Fot. Karol Budrewicz  

- O telefonie, który zgubił motyla.
- Chyba o motylu, który zgubił telefon.
- Nie. Właśnie o telefonie, który zgubił motyla. Przecież motyle nie mają telefonów.

Tego nie byłbym taki pewny… Ale od początku: Telefon obudził się rano. Obudził go budzik. Telefon był dotykowy, ale nie poczuł się dotknięty. Wstał od razu i bez protestów. I wtedy przypomniał sobie, że zgubił motyla.
- Zgubiłem motyla. Zgubiłem motyla.
- Jakiego motyla?
- Prawdziwego.
- A… – przypomniałem sobie i ja. – Dzwonił wczoraj pan Grzegorz Motyl, ale stracił zasięg. Więc ani go nie zgubiłeś, ani nie był prawdziwy.
- Przeze mnie to wszystko jedno, czy ktoś się nazywa motyl czy jest motylem.
- Co to znaczy przez ciebie to wszystko jedno?
- No przez telefon.
- Aha.

Zastanawiałem się właśnie, czy przyznać mu rację, ale właśnie zaczął dzwonić. Odebrałem go.
- Dzień dobry, tu znowu Grzegorz Motyl. Wczoraj nie dokończyliśmy rozmowy.
- Mój motyl, mój motyl.
- Halo…
- Halo…
- Mój motyl, mój motyl – ekscytował się telefon.
- Przepraszam, ale telefon mi przerywa. Zapiszę pana numer i oddzwonię.

Rozłączyłem się.

- Czy możesz nie wtrącać się do rozmowy? Zapisuję Motyla i już go masz w pamięci.
- I o to chodziło.
- Czy mogę teraz spokojnie oddzwonić?
- A po co?
- Żeby dowiedzieć się, czego chce.
- A po co chcesz wiedzieć, czego chce motyl? Wystarczy, że jest.

Cisza nie jest trwałym stanem skupienia. Kiedy zapada, znaczy to tyle, że albo coś się właśnie wydarzyło, albo coś się zaraz wydarzy.  

Najwyraźniej można to odczuć w teatrze, na spektaklu. Nie dość, że przeżywanie ciszy odbywa się zbiorowo, to jest ona dodatkowo zaplanowana i oczekiwana, ale jako stan przejściowy właśnie. Zalega, kiedy gasną światła i już, zaraz ma się rozpocząć przedstawienie, potem na wybrzmienie scen i wreszcie na koniec, kiedy spektakl już wygasł, ale jeszcze nie czas na brawa.

Lubię te chwile. Ale zauważam, że stają się coraz rzadsze. I to także objawia się najwyraźniej, przynajmniej dla mnie, w teatrze. Coraz częściej kiedy wchodzę na widownię, spektakl już trwa, choć się nie spóźniłem. Potem, już w trakcie, sceny nakładają się na siebie bądź to przez działanie, bądź choćby przez nakładanie się dźwięku. I wreszcie finał, rzecz zdawałoby się nie do ruszenia w kwestii ciszy, ale na własne oczy widziałem, jak to na tej samej scenie jedni aktorzy kończyli przedstawienie, a inni stali, już tylko po to, żeby się kłaniać.   

Mamy problemy z ciszą. Może z irracjonalnego strachu, że jeśli zapadnie, to potem nic się już nie wydarzy?… Cisza staje się czymś obcym i niepożądanym.

Te refleksje wzięły się właśnie z ciszy, choć ze specyficznego jej rodzaju, a mianowicie z ciszy wyborczej. O polityce wtedy nie można, ale można – a biorąc pod uwagę strach przed ciszą, to nawet trzeba ją czymś zastąpić. I oto okazuje się, że istnieje cała masa innych ciekawych tematów. Tyle tylko, że w swej różnorodności są jedynie chwilowymi, szybko zapominanymi jednorazowymi impulsami.

Nie jest to odkrywczy wniosek, że mamy w sobie utrwalone tory myślenia. W tym akurat wypadku stereotypem jest to, że hasłu „życie” od dłuższego czasu odpowiada hasło „polityka”. Dla wielu jest już nawet odwrotnie: najpierw polityka, bo polityka to życie.

Przyzwyczajono nas i nadal nam się to wmawia, że najważniejsze są wydarzenia polityczne choćby najmniejszej rangi. Moje twórcze podejście i oryginalny wkład polega na tym, że proponuję hasło „polityka” zastąpić hasłem „teatr”.

Bo gdyby tak skupić się na teatrze? Ale nie przez dzień czy dwa. Tylko na stałe. Poranne programy to spotkania i rozmowy z dyrektorami teatrów i aktorami. Potem relacje z prób, pełne, kilkugodzinne, okraszone wywiadami z reżyserem, który szeroko roztacza swoje przedpremierowe wizje. A wieczorami pokazujemy, co z tego wyszło… Po pokazach znowu spotkania w studio. Wszyscy stają się rozpoznawalni, wszyscy mają wszystko do powiedzenia: wydają opinie, wygłaszają poglądy, ferują wyroki.

Że życie jest teatrem, to już słyszeliśmy. Gdyby zrealizować moją propozycję, stałby się on codziennością. Dla ogromnej części społeczeństwa teatr stałby się życiem.

I to byłoby straszne.

- Aua, aua, fru, brzdęk i bum – krzyczał pieniądz, kiedy wypadał z Jaśminowej ręki i toczył się po podłodze. A „ale spadłem” dodał, kiedy już leżał płasko.
- Przepraszam, nie chciałam.
- A co mi z twojego przepraszam. Podnieś mnie natychmiast!
- Dlaczego jesteś taki nieuprzejmy?
- Nie zagaduj mnie tu. Ja wiem, mówi się, że pieniądze leżą na ulicy. Ale to nieprawda. Prawdą jest, że wystarczy się tylko schylić. No schyl się wreszcie, bo…
- Bo co?
- Bo nic ci nie kupię.
- A co mi chciałeś kupić? 
- Mogę ci kupić wszystko. Lalkę, nową hulajnogę, dwa kilogramy winogron i jeszcze tysiąc balonów.
- A kto nadmucha te wszystkie balony?
- A co mnie to obchodzi! Chcesz czy nie? 
- A możesz kupić… No nie wiem…
- No nie wiem.

I zaległa cisza.
Dziękuję za bardzo.

5-06-2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Mariusz Pilawski
    Mariusz Pilawski 2015-06-11   23:20:21
    Cytuj

    Witam, tak się składa,że całkiem niedawno i ja napisałem felieton... do pisma - periodyku, który wydaje łódzka Manufaktura i podobne mnie naszły reminiscencje.. Pan to tak artystycznie tryknął , a ja na 'odpympaj..". bo dzięki temu wklejają w te kolorowe strony repertuar mojego Teatru Małego w Manufakturze.. Przeczytałem Pański, może Pan przeczyta mój? Zapraszam kiedyś do Łodzi , w Manufakturze się produkuje od sześciu lat Repertuarowy Teatr Dramatyczny pod nazwą Mały... oto ten tekst co się w podobnej intencji zrodził w mojej jaźni, Mariusz Pilawski/maj 2015/ felieton na lato w MANUALL FUNKCJA CISZY.. Zasiadam do felietonu w przeddzień wyboru prezydenta mojej ojczyzny i budzi się we mnie przekora, bo obowiązuje „wyborcza cisza”. Nie wolno agitować, zadawać pytań, zastanawiać się głośno nad sprawą . Należy mieć w tym temacie zamknięte usta i tak tkwić w zawieszeniu „pomiędzy ustami a brzegiem pucharu” przez dwie doby. Nastąpił tzw. „syndrom Papkina”. Pamiętacie Państwo z fredrowskiej Zemsty moment kiedy to piękna Klara stawia trzy warunki „bohaterskiemu” mężowi stanu? Jednym jest milczenie przez rok cały i ani dnia krócej. Jeżeli absztyfikant do tego przyniesie jej żyjącego w Afryce potwora co się zowie krokodylem i na dodatek powstrzyma swoje chuci do jedzenia i picia przez trzy miesiące – wówczas zdobędzie serce Klaruni i ona odda mu swą delikatną rękę. Na zawsze! Gra warta świeczki… Wszak posianie potem sprawi, że czeredka „papkiniątek” zasili szeregi ludzkości. Jak ta przypowieść się kończy wszyscy wiemy. Cześnik wyciąga rękę do Rejenta i zebrani na scenie bohaterowie dzieła wołają: „zgoda, zgoda!”. Niby pięknie, ale czy aby na pewno? Przecie literacka fikcja nie zawsze pokrywa się z realnością bytu. Mój naród, moja ojczyzna ( jak to pompatycznie brzmi, ale papier cierpliwie znosi każdą myśl) tkwi w uwikłaniu niezgody i jutro Polacy staną do urn. Czytelnik tych przemyśleń będzie znał prawdę ostateczną, ale moja ręka w porannej ciszy wiedzie po klawiaturze z kompletną niewiedzą ostatecznego werdyktu. Naród, Polacy zawiśli w oczekiwaniu na finał. Zawsze jednak w tym uniesieniu znajdzie się jakoś ktoś durnowaty i będzie czynił wbrew naturze. Ot, piąta rano a tu nadleciał w moim przypadku dzięcioł i na osiedlowej, wcale wysokiej lampie zasiadł i… stuka – puka w jej niezagasłą jeszcze górną obudowę. Budzi osiedlowych śpiochów w sobotni poranek. Przeszkadza swym naiwnym przymusem wkomponowanym w jego – dzięcioła naturę. No, idiota chciałoby się powiedzieć . Walić w plastikowa czaszę lampy. Czemu to ma służyć? Niech poszuka drzewa waryjot! Może on jaki zwichrowany? Lekko nienormalny, że rytmem „dzięciolich” organicznych impulsów przeszkadza ludziom spać? Widać udowadnia zasadność powiedzenia „głupi dzięcioł”. Wczoraj po osiedlu grasowali tłumnie tzw. „wyborczy wolontariusze” . Wyszedłem z psami na spacer przed północą by w cichości podsumować kończący się dzień, a tu jak raz zza wyłomu bloku pędzi z plakatami wizerunku Korwina młody człowiek, za chwile dwóch zwolenników Palikota. Rozwieszają plakaty wyborcze przy blokowych klatkach . Tu Duda, tam Kukiz, Komorowski po drugiej stronie. Przy każdej klatce ktoś inny. Wędruję po osiedlowych trawnikach z foliową torebką w kieszeni i myślę, że postawię na los. Który z nich będzie przylepiony przy drzwiach do mojej klatki, na tego postawię głos. Dumny ze swoich przemyśleń podchodzę do domowego wejścia, a tu „masz ci los” nie wisi nic. Wszędzie powiesili , a moje wejście ominęli. Jawna niesprawiedliwość. Będę musiał wrócić do rozważań wyborczych raniuteńko. Póki co powspominam moje spotkania z ciszą a potem zasnę przykładnie przy żonie, która już od godziny śni snem sprawiedliwym. Czy jest „cisza absolutna” ? Otóż jest. Tylko schowana w mojej jaźni, zamknięta w kokonie, zamyśleń, przemyśleń, wymyśleń - hermetycznie ogarnięta moją wyobraźnią. Kiedy leżę na plaży, a fale morza biją o brzeg i skrzeczy przelatująca mewa, albo górskie podmuchy wiatru mieszające się z oddechem mojego zmęczenia gdy stoję na grani lub poboczu Połoniny Wetlińskiej czy Caryńskiej- wszystko jedno, byle w ukochanych Bieszczadach. Stukot kół rozpędzonego pociągu mknącego w siną dal na północ, południe, zachód czy wschód…, chwila ciszy przed rozpoczęciem teatralnego spektaklu gdy po zgaśnięciu reflektorów następuje moment rozjaśnienia i publiczność poddaje się scenicznej historii , którą dziś odegrają aktorzy. Tak dużo ludzi jest na Ziemi, każdy musi coś zjeść, ubrać się, popracować… i kiedy miliardy nas „człowieków” ogarnia przestrzeń życia - lekko nad połaciami ziemi, tuż pod niebem ciemnym i rozgwieżdżonym - przenikającym w nieodgadniony kosmos, albo pośród pniami leśnych drzew, na wyludnionych ulicach miast , wkoło wiejskich kapliczek, na namiotowych polach, w domach, mieszkaniach panoszy się cisza sankcjonująca sen. Należny i naturalny. I w rytm oddechu leżącego kogoś obok zasypiamy z błogą obojętnością na „polski wyborczy efekt” . Problem powróci rankiem, po śniadaniu, ale póki co weźmy pod pachę ciszę i idźmy wypocząć. Wakacje za pasem… Już za pare dni, za dni pare weźmiesz plecak swój i gitarę – pożegnania kilka słów… Lato nadchodzi wielkimi krokami… Będzie piękne. Powodzenia…  wyplótł z mojej głowy tak jak Pański Panu...