AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Nasennik teatralny: Jęczą dzwony

Dziennikarz „Polityki” i „Studia Opinii”.
A A A
Fot. Karol Budrewicz  

Co się da powiedzieć, da się jasno powiedzieć. O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć.
Ludwig von Wittgenstein


Trumna rządzi Wawelem. Stanisław kardynał Dziwisz i Jarosław Kaczyński zdecydowali o pochówku śp. Lecha Kaczyńskiego we dwóch. O prezydencie Kaczorowskim zapomnieli. Narracja jeśli nie z dramatu Stanisława Wyspiańskiego, to Stanisława Przybyszewskiego (Mściciel). Lub Adolfa Nowaczyńskiego.

Mamy też i drugą narrację: do jednego z poprzedników kardynała Dziwisza, Adama Sapiehy, przyszli swego czasu pułkownicy, negocjować za plecami marszałka Piłsudskiego miejsce na Wawelu.

Pułkownik I: Czy nie znalazłoby się jeszcze jedno miejsce?
Kardynał Sapieha: Może by się i znalazło, ale trzeba się spieszyć.

Opowieść jak na dramat Witkacego.
Jęczą dzwony.
Dyrektor Teatru Polskiego, Andrzej Seweryn, grający wtedy w krakowskim Teatrze STU i w wolnych chwilach zaglądający na Skałkę i do Muzeum Wyspiańskiego Marty Blank, musiał rozmyślać o centralnej intrydze dramatu w historii Polski, kiedy pomazaniec zabija pomazańca, a w tle aż czarno od zdrady.

Jak zaś doszło do wypędzenia króla Bolesława z Polski, długo byłoby o tym mówić; tyle wszakże można powiedzieć, że sam będąc pomazańcem nie powinien był pomazańca za żaden grzech karać cieleśnie. Wiele mu to bowiem zaszkodziło, gdy przeciw grzechowi grzech zastosował i za zdradę wydał biskupa na obcięcie członków. My zaś ani nie usprawiedliwiamy biskupa zdrajcy, ani nie zalecamy króla, który tak szpetnie dochodził swych praw – lecz pozostawmy te sprawy, a opowiedzmy, jak przyjęto go na Węgrzech. (Anonim tzw. Gall, Kronika polska, przeł. R. Grodecki)

Gall Anonim pisał o tym w trzydzieści lat po wydarzeniu, a mimo to nie chciał wdawać się w szczegóły. Nie wyjaśnia owej zdrady. Żywi jeszcze byli współzdrajcy zasiadający na tronie? Zbyt łagodnie obchodzi się z nimi nadworny pisarz-kleryk, bo chce lub musi milczeć? Kiedy Gall pisze, włada kolejny Bolesław – Krzywousty. Pisarz nie bał się cenzury na książce, więc nieważne jest, kiedy ją wydał. W średniowieczu czytać znaczyło czytać głośno. Wyżeniliby go ze dworu, gdyby im przeczytał sentencję własnego wyroku. Wszak występuje jako sędzia – prawie rozgrzeszyciel.

(Sędziowie to osobny dramat polski, trwający nieprzerwanie do dziś. Temat, który męczył Wyspiańskiego. Po wojnie prawie nie grani, doczekali się Sędziowie Wyspiańskiego inscenizacji Helmuta Kajzara w Teatrze 38. Teatr studencki zastępował w latach PRL profesjonałów w ich obowiązkach krzewienia wiedzy o teatrze na przykładach rodem z ojczystej dramaturgii, by przypomnieć także Szewców Witkacego Włodzimierza Hermana we wrocławskim Kalamburze).

Starający się o władzę rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego Józef Ignacy Kraszewski pisze o Bolesławie Szczodrym, że to Rusin we krwi i obyczajach, z matki Rusinki, ożeniony z Rusinką i gwałtownik pełen dzikich furii w sobie, także wszetecznych. Wg Kraszewskiego (Wizerunki książąt i królów polskich) samowolnym był Bolesław i zuchwałym, a rządził już jako piętnastolatek. Był więc także po dziecinnemu nieznośnym bachorem. „U siebie w domu chce być absolutnym panem”. Ciągle wojował, ciągle poza domem, aż czeladź i słudzy rycerstwa pozostawieni w domach, licząc, że panowie pogubią się i wygubią na kolejnej wyprawie, przejęli ich majątki i żony. Bolesław stracił rycerstwo, które rozbiegło się po domach, żeby porządek zaprowadzać, sam karał opuszczających go – i czynił to bez litości – jako zdrajców. Innym odmawiał, sobie dogadzał, swawolił, cudzą żonę zniewolił, jakby pachołkiem rycerza był. Rozwiązły był. Uwag krytycznych, skądkolwiek płynęły, nie znosił.

Na czele Kościoła stał wtedy biskup krakowski Stanisław ze Szczepanowa (z czeskiej ponoć dynastii Słowikowiczów), wychowany na modłę zachodnią w Belgii i Francji. Mąż świątobliwy. Potężną głową Kościoła był wtedy Grzegorz VII, który ukorzył cesarza Henryka. Stąd pewnie inspiracja. Uwag Stanisława Bolesław przyjąć nie chciał i nie umiał. Stanisław jego sobiepaństwa tolerować nie myślał. Istoty władzy duchowej, zamkniętej na sprawy świeckie, nie rozumiał. Zakazał Bolesławowi bywania w kościołach. Obłożył go czymś na kształt klątwy. Żaden ustąpić nie zamierzał. Król i jego boleszczyce, bolesławici (obydwie nazwy wystąpiły jako tytuły powieści w cyklu piastowskim Kraszewskiego) poszli do kościoła na Skałce, upominając się o swoje. Stanisław celebrował mszę świętą. Drzwi do kościoła wyłamali. Sam król zdaje się zadał mu cios śmiertelny, a brygada rozsiekała martwe już ciało. Całe duchowieństwo – jakże by inaczej – stanęło po stronie biskupa. Przy królu nie pozostał nikt. Księża oderwali naród od króla. Zbiegł na Węgry, czy to pragnąc w ten sposób przejednać Rzym, czy szukać posiłków przeciwko własnemu narodowi. Kraszewski nie wie. Wygnaniec, osamotniony, zmarł po kilku latach w klasztorze. Na grobowcu konia mu ryto, a nie habit. Nie pokutował, jak się zdaje. Nie w jego to byłoby stylu. Skrucha w chwili śmierci zrodziła legendę o pokucie – pisze JJK.

Karol kardynał Wojtyła, wracając z Rzymu po odebraniu kapelusza, zatrzymał się – przypominają redaktorzy świetnego programu – w Osjaku, dziś Austria, żeby odprawić tam mszę za spokój duszy Bolesława. Zastanawiające.

Bolesław Śmiały, nie chcąc tego, wzmocnił Kościół, osłabił władzę królewską i przyczynił się do ograniczenia jej samowoli. Nie do obrony jest teza o ataku Kościoła na państwo. Ale sugeruje ją… Wojtyła – poeta: „Myślał król może… nie narodzi się naród ze słowa, co karci ciało i krew”. Władza świecka musiała na drodze upokorzeń przejść stulecia, aby nauczyć się samoograniczenia. Kościół natomiast nabrał sił do współrządzenia.

Konsekwencje mordu w kościele na Skałce mamy zarówno w buncie Zbigniewa Oleśnickiego przeciwko Jagielle, jak i we wszystkich kronikach, w których Bolesław występuje jako czarny charakter. Stanisław wyniesiony na ołtarze w niespełna dwieście lat po śmierci (rządził wtedy niezguła, lecz też Bolesław – Wstydliwy), jest przedstawiany do dziś jako postać niepokalana. Jaka to szkoda, że tak wiele wiemy o Bolesławie, a nic zgoła o biskupie. Bunt władzy świeckiej przeciwko Kościołowi opisywano setki razy. Buntu Kościoła przeciwko władzy świeckiej nie opisywano, bo zwycięzców się nie sądzi. Temat polski w Teatrze Polskim. Jęczą dzwony.

Autor scenariusza Jacek Popiel wykorzystał Bolesława Śmiałego, którego pierwodruk z oficyny Anczyca otrzymujemy wraz z programem, oraz Skałkę, a także utwory Słowackiego i Karola Wojtyły, przez co spektakl staje się od razu publicystyką. Inspiracją dla Popiela i Seweryna było moratorium w Katedrze Wawelskiej grane kilka lat wcześniej.

Reżyser Bartosz Zaczykiewicz, obsadzając dyrektora Seweryna w roli aktora, który dystansuje się do dramatu na jego początku i końcu, choć czyni to dostatecznie dyskretnie, żeby nie było słychać, chciał zagrać klasykę polską, jak gra się Corneille’a czy Racine’a w Comédie-Française. Jest to inscenizacja zrealizowana po bożemu, z wyraźnymi odniesieniami do czasów dzisiejszych. Więc najpierw świetnie rozegrana sekwencja erotyki dzikiej – soixante-neuf z kochanką króla, Krystą, która temperament splątanego nóżkami w węzeł seksu wynosi daleko poza tekst Wyspiańskiego. Turlając się, spadają jak gdyby z Tratwy Meduzy Gericaulta.

Potem w scenie jak gdyby rodem z Teatru Rapsodycznego Kotlarczyka, w którym Karol Wojtyła występował jako aktor w roku 1941, wdziera się głośnik z komunikatem „Z powodu awarii prosimy wszystkich o natychmiastowe opuszczenie teatru”. Na szczęście nikt nie opuszcza i nikt nikogo nie tratuje, choć sądzić trzeba, że wariant zapasowy na wypadek czyjejś nagłej śmierci aktorzy mają przećwiczony. Ale wszyscy myślą wtedy o przesłaniu twórców spektaklu, które grzmi: wszyscy jesteście śmiertelni! Prawdziwa wojna światowa Wojtyły czy terroryzm Czerwonych Brygad albo ibn Ladina – jakaż to różnica?

Wreszcie pomysł zaczerpnięty zapewne z Hamleta Jasińskiego, z wodą, która leje się długo z sufitu na króla, żeby go oczyścić, ale nie może i powoduje błoto na scenie Sceny Narodowej.

W muzyce osobliwości: Apituley, Bartók, Britten, Cage, Harvey, Prokofiew, Strawiński, którzy zastępują wyjące dzwony. I ani trochę Ludomira Różyckiego, który komponował do oryginału.

Trzeba iść.

28-02-2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: