List do Wandy Zwinogrodzkiej
Droga Wando,
bardzo długo się nie widzieliśmy i od dawna nie rozmawialiśmy ze sobą, ale mam nadzieję, że dawna znajomość i koleżeństwo z okresu studiów usprawiedliwia ten nieoficjalny ton listu.
Przeczytałem Twoje wystąpienie na katowickiej konwencji PiS-u. Miało tytuł: Polityka kulturalna, czyli o umacnianiu więzi wspólnotowych [tekst wystąpienia dostępny tutaj - s. 109]. Rozpoczęłaś od rozważenia sensu zmiany w nomenklaturze dotyczącej jubileuszu Teatru Narodowego.
„Przed pół wiekiem, w roku 1965, czyli w pełnym rozkwicie PRL-u, rocznicę tę obchodzono bardzo uroczyście jako 200-lecie Teatru Narodowego. Teraz jest inaczej. MKiDN celebruje »250 lat teatru publicznego w Polsce«. Ta podmiana słów i – oczywiście – sensów jest operacją całkowicie świadomą i celową, czego nie kryją jej pomysłodawcy”.
A dlaczego mieliby kryć? Pomysłodawca tej zmiany, profesor Kosiński, tłumaczy w jubileuszowej eksplikacji, że termin „publiczny” uznał po prostu za bardziej „inkluzywny”.
Wydaje się, że z taką opinią trudno się nie zgodzić tym wszystkim, którzy, tak jak my, droga Wando, słuchali na Wydziale Wiedzy o Teatrze wykładów Anny Kuligowskiej i Teresy Kostkiewicz na temat polskiego Oświecenia. Przecież gdyby wówczas działało dzisiejsze prawo autorskie, to tamtego teatru by zwyczajnie nie było! Oparty był przecież niemal wyłącznie na pospiesznych i topornych przeróbkach sztuk Moliera i Destousches’a. Dokonywano ich na konkretne zamówienie polityczne kochanka carycy Katarzyny, który zasiadł na tronie polskim przy jawnym wsparciu rosyjskich bagnetów. Tematem sztuk było wyłącznie naśmiewanie się z wad społeczeństwa polskiego. Nigdy Szkło kontaktowe nie było tak zjadliwe wobec posłanki Pawłowicz, jak Bohomolec z Bielawskim wobec tych wszystkich swoich Sarmackich i Staruszkiewiczów. Tak więc: 19 listopada 1765 roku otworzył swe podwoje teatr ówczesnych lemingów, którzy mówili po francusku, ubierali się po francusku i marzyli o tym, żeby być Francuzami, a nie Polakami. Tak by ich przynajmniej opisała „Gazeta Polska”, gdyby wtedy wychodziła.
I Ty, Wando, bardzo dobrze to wiesz.
Ponieważ słuchałaś również wykładów Marty Fik, nie powinno Cię dziwić, że w pełnym rozkwicie PRL-u wybijano tak uroczyście „narodowy” charakter sceny na Placu Teatralnym.
Jesień 1965 roku to był już czas, kiedy Gomułka coraz bardziej zdecydowanie zaczynał grać kartą narodową, a różne nurty w PZPR coraz wyraźniej zmierzały w stronę „nacjonal-bolszewizmu”. Już za chwilę pod auspicjami Mieczysława Moczara i Kazimierza Rusinka (wiceministra kultury, który patronował obchodom Teatru Narodowego) miała się rozpocząć kampania przeciw „encyklopedystom”, czyli tym „wykształciuchom”, którzy stworzyli „niesłuszne” hasła w Wielkiej Encyklopedii PWN. A w perspektywie był już marzec ‘68, kiedy to w imię „narodu” z wykształciuchami załatwiono się ostatecznie.
Te przeinaczenia, pominięcia i fałszywe interpretacje, jakie proponujesz, mają, jak rozumiem, stanowić podstawę nowej „polityki kulturalnej”, której celem będzie „umacnianie więzi wspólnotowych”.
Mówiłaś w Katowicach: „Wspólnota polityczna powstaje na gruncie czytelnie zdefiniowanej tożsamości – w nowożytnej Europie przeważnie na gruncie tożsamości narodowej”.
Ponieważ tak ja i ja słuchałaś, Wando, wykładów Stefana Mellera, wiesz doskonale, że tożsamość w nowożytnej Europie określała się przeważnie nie na gruncie tożsamości narodowej, która – w naszym dzisiejszym rozumieniu – jest wynalazkiem stosunkowo niedawnym. Nie będę Ci przytaczał księdza Orzechowskiego „gente Ruthenus, natione Polonus”, ani tłumaczył fenomenów „narodu szlacheckiego” I Rzeczpospolitej czy patriotyzmu habsburskiego, bo Ty to wszystko doskonale znasz. Ale zawieszasz tę wiedzę, żeby wezwać mnie do „bycia dumnym z tego, że jestem Polakiem”. Przepraszam – nie jestem. Tak jak nie odczuwam specjalnej dumy z tego, że jestem mężczyzną albo że jestem praworęczny. Bardzo mi przykro, ale nie potrafię po prostu być dumnym z czegoś, co nie jest moją zasługą, tylko takim, a nie innym losem na genetycznym kole fortuny.
Wando, skończyliśmy ten sam Wydział Wiedzy o Teatrze. Prócz profesorów wyżej już wymienionych uczyli nas: Zbigniew Raszewski, Jerzy Timoszewicz, Lech Sokół, Zbigniew Wilski, Józef Szczublewski. Każdy z nich był fascynującą indywidualnością, ale też wszyscy tworzyli swoistą wspólnotę światopoglądową wokół zbioru zasad, które wydawały mi się wówczas zresztą dość oczywiste i naturalne jak oddychanie.
Dopiero z punktu widzenie dzisiejszych podziałów („my stoimy tu, oni tam, gdzie ZOMO”) widać, ile w ich naukach było kosmopolitycznego liberalizmu, niebezpiecznej tolerancji wobec odmienności (która przecież jakże łatwo może stać się koniem trojańskim zagrażającym naszej z takim trudem uczytelnionej tożsamości narodowej), lekkomyślnej otwartości na nowe prądy (mogące wszak nieść w sobie zabójcze wręcz miazmaty).
Nasi profesorowie jedynie tłumaczyli świat, a Ty, Wando, chcesz go zmienić.
W Twoim nowym świecie nie będzie już głupoty, karierowiczostwa, nieuczciwości, partyjniactwa. Pracując przez lata w TVP dosyć się tego wszystkiego naoglądałaś i naprawdę doskonale rozumiem Twój bunt. Mam natomiast poważne wątpliwości co do zaproponowanej przez Ciebie „rewolucyjnej strategii”.
Wredne koterie zostaną zastąpione przez „wspólnotę polityczną powstałą na gruncie czytelnie zdefiniowanej wspólnoty narodowej”.
Więc pytanie: czy ja, Wando, mam szansę należeć do tej wspólnoty? Tożsamość moja narodowa czytelna i nie do ruszenia (choć, co uczciwie przyznałem wyżej, nie jest to dla mnie powód do jakiegoś wielkiego aj waj), matka ma z domu Gawarecka, a wuj – ksiądz dziekan zakroczymski; więc jak? Da radę?
A Gombrowicz w tej wspólnocie będzie? Czy tylko Weyssenhoff? Ja oczywiście rozumiem decyzję ministra edukacji w jedynym polskim rządzie, żeby Ferdydurke zastąpić Sobolem i panną, dziełem „wybornego stylisty”: „Las już zamroczył się w podcieniach i mocno pachnął żywicą sosen; wyrastał w gruncie nierównym, pogarbionym w szańce, przykopy i mamelony, za czym się jeszcze wyższym [nic nie poradzę – tak jest wydrukowane! – K.K.], a przygodni starożytnicy poznawali w tych wybujałościach gruntu »okopy szwedzkie«”. (Jak boga kocham – nie szukałem specjalnie, tak mi się otworzyło!) Więc jak mówię, rozumiem ministra Giertycha, bo niby dlaczego dzieci mają mieć łatwiej? Przecież nic tak nie krzepi ducha (narodowego), jak zimny wychów cieląt.
„Potrzeba odczuwania bezpieczeństwa w zbiorowości i uwolnienie się od [osobistej – K.K.] odpowiedzialności kryje w sobie – jak mi się zdaje – największy potencjał antyludzki”.
To słowa Haralda Welzera z książki Sprawcy. Dlaczego zwykli ludzie dokonali masowych mordów.
Długo się wahałem, czy je przytoczyć. Boję się, że nie uwierzysz mi, Wando, że nie chcę wcale porównywać Twojej partii do NSDAP i że uważam takie porównania za skrajnie idiotyczne, a Welzer jest po prostu nie do końca wprawdzie przypadkową, ale jednak – zwykłą wakacyjną lekturą.
Jest jednak w tej książce kilka tez tak sugestywnych i niepokojących, tak niebezpiecznie rymujących się z naszą współczesnością, że postanowiłem strzelić sobie samobója i zacytować. Wydaje mi się to pożyteczne i w kontekście mojego listu, i w sytuacji kościelno-narodowej ofensywy, jaka ma miejsce.
Oczywiście lwią cześć swoich rozważań Welzer poświęca masowym mordom na Żydach dokonywanym przez Einsatzgruppen i Sonderkommanda na Wschodzie, ale omawia też wojnę w Wietnamie, Ruandzie i Jugosławii. Przez cały czas stara się odpowiedzieć na pytanie, jak to się dzieje, że ludzie, którzy zamordowali właśnie 300-400 osób (taka była „dniówka” dla strzelca Sonderkommando) niezmiennie uważają się za normalnych i przyzwoitych. Co więcej, po 3-4-letnim krwawym epizodzie wracają do swoich małych ojczyzn, gdzie żyją spokojnie, wychowują dzieci, są społecznikami, aktywnymi uczestnikami wspólnot parafialnych, dobrymi sąsiadami, na których zawsze można polegać?
Przedzierając się przez tomy akt sądowych i relacji świadków Welzer dochodzi do wniosku, że wstrząsająco dobre samopoczucie niemieckich morderców (ale także chorwackich, serbskich, amerykańskich i każdych innych) wynika stąd, że usunęli przed dokonaniem mordu swe ofiary z „uniwersum powszechnych zobowiązań”, na którym opiera się moralność społeczeństwa, lub, jak Ty byś pewnie wolała, wspólnoty. Bo przecież wspólnota może być „gruba” lub „chuda”: może być wspólnotą wszystkich ludzi po prostu (wtedy przyjęcie uciekających przed ISIS Syryjczyków nie nastręcza problemów), wspólnotą obywateli jakiegoś państwa albo też – w ramach tego państwa – wspólnotą narodową powstałą na gruncie „czytelnie zdefiniowanej tożsamości”.
Welzer pisze dalej, że istniejące współcześnie „społeczne struktury instytucjonalne i operacyjne należy w zasadzie traktować jako zbiorniki potencjałów, które w zależności od zdefiniowanego celu mogą tworzyć zupełnie inną rzeczywistość”. Innymi słowy, nic w naszym świecie nie chroni nas przed okropną historyczną czkawką. Z klocków Lego naprawdę można zbudować obóz koncentracyjny.
Welzer twierdzi, że warunkiem koniecznym, aby ta „inna rzeczywistość” stała się mordercza, jest „zbudowanie wspólnoty w oparciu o radykalną definicję tych, którzy do niej nie należą”. Bo są Żydami, Bośniakami, „encyklopedystami” czy wyznawcami „cywilizacji śmierci”. Bo stoją tam, gdzie stało ZOMO. Bo mają niezbyt czytelnie określoną tożsamość. Bo mogą być nie w pełni zdrowi psychicznie, gdyż urodzili się dzięki in vitro i cierpią na „syndrom ocaleńca”. (Tych zresztą łatwo rozpoznać, gdyż, tak jak Żydzi, różnią się od nas, Polaków, fizycznie – mają bowiem niewidoczną bruzdę, której istnienie doświadczony i pobożny lekarz zawsze jednak wykaże).
„Los europejskich Żydów został przesądzony w momencie, gdy pewien urzędnik w 1933 roku w jednym z zarządzeń zdefiniował, kto jest »Aryjczykiem«, a kto nim nie jest. Od tej chwili można było w praktyce – zarówno w sensie normatywnym, jak i prawnym – wyegzekwować to, co przedtem istniało już w formie rasistowskich resentymentów i pragnień eliminacji czy zniszczenia pewnych grup ludzi, ale podlegało kontroli i korekcie mieszczańskiego prawa, nie mogło więc swobodnie się rozwinąć”.
To zaczęło się bardzo „niewinnie” i bardzo powoli przyspieszało.
„4 kwietnia niemiecki Związek Bokserski wykluczył ze swoich szeregów wszystkich bokserów żydowskich. 18 kwietnia Gauleiter Westfalii zarządził, że Żyd może opuścić więzienie tylko wtedy, kiedy obie osoby, które złożyły wniosek o jego zwolnienie i wpłaciły odpowiednią kaucję, zgłoszą gotowość zajęcia jego miejsca w więzieniu. 19 kwietnia zakazano używania języka jidysz na targach bydlęcych w Badenii. 24 kwietnia zakazano używania imion żydowskich do przeliterowywania w rozmowach telefonicznych”. I tak dalej, a wszystko w majestacie prawa. Nowego prawa sankcjonującego wykluczenie.
Sądzę, Wando, że to, co powiedziałaś w Katowicach na temat czytelnego określenia tożsamości narodowej, daje wystarczającą podstawę teoretyczną do przeprowadzenia w społeczeństwie podziału na tych „czytelnych” i „zagmatwanych”. Czy krokiem kolejnym będzie wykluczenie tych „zagmatwanych”? (Do tego zmierzała forsowana przez Twoją partię w 2007 roku ustawa lustracyjna, która umożliwiała rewolucję kadrową porównywalną jedynie z tą, jakiej dokonano po Marcu ‘68).
A jaki będzie krok następny?
Nie wiem, czy pamiętasz, Wando, jak jesienią 1980 roku zakładaliśmy razem NZS w szkole teatralnej. Była to jedyna (poza harcerstwem przez dwa lata) organizacja, do jakiej w życiu należałem. (Zresztą całkowicie pasywnie). Bo jakoś nie lubię należeć. Ani do organizacji, ani do wspólnot.
No jeszcze taka wspólnota, jak ówczesna „S”, całkowicie otwarta, gdzie „nie masz Greka ani Hebrajczyka” czy jakoś tak, owszem – ona mogła być.
Więc w tym właśnie nastroju ogólnej euforii zakładaliśmy NSZ na Miodowej. Mnie chodziło wówczas o wolność, która w moim wypadku streszczała się w końcu do wolności czytania wszystkiego, na co mam ochotę. Czy Tobie, Wando, już wtedy chodziło o „prawdziwą wolność”? Czy już wtedy Wybór Zofii Styrona, Malowany ptak Kosińskiego, Rondo Brandysa czy prace Jana Grossa były dla Ciebie podejrzane z punktu widzenia polityki kulturalnej mającej służyć „umacnianiu więzi wspólnotowych”?
Z przykrością, niesmakiem i smutkiem wyglądam jutrzenki nowego świata, który pomagasz tworzyć.
Twój dawny kolega
Krzysztof Kopka
19-08-2015
ABC napisał(a):
Gazeta polska językiem przypomina Voelkischer Beobachter. Osobie kulturalnej nie przystoi publikowanie w tej "gazecie" chyba że jest to oczekiwanie na lepsze czasy.Wanda Zwinogrodzka, osoba publiczna, znana z tekstow w "Gazecie Polskiej", pracowita. Ale czemu nie znajduje jej biogramu w Wikipedii? Szanowna Pani, bardzo prosze cos opowiedzieć o sobie.
Nie wiem, kim Pan jest, Panie Kopka. Natomiast Pani Wanda jest dla wielu autorytetem. Oby więcej takich ludzi w życiu publicznym po 25 października.
dziękuję "z Miodowej". Oczywiście! Kopka po prostu nic nie zrozumiał. No, jedna z wymienionych przez niego osób bardzo nudziła, drugi kombinował jakby tu siedzieć okrakiem na barykadzie bez naruszenia wątpiów, ale generalnie robili co mogli. I wychowali nie tylko konformistę Pałasińskiego, ale i Wandę, czy Maćka Pawlickiego, Grzesia Zorbasa, czyli p r o f e s j o na l i s t ó w. Krzysiek głupiał powoli, sądzę, że nie bez wpływu JG. Niestety, dziś stanowi egzemplifikację twierdzenia mojego, że lewicowe myślenie degeneruje umysł - napewno w aspekcie moralnym. Dixit
Nie jestem absolwentem WOTu, ale znałem większość wykładowców tego wydziału w czasach kiedy studiowała tam pani Wanda Zwinogrodzka. Sam jestem ciekaw jak ustosunkowaliby się do tekstu pani Wandy. Na pewno wielu z nich w pełni by się z nim zgodziło. Jestem natomiast pewien, że paszkwil pana Kopki, posługujący się mało wybrednymi sztuczkami erystycznymi, głęboko zasmuciłby każdego z nich.
przeczytałem niniejszy felieton oraz wystąpienie Wandy i niestety - felietonista mija się z prawdą, wystąpienie Wandy nie jest atakiem, lecz prawdziwym opisem rzeczywistości teatralnej oraz politycznej, Wanda nikomu nie grozi, nie straszy, nic w tym wystąpieniu Wandy zlego nie widzę
Wanda Zwinogrodzka ma rację. Pozdrawiam - Jarosław Jakubowski, Koronowo.
stosując cenzurę Redakcja winna stosować redakcję. Wieszć z ostrzeżeniem: szkodzi myśleniu... Inaczej, wystawia świadectwo sama sobie. Ale to też jest pouczające.
Ma rację: grozi nam... Miernik tak zresztą od dłuższego czasu: zawodową ignorancją, brakiem wykształcenia, uprawianiem kumoterstwa zamiast krytyki, etc. I tak można bez końca: trzy (do pięciu) z rodzinami mentalne kundle wszystkich lewicowych zapośredniczeń łączą się w strachu... Trzeba im rzec: szerokiej drogi - przez Zaleszczyki - do swej białoruskiej niebogi! Tu będzie wolna Polska, wolna od waszej głupoty i nienawiści, będzie nazywanie was po imieniu. Ale jest jeszcze milcząca (?) większość, której warto nie przestawać tłumaczyć. Moiściewy, to, co napisał Kopka to zwykle kłamstwo! Kłamie o Kosińskim zamiast o Nowaku, o NZS w PWST, o wymienionych z nazwiska profesorach, że uczyli go konformizmu i nietolerancji; fałszuje przeszłość Teatru Narodowego. I się boi... Że przy okazji działania demokratycznej opozycji wywodzi i porównuje z faszyzmem i historycznymi przykładami totalitaryzmu jest proponowanniem dyskusji na poziomie znanych prokuratorów - Jagody z Wyszyńskim: " to wy mi tu udowodnijcie, że nie jesteście wielbłądem" - nie widzi, bo jest zaślepiony ideologią. Gdy rozum śpi, budzą się demony...'Pytam, jak można z taką bzdurą dyskutować nie mając mózgu w y p r a n e g o postmarksistowską propagandą uprawianą od ośmiu lat w tym kraju przez rządzącą partię. Tymi wszystkimi "bydłami" Bartoszewskiego, "watahami" Sikorskiego, tymi strzałami w Łodzi do Marka Rosiaka i wreszcie tym, co się stało w błocie smoleńskim. Jeśli fakty przeczą teorii, tym gorzej dla faktów... Krzysiu prezentuje się tutaj tylko jako nieodrodnym syn Adama Michnika z jego teorią "ciemnogrodu", która nigdy nie była niczym więcej niż kryciem szemranych interesów postkomuny w wyniku okrągłego stołu. Za tym, jak w dym (w mgłę?) poszła tzw młoda (pseudo)lewica, bo za tym kryła się władza i pieniądze. Realne duże pieniądze i niedemokratyczna, bo w wyborach nie potwierdzona, władza w instytucjach kultury. Czyli powtórka z tego, co było: u bolszewików w ZSRR i u Gramsciego. Pytaniem pozostaje, czy z wyrachowanego cynizmu, czy z bezmiernej głupoty? I ta, całkowicie obca, i czołgami tu przywieziona, ideologia totalitarna, właśnie bankrutuje nie potrfiąc rozwiązać żadnych problemów społecznych, degrengolując kulturę, upowszechniając kłamstwo i dezintegrując więzi społeczne. Oni są na wylocie, dlatego w strachu! Zwinogrodzka promuje proste rozwiązanie: etos solidarności (Solidarności), wspólnotowość i wspólną pracę dla wspólnego dobra. Widziała ożywcze działanie tego w niedalekiej przeszłości... Kto nie chce to nie: Rymkiewicz świetnie opisał to całe zaprzaństwo i zdradę. Jest wiele sił sił w narodzie... Uczcie sie nieuki lewackiej proweniencji, coś poczytajcie, nie tylko w GW. Przede wszystkim wyłączcie niejakiego Grasia i większość kanałów w telewizji. Tu będzie Polska: macie moralny obowiązek się zasłużyć i p r z y s ł u ż y ć. Tu gorzej bywało - i rodacy dali radę.
Panie Krzysztofie, dziekuję za ten felieton. Pierwszy na tym portalu tak wnikliwy i pokazujący co nam grozi 25 października jeśli się nie opamiętamy. Pozdrawiam!
Panie Krzysztofie! Kilka miesiecy temu był pan łaskaw wyrażać na tych łamach swój entuzjazm po zwolnieniu z pracy Marka Cichuckiego, aktora, którego jedynym przewinieniem, był brak entuzjazmu dla tekstu Golgota picnic. Teraz epatuje pan swych Czytelników listą swych znakomitych profesorów. Może pan zdradzić tajemnicę który z nich nauczył pana wyśmiewać publicznie osoby prześladowane za poglądy? Czy zrobiła to Marta Fik? A może prof. Anna Kuligowska czy Teresa Kostkiewicz? a może nauczyli tego pana Zbigniew Raszewski, Jerzy Timoszewicz, Lech Sokół, Zbigniew Wilski, Józef Szczublewski? Czy może Stefan Meller? Strasznie jestem ciekawa.
jkz w skorze rozwscieczonego na ludzi bulteriara, przypisujacego szczekanie i plucie innym. jkz nie lubi ludzi. nienawidzi ludzi. taki ktos by mial byc dyrektorem, rezyserem? uchowaj boze!!! nie slyszalem o teatrze jkz w holandii. moze na malej farmie z wychodkiem (gdzie byl), bo w teatrach sa toalety. kiedys jkz mial nazwisko, dzisiaj ma internet.
Jacku, jestem wciągłym stanie podróży, zatem nie robią na mnie wrażenia Twoje mini - wycieczki do każdego z osobna, tym bardziej,że za trzy lata minie 40 lat jak się znamy. Cieszy mnie jednak,że tak ważna dyskusja toczy się z udziałem osób, które w tamtym czasie pobierało nauki od osób wartych swojej roli w on przeciekawy okres klucia się demkracji,jakolwiek to po latach rozumiemy... To ,że spotkałem swoich nauczycieli to jeden wzniosły aspekt mojego życia, ale ,że poznałem Was to drugi...Stąd mam poczucie własnej głupoty, ale do pewnego stopnia:).Zgodzisz się ze mną, przynajmniej w tym punkcie chyba. Pozdrawiam.
jkz w furii, kipi nienawiscią, oskarza o nieuctwo, wiec przestaje być anonimowy. z prawdopodobienstwem bliskim pewnosci jest nim odrzucony przez srodowisko, notorycznie przegrywajacy w konkursach "profesjonalny" rezyser. bez watpienia, czlowiek cyniczny i zly. pies ogrodnika, strzykajacy moczem wydalin slownych gdzie tylko sie da. jkz-synonim zatrutego jabłka teatru. ten pan nie przyjmuje do wiadomosci, ze gdyby byl konkurs na jkz, on (jako jkz) nawet takiego konkursu by nie wygral. oby z wandą i innymi sobie podobnymi jak najdluzej pozostali w glebinie artystycznego niebytu. panie krzysztofie, dziekuje za swietny i odwazny tekst. pozdrawiam z holandii
Istnieje wielce poważne zagrożenie, że Twoje Larum do Wandy dotrze o tyle,że Jej świadomość się ubogaci, ale chęci i tak pozostaną w tym punkcie ,ktory sobie obrała była za gniazdo swej szarodziennej egzystencji. Podróż "po rozum do głowy" zawsze bywa trudna, a nawet najtrudniejsza. Wszak jak człowiek sobie raz coś do niej (głowy) wbije to żadną miarą się z niej nie wywikła. Pozdrowienia dla Wandy i Krzyśka. Dawny kolego z wydziału aktorskiego na Miodowej,który także kręcił się po NZS-ie, brał udział w strajkach....itd. Mariusz Borys Pilawski
Panie Krzysztofie! wiadomość mam dla Pana kiepską- Pańskie usilne starania o etat, czy choćby ryczałt w przemyśle pogardy są skazane na porażkę. Sam zapał i dobre chęci to zbyt mało! Oni mają ludzi, którzy umieją pisać. Może niech Pan próbuje swych sił na portalach dla gimbazy. Być może tam znajdzie się dla Pana jakiś target. Może. życzę zdrowia.
o co pytasz - boś smutny? Zapytaj kolegę o maturę, bo ta prezentacja skróconego kursu marksizmu-nowakowizmu tylko wstyd wotowi przynosi!
Bardzo przepraszam, ale ja tak pisnę z boku, Czcigodny Redaktorze i Starszy Kolego. To czego właściwie rocznicę obchodzimy w tym roku? I od kiedy w Polsce widowiska teatralne były faktem nie dworskim, nie ściśle prywatnym, a publicznym? Ja coś chyba pamiętam. Kolega powołuje się na Raszewskiego, a proszę łaskawie zajrzeć do "Krótkiej historii..." i to żeby rąk nie zmęczyć kartek przerzucaniem - do samego jej początku. I tyle. Ukłony PS. Ja akurat tez z lemingów, ale swój rozum i wiedzę jakąś mam. ukłony jeszcze raz Mościcki
Dlaczego autor polemizuje z tekstem wystąpienia, do którego nie podaje linku? Przez to polemika jest monologiem, a autor chyba chciał wejść w dialog.