Lech
Dużo się pisze o Lechu Raczaku, dużo też mówi, dużo więcej, niż kiedy żył. On chyba lubił te swoje boczne ścieżki i ostrą amunicję. Nie bywał i się nie dogadywał. Gdy widział małość ludzkich spraw, nie chciał w nich uczestniczyć, nie wchodził w kompromisy. Jak stary wilk szukał swoich nowych tropów. Ósemki nazywano kiedyś Rolling Stonesami polskiego teatru alternatywnego. Jeżeli tak, to Mickiem Jaggerem był Raczak – nie jako frontman, ale ten, który zbierał energię i nadawał kierunek. Z gęby też zresztą trochę był jak Jagger.
Rach-ciach i Lechu w piach.
Nie mam tylu wspomnień i tylu przygód z Raczakiem, co koledzy piszący o nim na tym i innych portalach. I dlatego będę pisał nie wspominki, ale wypominki (dla nas). I w dodatku nie będzie to o jego teatrze, ale o nim, mimo że go tak naprawdę dobrze nie znałem.
Dlaczego nie o jego teatrze tylko o nim? Bo Lech Raczak, gdy się z nim gadało, nigdy nie mówił o sobie, tylko o teatrze, który robi lub miał zamiar robić. Więc ja tutaj na odwrót: o nim, a nie o teatrze. Raczak należał do nielicznych artystów na tej ziemi, którzy prawie nigdy nie mówili o sobie, ale o tym, co chcą zrobić lub aktualnie robią. Mam wyjątkową alergię na tych, którzy zaczynają każde zdanie od „ja”, którzy każą się dopieszczać, litować, zachwycać sobą, którzy muszą być lepsi i ważniejsi od innych i nie mogą długo wytrzymać jakiejkolwiek rozmowy, w której tematem nie stają się oni sami.
Dlatego po moim ostatnim spotkaniu z Raczakiem w Legnicy po premierze spektaklu Pawła Passiniego, gdy siedzieliśmy na piwie i On charczący przez chorą krtań, wykłócał się z Jackiem Głombem o jakieś detale w sprawie wznowienia swojego Czasu terroru, zastanawiałem się, jak on to robi? Nie odpuszcza, chce robić, ma w dupie przeciwności zewnętrzne i dodatkowo nie terroryzuje nikogo własną chorobą ani własną osobowością. Zastanawiałem się, czy on tak miał zawsze, czy to wypracował?
Rach-ciach i Lechu w piach.
Na cmentarzu w jaskrawym, pierwszym od wielu dni słońcu stała piękna urna. Wielki Lech w małej urnie, to jakiś absurd. Cmentarz był pełen ludzi, szkoda, że większość po pięćdziesiątce. Jacek Hałas ze swoją lirą korbową, ze swoim dziadowskim zaśpiewem o kłótni duszy z ciałem dał mi po wszystkich kręgach. Ale nie, że łzy, tylko że nagle wszystko się zgadzało: ta pieśń dziadowska z tą urną na jakimś absurdalnym srebrnym stelażu, rudowłosa skrzypaczka, jakieś plątaniny kabli, piękna żona Lecha z wtuloną w nią córką i dziesiątki zamyślonych ludzi, z których ponad połowa na pewno w tym momencie próbowała przypomnieć sobie swoje spotkania z Lechem. A niektórzy szukali go wzrokiem pośród obecnych, bo przecież był zawsze, więc i teraz pewnie gdzieś tu stoi...
A potem na stypie sam go odruchowo wypatrywałem między jednym winem a drugim. Stwierdzenie, że się czuło, że on tam jest z nami, byłoby grafomańskim sentymentalnym wzdychaniem. A jednak kilka razy przyszło mi do głowy, że już tu powinien być i że najwyraźniej się spóźnia.
Wyjeżdżając z Poznania, miałem poczucie jasności, gorąca. Ludzie gadali ze sobą żywo i namiętnie, jak po jakiejś premierze. Może to przez odczytanie życiorysu osiemnastoletniego Lecha Raczaka, złożonego razem z innymi papierami na studia – naiwnego i pełnego żaru, kryjącego się za formalnym językiem. Tak jakby wszystko zaraz miało zacząć się od nowa, jeszcze raz. A może to tylko mi było tak jasno? Może mu po koleżeńsku zazdrościłem?
Rach-ciach i Lechu w piach.
Miało nie być o Jego teatrze, ale jednak wspomnę. Na początku miałem problem z teatrem Lecha po Ósemkach. Zadawałem sobie pytanie: czy jego nowi aktorzy grają z siebie, o sobie, czy przeciwnie – są na scenie kimś innym? Podejrzenie, że nie grają z siebie i o sobie, mocno mi przeszkadzało. Aż do momentu, kiedy zrozumiałem, że nie o to chodzi w sztuce. Założenie czy oczekiwanie robienia sztuki o sobie i z siebie daje w którymś momencie powtarzalność, rutynę i w końcu jałowość. Jest coś, czego należy szukać w sobie, ale w odniesieniu do innych wielkich tematów. Większych niż ja sam. Trzeba szukać, zmieniając kierunek, pytanie, relację, kontekst, tekst i temat. Ciągle zmieniać i ciągle szukać tego samego podstawowego sensu. Lech Raczak potrafił to robić.
Życzę nam wszystkim, Panie Artystki i Panowie Artyści, być jak Lech Raczak. I wtedy nieważne popiół czy piach, i tak będą o was pamiętać.
17-02-2020
How do you feel about Velo Ice Cool Strong?
Naprawdę jesteś wyjątkowy, ponieważ masz niezwykłą zdolność motywowania innych za pomocą zaledwie kilku słów. Dave The Diver
Raczak należał do nielicznych artystów na tej ziemi, którzy prawie nigdy nie mówili o sobie, ale o tym, co chcą zrobić lub aktualnie robią.- foundation repair company near me
Warto czasami zastanowić się nad tym, co jest dla nas naprawdę ważne i czy robimy wszystko, co w naszej mocy, aby osiągnąć nasze cele. Lech Raczak był dobrym przykładem artysty, który nigdy nie odpuszczał i zawsze dążył do tego, co chciał osiągnąć. tunnel rush
Pan Maciej Wojtyszko w swoim felietonie wywołał temat, zadałam mu kulturalnie pytanie w komentarzu, ale nie odpowiedział (co jest niekulturalne), więc chciałam zapytać oficjalnie: DLACZEGO U PANA ŁUKASZA DREWNIAKA NIE MOŻNA ZOSTAWIAĆ KOMENTARZY?
osobnyteatrosobny.blogspot.com
Katarzyna Klebba i Daria Anfelli. /rudowłosa skrzypaczka, żona Lecha/
Dziękuję Ci Tomku za to opisanie postaci Lecha Raczaka. Inaczej - a mocniej