AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

O liście Benedykta Chmielowskiego do Olgi Tokarczuk

Fot. Karol Budrewicz  

Do Jaśnie Wielmożnej Pani Olgi Tokarczuk, którą jako dobrodziejkę swoją respektuję tudzież urbi et orbi za takową ogłaszam.


Pamiętny przestróg Waścinych, jakoby łacińska mowa tylko dla możnych tego świata zrozumiała być może, salwuję się polszczyzną, która w moich terminach obecnych, przyznać muszę, jeszcze dziwaczniejsze i bardziej barbarzyńskie formy niż wprzódy przybiera.

O, nowiny osobliwe! Padół ziemski z dawna porzuciwszy i inszym problematom poświęcony, donoszą mi chmury, że Waszmość Pani w Ossolineum wrocławskim listy moje na nowo odczytała i w opusie Xięgi Jakubowe przywołać do żywych moją osobę raczyła. Nie stoję ja o sławę, ona to bowiem jedynie za vanitas uznaną być może, jeno o nieszczęsne „koń jaki jest – każdy widzi”, które pospólstwu jedynym, com napisał, w przytomności się ostało. A tak do godności człowieczej przywrócony zostałem, a żywot mój grzeszny prawdziwszym się wydaje i ku pouczeniu potomnym posłużyć może. Ergo dank Waszmość Pani składam i słówko tutaj szepnąć obiecuję.

Wprzódy, zanim ad meritum, sytuacją swoją eksplikować muszę.

Dziesięć już to lat – sto? dwieście? tysiąc? jedną chwilę? – pobytowuję godnie, bez potrzeb nijakich, w purgatorium. Czyściec ów ma tę zaletę, że czasu tu nikt nie liczy, a wszystko hic et nunc się odbywa, nawyki przeszłości zaś tudzież perspektywy futurum zgoła umowne się wydają. Czas, jeśli go liczyć, powoli w jedną chwilę się przemienia, a chwila owa powolna cukruje się jak śliwka jesienią i wydaje soki, które człowiek we wcześniejszym żywocie swoim najsłodsze zdolny był przysporzyć. Zaiste dziwny to czas, w którym i wszystek pobyt, i peregrynacja, i rozumienie w jednym się zawiera, a bez pełnego zrozumienia pozostaje. Wystaw sobie Pani obraz, jakbyś w sukni godnej, odświętnej, jedną nogą na umajonej murawie stała, a drugą w gnojówce grzęzła. A stópki one, do których się kłaniam i całuję, balansują w nieskończoność. Otóż purgatorium moje.

Wystaw sobie Pani okolicę suchą, gdzieniegdzie strumykami przetykaną, drzewami nieznanymi obrosłą. Czas, jeśli ma jakowyś przystęp, oznacza retardację, cofanie się dziwaczne, coraz bardziej dzieckiem albo zwierzęciem, a nie człowiekiem się stawanie. Coraz bardziej nasłuchiwanie ptaków, co tu grzechoczą, srok albo innego pospólstwa.

Chopin ostatnio przechodził, ale zdaje się, do tylko sobie wiadomej Bramy zmierzał i ni słowa nie dane mi było z nim zamienić, bo w listach powtórnie czytanych zagłębiony. A malutkie to-to, a drobniutkie, aż dziw bierze, że tyle muzyki z niego wyszło, która tu w strumieniach, co nowoprzybyli stimingami nazywają, obficie słyszana być może. Smutna to melodia i purgatorium moje melancholią spowija, ale dobre w niej, że żadnej nucie na dobre ustalić się nie dozwala, a człowieczą będąc, do ciszy wiekuistej prowadzi. Kiedy ów grajek przechodził, usłyszałem tylko mamrotane słowa listu ojca jego, że jakoby „jest rzeczą piękną prześcigać się w delikatności…”.

Różni tu przechodzą. Mijają nas atleci, którzy za moich ludzkich czasów nie do pomyślenia byli, ale Homer, ów Greczyn, z którym zaszczyt pigwówkę spożywać miałem, a który ponoć bajki jeszcze większe od moich sprokurował, wspomina, że owszem, byli takowi, co czarnymi Murzynami będąc, wdzięczność świata sobie zaskarbili i figę światu niemieckiemu pokazali. Ajwaj albo Owens wspomniany Murzyn się mianował. Już nie dziwią mnie sprawy ludzkiego padołu, ale dignitas stworzenia człowieczego za każdym przypadkiem admiracją moją zaskarbia, a posilać się dalszym przykładem nie sposób, bo wszyscy w jednej chwili przechodzą, czas omijając, co Waściną mózgownicą i tak objętym być nie może, więc na dwóch wymienionych poprzestaję, aby exemplum dać zaledwie.

Powiadają, że list mój do Pani przez chmurę transmitowany będzie, która nad Ojczyzną moją umiłowaną napłynie i tym sposobem Pani go odczytasz. Nie bardzo ja daję wiarę w te dziwy, lecz ordo tutejszy nie takim dziwom powolnym być każe.

In casu saevientis fortunae, co w Waścinej mowie „na wszelki wypadek” prostacko tłumaczyć można, gdyby doszło do tego, że list mój innym bliźnim przytomnym być może, zaznaczam, że towarzystwo moje wyborne, non plus ultra! Jak wspomniałem, samotrzeć peregrynować mi przypadło. Non plus ultra powiadam i reklamacją składać mi nie wypada. Po prawdzie jednakowoż księdzu katolickiemu, Pana Jezusa chwalącemu, podle przypadło. Wystaw sobie Pani, że towarzystwem błaznów ku pocieszeniu albo udręce obarczon zostałem. Jeden, co Antonim Halikiem się zowie, powiada, że po niebie latał i do Niemców z powietrza z pukawki strzelał, a potem ubi leones przebywał. Powiada, że terra incognita zgoła nie metaforą pozostaje i w małpy tam wierzą, a Pana Naszego za nic mają. Pociecha taka, że błazeństwu opowieści zapobiegliwość towarzyszy i ogień ex nihilo ów Halik wzbudzić potrafi.

Drugi, bo samotrzeć peregrynujemy, na jeszcze większą obrazę Boską albo ku pouczeniu księdza katolickiego zesłany został. Pijak i słusznie przez swoich wygnany, do mnie jak rzep się przyczepił. Żydek niesforny. Icyk Manger się zowie. Ten gorzałką jeszcze na Ziemi spożytą chucha tutaj niepomiernie, a Halikowi zawdzięcza, że się jeszcze nie zgubił. W chwilach trzeźwości twierdzi, że nie jeden, ale trzy Raje nas czekają, i to w opusie Księga Raju opisać raczył oraz nihil obstat otrzymał! Prawi ów żydek mianowicie: że jest Raj judejski, co jeszcze zrozumieć można, potem nasz właściwy, chrześcijański, gdzie prawdziwy Pan Bóg króluje, a potem jeszcze bisurmański Raj istnieje!

Od tych pór, kiedy herezją takową wyznać raczył, osobno ptaków słucha, a Chopina w strumieniach słuchania zakazać mu postanowiłem.

Jedno, co miarkowania jest warte, a co nie z pijanego umysłu Mangera wyszło tylko przez niego od przodków jego żydowskich się wydobyło, to wiadomość, że nie jedna, ale siedemdziesiąt Bram do Raju prowadzi. Co ja, powziąwszy wiadomość takową, śpieszę Pani donieść. Oto kabała!

O Bramach siła by mówić. Pytają tam wiecznie: Kim jesteś? Kim jesteś? A im pełniejszą odpowiedź dajesz, tym z większym hukiem wrota się zatrzaskują.

I oto samotrzeć błąkam się między Bramami, bez niecierpliwości, a coraz bardziej dzieckiem albo zwierzęciem się stając. Bo powiadają, że albo ucukrować się trzeba, albo ogołocić. A tu gorzkość tylko albo ludzkie narowy nachodzą. Otóż, bez urazy Dobrodziejki, masz babo placek!

Ad meritum. Chmury, co tu z Ziemi ciągną, nie tylko deszczyk dobroczynny, ale błoto marcowe zwiastują. A kiedy powiadam, że błoto marcowe, to zaiste błoto zwiastują. Nawet tutaj wieści dochodzą, żeś Waszmość Pani despektu doznała, twierdząc, że Królestwo Boże nie w Ojczyźnie naszej umiłowanej pomieszkuje, ale wyższe ma locum, a Polak belką w źrenicy swojej zaślepion.

Od Halika powiadomiony, że Święte Krowy po świecie chodzą, Waszmości takiego tytułu nie przysparzam, atoli skonfundowany niepomiernie, z konsolacją śpieszę, na wypadek gdyby własnej sapientia et dignitas Dobrodziejce nie dostawało.

Oho! Kończyć muszę, bo polonus jakowyś przechodzi. Siwiutki. Manger z nim gada, pijany. Halik biegnie i powiada, że nie w kij dmuchał, że mason i socjalista! Terminów nie pojmuję, ale horror wzbudza! Powiada, że niewierzącym a praktykującym go widzi! Skaranie Boskie, nie daj Bóg, on tutaj? Poznaję! Jan Józef Lipski we własnej osobie. Na utrapienie moje. Widzi mi się, że nie samotrzeć, ale w czwórnasób peregrynować przyjdzie oraz lekturą „Dwie ojczyzny i dwa patriotyzmy” na okoliczność rozważań o Ojczyźnie mojej umiłowanej posiłkować się będziemy.

26-10-2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (5)
  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-11-05   16:29:21
    Cytuj

    kradzione (nie tuczy).

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-11-01   15:21:51
    Cytuj

    Zmęczony jestem strasznie, bo całą noc biegałem po Warszawie z rozkładaną trampoliną w ręku, którą to trampolinę chciałem podłożyć pod lecący z nieba meteor – jakby miał jednak spaść, jakby jakiemuś życiu zagrażał. Nie spadł. Trampoliny nie użyłem. Będzie na kolejny raz.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-10-29   07:36:19
    Cytuj

    kradzione (nie tuczy).

  • Użytkownik niezalogowany A
    A 2015-10-27   11:51:09
    Cytuj

    Świetne!

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-10-27   11:23:08
    Cytuj

    znowu r ż n i e : tym razem z Waldorfa (ideologicznie, jak zawsze z Michnika).