Nienawiść
Dawno, dawno temu (około roku 1990) zapytała mnie znajoma dziennikarka z Chicago o to, czego nienawidzę. Ponieważ wstyd mi przed Panią Redaktor, że zaniedbałem swoje obowiązki, a napisać nowy felieton spróbuję dopiero za dwa tygodnie, postanowiłem przesłać moją ówczesną odpowiedź jako ciekawy dowód na to, jak naiwnym harcerzem byłem.
A co gorsza – pozostałem:
„Nienawiść to za duże słowo. Nienawiść zakłada, że się nie wybaczy, a trzeba wybaczać, jeśli nie z chrześcijańskiego obowiązku, to dla higieny psychicznej.
Więc nie nienawidzę, ale nie lubię.
- Lenistwa podniesionego do rangi filozofii.
- Obłudy przechodzącej w samozakłamanie: „Ja to mówiłem? Nigdy nic podobnego nie powiedziałem!”.
- Chamstwa. Bez komentarzy. A jeśli już konieczny komentarz, to tylko taki, że z faktu, iż Rosjanie biją nas na tym polu, nie warto czerpać satysfakcji.
- Okrucieństwa – syndrom zwany kolejnością dziobania jest zapewne uniwersalny, ale nie usprawiedliwia żadnej grupy społecznej, a zwłaszcza jej przywódców. (Nie myślę tu o politykach, tylko o kapralach w wojsku – jako naród specjalnie okrutni nie bywamy.)
- Złodziejstwa – zgroza, jak łatwo usprawiedliwianego! „To kiedy ukradniesz ten kabel z fabryki?” – pytało sześcioletnie dziecko tatusia w tramwaju. Tatuś coś tam odburknął, ludzie uśmiechali się wybaczająco.
- Pychy – kretyńskiego przeświadczenia, że jesteśmy narodem wybranym, przeświadczenia, które dopadło nas w romantyzmie i nie może się odczepić. Tego nie można nazwać ani patriotyzmem, ani nacjonalizmem. To głupkowate przekonanie, że i tak wiemy lepiej.
- Braku autoironii – tłumaczył to Gombrowicz, ale kto go tam z tych trzydziestu milionów przeczytał? A kto wziął do siebie?
- Brudu – ale winą należy obarczyć także socjalizm, bo ciemne kuchnie z karaluchami i biedę po równo to nie Polacy wymyślili. Teraz widać, że się powoli prostujemy, ale to jeszcze potrwa.
- Alkoholizmu – tu rzeczywiście nienawidzę! Straszliwa zaraza, pułapka na cały naród, nigdy dość rozpaczy i histerii na ten temat. Przejdziemy do Europy, jak się skończy „kultura wódki”, a zacznie „kultura wina”. Ale kiedy? W którym stuleciu?
Więcej nie znajdę, a może i szukać nie chcę.
W sumie jako społeczeństwo dotknięte tyloma idiotyzmami wychodzimy obronną ręką. Mam na ten temat pewną hipotezę – bałagan i to, że nic do końca nas nie pochłonęło (ani faszyzm, ani humanizm, ani kapitalizm, ani feudalizm… no, może najwyżej surrealizm), że to niedokończenie w sumie nas jednak ratowało.”
Tak pisałem dwadzieścia sześć lat temu. W niektórych przypadkach zmieniło się na lepsze.
7-09-2016
Dual diagnosis, also known as co-occurring disorders, refers to the condition where an individual is diagnosed with both a mental health disorder and a substance use disorder simultaneously. This complex interplay can significantly impact a person's recovery journey, making effective treatment essential. Dual diagnosis treatment integrates strategies for addressing both conditions concurrently, providing a holistic approach to healing. This article explores what dual diagnosis treatment entails, its importance, and the various treatment options available. dual diagnosis treatment
Understanding triggers is vital in the recovery process. houston alcoholism treatment
Rehab teaches you to cope with life’s challenges without substances. IOP Program Nashville
google
Content is very good [url=http://google.com]google[/url] and so much helpful for us.
Z mojego doświadczenia wynika, że takie manifesty „etyczne” piszą osoby, które chcą coś ukryć. No chyba, że kolega Wojtyszko uroczyście oświadczy tutaj, że przestrzega sam rzetelnie wszystkich wyszczególnionych przez siebie przykazań. I że np. po ukończeniu, dajmy na to osiemnastego roku życia, nic nikomu nie ukradł.
Skończy się "kultura wódki" a zacznie "kultura wina - wina Tuska..."
Ble, ble.....
Panie Macieju, przynajmniej ostatni punkt osiągnęliśmy na początku XXI wieku, czyli nie jest tak źle :-)