AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Festiwal Utopii

Fot. Karol Budrewicz  

Festiwal Utopii to próba rozmowy o naszej przyszłości i o dniu dzisiejszym. Bo coś się stało z rzeczywistością. Przestała zadowalać. Wszystkich: prawicowców i lewicowców, tych, co na górze i tych, co na dole, czerwonych i brunatnych. Wszyscy rozumieją, że tak jak teraz dalej już żyć nie można. W zasadzie da się w tym przekonaniu dostrzec Ideę Narodową. Ale gdy postąpić krok dalej – wspólnota idei znika. […]

Interesuje nas poznanie prawdziwych pragnień ludzi. Prosimy ich, żeby podzielili się swoimi marzeniami o świecie, który by ich zadowolił. Marzenia spisane na papierze stają się utopią. Bo utopia to po prostu scenariusz, do którego realizacji jeszcze nie doszło. Ludzie zaś, jak przekonywał Sokrates, dążą jedynie do tego, czego są pozbawieni, do tego, co jeszcze nie istnieje.

W ten sposób Michaił Ugarow zaprasza na spotkanie, które ma się odbyć (piszę te słowa 12 czerwca) w Teatrze.doc w sobotę 13 czerwca 2015 roku. Ugarow zaprasza do obecnej siedziby teatru przy ulicy Spartakowskiej 3, gdzie docowcy działają od wyrzucenia ich zimą z piwnicy przy Triechprudnym Pierieułku.

Od trzech tygodni wiadomo, że Spartakowska też się niedługo skończy. 28 maja Jelena Gremina poinformowała na Facebooku: „Z Dokiem znów zostanie rozwiązana umowa o najmie lokalu. Mamy ulgowo miesiąc, półtora na spakowanie się a od sierpnia nasze ulubione pytanie – gdzie grać spektakle – staje się znów aktualne”.

Wszystko zaczęło się 6 maja, w dniu premiery Bołotnowo dieła („Sprawy Placu Błotnego”). To na tym właśnie położonym w centrum Moskwy placu odbywały się zimą 2011/2012 roku największe manifestacje antyputinowskie. Ich przyczyną były sfałszowane wybory, w wyniku których Władimir Władimirowicz po czterech latach premierowania powrócił na stanowisko prezydenta trzymane dla niego przez kolegę, Dmitrija Anatolewicza (Miedwiediewa). Nie były to pierwsze sfałszowane w Rosji wybory (innych niż sfałszowane dotąd tam nie było), ale te wzbudziły wyjątkowe oburzenie „wszystkich” – jak pisze Ugarow – prawych i lewych, czerwonych i brunatnych.

Sprawa Placu Błotnego to klasyczny verbatim („dosłowny zapis rzeczywistości”), oparty na rozmowach z bliskimi aresztowanych i skazanych uczestników protestu. Grający ich role aktorzy Docu opowiadają o widzeniach, o lęku, czy kończąca się za kilkanaście miesięcy odsiadka nie zostanie wydłużona nowym wyrokiem, o tym, jak wygląda ceremonia ślubna w więzieniu (nowożeńcom przysługuje dziesięciominutowe widzenie). Przez cały czas trwania spektaklu grający odwijają cukierki z papierków – regulamin więzienny zabrania przekazywania słodyczy w opakowaniach.

Siedzą niewinni ludzie. Im i ich bliskim zniszczono życie. Społeczeństwo coraz mniej pamięta o aresztowanych, gdyż media są dziś nasycone całkiem odmiennymi negatywnymi emocjami. Jest taka stara mądrość: nie możesz zmienić sytuacji, to zmień swój stosunek do niej. W wypadku „sprawy placu Błotnego” społeczeństwu nie udało się niczego zmienić, więc po prostu usiłuje zapomnieć o tym, co się wydarzyło – tłumaczyła swój wybór repertuarowy Gremina, dodając, że nie można nazywać się Teatrem.doc i nie zająć tym tematem.

W dniu premiery drzwi do Docowskiej oficyny na ulicy Spartakowskiej się nie zamykały. Było siedem wizyt różnych służb mundurowych. W końcu trójka złożona z pani prokurator Aleksandry Muzalewy, lejtnanta straży pożarnej Murata Pszidatoka i przewodniczącego inspekcji administracyjno-technicznej rejonu Basmannego, Aleksieja Lisicy, znalazły to, o co chodziło – brak umowy o wywóz śmieci.

Tak się złożyło, że kiedy przed kilku laty pracowaliśmy z Ugarowem nad polsko-rosyjskim spektaklem 1612, nasiliły się represje wobec „Wolnego Teatru” z Mińska. Spytałem go, czy nie obawia się, że Doc także stanie się obiektem prześladowań? Misza lekceważąco machnął ręką i powiedział, że bardziej go przygnębiło wydawnictwo rosyjskiego MSZ-u: folder reklamujący osiągnięcia i wspaniałości putinowskiej Rosji. W kilku akapitach poświęconych największym osiągnięciom rosyjskiego teatru znalazła się też pochwalna wzmianka o Docu… Scena niewahająca się robić przedstawień o Biesłanie czy o Dubrowce (w obu wypadkach bezwzględne i chaotyczne działanie rosyjskich służb specjalnych doprowadziło do rzezi wśród zakładników – obywateli Rosji) stała się listkiem figowym świadczącym o „liberalizmie” kremlowskiego reżimu. Oczywiście szło o jej „niską szkodliwość społeczną”, co bowiem można wykrzyczeć w piwnicy, gdzie z trudem mieści się setka osób?

Co za los – być w „łapach humanistów”!

Nękanie Docu jest miarą zaniepokojenia, jakie panuje dziś na Kremlu. Z bywalca światowych salonów Putin staje się wielkoruską wersją Łukaszenki.

Tom swoich wspomnień o przygodach z władzą radziecką Aleksander Sołżenicyn zatytułował Bodło cielę dąb. W chwili, gdy książka ukazywała się w latach 70., wynik starcia wydawał się remisowy – dąb wciąż stał, ale cielę też przeżyło.

„Docowskie cielę” bodzie, jak zawsze, mądrze. Nie jest przypadkiem, że w niecały miesiąc po upamiętnieniu protestów na Placu Błotnym Doc prosi swych widzów o pisanie scenariuszy przyszłych utopii. Brak pozytywnego programu na przyszłość – poza hasłem „Rosja bez Putina” – był przecież główną słabością moskiewskich manifestacji. Podobnie, jak madryckich, nowojorskich, stambulskich i innych.

Moskiewskich demonstrantów, którzy samych siebie określali jako „klasa kreatywna”, cechowała wręcz niechęć do tworzenia programu, struktur, planów politycznych itd. Wynikało to ze strachu przed tym, że „ktoś” ruchem zawładnie, wykorzysta go, przejmie. Wynikało ze wzajemnego braku zaufania, które powodowało, że mówców na kolejnych wiecach wybierano w tajnych głosowaniach w internecie.

Maksymilian Robespierre jest autorem dwuznacznego aforyzmu: „Nieufność jest dla wolności tym, czym zazdrość dla miłości”. Zdaje się, że przywódcy jakobinów chodziło podkreślenie zalet braku zaufania… Cóż, żył samotnie; jeśli kochał, to tylko swoje jedyne dziecię – Wielką Rewolucję i mógł nie zdawać sobie sprawy jak niszczycielska dla każdej miłości jest zazdrość. Tak samo jak nieufność wtrącająca w niewolę ciągłych podejrzeń.

Iwan Krastew w książce Demokracja: przepraszamy za usterki dokonał próby podsumowania tych wszystkich „moskiewskich zim” i „arabskich wiosen”, tej wielkiej fali protestu, która przelała się przez świat od São Paulo i Nowego Jorku do Kairu, Moskwy i Bangkoku. Ogląd systemu przez protestujących nie różni się zbytnio od tego z nastoletniej antyutopii Collins [chodzi o Igrzyska śmierci – K.K.], w której nowoczesne społeczeństwo to zasadniczo średniowiecze w wersji high-tech widziane oczami niepiśmiennego chłopa. […] Protestujący to rozwścieczone jednostki. Cieszy je bycie razem, cieszy wspólna walka, ale nie mają żadnego zbiorowego projektu. To rewolucja powodowana oburzeniem i kierowana nadzieją, każdego kusi, by w niej uczestniczyć. Zarówno skrajna lewica, jak i skrajna prawica czują się w ramach takiej rewolucji u siebie: to w końcu rewolucja dobrego ludu przeciw złym panującym…

Naprawdę czas najwyższy pisać scenariusze przyszłości. Choćby utopijne.

15-06-2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (3)